Wasza Wysokość /Edmund Pevens...

By Onryo0

87.3K 2.8K 2.4K

W chwili gdy po raz pierwszy ją ujrzałem chciałem zasypać ją pytaniami by jak najszybciej poznać. Gdy po raz... More

PROLOG
Rozdział 1 "Gdzie on się na Aslana podziewa?"
Rozdział 2 "Droga przez las"
Rozdział 3 "Lubi się rządzić"
Rozdział 4 "Atak"
Rozdział 5 "Bursztyny"
Rozdział 6 "Mój nieskończony smutek"
Rozdział 7 "Nie zepsuj sobie fryzury"
Rozdział 8 "Do samych gwiazd"
Rozdział 9 "Królowe na tronie"
Rozdział 10 "Kontrola"
Rozdział 11 "Plan"
Rozdział 12 "Nadzieja to za mało"
Rozdział 13 "Mimo wszystko, ale jednak nie"
Rozdział 14 "Przyśpieszyć czas"
Rozdział 15 "Strach"
Rozdział 16 "Ogień i woda, lód"
Rozdział 17 "Zimny wiatr"
Rozdział 18 "Prosta śmierć"
Rozdział 19 "Przyszła Królowa"
Rozdział 20 "Szczera Przyjaźń "
Rozdział 21 "Idealna Księżniczka"
Rozdział 22 "Noc jeszcze młoda"
Rozdział 23 "Ostateczne Pożegnanie"
Rozdział 24 "Legenda"
Rozdział 25 "Skutki Tęsknoty"
Rozdział 26 "Pogrzebane Marzenia"
Rozdział 27 "Wyceniona Wolność"
Rozdział 28 "Armia Aslana"
Rozdział 29 "Zakochani"
Rozdział 30 "Niepewności"
Rozdział 31 "Silne Uczucia"
Rozdział 32 "Morderca Przyjaciela"
Rozdział 33 "Utracone zaufanie"
Rozdział 34 "Rozmowa"
Rozdział 35 "Zaklęcia"
Rozdział 36 "Przeznaczenie"
Rozdział 37 "Bezwzględny Żywioł"
Rozdział 39 "Kolorowe Niebo"
Rozdział 40 "Pierwszy Raz"
Rozdział 41 "Tajemnice Złota"
Rozdział 42 "Niebezpieczna Szczerość"
Rozdział 43 "Ramandu Wyspą Wyznań"
Rozdział 44 "Dwa Statki"
Rozdział 45 "Mrok Naszych Serc"
Rozdział 46 "Król i Jego Królowa"
Rozdział 47 "Najboleśniejsze co przeżyłam"

Rozdział 38 "Błyszczące tęczówki"

1.1K 51 39
By Onryo0

POV. SOPHIA

Obudził mnie grzmot, zabrzmiał kolejny. Podskoczyłam na łóżku omal nie uderzając głową w niski sufit. Rzeczywistość uderzyła we mnie jak grom z jasnego nieba. Zdawało się, że wyrwałam się z koszmarnego snu, ale nic mi się nie przypominało. To, że ukochany rzucił się za mną do oceanu już spotkało się ze świadomością prawdy, wiedziałam, że to się wydarzyło. Musiałam zasnąć, tak, zasnąć tuż po tym przeżyciu. Szybko przesunęłam dłoń pod kolano by choć jeszcze na chwile poczuć jego ciepły dotyk, najgorsze tylko to, że nic nie czułam oprócz zimnego ciała. Zupełnie jakby Edmund nigdy mnie nie dotknął, lub uczynił to, ale stało się odległym zamkniętym rozdziałem do którego nie można wrócić. 

Usiadłam w łożu, gdy przecierałam twarz zauważyłam, że nie ma przy mnie ani Łucji ani Geal. To spowodowała iście niepochamowaną ciekawość by wstać i ich poszukać. Może to nawet dobrze, ale będą generałem gdy tylko nie widziałam kogoś kogo przyrzekłam chronić w miejscu gdzie powinien się znajdować popadłam w cichą panikę. Niejeden nazwałby to paranoją. 

Chwiejnie i niepewnie stanęłam na podłodze, cały czas czułam, że zaraz z bezsilności upadnę na ziemię i już się nie podniosę, w każdym razie nie o własnych siłach. Pierwszy krok -chwiejny, musiałam przytrzymać się ramy posłania. Drugi -zakręciło mi się co prawda w głowie, ale tylko na chwilkę. Niewielki trzeci, czwarty, i już było dobrze. Podeszłam do średniej wielkości lustra, całe szczęście, że tym razem nie zastałam tam pięknej damy i tyrana u jej boku. Z nieznanych powodów byłam nawet na to gotowa, zobaczyć siebie z przyszłości i Miraza. 

Dłoń trzęsła mi się niemiłosiernie gdy próbowałam odgarnąć włosy, wydawało się to teraz dłużącą się w nieskończoność czynnością choć zajęło dosłownie chwilę. Znów uśmiechnęłam się mimowolnie co w zasadzie nie miało żadnego powodu i mogło wydawać się nawet przyczyną jakiejś niewydolności psychicznej, ale na całe boskie szczęście czułam się dobrze. Na siłach by wyjść, pokazać się i zapewne zostać znów wpędzoną w te cztery ściany. Ostatnimi dniami spędzałam w nich tyle czasu, że gdybym tylko miała słabą psychikę to pewnie bym już oszalała. Nie wiązały się one z przyjemnymi chwilami, a raczej ze strachem, obawami, tęsknota i wyniszczaniem od środka. Czy ta w ogóle można?

Ponownie przetarłam twarz, oczy zabłyszczały mi co zdarzało się niezwykle rzadko. Zwykle były pozbawione czegokolwiek, po prostu puste hebanowe tęczówki. Same nie wiedziały czego im brakuje. Gdy pierwszy raz ujrzałam Królową Zuzannę od razu polubiłam jej oczy, łagodne spojrzenie i ten figlarny, choć tłumiony błysk szarych, ciemnych tęczówek. Zupełnie jakby ktoś zlał ze sobą najczystszy metal i korę dębu, taki właśnie odcień sprawiały mieć jej oczy. Oczywiście te które szczerze pokochałam należały bezdyskusyjnie do Króla Edmund Sprawiedliwego, sposób patrzenia, skrywane w nich emocje, odcień i przede wszystkim ten ledwie dostrzegalny, chwilami jasno błyszczący promień złota. Najpiękniejszego, najczystszego, najprawdziwszego lecz bezwartościowego złota. Albo nie, wartość była zbyt wielka by kto ktokolwiek byłby w stanie zapłacić. Przerastała najśmielsze oczekiwania i wywracała świat do góry nogami. 

Za to moje oczy były oczywiste, nie że nijaki lub brzydkie, w zasadzie były ładne, ale po prostu przewidywalne. Nie były wcale tajemnicze, nie skrywały niczego, proste. Momentami zdawało się, że nie mam duszy bowiem przecież oczy są zwierciadłem duszy, a moje chwilami były puste. Nic nie było w nich widać i raczej nie zapowiadało się na zmiany. Nie przeszkadzało mi to jednak wcale. Przyzwyczaiłam się do nich. Do tego iście zwyczajnego odcienia hebanu.

Zacisnęłam blade palce na nieco za dużej koszuli, miałam na sobie jedynie nią, bieliznę i  spodnie, które związywałam pasem. Gdyby nie to, że w chwili spotkania miałam na sobie moje, w miarę dopasowane ubrania musiałabym paradować po pokładzie w o wiele za dużym odzieniu. Cóż, "Wędrowiec do Świtu" najwyraźniej nie przewidywał dam na pokładzie.

Klamka od drzwi kajuty była metalowa i ciężka, w cholerę zimna. Gdy tylko jej dotknęłam odskoczyłam z cichym piskiem, nie spodziewałam się bowiem aż takiego chłodu. Gdyby to tylko było możliwe śmiałabym sądzić, że sama Jadis przejęła nad nią kontrolę. Częściowo musi być ze mną naprawdę źle skoro wymyślam krótkie, lecz dziwaczne historie pochodzenia klamki na statku, który ściga mgłę. 

