Wasza Wysokość /Edmund Pevens...

By Onryo0

87.3K 2.8K 2.4K

W chwili gdy po raz pierwszy ją ujrzałem chciałem zasypać ją pytaniami by jak najszybciej poznać. Gdy po raz... More

PROLOG
Rozdział 1 "Gdzie on się na Aslana podziewa?"
Rozdział 2 "Droga przez las"
Rozdział 3 "Lubi się rządzić"
Rozdział 4 "Atak"
Rozdział 5 "Bursztyny"
Rozdział 6 "Mój nieskończony smutek"
Rozdział 7 "Nie zepsuj sobie fryzury"
Rozdział 8 "Do samych gwiazd"
Rozdział 9 "Królowe na tronie"
Rozdział 10 "Kontrola"
Rozdział 11 "Plan"
Rozdział 12 "Nadzieja to za mało"
Rozdział 13 "Mimo wszystko, ale jednak nie"
Rozdział 14 "Przyśpieszyć czas"
Rozdział 15 "Strach"
Rozdział 16 "Ogień i woda, lód"
Rozdział 17 "Zimny wiatr"
Rozdział 18 "Prosta śmierć"
Rozdział 19 "Przyszła Królowa"
Rozdział 20 "Szczera Przyjaźń "
Rozdział 21 "Idealna Księżniczka"
Rozdział 22 "Noc jeszcze młoda"
Rozdział 23 "Ostateczne Pożegnanie"
Rozdział 24 "Legenda"
Rozdział 25 "Skutki Tęsknoty"
Rozdział 26 "Pogrzebane Marzenia"
Rozdział 28 "Armia Aslana"
Rozdział 29 "Zakochani"
Rozdział 30 "Niepewności"
Rozdział 31 "Silne Uczucia"
Rozdział 32 "Morderca Przyjaciela"
Rozdział 33 "Utracone zaufanie"
Rozdział 34 "Rozmowa"
Rozdział 35 "Zaklęcia"
Rozdział 36 "Przeznaczenie"
Rozdział 37 "Bezwzględny Żywioł"
Rozdział 38 "Błyszczące tęczówki"
Rozdział 39 "Kolorowe Niebo"
Rozdział 40 "Pierwszy Raz"
Rozdział 41 "Tajemnice Złota"
Rozdział 42 "Niebezpieczna Szczerość"
Rozdział 43 "Ramandu Wyspą Wyznań"
Rozdział 44 "Dwa Statki"
Rozdział 45 "Mrok Naszych Serc"
Rozdział 46 "Król i Jego Królowa"
Rozdział 47 "Najboleśniejsze co przeżyłam"

Rozdział 27 "Wyceniona Wolność"

1.4K 48 51
By Onryo0

POV. EDMUND

Tylko wspomnienie nauk sztuk rycerskich ocaliło mi życie. Dosłownie. Zrobiłem unik w bok tym samym stykając ostrze z orężem przeciwnika. Szczęście, że zapamiętałem to czego jako chłopiec uczyłem się w Narni i sztuczki oraz sposoby ulepszenia walki przekazane mi przez pewną generał. Szybkim ruchem wytrąciłem miecz mężczyzny, a ten wbił się w deski pokładu.

-Nabrałeś krzepy mój drogi.- przyjacielski uśmiech który posłał mi Kaspian jedynie powiększył moją dumę. urządziliśmy sobie małe starcie królów, które można powiedzieć, że wygrałem.

-Na to wygląda.- zaśmiałem się. Dryfowaliśmy już jeden dzień, a szczęście z powrotu do Narni słabiło mój żal i udrękę. W końcu i tak tu jestem. Kochany kuzynek od wczorajszego zemdlenia nie obudził się, ale jak dla mnie to mógłby już w ogóle nie otworzyć oczu. Nadal nie rozumiem z jakiej racji przeniósł się tu z nami, ale jak już jest to niech będzie cicho. W tym świecie to ja jestem królem i to ja jestem górą. Tak naprawdę jedyna osoba która mogłaby mnie namówić to zmiany zdania jest niestety nieobecna i niech Aslan ma ją w opiece. 

-Wasza wysokość.- jeden z marynarzy wykazał się uprzejmością i podał mi kubek z wodą. Podziękowałem i zamoczyłem wargi w cieczy.

-Edmund.- stanąłem obok siostry.- Czy gdyby wciąż trzymać kurs na wschód to dopłynęłoby się na koniec świata?- wydawała się sama zdumiona tym o co pyta. Ach, ta nastoletnia ciekawość. Pamiętam jak ja byłam tak samo ciekawy wszystkiego. Wprawdzie teraz też jestem,. ale teraz też potrafię nad ciekawością panować. Kiedy ja miałem piętnaście lat byliśmy akurat drugi raz w Narni. Tak samo ciekawiło mnie wszystko. Zadawałem Kaspianowi czy dowódcą mnóstwo pytań na które mogli nawet nie znać odpowiedzi. Godzinami myślałem nad tym jak właściwie sklejać słowa kierowane do ukochanej którą przecież wtedy ledwo znałem. 

-Nie przejmuj się, to kawał drogi stąd.- doopiłem napój wybierając najłatwiejszą formę opowiedzi. Ten moment wydawał się tak piękny. Południowe słońce, przyjazna rozmowa, morska bryza i uroki statku... Właśnie takie momenty najczęściej się psują.

-A ci jak zwykle gadają bzdury.

-Czujesz się trochę lepiej?- Łucja starała się kierować empatię w stronę naszego kuzyna. Choć w zasadzie mogła jako królowa kazać go zamknąć w lochu, spiąć w kajdany i codziennie biczować. W sumie to już wiem co JA mógłbym zrobić.

-Tak, ale to nie wasza zasługa.- bezczelny jak zawsze.

-O proszę, wstało już nasze słoneczko. Polubiłeś już może?- stary przyjaciel Ryczypisk. Czy ja mówiłem już mu jak uwielbiam gdy droczy się z kimś, a zwłaszcza gdy tym kimś jest Eustachy. Kiedy spotkaliśmy go na statku miałem nadzieję, że wie coś o Sophi. Jest przecież dowódcą jednego z oddziłów Armii Aslana.

-Zawsze je kochałem.- oburzył się gnojek.- Byłem po prostu zaskoczony. Matka mówi, że jestem wybitnie wrażliwy...- przewróciłem oczami.- Jak to jednostki wybitne.- wyplułem wodę. To co ten chłopczyk mówi jest po prostu śmieszne. Jego słowa zresztą nie rozśmieszyły tylko mnie, aole też Łucję, Ryczypiska i Kaspiana który stał obok.

-W każdym razie wybitnie irytujące.- zażartowała mysz.

-Wypraszam sobie!- uwaga, robi się groźnie.- Jak tylko dotrzemy do jakiejś cywilizacji to pójdę to brytyjskiego konsula i aresztują was za porwanie.- chciał odwrócić się na pięcie i odejść, lecz drogę zagrodził mu król.

-Porwanie? Uratowaliśmy ci przecież życie.- widać było, że się droczy, ale w swój unikalny śmiertelnie poważny sposób.

-Trzymacie mnie tutaj w niechigienicznych warunkach! Tam na dole jest istne zoo!- wymachiwał rękoma drąc się niemiłosiernie, a tłem do jego przedstawienia były śmiechy marynarzy.

-Ależ z niego malkontent, prawda wasza wysokość?- zagadał mnie na uboczu Ryczypisk.

-Dziś to tryska humorem...- chciałem cos jeszcze dopowiedzieć, lecz przerwał mi głos żeglarza:

-Widać ląd!- zerwaliśmy się wszyscy z siedzeń. Kaspian pobiegł na mostek, a my wytęrzyliśmy wzrok. W oddali dostrzegłem ledwo widoczny zarys ziem.

                                                                                         ***

-Ani jednej naszej flagi.-kiedy już po godzinach ląd był widoczny i praktycznie byliśmy przy porcie wraz z Kaspianem i Drinianem i Tawrosem weszliśmy na tyły mostku by dokładniej przyjżeć się miastu.

-To samotne wyspy.-zauważył kapitan podając mi lunete.

