Ostatni Gość (cz.15)

1 0 0
                                    


12 Czerwca 2016

Marwood, Zachodnia Walia

18:55

Wczepiła palce we włosy, mrucząc pod nosem przekleństwa. Grunt znowu usuwał się jej spod nóg. Amanda łatwo dała się zbajerować. A z ojca Lizzie nie tylko nic nie wyciągnęła, a jeszcze zrobiła sobie z niego wroga.

- Nic nie powie. - powiedziała bardziej do siebie niż do Pierra. - Przynajmniej nie w trakcie wesela...a potem...

- A potem to już nie będzie miało znaczenia. - zapewnił ją wspólnik. - Prawda i tak wyjdzie na jaw. Grunt byśmy w porę znaleźli sprawcę i zdołali wyciszyć tę burzę...

Podniosła na niego wzrok. Na jego twarzy malowało się wkupienie.

- A ty co z tego masz? - zapytała zaczepnie. - Dlaczego mi pomagasz?

Kącik jego ust zadrżał. Odchrząknął.

- Zastanówmy się, kto jeszcze mógłby coś wiedzieć...

Migał się. Unikał odpowiedzi.

Dlaczego?

-Dlaczego to robisz? - zapytała ostrzej.

Zerknął na nią z ukosa, gładząc policzek.

- Jakby to ująć... - zaczął, wiercąc butem dziurę w podłodze. - Zawsze ciągnęło mnie do zdesperowanych kobiet.

Aż się żachnęła. A jednak wtedy w kaplicy nie wydawało się jej ! Naprawdę próbował zrobić na niej wrażenie! Ale przecież potem kokietował Renatę... Jak każdy facet. Renata go olała, więc na powrót zwrócił się ku niej!

Ręce same zacisnęły się jej w pięści.

- Nie jestem zdesperowana. - syknęła. - I jestem zajęta.

Pierre roześmiał się.

- Oczywiście, że jesteś. Masz idealnie nudnego faceta, z którym jesteś zapewne od czasu liceum i stanowicie obrzydliwie dobraną parę. Jesteście ze sobą już tak długo, że nie wiecie nawet dlaczego. Nuuudy - zawył przeciągle. - Organizujesz wesela, a twojego własnego ani widu, ani słychu. Do tego z twoją firmą jest tak źle, że musiałaś prosić o pomoc siostry. Jednej nienawidzisz. Zapewne masz także długi. - Wyliczał, zaznaczając każdą pozycję na palcach prawej dłoni. - Idealnie wpisujesz się w mój gust. - Podsumował z ironią.

19:00

Przycisnęła palce do skroni. Naczynia krwionośne pulsowały pod jej palcami. Wzrok stracił na ostrości, przed oczami pojawiła się migrenowa aura. Dźwięk stukających o posadzkę obcasów tylko wzmagał ból głowy.

Niech idzie do diabła. Nie powinnam mu ufać.

Pierre w coś grał. Nie rozumiała w co, ale jego zachowanie zaczęło wzbudzać w niej niepokój. Żałowała, że zgodziła się na tę maskaradę.

Tylko co teraz?

Przysiadła na schodach prowadzących do głównego holu. Rytmiczny stukot ustał, zastąpiła go błoga cisza. Mroczki przed oczami zaczęły ustępować.

Pierre... Kim on jest? Bo z całą pewnością nie zachowuje się jak zwyczajny szofer...

W jej odczuciu zaczął urastać do rangi tajemnicy. Niewiele mniejszej niż ta, która spowijała śmierć dziennikarki. Jego zachowanie przestało jej się podobać. Nie chciała więcej na nim polegać.

Muszę więc polegać na sobie.

Z jej ust wyrwał się cichy śmiech. Krótki. Gorzki. Nie czuła się zbyt pewnie w nowej roli. Wbiła wzrok w okno, smagane gałęziami pobliskich drzew. Ulewa, zamiast zelżeć, jeszcze bardziej przybrała na sile.

Ostatni GośćWhere stories live. Discover now