Rozdział 7

17.1K 493 196
                                    

- Nie może zaczekać? - zacisnął ręce na kierownicy, aż jego knykcie zrobiły się białe, a żyły na jego dłoniach bardziej widoczne. - Nie, nie ma problemu, zaraz będę.

Wywrócił oczami i gwałtownie zawrócił samochód. W ostatniej chwili złapałam się uchwytu, chroniąc się przed uderzeniem w tapicerkę.

- Wybacz, panienko, ale musimy zajechać w jedno miejsce, zanim pojedziemy do szkoły.

Na pierwszy rzut oka wyglądał na opanowanego i niewzruszonego jak zawsze, ale widziałam jego piorunujące spojrzenie. Osoba, z którą rozmawiał, musiała wyprowadzić go z równowagi. Ale cała ta sytuacja pokazała, że to nie on jest nie chcącym się ujawnić pisarzem, który nawet teraz nie dał o sobie zapomnieć.

Nieznany numer:
Dlaczego jesteś taka niecierpliwa?

To jeśli to nie on, to kto wysyła te sms'y...?

- Gdzie jedziemy? - zapytałam, od razu łapiąc z nim kontakt wzrokowy.

Dla osób trzecich mogło to wyglądać co najmniej tak, jakbyśmy walczyli ze sobą na to, kto wytrzyma dłużej w nie mruganiu. Ale przypominam, że jechaliśmy autem, którym on kierował i podwójne przekroczył dozwoloną prędkość jazdy.

- Patrz na drogę, bo nas zabijesz, kretynie! - krzyknęłam, czym sama byłam zdziwiona.

- Wiesz, że to niegrzecznie obrażać ludzi od kretynów? - jego kącik ust delikatnie drgnął, a on sam wrócił wzrokiem na trasę. - Kiedy będziemy na miejscu, masz zostać w aucie, jasne? -  spojrzał na mnie kątem oka, oczekując potwierdzenia, że rozumiem.

- Wiesz, że skoro robisz z tego taką tajemnicę, to tym bardziej nie usiedzę w miejscu?.

Wjechaliśmy właśnie w ulicę Brooklynu, na którą nie powinno się zapuszczać. To była tak zwana ciemniejsza strona miasta. Ale czego ja oczekiwałam? Że pojedziemy do jakiejś galerii handlowej?

Po chwili zatrzymaliśmy się pod starymi blokami. Nieopodal od nas stało kilku napakowanych mężczyzn, z którymi najprawdopodobniej miał spotkać się Evans.

Usłyszałam dźwięk odpinanego pasa i poczułam, jak chłopak wciska mi na nos swoje okulary.

- To nie miejsce dla takich dziewczynek jak ty. Więc siedź tu i grzecznie na mnie poczekaj - nachylił się jeszcze w moją stronę, tak że mogłam poczuć zapach jego perfum pomieszany z dymem papierosowym. Przyznaję, że zaczynał podobać mi się ten zapach...

Zanim zdążyłam zapytać, co robi, wcisnął blokadę moich drzwi i wyjął ze schowka ten sam pistolet, którym wczoraj do mnie celował. Wsadził go za pasek spodni i wysiadł z auta.

Evans powolnym krokiem szedł w stronę facetów, wyglądających na góra 30 parę lat. Ubrani byli w czarne garnitury i każdy z nich miał kilkudniowy zarost. Widziałam, jak jeden z nich wskazywał w moim kierunku, przez co ogarnął mnie niewyjaśniony stres. Zamienili parę zdań między sobą i weszli do jednego z bloków.

Evans nie wracał przez dłuższy czas, a mi zaczynało się nudzić. Nawet w schowku nie miał ciekawych rzeczy do przejrzenia. Znalazłam jedynie jakieś stare kasety.

Mimo, że kazał mi się nie ruszać, przesiadłam się na miejsce kierowcy i chwyciłam za klamkę w nadziei, że jednak nie zamknął mnie na wszystkie spusty. I na moje szczęście drzwi były otwarte, więc postanowiłam wysiąść z auta.

Ruszyłam w stronę budynku, do którego wcześniej wchodzili. Niczego nieświadoma byłam już coraz bliżej, a w pomieszczeniu rozległ się głośny strzał. Moje ciało wyprostowało się niczym struna w skrzypcach, a wrony wałęsające się po chodniku odleciały w górę, wydając z siebie hałaśliwe kraczenie.

Dark Desire Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz