Kiełbaski były już wystarczająco usmażone, więc z uśmiechem na twarzy, zdjęłam je z grilla i przełożyłam na talerz. Szczęśliwa powędrowałam do stołu, umiejscowionego na obszenym tarasie. Słońce grzało, a na niebie nie widniała ani jedna chmurka. Była cudowna, wręcz idealna pogoda.
Odłożyłam jedzenie na stół i zawołałam Dracona który siedział z naszą córką w domu. Blondyn wyszedł trzymając w rękach dziecko, które śmiało się pogodnie. Podszedł do mnie i objął ramieniem. Odwróciłam głowę w kierunku małych paluszków muskających mój policzek.
-Siadamy do stołu? - zapytałam unosząc wzrok na ślizgona.
-Jasne. - Nie postawiliśmy jednak kroku, bo nagle całe niebo zaszło, ciężkimi chmurami. Zrobiło się szaro i nieprzyjemnie zimno. Nasza córeczka zaczęła płakać, więc Draco próbował ją uspokoić.
-Co się dzieje? - spytałam zalękniona. Dostałam odpowiedź szybciej niż się spodziewałam. Z szarego nieba zaczęły materializować się postacie z czarnych pelerynach i przerażających, srebrnych maskach. Śmierciożercy. Otoczyli nas stając w okręgu i po kolei zaczęli ściągać maski. Rozpoznałam Lucjusza Malfoya, Bellatrix Lestrange, Fenira Greybacka, Rookwooda, Crabba seniora i Goyla seniora, reszty nie znałam.
-Jak mogłeś nas zdradzić śmieciu! - krzyknął ojciec Dracona i wymierzył w niego różdżkę. Za nim cokolwiek zdążyłam zrobić, w jego stronę poleciało zaklęcie uśmiercające. Skulił się, całym ciałem zasłaniając dziecko. Spod ciała blondyna usłyszałam stłumiony płacz. Ruszyłam w kierunku córki nie zważając na wyciągnięte w moją stronę różdżki. Nie dobiegłam.
-Crucio! - ryknęła Bellatrix.
Zaczęłam zwijać się z okropnego bólu. Czułam jakby moją każdą komórkę ciała rozrywano i palono żywcem. Nie kontrolowałam łez i krzyków.
Widziałam tylko jak Greyback podchodzi do ciała Draco i podnosi spod niego dwuletnią dziewczynkę.
-Granger!
Tarzając się z bólu patrzyłam jak wilkołak zatapia swoje zęby w delikatnej szyjce mojej córeczki. Po chwili martwe ciało dziecka upadło z głuchym łoskotem na zieloną trawę. Nie krzyczałam już. Nawet nie zauważyłam że psychiczna Śmierciożerczyni przerwała zaklęcie. Tępo patrzyłam się tylko w dwa martwe ciała.
-Granger!
Lucjusz podszedł do mnie z kpiącym uśmiechem na twarzy i wycelował we mnie różdżką na której zaiskrzył się zielony płomień.
-GRANGER!
Zerwałam się jak oparzona. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się za głosem który mnie nawoływał. Obok siedział Draco patrzący na mnie z zatroskaną miną.
Wytrzeszczyłam zapuchnięte od płaczu oczy i wystawiłam rękę w kierunku jego twarzy. Zaczęłam dotykać go po całej głowie.
-Żyjesz. - stwierdziłam zachrypniętym głosem. Szybko opuściłam głowę by ujrzeć ciążowy brzuch. Odetchnęłam z ulgą. - Ty też żyjesz maluszku.
-Miałaś zły sen? - spytał cicho. Pokiwałam twierdząco głową. Przetrałam mokre od łez policzki i zaczęłam się uspokajać. Licz do dziesięciu...
-Wszystko dobrze? - dopytywał się.
-Zjadłabym już śniadanie. - powiedziałam nie chcąc nadal drążyć tematu. Patrzył jeszcze przez chwilę przenikliwym wzrokiem by po jakimś czasie z westchnięciem wstać i zacząć się ubierać.
°°°
Siedzieliśmy przy stole zapełnionym świątecznymi potrawami. Cudowne zapachy drażniły moje zmysły, a cicha muzyka w tle podgrzewała atmosferę.
-Już nie mogę. - wysapał Draco i położył sztućce na talerzu, na którym leżała niedojedzona potrawa. Sama też czułam że więcej już nie zmieszczę.
-Ja też.
Zlustrował mnie przenikliwym spojrzeniem i uśmiechnął się cwaniacko.
-Otwieramy prezenty! - oznajmił na co zaśmiałam się perliście.
-Zachowujesz się jak dziecko.
