Rozdział 12

3.7K 149 29
                                    

Iwan

Po opuszczeniu przez Katrinę pomieszczenia, zacząłem zastanawiać się czy puścić ją na tą nockę, czy nie.

Z jednej strony, nie chciałbym jej pozwolić, z względów bezpieczeństwa. Jestem pewien, że spora liczba ludzi wie, iż ją zaadoptowałem. Nie chciałem narażać jej na porwanie, czy zamordowanie. Wiadomo, nie uznaje jej jeszcze jako, bardzo ważną osobę, co nie oznacza, że nie jest dla mnie ważna. Z tego, co zauważyłem to to, iż cholernie się boi, aczkolwiek stara się przyzwyczaić, do nowego otoczenia. Zastanawiam się, jak bardzo ją skrzywdzono, że czasem boi się odezwać, w moim czy chłopaków towarzystwie?

Z drugiej strony chciałbym ją puścić. Spotkałaby się ze znajomymi, pogadaliby i jestem pewien, że będzie miała dobrą opiekę, w postaci osób dorosłych. Pogadam na ten temat z chłopaka jak wrócą.

Długo nie musiałem czekać, bo zaledwie dziesięć minut później usłyszałem śmiech Gabriela. Ten człowiek cholernie głośno się śmiał. Dosłownie. Nie zamierzałem wychodzić z gabinetu więc zadzwoniłem do niego.

- No, hallo? - spytał.

- Chodźcie do mojego gabinetu. Teraz. - odpowiedziałem i rozłączyłem się.

Chwilę później ktoś zapukał do mojego gabinetu i nie czekając na odpowiedź, obaj mężczyźni wparowali do pomieszczenia. Szybko się rozgościli, rozsiadając się na fotelach, przed moim biurkiem.

- To o czym chciałeś pogadać? - zapytał Adrien, typowym dla siebie znudzonym głosem.

- O Katrinie.

- Kurwa, znowu? - jęknął ciemnowłosy.

- Tak, znowu. - odpowiedziałem groźnie na niego patrząc. - Potrzebuje waszej rady. - powiedziałem zrezygnowany. Nigdy nie proszę ich o doradzenie. Najczęściej sam podejmuje dobre decyzję, ale w tym przypadku jestem bezradny.

Spojrzałem na ich miny. Wyrażały zdziwienie, zaskoczenie i zszokowanie.

- Ty tak serio? - dopytywał Adrien ze zmarszczonymi brwiami.

- Tak.

- Co to za sprawa, że musisz nas prosić o pomoc? - do rozmowy włączył się Gabriel.

- Ona chce się spotkać ze znajomymi na noce. I nie wiem czy mam ją puszczać, czy nie.

Zapadła chwila ciszy. Każdy z nas był pogrążony we własnych myślach.

- Moim zdaniem...- zaczął Gabriel.- Powinniśmy ją puścić, tylko dać jej jakiegoś ochroniarza. Co o tym myślicie? - spytał. To nie był głupi pomysł. Tylko kogo?

- Dobra, dla mnie zajebiście. - odparł Adrien.

- Ty najchętniej byś ją tam zostawił. - odezwał się blondyn.

- A żebyś wiedział. Ale patrząc na to jak ona się zachowuje, sama też wolałaby tam przebywać. - stwierdził. Z tym musieliśmy się zgodzić. Miałem jednak wrażenie, że mimo wszystko została by z nami. Chyba.

- Ale nie możemy jej tego zrobić. - powiedział Gabriel, a ja z Adrienem posłaliśmy mu pytające spojrzenia. - Ona cholernie się nas boi, ale my nie zamierzamy zrobić jej krzywdy, a jakby trafiła na jakiegoś psychola co by ją wykorzystał? Jestem pewien, że złe wspomnienia z dzieciństwa, by powróciły.

- Znasz jej przeszłość? - spytałem zaciekawiony.

- Nie, ale parząc na jej reakcje, wszyscy jesteśmy pewni, że nie było to idealne dzieciństwo. - pokiwaliśmy głową. Miał rację.

- Dobra, masz rację. - powiedział zrezygnowany ciemnowłosy. - Tylko kogo dać jej jako ochroniarza?

Zastanawialiśmy się chwilę, po czym zgodnie stwierdziliśmy, że najlepszym wyborem będzie Alex. Oczywiście, wiązało to się z tym, że opowiedziałem im naszą ostatnią konwersację z Katriną. Stwierdzili, że robi postępy. Jestem ciekaw, czyja to zasługa. Przyzwyczaja się do nas, czy może ktoś ja do tego namówił? Nie wiem.

Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, po czym chłopacy wyszli z gabinetu.

Nie minęła nawet chwila, kiedy usłyszeliśmy głośny krzyk. Należał do kobiety, co oznaczało, że coś stało się Kelly. Nie zamierzałem iść, ponieważ i tak będzie spore zamieszanie. Dopytam później o co chodziło.

Katrina

Siedziałam jeszcze w chwilowym pokoju, gdy usłyszałam głośny krzyk. Wiedziałam do kogo należy, więc nie patrząc na nic wybiegłam z pokoju jak oparzona.

Gdy tylko znalazłam się w kuchni, zobaczyłam coś, czego długo nie wymażę z pamięci...

Przy zlewie stała Kelly, która lała sobie na ręce pełno wody. Jej dłonie były całe czerwone, a gdzie, nie gdzie odchodziła skóra.

Wyglądało to okropnie. Nie zauważyłam nawet, kiedy w pomieszczeniu znalazł się Adrien i Gabriel.

- Co się stało? - zapytała lekko przerażony blondyn, podchodząc do niej.

- Ja przez przypadek ochlapałam sobie ręce bardzo ciepłym olejem. - odpowiedziała Kelly z łzami w oczach. Była chyba, tak samo przerażona jak ja.

- Kelly, do garażu, zawiozę cie do szpitala. - zarządził zdesperowany Adrien.

Kobieta szybko zakręciła kran i wybiegła z kuchni w zwrotnym tempie.Czarnowłosy szybko wyjął kluczyki z kieszeni i ruszył w tą samą stronę.

Chciałam iść w ich stronę, ale powstrzymało mnie stanowcze, aczkolwiek delikatne trzymanie za ramię. Odwróciłam się i zobaczyłam Gabriela, który mnie powstrzymał.

- Nic jej nie będzie. - westchnął łagodnie. - olej nie jest na tyle gorący, aby stało się coś gorszego, niż to co widzieliśmy.

Odpuściłam, ale nie poszłam na górę. Natomiast blondyn miał już odchodzić, lecz powstrzymałam go.

- Gabriel? - spytałam cicho. Mężczyzna się zatrzymał i odwrócił, patrząc pytająco.

- Tak? - przez chwilę się wahałam, ale raz grozi śmierć.

- Myślisz, że... Kelly się... myślisz, że będzie dobrze? - zapytałam. Mężczyzna patrzał na mnie chwilę, po czym znów otworzył usta.

- Kelly jest silna, a poza tym to tylko oparzenie. Nie umiera. - zaśmiał się lekko, a ja również się uśmiechnęłam.

Nawet nie wiem co mnie podkusiło, ale podeszłam do niego i się przytuliłam. To był chyba jeden z tych momentów, gdzie na prawdę tego potrzebowałam. W tym momencie, nie obchodziło mnie co zrobi. Czy mnie odepchniesz, nakrzyczy, uderzy, czy również mnie przytuli. Po prostu potrzebowałam blizkości, chociaż przez chwilę.

Gabriel był lekko w szoku, ale już po chwili oddał uścisk. Dopiero, gdy to zrobił, uświadomiłam sobie co się działo.

- Prze...przepraszam. Wiem, że nie powinnam. - wybełkotałam i chciałam się odsunąć, ale nie pozwolił.

- Csiiiiii, nic się nie stało. Ja nie ma nic przeciwko. - wyszeptał. Lekko się rozluźniłam i ponownie przytuliłam.

Trwaliśmy tak jeszcze dobrą chwilę, aż w końcu oderwaliśmy się od siebie.

- Dziękuje.

- Za co?

- Na prawdę tego potrzebowałam. - odpowiedziałam i posłałam lekki, tym razem prawdziwy uśmiech, który odwzajemnił.

- Jak coś to jestem. Pamiętaj, jak coś możesz do mnie przyjść. - pokiwałam głową i nie wiedzą jak dalej się zachować, wyszłam z pomieszczenia.

Zaadoptowana przez mafiozówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz