.7.

325 21 6
                                    

Niestety nie było czasu na zachwyt, nie wiem ile byłam nie przytomna, nie wiem ile minęło dni kiedy byłam nie świadoma, a co najgorsze nie mam bladego pojęcia gdzie jestem...

Szłam przed siebie już od jakiejś godziny, od jakiejś godziny idę lasem i od jakiejś godziny pragnę po prostu tam wrócić, przeprosić że uciekłam, napić się albo po prostu położyć się do łóżka. A najbardziej na świecie chciałam bym teraz przytulić się do któregoś z moich braci, nawet gdyby był to Vince czy Tony, albo najlepiej wszystkich braci na raz. Chciała bym wrócić domu, wziąć godzinny prysznic, obejrzeć bajkę z Shane'm, przeczytać jakąkolwiek książkę i przestać zadręczać się pytaniami. ,,Gdzie jestem?,, ,,Po co tu jestem?,, ,,Czemu miało by mi być tam lepiej niż z braćmi?,, itd.

Zaczęłam czuć zmęczenie gdy słońce zaczęło wschodzić, przez to że nie wiedziałam która jest godzina mogłam tylko domyślać się że moi oprawcy zaraz wstaną by zrobić śniadanie dla mnie. Mnie której tam nie ma. Byłam przekonana że jak tylko zrozumieją ze uciekłam zaczną mnie szukać, więc weszłam głębiej w las.

Było już po południu co wywnioskowałam po tym że słońce jest wysoko na niebie i razi mnie w oczy. Niedaleko zobaczyłam stację benzynową, identyczną do tej którą mijałam gdy porwał mnie brat Leo. Oznaczało to że za parę kilometrów będzie szkoła, a jeszcze kolejne kilometry za szkołą będzie dom! Cieszyłam się że nie jestem ani w innym kraju, mieście czy kontynencie ale na myśl o tak długiej wędrówce moje nogi chciały się ugiąć. Zwolniłam tempo, aż w końcu się zatrzymałam. Usiadłam pod  drzewem by chwilę odpocząć, nagle usłyszałam silnik samochodu. I wtedy dziękowałam w duchu mojej intuicji by wejść głębiej w las, pomiędzy liśćmi drzew, a samymi drzewami zobaczyłam furgonetkę. Dokładnie TEGO VANA, czarnego i porysowanego z zamazanymi tablicami rejestracyjnymi, przynajmniej wtedy były zamazane teraz dokładnie nie widziałam, ale jestem pewna ze to była ten van. 

Odchyliłam głowę do tyłu, i odetchnęłam głęboko. Po jakimś czasie znudziło mi się siedzenie, a że chciałam wrócić do domu przed zmrokiem znowu ruszyłam lasem w przód. Tym razem wiedziona chęcią powrotu do domu i adrenaliną zaczęłam biec by szybciej pokonać odległości dzielące mnie od mojego pokoju, od mojego domu, od moich braci. Kiedy słońce już zachodziło zobaczyłam zarysy liceum, mojego liceum. Ponownie usłyszałam silnik samochodu, to znowu był ten van zmienili kierunek poszukiwań, lepiej dla mnie. Nie przestawałam biec dopóki słońce świeciło, czułam zmęczenie ,ale nie chciałam się zatrzymywać więc tylko zwolniłam do marszu. Oddychałam szybko i płytko a moje serce waliło jakby chciało wyskoczyć z mojej klatki piersiowej gdy ujrzałam budynek domu moich braci, mojego domu. Znowu zaczęłam biec a gdy chciałam wybiec z lasu coś pociągnęło mnie w dół a ja runęłam na ziemie...

Na 15 gwiazdek wstawię nowy rozdział

Rodzina Monet - ,"Life is a stupid game,,Where stories live. Discover now