12 Czerwca 2016
Marwood, Zachodnia Walia
13:00
Kolumna stalowoszarych chmur piętrzyła się nad posiadłością Earthlandów. Mrok rozrastał się, pochłaniając coraz większe kawałki widniejącego w dolinie miasteczka, nad którym górowała mała, spiczasta wieżyczka. Jakiś wiejski kościółek. Pomruk niebios, niesiony wiatrem pomiędzy wzniesieniami Black Mountains w zachodniej Walii, zlał się z dźwiękiem dzwonów. Sonia zadarła głowę, z niepokojem spoglądając na gęstniejące z każdą minutą chmury.
Nie dobrze...
Spuściła wzrok na dachy w dolinie. Wszystkie takie same, strzeliste. Typowe górskie miasteczko. Tak bliskie, a jednocześnie tak dalekie. I takie spokojne. Podczas gdy tutaj trwała gorączka, ludzie w schludnych uniformach wchodzili i wychodzili, rzucali do sobie pośpieszne polecenia, ci w dole zapewne chowali się przed wiatrem i chłodem nadchodzącej burzy w domowych pieleszach, leniwie sącząc popołudniową herbatę. Tak naprawdę pogoda ich nie obchodziła. Dla Sonii sprawa przedstawiała się inaczej. Deszcz był ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebowała.
Co prawda już dawno zrezygnowała z pomysłu, by zorganizować wesele w ogrodzie, więc kaprysy pogody nie mogły popsuć samej ceremonii, ale przecież tak ponura aura z pewnością nie wpłynie korzystnie na atmosferę i humory gości.
Wszystko przygotowali. Białe obrusy na stołach ożywione żółtymi serwetkami. Butelki szampana w wiaderkach pełnych lodu. Weselny łuk rozstawiony nad stolikiem młodej pary. W odbiciu szyby widziała Renatę, która kończyła układać na stołach wiązanki z żółto-czerwonych goździków.
Tak się natrudziła, by móc zorganizować tutaj wesele! Majestatyczna posiadłość z prywatną kaplicą aż się o to prosiła! Tak bardzo wyczekiwała tego dnia, jakby to ona sama miała dziś wyjść za mąż. Nie chciała, by z całej imprezy to parszywa pogoda najbardziej zapadła gościom w pamięć.
Błagam, żeby tylko nie padało!
Nie zauważyła, kiedy wysoka sylwetka Renaty zmaterializowała się tuż za jej plecami.
- Gotowe. - oznajmiła dokładnie w chwili, kiedy lunęło.
3 Marca 2016
Roscoe w hrabstwie Norfolk
Lizzie siedziała w kącie sali. Tam, gdzie nawet złote refleksy rzucane przez zwisające z sufitu kryształy, nie miały prawa dotrzeć. Ukrywała się w cieniu, niczym złoczyńca, chcący zniknąć z oczu tłumu. Jej zamglone oczy wpatrywały się nieruchomo w do połowy opróżnioną szklankę.
Sonia obserwowała ją od dłuższego czasu, przygryzając wargę. Znała te objawy i wiedziała, że nie wróżyło to dobrze. Westchnęła, odrywając się od kolumny, która zapewniała jej schronienie. Przywołała na twarz uśmiech i ruszyła w jej stronę.
- Przepraszam, straszne korki. - jęknęła, całując ją w policzek. Ciałem Lizzie wstrząsnął dreszcz, jakby właśnie przebudziła się z sennego koszmaru.
Zajęła miejsce naprzeciwko i podparła podbródek na splecionych pięściach.
- Co jest?
Doskonale wiedziała, nie wypadało jednak z gruntu przechodzić do sedna sprawy. Lizzie zadzwoniła do swojej najlepszej przyjaciółki, nie do organizatorki swojego wesela. Pech chciał, że Sonia była jednym i drugim. A rozterki Lizzie kładły się cieniem na jej firmę i reputację.
DU LIEST GERADE
Ostatni Gość
Mystery / ThrillerOrganizacja prestiżowego wesela, wścibscy dziennikarze i trup w kaplicy. Z tym wszystkim będzie musi się zmierzyć Sonia. Ślub najlepszej przyjaciółki i dziedzica miejscowej fortuny miał być dla niej szansą na rozkręcenie interesu, ale przygotowania...