Krótka historia o miłości do przyjaciela. Akcja rozgrywa się universum Marvela, a dokładniej to częściowo w okresie inwazji obcych z "The Avengers" oraz pięć lat później. To stary, odgrzewany pomysł, ale myślę że po poprawkach jest przyzwoicie. Polecam przyswoić sobie tagi zanim zabierzesz się do czytania. "Wokoło niego wszystko się waliło. Potłuczone szyby, stalowe, powyginane ramy, cegły i beton odpadały wielkimi kawałami od budynków wznosząc tumany kurzu. Gdzieniegdzie pojawił się ogień; patrzał jak jego jęzory pochłaniały wszystko czego dotknęły. Samochody, latarnie, pozostałości przystanków autobusowych a nawet ludzie byli niszczeni, miażdżeni przez wir walki. Gdzieś tam, na dachach zniszczonych budowli sławni Avengersi próbowali odbić miasto. Gdzieniegdzie mignęła zielona skóra Hulka, a jeszcze gdzie indziej błysnęła czerwono-złota zbroja Iron Man'a. Ale jaką rolę odgrywał w tym wszystkim on? Art. był przecież tylko małym bezbronnym mieszkańcem Nowego Jorku. Zaledwie drobnym, nic nie znaczącym ziarenkiem w miliardowej populacji świata. Zupełnie jak wszyscy inni uciekający w popłochu ludzie. Lecz co robił on? Bezsilnie patrzał tylko jak na jego rodzinę spada wielki bilbord niegdyś reklamujący solone krakersy."