Delikatne księżycowe światło wypadło na korytarz. W kajucie dostarczały go średniej wielkości okna, tworzące jedyne źródło światła. Oczywiście nie licząc aktualnie zgaszonych świec. Bosymi stopami wydreptałam na korytarz, moje buty leżały przy łożu. Odetchnęłam spokojnie, zamknęłam drzwi, znów odetchnęłam tym razem bardziej nerwowo. Niepokój wzbudzało we mnie jedynie to, że moja podświadomość czuła się jakbym znów miała zamiar kogoś zabić, być może i po raz trzeci. Skarciłam samą siebie za taką myśl, nieraz to co nam chodzi po głowie zmusza nas do rozważenia tej opcji, a tego obecnie chciałam najmniej. Najłatwiej było po prostu wyrzucić tą niedorzeczność z umysłu, ale za każdym razem gdy próbowałam to uczynić ta nawet nie chciała się ruszyć z miejsca. Poczucie winy chyba stworzyło coś z czym będę musiała nauczyć się żyć. Trudno, przecież zasłużyłam.

-Pani generał?- omal nie podskoczyłam. Znów próba spokojnego oddechu, serce przyśpieszyło. 

-Mówiłam, że wystarczy "Sophie".- obróciłam się w stronę ciemnowłosej dziewczynki. Jej luźna, trochę wytarta sukienka lekko falowała przez przeciąg. Uśmiechnęłam się niewinnie, spuściła wzrok na stopy i nieśmiało podeszła. 

-Co robisz tu o tej godzinie?

-Byłam u taty.- badała wzrokiem podłogę, co jakąś chwilę przerzucała się na ściany. Naprawdę polubiłam tą małą, w pewnym stopniu w jej wieku byłam podobna do niej. Choć dość znaczącą różnicą jest to, że moje włosy nie są ciemne, a oczy umieją ukrywać smutek.

-Wiesz, może gdzie jest Łucja?

-Wyszła wcześniej razem ze mną, siedziałyśmy na pokładzie i oglądałyśmy gwiazdy...

-Na Aslana, nie  było wam zimno?

-Miałyśmy koc, nie chciałyśmy cię budzić...

-Nonsens Geal, nonsens. Ona jest królową, a ty naszym gościem, to ja powinnam starać się wam nie przeszkadzać.- wreszcie spojrzała mi w oczy.

-Przepraszam.- spuściła wzrok na stopy.

-Nie przepraszaj, nie masz za co.-uśmiechnęłam się tak szczerze jak tylko umiałam.- Co robiłyście oprócz patrzenia w niebo?

-Królowa opowiadała mi historie...- na jej twarzy pojawił się rumieniec, zmarszczyłam brwi.

-O czym takim opowiadała ci Królowa Łucja?

-Skończyła już tą o Złotym wieku, poprosiłam o nową. Więc zaczęła opowiadać mi o pięknej dziewczynie, która pewnego dnia w Narni spotkała przystojnego króla, o tym jak się całowali i jak on ją bardzo kochał...- mogę przysiąc, że opowiadała to z niekrytym przejęciem i niemalże szczęściem oraz dumą. Nie musiała mi nawet zdradzać imienia tej "pięknej dziewczyny" i "przystojnego króla", dobrze wiedziałam co kochana Łusia ma w głowie.

-Następnym razem poproś ją o bajkę o krasnalach.

Skinęła głową.  Weszła do kajuty, a ja ruszyłam korytarzem. Zupełnie bez celu czy zamiarów, po prostu szłam przed siebie. Prawdopodobnie sama sobie wyznaczyłam już drogę, ale jeszcze nie umiałam jej zgadnąć, nogi pracowały bez żadnej wcześniejszej konsultacji ze mną, a sama starałam się przejąć nad nimi kontrolę lub przynajmniej odgadnąć zamiaru mojego umysłu.

Podświadomość powiodła mnie schodkami w dół idealnie do drzwi kajuty w której sypialni dwaj narnijscy królowie. Przeklinałam za to nie ją lecz siebie. Dlaczego nie mogę mieć tej cholernej kontroli gdy jej potrzebuję?

Nie mam prawa stać pod ich drzwiami i domagać się wpuszczenia.

W zasadzie to nie mam prawa nawet patrzeć im w oczy, ale pokusa spojrzenia w tęczówki Edmunda jest po prostu silniejsza od woli. To ON jest po prostu silniejszy ode mnie w każdym tego słowa znaczeniu. Dosłownie.

Miałam tylko jedno wspomnienie związane z tymi drzwiami, było okropne. Stałam przed nimi, trzymałam sztylet  w dłonie, szłam kogoś świadomie zamordować. Potrząsnęłam głową próbując odrzucić to w najczarniejszy zakamarek mojej głowy, tak by wspomnienie stało się słabe, zamglone i złudne. Musiałam strząsnąć nadgarstki by upewnić się, że i tym razem nie trzymam w ręce ostrza.

-Szukałem cię...- podskoczyłam. Naprawdę chwilami wierzę, że kochani towarzysze polowań na mgłę urządzili sobie zawody polegające na wystraszeniu mnie jak najbardziej.

Rozpoznałam ten głos, znałam do dobrze. Aslanie, kochałam ten głos. Tym co mnie zdziwiło był fakt, że głos był przepełniony troską, dobrocią i nieznanym i niezidentyfikowanym przeze mnie odczuciem, którego zapewne już doznałam, ale nie umiem go odróżnić i nazwać. Przez chwilę toczyłam w sobie bitwę, jedna część mnie chciała się odwrócić, a druga -stać dalej plecami do niego. Tak, najlepiej jest stać w miejscu i czekać na rozwój wydarzeń. Gdybym tylko tak potrafiła to uczyniłabym to bez rozważania innych opcji. Wtedy wydawałyby się zgubne i po prostu nieosiągalne. Niestety należę do tych, którzy  w dziewięciu na dziesięć przypadków nie umieją stać bezczynnie podczas potencjalnych sytuacji gdy stanie w miejscu jest najlepszą z możliwych postępowań.  

Odwróciłam się. Stał przy schodkach z ręką nadal na poręczy, na twarzy miał taki zatroskany i zaskoczony jednocześnie wyraz, ale w całości nie umiałam odczytać jego nastroju. Nawet przez chwilę nie stałam bezczynnie.

-Wasza Wysokość.- pokłoniłam się, może za bardzo i przesadnie, ale z należnym szacunkiem. Gdy tylko się wyprostowałam stał tak blisko... 

-Musimy porozmawiać.- jakim cudem w tak krótkim czasie podczas mojego pokłonu zdążył pokonać dzielącą nasz odległość? Do tego tak bezszelestnie... Skinęłam głową.

Otworzył drzwi swojej kajuty i przepuścił mnie przodem, chciałam zaprotestować, lecz gdy tylko przystanęłam by to okazać zostałam delikatnie popchnięta tak, że znalazłam się w pomieszczeniu.

-Kaspian jest w gabinecie Driniana, więc możemy wyjaśnić sobie to i owo...- moje serce zaczęło walić jak nigdy dotąd. Spokojny, kontrolowany oddech stał się czymś jeszcze bardziej pożądanym lecz nieosiągalnym. Mój wewnętrzy głos zaczął krzyczeć. Nie wróżyło to nic dobrego bowiem ujawniał się tylko w momentach naprawdę godnych spierdolenia.

Był czymś innym niż rozmowa z Filem, mianowicie: nienawidziłam go. A teraz krzyczał najgłośniej jak potrafił, oznajmiał, że król chce mnie ukarać.

-Usiądź proszę.- wskazał hamak. Usiedliśmy oboje. Wciąż nie odezwałam się słowem.

Z nieznanych powodów poczułam się przy nim tak obco. Zupełnie nie jak dziewczyna którą król darzy silnym uczuciem. Tak, byłam świadoma, że ja nie jestem jedyną w tej relacji która coś czuje, to on był przecież pierwszy. Nie musiałam nigdy słyszeć słów "kocham cię", były niepotrzebne, ale chciałam je jedynie szczerze wypowiedzieć tak by wiedział, że nie kłamię. Wiedziałam, że raczej ich nie usłyszę. 

Cisza, nie wiedziałam czy powinnam rozpocząć rozmowę. Nie odzywałam się. Możliwe, że przyczyną milczenia była mieszanka wstydu, smutku i takiej dobrze mi znanej niewinnej nadziei. Nie ma chyba nic złudniejszego niż ona. To prawda, nie ma.

-Sophie...- nie cofnęłam się gdy złapał moją dłoń, nie schyliłam głowy gdy spojrzał mi w oczy. Wiedziałam, że nie jestem godna na niego patrzeć, tak dobrze to wiedziałam, a mimo wszystko patrzyłam na niego zupełnie jakbym miała do tego pełne prawo. Czułam się obco, ale nie jak morderca patrzący w oczy swojej ofierze.

-Nie mogę cię stracić.- i zaniemówiłam.  Nawet w moim  najcudniejszym scenariuszu nie było napisane, że on czyli Król Edmund Sprawiedliwy powie do mnie tam mocne słowa. Tak piękne słowa. Byłam gotowa na długą "pouczającą" rozmowę o nas, podczas której wspólnie dojdziemy do wniosku, że to co między nami było, to co nam się zdarzyło było jedynie przypadkiem.

Najgorsze i jednocześnie najlepsze w tym całym szaleństwie jest jednak to, że brnęliśmy w tej pomyłce i cały czas popełnialiśmy ją na nowo. Zupełnie jakby żadne z nas naprawdę nie chciało tego zakończyć. Trzy lata odmawialiśmy sobie bliskości, a byliśmy przecież w takim wieku, że po prostu jej potrzebowaliśmy. Może i brzmi to dziwnie, ale coraz bardziej śmiem twierdzić, że los wystawia nas na coraz to dziwniejsze próby. 

-Nic nie powiesz?- i uśmiechnął się szczerze w TEN jeden konkretny sposób, pokazał mi przez to, że nie ma to w sobie ani trochę wyrzutów i urazy. Nie miałam pojęcia dlaczego nie jestem na mnie wściekły. fakt minęły ponad dwa tygodnie, ale to nie zmienia faktu, że próbowałam go zabić. Co gorsza w pewnym sensie świadomie. 

-Nie wiem jakiej odpowiedzi król ode mnie oczekuje...- ścisnął mocniej moją dłoń, delikatnie, ale wystarczająco bym mogła poczuć jego ciepło. Sposób jego uśmiechu działał na mnie tak hipnotyzująco, że wydawało się, że słowa wypowiadam naprawdę będąc w jakimś transie. Każde opuszczało moje usta powoli, momentami ciągnęło się niemal w nieskończoność, przerwy pomiędzy i wątpliwy, nieśmiały lekko senny głos. Był środek nocy.

-Chce jedynie wiedzieć, czy ty... no wiesz, skreślasz nas?

-Królu, moje zdanie nie ma nic do rzeczy. To ja omal cię nie zabiłam... Aslanie, przepraszam za tamto. Nawet król nie wie jak jest mi okropnie ze świadomością, że chciałam cię zamordować...- głos zaczął mi się jąkać, poczucie winy przybiło i rozpędziło nadzieję. Nie miałam pojęcia dlaczego obchodzi go moje zdanie, ale w tym wszystkim zauważyłam konieczność by okazać mu mój nieskończony wstyd i udrękę spowodowaną po prostu słabością. Zaczęłam delikatnie wyszarpywać dłoń z jego uścisku, tak by żadna część mojego zhańbionego ciała nie stykała się już z jego. Zauważywszy to wzmocnił uścisk. 

-Proszę, spójrz na mnie.- starał się mnie uspokoić. Z jakiej to on racji nadal patrzy na mnie ze spokojem to nie wiem.

-Nie jestem już tego godna. Król jest królem, a ja jedynie...

-Dziewczyną która zawróciła królowi w głowie, i mimo wszystkich błędów jakie popełniła on nie potrafi przestać o niej myśleć. To nią jesteś?

-Tak...To znaczy nie! Nie wiem. Jestem tylko generałem.

-Sophio Ottis, kiedy fala zabrała cię z pokładu myślałem, że moje serce ze strachu dosłownie oszaleje, nawet nie wiesz jak szybko i bezlitośnie biło.- delikatnie chwycił moją drugą dłoń i przyciągnął ją do swojej piersi, tam gdzie ponoć parę godzin temu jego serce szalało.

-Dlaczego?- niemal wypłakałam. Nie tylko z niezrozumienia, głównie ze wstydu. Aslanie, ja go omal nie zabiłam, a on bez namysłu rzucił się by ratować moje o wiele mniej warte życie.

-Bo jesteś moją królową.

Jestem tylko młodą kobietą, dziewiętnaście lat. Jestem generałem Armii Aslana, największego i najdoskonalszego pana Narni czyli krainy którą kocham najszczerzej na świecie. On jest królem, którego koronacje ponad tysiąc trzysta lat temu widziałam na własne oczy, miałam wówczas trzynaście lat. Nawet gdybym pamiętała jakąkolwiek naszą rozmowę przed "oficjalnym" poznaniem się lata później w życiu bym nie przypuszczała, że to w tym wówczas młodym królu zakocham się na zabój. 

Nie byłam królową.

Jednak on najwyraźniej widział mnie taką i nie miałam sił na debatę by wyprowadzić go z błędu. To tylko utwierdzało mnie w przekonaniu, że jednak jego uczucia są prawdziwe.

-Edmund...

-Nie pytaj tylko rób.- i zamknął moje usta swoimi. Chciałam jakoś zareagować. Jakkolwiek. Nie umiałam, nieśmiało oddałam pocałunek. Nie był on ani namiętny, ani żarliwy, ani gorący jak ten pierwszy gdy mieliśmy po piętnaście lat. Podobno dorośliśmy, ale uczucia to kwestia sporna. W zasadzie trudno to nazwać jednym pocałunkiem, była to bowiem raczej seria krótkich i niewinnych całusów. 

Wreszcie zrozumiałam czego brakowało mi najbardziej przez ten śmiesznie krótki okres ponad dwóch tygodni. Biorąc pod uwagę, że wytrwaliśmy osobno trzy lata to dwa tygodnie nie powinny być zbyt wielkim problemem. Ależ były i to ogromnym. Może dlatego, że przez trzy lata miałam podstawy by wiedzieć, że do mnie wróci. Za to dwa tygodnie były pełne podstaw by sądzić, że to jedynie koniec.

Brakowało mi tej utraconej bliskości Edmunda, brakowało mi jego malinowych usta, silnych ramion i dłoni, cudnych oczu, szczerego uśmiechu, spokojnego głosu, szalonych idei i w skrócie mojego Króla Sprawiedliwego. Mojego? Może niezupełnie... Cóż, cieszmy się chwilą.

-Chciałam zapytać czy między nami może być po staremu. - wyznałam gdy jego wargi po raz ostatni musnęły moje. Przenikliwy, łobuzerki uśmiech wkradł się na jego niebywale przystojną twarz i zwalczył niepokój który przez sekundę tam zawitał.

-Chyba dostałaś odpowiedź.- mruknął przyciągając mnie do siebie bliżej. Poczucie winy zaczęło miotać moim umysłem we wszystkie możliwe strony. Krzyczało, kopało, sprawiało ból.

Dobrze wiesz, że nie jesteś jego godna.

Nie był to spokojny głos Filiasa. To był ten cholerny dźwięk, który współpracował z poczuciem winy jakby znali się od zawsze. Krzyczał, wrzeszczał, kopał. Ból.

-Nie wiem czy powinieneś mi ufać.- spojrzał na mnie smutno, wzrok pełen zrozumienia.

-Chcę spróbować.

-Cholera, mogłam króla zabić!

-Nie zabiłaś.

-Nie rozumiesz powagi sytuacji?

-Za bardzo mnie rozpraszasz...

Słowa, zdania leciały, szybkie wymiany. Sens dochodził dopiero po chwili. Po jego ostatniej wypowiedzi zawahałam się. Uśmiechał się do mnie szczerze, pięknie. Okropnie kochałam ten uśmiech. Czy okropnie nie znaczy, że źle? W każdym razie kochałam uśmiech Edmunda.

-Rozumiem co czujesz.- ścisnął moją dłoń, w taki sposób bym znów poczuła to uspokajające ciepło, lecz na tyle delikatnie by nie sprawić mi bólu. Wciąż widział mnie kruchą.

-Właśnie nie, nie umiem pogodzić się z tym, że chciałam pozbawić cię życia. Nie zrozumiesz, to wszystko działo się tak szybko. Sen, Fil...

-Fil nie chciałby żebyś cierpiała. Więc jeśli jest szansa, że nie będziesz się przy mnie smucić to jestem gotowy ponieść każde ryzyko.- mówił to tak pewnie, tak spokojnie.

-Znów nie chcesz być na tej przegranej, skrzywdzonej pozycji?- zmarszczył brwi. Zawsze wydawało mi się, że Sprawiedliwy stara się wyjść z sytuacji gdy to on był w niebezpieczeństwie w jak najbardziej spokojny i skryty sposób. Zupełnie jakby jego duma nie pozwalała mu na to. Chciał rozwiązywać moje problemy, pomagać mi i mimo wszystko przy mnie być. Nie wydaje mi się, że jest to dobry sposób, ale moje zdanie się nie liczy. W każdym razie nie mogę podważać jego decyzji. 

-Jakiej odpowiedzi się spodziewasz?

-Szczerej.

-Szczerze to mogę powiedzieć ci, że...

-Nie o to mi chodzi.

-A o co?

