- Ja...przepraszam że nie zareagowałem. Ale przecież było to kilka miesięcy temu. Poza tym , przecież Dylan już więcej tego nie zrobi ! To było jednorazowe , to nigdy się już nie powtórzy.
Jesteś tak tępy , czy tylko udajesz ? Naprawdę , czy muszę ci tłumaczyć że przemoc nie jest tylko fizyczna ?! - pomyślałam.
- Jak nie rozumiesz , to już nie mój problem. - mruknęłam.
- Lizzy , proszę cię skończ.
- I vice versa.
Przewrócił oczyma.
- Jeśli nie chcesz , okej. Tylko możesz nie wymyślać jakiś fanaberii , gdy mi to przekazujesz.
- Nie powiedziałam , że nie chcę.
- To idziesz czy nie ?
- Tak - miałam dziwną ochotę na ten bankiet. Może to dlatego że za bardzo się nudziłam ?
- Jest w piątek. Przygotuj się. - powiedział , wychodząc.
Kilkanaście minut później , byłam już w szkole. Zjawiłam się wcześniej , więc nikogo z mojej klasy nie było. Spojrzałam na zegar. Dochodziła ósma dziesięć , a lekcję zaczynałam wpół do dziewiątej. Dziś kończyłam o czternastej trzydzieści. Powoli , z każdą minutą , korytarz zaczął napełniać się uczniami. Był tam też przeklęty Michał. Podszedł do mnie , i zapytał , ziewając :
- Hej , siadamy razem ?
Bądź asertywna , bądź asertywna. - powtarzałam jak mantrę.
- Nie - zaprzeczyłam zgodnie z prawdą.
- Czemu ?
- Nie pomogłeś mi gdy płakałam. Zignorowałeś mnie. Tak się nie zachowują przyjaciele. - odparłam.
- Jezu , przesadzasz. Pewnie płakałaś , bo nie wiem , nie dostałaś prezentu na walentynki , zagaduję.
- Wyobraź sobie, że ludzie mają gorsze problemy , niż brak prezentu. Nie miałam się z czego smucić , nigdy nie dostałam żadnego.
Naszej sprzeczce, zaczęła przysłuchiwać się klasa. Wkrótce otoczyli nas ciasnym kołem. Gdy wspomniałam o braku jakichkolowiek upominków w moim krótkim życiu , większość osób wydobyła z sobie irytujące :
- Coooo?
Westchnęłam.
- Dlatego kończę z tobą przyjaźń. - powiedziałam patrząc mu prosto w jego jasne oczy.
- Jak chcesz , obrażalska. Sam potrafię zafundować sobie drogie prezenty , nie potrzebuję ciebie , rozpuszczonej małej siostrzyczki braciszka.
Zabolało.
Przemknęły mi przez umysł wszystkie momenty , w których był dla mnie nieprzyjemny. Nigdy , aż do teraz , nie zapytał mnie o siedzenie razem w ławce. Nigdy nie potrafił brać odpowiedzialności za swoje czyny , nigdy nie przeprosił. Wyżywał się na mnie , gdy się z kimś pokłócił. Te wszystkie wspomnienia , jego słowa przelatywały przez mój umysł jak strzały. Nie brałam pod uwagę dobrych chwil. Już miałam odpowiedzieć jakąś ciętą ripostą , ale coś sobie uświadomiłam. On ma satysfakcję. On na tym żeruje.
- Zostaw mnie. Przestań. - powiedziałam twardo. Mówiąc to, sięgnęłam po plecak i wyszłam z jak ja to nazywałam ,,wianuszka dram". Edmund podbiegł do mnie.
- Dobrze to rozegrałaś. Ja bym w ogóle nic nie mówił ,ale to już twoja decyzja.
Pokiwałam głową , wchodząc do sali.
Pięć dni później , Eugenie przyniosła mi sukienkę , którą miałam założyć. Była ciemno zielona , przylegająca do ciała , jedynie na dole rozkloszowana. Kończyła się na wysokości kolan , nie miała ramiączek. Świeciły mi się oczy , które z resztą do niej idealnie pasowały. Do tego czarne buty , na małym obcasie i srebrne kolczyki o kształcie kółek. Wskoczyłam w ubranie i przeglądnęłam się w lustrze. Podobałam się sobie. Lubiłam moje oczy , bladą twarz którą zdobiły piegi , smukłą postać i falowane włosy do ramion. Gdy już przestałam zachwycać się moją zarąbistością , zbiegłam na dół gdzie czekali już na mnie bliźniacy , Will oraz Dylan. Ten ostatni , krytycznie patrzył na moje ubranie. Starałam się ignorować jego wzrok , wypalający dziurę w plecach. Po chwili byliśmy już na bankiecie. Organizowano go w dużej , przestronnej sali , do której wpadały promienie słoneczne. Bliźniacy rzucili się na stół z jedzeniem , a ja zaczęłam rozglądać się wokół. Nagle , dostrzegłam pewną postać. Miała krótkie , brązowe włosy była wysoka i dobrze zbudowana , odwrócona do mnie tyłem. - Edmund - przemknęło mi przez myśl. Podeszłam bliżej. Wtem , odwrócił się. To był on , wypisz wymaluj Edmund Santan. Chyba on też mnie zauważył , ponieważ podszedł do mnie.
- Lilibeth ?
- Edmund ?
Wyglądało na to , jakbyśmy się spotkali kilka lat temu , a jeszcze parę godzin temu siedzieliśmy razem w ławce.
- Nigdy wcześniej cię tu nie widziałam.
- Nigdy wcześniej nie byłem na bankiecie.
- Rozumiem. - powiedziałam rozglądając się na wszystkie strony. Nie było by miło gdy by ktoś nakrył nas na jakiejkolwiek interakcji. Niestety , jakaś kobieta zmierzała w naszą stronę , co chłopak skwitował przelotnym spojrzeniem. Złapał mnie delikatnie za rękę , i wybiegł z pomieszczenia. Po chwili siedzieliśmy na korytarzu , z dala od naszych rodzin.
- Kto to był ? - spytałam szeptem.
- Moja siostra.- odpowiedział. W tym samym momencie otworzyły się drzwi i weszła ta , przed którą uciekał. Teraz zdążyłam się jej bliżej przyjrzeć. Jej czarne , długie loki dotykały odkrytych ramion. Jej wysoką i smukłą postać oplatała czarna sukienka. Jej szare oczy idealnie pasowały do kreacji.
- Edi , dobrze że nie jesteś sam. Kim jest twoja towarzyszka ?
- Elisabet - powiedziałam podając rękę.
- To nowa siostra monet ? - wymieniła dziwne spojrzenia z Edmundem.
- Tak. - odpowiedziałam.
YOU ARE READING
𝐑𝐨𝐝𝐳𝐢𝐧𝐚 𝐌𝐨𝐧𝐞𝐭. 𝐒𝐳𝐦𝐚𝐫𝐚𝐠𝐝
RandomMłoda , skrzywdzona przez los i nieufna Elizabeth Monet , dotychczasowy wyrzutek w jakimkolwiek miejscu , dowiaduje się , że jednak ma rodzinę , która jest...nietypowa. Pięciu starszych mężczyzn , podających się za jej braci , i jedna dziewczyna , u...