-Dziecko to dopiero będzie. - wyszczerzył zęby w cwaniackim uśmiechu. Zerknęłam w dół na swój odznaczający się brzuch i pogłaskałam go z czułością. - Wesołych świąt! - powiedział i podał mi prezent. Z uśmiechem na twarzy otworzyłam opakowanie i ujrzałam książkę. Bardzo starą książkę. Była to Historia Hogwartu. Pierwsze i najstarsze wydanie tej książki jest bardzo drogie ponieważ jest tylko kilka egzemplarzy na świecie. Musiała kosztować fortunę. Zachwycona położyłam książkę na stolik i wzięłam się za otwieranie czarnego, zamszowego pudełeczka. W pudełeczku znajdował się złoty naszyjnik, na którego końcu wisiała zawieszka smoka.
-Jest cudowny... - wyszeptałam.
-Cieszę się że Ci się podoba.
-Pomożesz mi go założyć? - spytałam i już po chwili na mojej szyi wisiał złoty naszyjnik ze smokiem. - Teraz prezent dla ciebie. - oznajmiłam i podałam paczkę Draconowi. - Nie jest to coś wspaniałego, bo wiesz nie wiem co lubisz, ani nie mam tyle pieniędzy... - zaczęłam się tłumaczyć. Byłam trochę zażenowana tym że prezent dla mnie kosztował mnóstwo pieniędzy, a ja wydałam ledwo sto koron norweskich.
-Granger, błagam cię. Nie mów tyle, poza tym urodzisz mi dziecko, to jest wystarczający prezent. - powiedział i zaśmiał się gdy ujrzał czarną bluzę z napisem ,,Najlepszy tata na świecie". - Wesołych świąt Granger.
-Wesołych świąt Draco.
***
-DZIESIĘĆ! - zawołali norwedzy.
Staliśmy na balkonie, opatuleni kurtkami, ownięci szalikami i z naciągniętymi czapkami. Z nieba pruszył śnieg co dodawało cudownego uroku miastu, na który miałam widok. Wszędzie można było zobaczyć wesołe rodziny, starsze małżeństwa, nastolatków w moim wieku, a nawet małe dzieci i niemowlęta. Wszyscy mieli wielkie uśmiechy na twarzy, a było to spowodowane zbliżającym się nowym rokiem. Nawet auta zatrzymały się na ulicach, a kierowcy wyszli z pojazdów by odliczać czas do nowego roku.
-DZIEWIĘĆ!
Malfoy zaśmiał się pod nosem, a ja spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. Pokazał mi więc palcem na dwójkę, na oko wyglądających dziesięcioletnich dzieci, które jeździły na oblodzonym chodniku i w pewnym momencie nie złapały równowagi i wywróciły się na lodzie, rozrzucając na boki leżące na ziemii siatki z zakupami pewnego starszego pana.
-OSIEM!
-Nie powienieneś się śmiać. - skomentowałam przybliżając twarz do jego twarzy by mógł mnie usłyszeć pośród wesołego gwaru. Wywrócił oczami i uśmiechnął się cwaniacko.
-Przesadzasz.
Pokręciłam głową i również zaśmiałam się pod nosem.
-SIEDEM!
-Myślisz że następny rok będzie lepszy niż ten? - spytał Draco nachylając się jeszcze bardziej, gdyż ludzie zaczynali co raz głośniej krzyczeć.
-SZEŚĆ!
-Urodzi nam się dziecko, ten rok będzie najlepszy bez względu na wszystko inne co się wydarzy. A poza tym ten rok nie był wcale taki zły.
-PIĘĆ!
-Zależy dla kogo.
-CZTERY!
-Co niby masz na myśli? - sarknęłam, mrużąc gniewnie oczy.
-TRZY!
-Mam na myśli to że ten rok nie był za dobry dla innych ludzi. Twoi przyjaciele, nauczyciele i twoi rodzice się martwią. Pansy i Blaise też zauważyli że jest coś ze mną nie tak. Ale poza tym dla nas ten rok był całkiem udany. - wyjaśnił.
-DWA!
-Muszę przyznać ci rację.
-JEDEN!
I wtedy wydarzyło się coś czego nie zapomnę do końca życia. Był to chyba jeden z najszczęśliwszych momentów. Gdy ludzie całkowicie przepełnieni euforią, wrzasnęli "Szczęśliwego Nowego Roku", Draco Malfoy połączył nasze usta w pierwszym pocałunku, a dzieciątko w moim brzuchu po raz pierwszy raz dało o sobie znać. Poczułam kopnięcie.
***
Przepraszam że czekaliście prawie miesiąc na kolejny rozdział, ( o ile ktoś to czyta) ale nie miałam weny, dodatkowo szkoła i ta nauka.... Wiecie jak to jest. Teraz mam zamiar powstawiać jak najszybciej kolejne rozdziały (chodź nie obiecuję że tak się stanie.) Trzymajcie się.