-Chcę poznać prawdę. Na Aslana, tu chodzi o twoje życie.

-Jeśli mogę spędzić je z tobą to tego właśnie chce.

-Wiesz, że to nie będzie trwało wiecznie...

-Kto nam zabroni?

Nie byłam w stanie odpowiedzieć. Kiedy przerwałam mu tą szczerą wypowiedź zrobiłam to z jednego logicznego powodu. Jeśli miał zamiar powiedzieć to co chciałam usłyszeć straciłabym kontrolę w ten lepszy sposób. Oddałabym się i zapewne wszystko działoby się szybko i poszło za daleko. Kontrolę bowiem traciłam jedynie przez niego lub z jego powodu. 

Wiedziałam, że odejdą. Wrócą do swojego świata i tak właśnie skończy się nasza historia, przypieczętuje ją dźwięk mojego serca gdy będzie się kruszyć. Starałam się nie myśleć o tym, starałam się cieszyć puki jeszcze go mam. Z nieznanym mi jednak powodów cały czas temat rozłąki nasuwał się sam. 

-Spokojnie.- starł kciukiem moją łzę. Wypuściła się sama, przyrzekam, że nie płaczę.

-Wszystko będzie dobrze.- pocałował mnie w czoło. Chyba zrozumiał o co mi chodzi. 

Idiotko, oczywiście, że zrozumiał.

Kim jesteś i co zrobiłeś z Filem?- miałam wielką ochotę dowiedzieć się tego. Rozmowa z wewnętrznym głosem sprawiła, że nie potrafiłam kontrolować już łez. Zaczęły spływać, na szczęście wolno i delikatnie. Ścierał każdą z nich.

-Prześpij się.- pogładzić kciukiem moją dłoń. Posłusznie wstałam i pokierowałam się do wyjścia. Poczułam ścisk w nadgarstku i lekkie pociągnięcie do tyłu.

-Chyba zwariowałaś jeśli myślisz, że podczas sztormu pozwolę ci się samej poruszać po pokładzie.

-Więc mnie odprowadź.

-Zostańmy tutaj.- nie musiała się nawet ruszać, chłopak ułożył się na posłaniu i przyciągnął mnie do siebie. Wbrew wszystkiemu co myślałam wtuliłam się w niego, szczelnie okrył nas kocem.

-Jeśli Kaspian tu wejdzie to jutro wraz z Łucją nie dadzą nam spokoju, będą się szczerzyć bez końca.- zaśmiał się z mojego spostrzeżenia. Właściwie to zaczął się głupi śmiać, żeby przestał musiałam zagrozić, że sobie pójdę.

-Już, już, spokojnie. Dobranoc Sophie.

-Dobranoc wasza wysokość.

Nie wiem ile czasu przed zaśnięciem leżałam wtulona w jego klatkę piersiową, słuchając rytmu bicia jego serca całkowicie straciłam rachubę czasu. Może straciłam idealną okazję by powiedzieć mu o moich sinych uczuciach, nie przejmowałam się tym. Mam jeszcze czas. Było dobrze, mimo, że nie zdążyłam powiedzieć tych prostych słów. Jeszcze jest czas.

I nagle kompletnie znikąd przypomniał mi się fragment opowieści którą rzekomo Łucja opowiadała Geal. Tak musiała ją opowiedzieć.

...O tym jak się całowali, i jak ona go bardzo kochała...

To właściwe zakończenie. Przynajmniej na razie.

                                                                                                                                       Onryo0

Continue Reading

You'll Also Like

39.8K 2.9K 61
Od dwudziestu lat wampiry muszą żyć w ukryciu, ponieważ moc czarowników się rozwinęła i stała na tyle potężna, że zdołała pokonać krwiopijców. Króles...
188K 15.5K 124
~Manga nie jest moja, tylko tłumaczę! ~ Zreinkarnowano mnie w ciele fałszywej świętej, które pięć lat później umrze, gdy pojawi się kolejna święta. J...
Mate By GS

Fantasy

244K 10.3K 42
- Skąd wiesz? - Wykrztusiła wreszcie, po pięciu minutach pustego wgapiania się we mnie. Miała duże orzechowe oczy poplamione jasną zielenią. Były hip...
14.7K 869 36
Po zakończonej, jak i wygranej bitwie o Hogwart, uczniowie wracają powtarzać rok jak i skończyć edukację. Dużo się zmieniło, natomiast sami uczniowie...