19 - lost hope [epilog]

407 24 16
                                    

Nie miało tak być. W ogóle nie miało tak być. Mieliśmy pokonać problemy, przebić własnymi rękoma bariery. Mieliśmy, trzymając się za dłonie razem odbić się od dna. Mieliśmy być swoim jedynym ratunkiem, uśmiechem, radością i wizją lepszej przyszłości. Mieliśmy... Czy to los się na nas uwziął? Czy pokutujemy za czyjeś grzechy? A może to kara za coś, czego nie pamiętamy? Może tak naprawdę jesteśmy źli do szpiku kości. A może jesteśmy nic nie warci. Znaczymy tak mało, że sam Bóg o nas zapomniał. Nie przygotował dla naszych żyć planu. Nie pokochał nas. Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Z resztą żadne z nas jej nie zna. I jeśli po śmierci nie ma nic, to będę naprawdę szczęśliwa. Andreasie, a Ty jak się czujesz? Jak wielką odczuwasz do mnie niechęć? Jak bardzo mnie nienawidzisz, obserwując mnie z góry? Pewnie nie muszę Ci nic opowiadać, wiesz wszystko. A mi jest wciąż wstyd. Bowiem nie ma dnia, bym nie walczyła z chęcią odejścia z tego świata ale się boję. Boję się, że jeśli jakiś Bóg istnieje naprawdę i po śmierci naprawdę żyjemy dalej... Jeżeli bym Cię tam spotkała, jak spojrzę Ci w oczy? Oczekując od ciebie pomocy, sama nie zrobiłam dla Ciebie nic. Widzisz? Mówiłam Ci. Mówiłam, że nie jestem warta Twojej miłości. Niczyjej miłości. Zawsze zostawiam bliskie osoby gdzieś za sobą a sama nie mogę umrzeć.

Od tamtego dnia minął rok i nadal, każdego ranka budzę się z nadzieją, że to był tylko sen. Zły, okropny, straszliwy koszmar. Ale Ciebie wciąż nie ma, nie przychodzisz. Jak mam żyć, nie widząc już nigdy Twojej twarzy? Jak żyć ze świadomością, że wszystko co Cię spotkało jest moją winą? Nawet nie marzę o tym, że mi kiedyś wybaczysz. Jednak wiedz, że możesz być spokojny. Amadeus zadbał o Twoją rodzinę najlepiej jak umiał. Chociaż po sfałszowaniu dowodów przez jego ojca i zrzuceniu całkowitej winy za Twoją śmierć na młodziutką, chorą na autyzm Nel ciężko mu było cokolwiek zrobić. Jednak Nel przebywa w najlepszym szpitalu psychiatrycznym w kraju. Nie wiem jaką ma opiekę, nie mogę jej nawet odwiedzić, by Ci o niej opowiedzieć. Twoja matka wyszła za Gabriela i wiedzie spokojne życie. Wbrew pozorom on bardzo o nią dba, czasem ją widuję. Chociaż blask z jej oczu zniknął, na twarzy często pojawia się uśmiech. Tylko po co ja Ci o tym opowiadam. Czy teraz jakkolwiek Cię to interesuje? Czy prychasz teraz pod nosem zirytowany jak mało wartościowe było Twoje życie, skoro wszyscy odnaleźli już spokój? Nie wszyscy. Ja umarłam tamtego dnia razem z Tobą i naprawdę, nie jestem w stanie już nic poczuć, chociaż tak bardzo się staram....

Amadeus zatrzasnął notes i rzucił nim o ścianę. Usiadł na łóżku obok głęboko śpiącej Klaudii i pociągnął ogromny łyk ze stojącej przy szafce nocnej, prawie już pustej butelki wódki. Wzdrygnął się i wytarł łzy, które nie wiadomo skąd się wzięły. Spojrzał na Klaudię. Wyglądała teraz tak spokojnie. Chciałby żeby nie musieli już nigdy dochodzić do tego stanu tylko i wyłącznie dzięki alkoholowi. Dlaczego siedzą od zawsze w tym samym bagnie, zanurzeni po czubki głów, podczas kiedy nigdy wybór takiego życia nie był nawet ich własną decyzją. Nienawidził tego życia. Tego życia, które zostało dla nich wybrane przez dorosłych. Położył się obok swojej żony i przytulił ją mocno do siebie, by poczuć jej zapach. Zapach alkoholu zmieszanego z papierosowym dymem i słodkimi poziomkami. Złapał rękę Klaudii i zobaczywszy na jej bladym nadgarstku kilkanaście nowych blizn, westchnął tylko ciężko, unosząc swoją niemą modlitwę o nadzieję gdzieś w przestrzeń. Już zamykał oczy, by chociaż na jakiś czas zapomnieć o wszystkim, ale usłyszał głośny płacz. Klaudia poruszyła się niespokojnie w jego ramionach.

-Lars znów czuje się samotny. – Szepnęła, podnosząc się do pozycji siedzącej. Amadeus położył jej rękę na ramieniu.

-Ja do niego pójdę.

-Nie. – Odpowiedziała, siląc się na uśmiech. – Prześpij się. Ja go nakarmię, pewnie jest głodny.

-Jesteś wspaniała. – Ucałował jej dłoń, po czym ułożył głowę na poduszkach i niemal momentalnie zasnął.

Klaudia ruszyła do drzwi chwiejnym krokiem. Obok ich pokoju znajdował się pokój ich synka. Dziewczyna weszła do środka i od razu zobaczyła rozeźlonego małego człowieka, krzyczącego w niebogłosy i narzekającego na brak towarzystwa. Szybko wzięła go na ręce i przytuliła mocno, szepcząc mu do ucha piękne słowa, w które sama już nie wierzyła. Nakarmiła chłopca i zobaczyła na jego maleńkiej twarzyczce najpiękniejszy uśmiech jaki dane jej było zobaczyć.

-Larsie Andreasie, błagam Cię miej lepsze życie niż ja i Twój ojciec. – Powiedziała, patrząc smutno w jego niewinne, nic jeszcze nie rozumiejące, szczęśliwe oczka.

To małe stworzonko, ten aniołek rozświetlający życie Klaudii i Amadeusa, poczęty w bólu i cierpieniu każdego z nich, teraz dawało im siłę by przetrwać. Dostał imiona po osobach, które w ich życiach odegrały największe role. Po tych osobach, które jako jedne z nielicznych próbowały im pomóc. A jego zadaniem jest mieć długie, spokojne i przede wszystkim szczęśliwe życie. Coś czego żadnemu z nich się nie udało osiągnąć. I wierzyli, a przynajmniej chcieli wierzyć, że jemu uda się spełnić ich marzenia. Bo jedyne czego się nauczyli, to że życie polega właśnie na spełnianiu czyichś marzeń.


~~~~

bardzo miło się dla was pisało:) 

i swear, im not worth it || wellingerWhere stories live. Discover now