Rozdział 5

10.3K 585 8
                                    

Była godzina jedenasta pięćdziesiąt osiem, a znajdujący się w w sali, której okna były wciąż zasłonięte przez ciemne rolety Luke nadal pogrążony był w wyjątkowo głębokim śnie. Nigdy wcześniej w swoim życiu nie miał w zwyczaju sypiać po czternaście godzin na dobę. Zazwyczaj wracał do domu późno, kładł się w środku nocy lub ewentualnie nad ranem kiedy imprezował w weekendy, po czym wstawał w południe. Tutaj działo się tak przez leki, które dostawał. Były to głównie tabletki uspokajające oraz przeciwbólowe, przez które stawał się senny.

- Dzień dobry, Luke. – do pomieszczenia niespodziewanie wszedł doktor Adams, uprzednio delikatnie otwierając drzwi, gdyż spodziewał się, że jego pacjent będzie jeszcze spał.

Blondyn mruknął coś niewyraźnie, po czym przekręcił się na drugi bok i schował głowę pod brązowy, miękki koc tak, by nikt nie mógł go ruszyć.

- Wracasz do domu, Luke. Przyniosłem twój wypis. – podszedł do łóżka, odkrywając chłopaka. – Ubierz się. Twoi rodzice czekają na ciebie na korytarzu. Nie chcesz przecież spędzić całego życia w szpitalu, prawda? – mężczyzna zażartował. – Wszystko z tobą w porządku, więc nie musimy dłużej cię tu trzymać. – dodał.

Luke leniwie i bardzo powolnie ściągnął z siebie przykrycie i podniósł powieki, rozglądając się wokoło. Ziewnął głęboko, przetarł ręką zmęczone oczy i spojrzał na stojącego nad nim lekarza.

- Mogę tu jeszcze zostać? – zapytał. - Do momentu, kiedy Ann odzyska przytomność. – wyjaśnił.

- Nie wiemy kiedy się obudzi. – mężczyzna powiedział coś, o czym Luke doskonale wiedział. Był świadomy tego, że dziewczyna może już nigdy nie otworzyć oczu, jednak gdy taka myśl przychodziła mu do głowy, natychmiast starał się jej pozbyć, przypominając sobie wszystkie miłe chwile spędzone z brunetką. – Będziesz mógł ją odwiedzać, ale dobrze wiesz, że przebywanie przy niej dwadzieścia cztery godziny na dobę nie ma sensu.

- Dla mnie ma. – szepnął cicho sam do siebie, tak by doktor Adams go nie usłyszał.

Po kilku minutach zrezygnowany Luke wstał z łóżka i przebrał się w ubrania, które wcześniej przyniosła mu mama. Miał mały problem z założeniem koszulki, przez gips, w którym znajdowała się jego lewa ręka, ale po jakimś czasie uporał się z tym i w pełni ubrany wyszedł na korytarz, zabierając wcześniej wszystkie swoje rzeczy, by nic nie zostało w szpitalu. Na korytarzu dostrzegł rodziców, cierpliwie czekających na niego.

- Wracajmy do domu. – oznajmiła matka kierując się w stronę windy, która miała zawieźć ich na dół.

- Chcę ją jeszcze zobaczyć. – Luke bez słowa odszedł od nich, zostawiając ich samych i nie zwracając na nic uwagi, udał się na trzecie piętro do sali numer siedem, gdzie leżała Ann. Pospiesznie przeszedł pomalowany na zielono, długi korytarz i już po chwili stał pod drzwiami. Chwycił za klamkę i powoli wszedł do środka. Ujrzał dziewczynę, leżącą tak samo jak poprzedniego dnia. Nic się nie zmieniła. Zamknięte oczy, spuchnięte usta, zabandażowane czoło i ręce bezwładnie opadające wzdłuż jej smukłego ciała. Chłopak zerknął jeszcze na monitor, na którym pokazany był puls Ann. Widział, że jej serce biło naprawdę bardzo powoli i były momenty, w których obawiał się, że nagle się zatrzyma. Na szczęście nic takiego się nie stało, pomimo tego, że dziewczyna leżała w bezruchu, nie wykazując praktycznie żadnych funkcji życiowych. Słychać było jedynie jej płytki oddech i dźwięk maszyn, do których była podłączona.

- Cześć, skarbie. – Luke podszedł do niej i chwycił delikatnie jej dłoń, którą następnie pocałował. – Mam nadzieję, że dobrze się czujesz. – zerknął na jej zamknięte oczy. – Ja dziś wychodzę ze szpitala, wiesz? Ale nie martw się, będę przychodził tu codziennie. – rozmawiał tak jakby dziewczyna go słyszała. - Nie zostawię Cię samej.

Amnesia » Luke Hemmings ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz