Rozdział 3

19K 571 215
                                    

Trwała lekcja biologii, kiedy Chase ciągle bełkotał coś o shipie między mną, a Evansem. Po tym, co opowiadziałam mu o tym, co wydarzyło się na imprezie, ubzdurał sobie wielką miłość. Chyba sam nie wiedział do końca, co wygadywał.

Bo, po pierwsze: nie mam zamiaru z nikim być, a po drugie: Evans to ciemność, od której mam zamiar trzymać się z daleka. Kto wie, może to on tamtej nocy wysyłał mi te smsy? Nie wspominałam o nich Chase'owi, bo nie chciałam go niepotrzebnie martwić. A znając go, zaraz chciałby namierzać ten numer telefonu.

Anders zaczął wyczytywać pary do projektu, o którym ostatnio wspominał. Miałam nadzieję, że nie wykorzysta okazji, żeby odegrać się za mój cięty język na jego lekcjach. "Nadzieja matką głupich", jak to mówią; kiedy spojrzał na mnie ze zwycięskim uśmiechem na twarzy, wiedziałam, że zapowiada się okres przetrwania.

- Rasmussen, będziesz pracować z panem Salvatore. Macie na wykonanie projektu dwa tygodnie. Liczę na owocne prace.

Chyba się przesłyszałam. Ja i król paw? To nie może skończyć się dobrze. Prędzej się pozabijamy niż zrobimy jakiś projekt.

W odróżnieniu do mnie, Salvatore wyglądał na zadowolonego z takiego obrotu spraw. Zmówili się, czy co?

- Szkoda, że Evans jest w ostatniej klasie. Tak miałabyś pretekst do spotkania z nim - stwierdził po krótkim namyśle Chase. - Ale w ostateczności Salvatore też jest niezłą partią. Może jakoś go ujarzmisz i stworzycie piękną parę - uśmiechnął się i spojrzał na mnie pocieszająco.

Przysięgam, że jeszcze jedno słowo na temat Salvatore albo Evansa, a to mu przyda się pocieszenie na guza, którego sprezentuję mu na głowie. Nie chcąc słuchać dalej jego miłosnych pomysłów, ruszyłam do wyjścia, ale drogę zagrodziła mi czyjaś ręka.

- Przyjedź do mnie po lekcjach. Mój adres już znasz, księżniczko. Tylko tym razem nie uciekaj tak szybko jak z imprezy, bo uznam, że jako jedyna jesteś odporna na mój urok - poczułam na karku gorący oddech mojego partnera od projektu. On w ogóle wiedział, co to przestrzeń osobista?

- Wyobraź sobie, że nie jestem tobą zainteresowana. I nie daję nam wielkich szans na zrobienie tego projektu. Więc jeśli będziesz trzymać łapy przy sobie, możemy zrobić go u ciebie - przeszłam pod jego ręką i ruszyłam w stronę szafek.

Wokół nich zebrało się zbiorowkisko ludzi, co mogło oznaczać jedynie jakąś bójkę, co było codziennością w South Shore High School. Przecisnęłam się między "widownią", a w oczy rzuciło mi się dwóch chłopaków.

Jeden wycieńczony oraz leżący pod ciałem siedzącego nad nim chłopaka, który nie przestawał go uderzać. Wyglądał tak, jakby był w jakimś amoku. Charakterystyczny był w nim tatuaż skrzydeł na szyi. Ludzie coś krzyczeli i byli zafascynowani walką, zamiast ich rozdzielić. Przecież on zaraz zabije tego chłopaka!

Nie czekając dłużej, ustałam za nimi i chwyciłam uderzającego chłopaka za nadgarstek. Rozwścieczony, odwrócił się w moją stronę. Spojrzał na mnie. Jego czarne oczy były bardziej pociemniałe niż zwykle, oddychał płytko i czekał, aż go puszczę. Ale to się nie stało, przecież nie mogłam pozwolić na to, żeby zabił tego chłopaka. Ludzie ucichli i przyglądali się z zainteresowaniem na przebieg sytuacji.

- Lubisz wpadać tam gdzie nie powinnaś, co, Rasmussen? - zapytał gardłowo i wyrwał swoją dłoń z mojego uścisku. Wstał z chłopaka i splunął obok niego. - Jeszcze z tobą nie skończyłem.

Szybkim krokiem opuścił szkolny budynek, a ludzie zaczęli się rozchodzić. Pobitemu chłopakowi pomogli jego koledzy, którzy dziękowali mi za pomoc. Jednak ich podziękowania docierały do mnie niczym szept.

Co tutaj się właśnie stało? Czy ja wydałam na siebie w tym momencie wyrok śmierci?

                                      *****

Do domu Salvatore'a zawiózł mnie Chase. Tak, już naprawili jego dzieciątko. Po drodze nie obeszło się bez zbędnych komentarzy i rad odnośnie tego, jak mam poderwać króla pawia. Założę Chase'owi konto na portalu randkowym, może wtedy mi odpuści te sfatki i zajmie się szukaniem chłopaka dla siebie.

Zatrzymaliśmy się przed bramą do posesji. Chwyciłam za klamkę w aucie, a zanim wysiadłam chłopak musiał wtrącić jeszcze swoje trzy grosze:

- Tylko grzecznie mi tam, nie chcę być jeszcze wujkiem - poklepał mnie po udzie i uśmiechnął się głupkowato. Dajcie mi siły do niego. Wywróciłam oczami i wysiadłam z auta.

- Zadzwonię, kiedy będę miała wracać, mój prywatny kierowco.

Zamknęłam za sobą drzwi i kiedy auto odjechało, podeszłam do ochroniarza, który stał przy ogrodzeniu. Jednak nim cokolwiek wyjaśniłam, brama przede mną się rozsunęła. Ochroniarz nie przejmował się moja obecnością i sprawdzał teren.

Wow, czułam się jak w filmie gangsterskim.

Przeszłam ścieżką prowadzącą do drzwi wejściowych i rozglądałam się po ogrodzie. Nie wiedziałam, ile zajęło mi przyglądanie się kwiatom, ale w progu pojawił się nie kto inny niż rozbawiony Salvatore.

- Chcesz mi powiedzieć, że kwiaty w moim ogrodzie są warte większej uwagi niż robienie ze mną szkolnego projektu? Czy specjalnie opóźniasz nasze spotkanie, Lea?

Spojrzałam w jego stronę i zmarszyłam brwii. Wygląda jak król paw, ale gdzie jego koszule i dżinsy? Zamiast tego gościły na nim dresy i biała koszulka opinająca jego ciało.

- Warty uwagi jest fakt, że podmienili ci szafę - zakpiłam. - Od kiedy nosisz coś poza swoimi koszulami?

- Jakaś ty spostrzegawcza, Rasmussen - zaklaskał. - Niedawno ćwiczyłem, stąd ten strój. Moje koszule mają się dobrze. Nie martw się - mrugnął w moją stronę i przepuścił mnie w drzwiach. Czyżby zmiana taktyki, i teraz bawimy się w pana dżentelmena?

- Uff, już myślałam, że będziemy musieli wzywać pogotowie koszulowe.

Prowadził nas w stronę salonu, a tak mi się przynajmniej wydawało z tego, co pamiętam z imprez.

- Kiepski żart. Popracuj nad swoimi ripostami, bo ostatnio ci podupadają - parsknął śmiechem. - Chcesz coś do picia albo jedzenia?

- Przyszłam tu, żeby zrobić projekt, a nie na obiad, królu pawiu.

Weszliśmy do wcześniej wspomnianego pomieszczenia, a na wielkiej kanapie siedział zakapturzony chłopak i grał na konsoli.

- Chciałem być dobrym gospodarzem - udał minę smutnego szczeniaczka. - A właściwie, to dlaczego zawsze nazywasz mnie królem pawiem?

Spojrzał na mnie z zainteresowaniem, jednak ja miałam skupiony wzrok na chłopaku siedzącym na kanapie. Zauważając, że go nie słucham, Salvatore wywrócił oczami.

- Może sądzi, że jesteś zarozumiały jak paw? - zasugerował obojętnym głosem Evans, nie zaszczycając nas spojrzeniem. Moje ciało się spięło na jego głos, a wzrok utkwiłam w podłodze.

- Nie jestem zarozumiały, mam tylko wysoką samoocenę. A to chyba dobrze, że nie mam kompleksów - Salvatore wyszczerzył rząd białych zębów i spojrzał na mnie przelotnie. - Nie martw się, nie będzie przeszkadzać. Zatrzymał się u mnie na parę dni. Rozgość się, a ja przyniosę sok z kuchni.

I chyba pierwszy raz chciałam błagać Salvatore'a, żeby mnie nie zostawiał.

Moje serce waliło jak oszalałe, kiedy zostałam sama w jednym pomieszczeniu z chłopakiem, któremu podpadłam kilka godzin temu.

Dark Desire Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz