Prolog

930 86 15
                                    


Harleen spojrzała prosto w jego oczy. Nigdy nie była pewna, jakiego są koloru. Czasem wydawały się mieć odcień hipnotyzującej zielni - kolor ten przyprawiał ją o ciarki, ale też fascynował. I chyba ta fascynacja zaprowadziła ją w to miejsce. Niegdyś wydawało się, że jego oczy były całkowicie szare - Harlenn uważała jednak, że były one istną mieszanką, ale tylko ci, którzy uważnie mu się przypatrywali, potrafili dostrzec to, co się w nich kryło. Było pewne, że nikt nie wiedział, co się w nich naprawdę chowa. I tak samo było z jego duszą. Ci, którzy się go bali - a była to prawie cała ludzkość na Ziemi - widzieli w nim tylko tę szarość, ten psychiczny śmiech i równie jak jego oczy szarą, pozbawioną uczuć duszę. Ona widziała w nich zieleń, czasem odcień błękitu i była pewna, że jego dusza jest w tych kolorach. Była pewna, że ją miał. Pan J patrzył na kobietę mniej zagadkowym wzrokiem niż ona na niego. Rozgryzł ją i stał się jej sercowym terapeutą. Był dla niej zagadką, ale ona dla niego była prostym równaniem. Pragnęła go. Zachorowała z miłości. Stała się, więc bardziej szalona od niego, bo czymże innym jest miłość jak nie chorym szaleństwem? Kobieta była pewna, że powinni ją zamknąć z tymi stukniętym gośćmi w jednej celi. Była też pewna, że Joker lekko, wręcz niezauważalnie się uśmiechnął. Dziewczyna spojrzała na gorące gejzery pełne nieznanych chemikaliów. Wiedziała, że gdy skoczy nie będzie odwrotu. Wiedziała, że jeśli to zrobi - wszystko się zmieni. Umrze pewna jej część, a na niej miejsce pojawi się ktoś inny.

- Mam pytanie. Czy umarłabyś za mnie? - zapytał Joker.

Lenn odwróciła się i jeszcze raz popatrzyła mu w oczy.

- Tak - powiedziała pewnie.

- To zbyt proste - Pan J zastanowił się chwilę, spoglądając na wodne chemikalia. - Czy ty... Czy żyłabyś dla mnie?

- Tak - odpowiedziała szczerze.

- Ostrożnie - mężczyzna uniósł ostrzegawczo palec i podszedł nieco bliżej. - Nie mów tego bezmyślnie. Pragnienie zniewala. Zniewolenie daje władzę. Chcesz tego?

Kobieta zastanowiła się tylko przez chwile. Był to istny dowód jej szaleństwa, a zarazem miłości.

- Chcę.

J dotknął jej policzka, tak jak nie robił tego nikt. Jego wytatuowana dłoń znalazła się na jej ustach. Joker czuł jej ciepły, spokojny oddech i uniósł głowę do góry.

- Powiedz to. Powiedz to. Powiedz to. - powtarzał, szepcząc. To nie była prośba, lecz błaganie. Chodź, mówią, że on nigdy nie błaga.

- Proszę?

- Boże. Jesteś taka dobra. Tak cholernie dobra.

Harleen już nie spojrzała na gejzery. Odwróciła się do nich tyłem i zrobiła krok w tył. Spadała. Czuła jak wpada do wody. Pan J zrobił kilka kroków, by wyjść z tego miejsca. Lenn sądziła, że wróci. Czuła jak jej zimnawa skóra dotyka gorącej wody zmieszanej z nieznanymi chemikaliami. Czuła jak ciało opada i niesie ją w dół. Brakowało jej tchu, tlenu. A ona spadała na samo dno.
I właśnie wtedy jej skóra poczuła dotyk - niby obcy, a jednak tak znajomy. Dotyk ten wzbudzał w niej ogień, tak gorący, że gejzery przy nim wydawały się chłodne jak lód. Joker uniósł jej ciało do góry, by kobieta zaczerpnęła powietrza. Oplótł jej ciało wokół swego, nim ta zdążyła znów oddychać. Ciecz zaczęła zabarwiać się na czerwień i zieleń. Leen czuła jak jej wargi zbliżają się do jego warg. Poczuła je na sobie przez chwilę, by potem śmiać się razem z nim. I tonęła w jego śmiechu nawet po tym, jak przestał się śmiać.

Żyłabym Dla Ciebie || Harley Quinn&JokerWhere stories live. Discover now