-Przecież Archipelag zawsze należał do Narni.- spojrzałem przez lunetę. Pare mew przeleciało przed moimpolem widzenia, nikt nie kręcił się po pomoście czy wybrzeżach.

-Podejrzana sprawa.- Tawros był jednym z nielicznych magicznych stworzeń które wyruszyły z królem w podróż. Znacznie więcej ich zabrała generał Ottis no, ale cóż się dziwić... to w końcu jej armia. Ten rosły minotaur był jednak nie tylko świetnym szermierzem, należał do wielce inteligentnych stworzeń, a jego spryt i przebiegłość były godne podziwu. Przekonałem się o tym podczas ostatniej wizyty w moim królestwie.

-Proponuję wysłać kogoś na zwiady.- zacząłem odsuwając lunetę od oka.- Drinian...

-Wasza wysokość mi wybaczy...- przerwał kapitan niechętnie.- Ale na pokładzie to król Kaspian jest moim przełożonym.- w tym momencie nie czułem złości czy czegoś z tych negatywniejszych odczuć. Poraz kolejny czułem jedynie niedocenienie. Pierwszy raz to ja jestem tym KRÓLEM z czworga władców, ale najwyraźniej ten tytół liczył się gdy Piotr go posiadał. Jestem jednym słowem tym mniej ważnym królem który i tak nie ma nic do gadanie bo to WIELKI król Narni zgarnie wszystkie pochwały i to on jest przywódcą. Jestem w zasadzie niepotrzebny...

-Racja.- wydusiłem, świetnie ukrywając przy tym żal.

-Wyślemy dwie łodzie, Drinian wybierz odpowiednich ludzi.- zarządził Kaspian i razem z kapitanem i minotaurem zeszli na pokład. Ja natomiast jeszcze przez chwilę pragnąłem pozostać sam jeden wpatrzony w te martwo wyglądające obrzeża miasta. W puste uliczki i bezduszne wybrzeża. W miasto widmo które zdawało się przyciągać coraz bardziej. Intrygowało, ciekawiło i zamartwiało naraz. Może to dlatego, że to w końcu tutaj wyruszył jeszcze jeden zaginiony, poszukiwany narnijski statek.

-Królu mój, idziesz?- odwróciłem się w stronę Ryczypiska który stojąc na barierce uśmiechał się do mnie szczerze.

-Tak, tak, zamyśliłem się tylko.-pośpiesznie opuściłem głowę starając się nie myśleć o niej.

-Archipelag...- jednak chyba odgadnął moje zmartwienia.- To tuaj wyruszył przecież "Wierny wojownik"...

-Kto?- nie zrozumiałem.

-Tak nazywał się statek którym wypłynęła nasza cudowna generał. Statek który powinien już dawno wrócić do narnijskiego portu. - podszedł bliżej i teraz oboje wpatrywaliśmy się w do połowy zniszczone chaty na wzgórzach.

-Myślisz, że tam jeszcze jest?- musiałem mieć poczucioe, że ktoś jeszcze wierzy w jej ciągłe życie i ten ktoś niech mi to powie.-Mogła przecież dawno odpłynąć, może miała wypadek na morzu...

-Generał jej silna, sprytna i co najważniejsze nieustraszona. Wypłynęła w celu pokojownym na konsultacje z innym generałem, nie sądze by coś naprawdę złego tam się przytrafiło. A nawet jeśli, to bądźmy dobrej myśli. Zobaczysz królu, jeszcze się okarze, że poradziła sobie jak zwykle.- trzeba przyznać, że jego spokojny, radosny głos uspokajał i przekonywał do jego myśli. Naprawdę chciałem żyć teraz w wierze, że mojej ukochanej nic się nie stało. Chciałbym zastać ją tu  w jakiejś bezpiecznej kryjówce, całą i zdrową. Lecz czy naprawdę, gdyby tak było to nie dałaby już Kaspianowi jakiegoś  znaku życia. Jeszcze chyba nigdy się tak o kogoś nie martwiłem.

-Chodźcie!-zawołał nas czarnowłosy. Ryczypisk posłał mi ostatnie pełne wsparcia spojrzenie i pobiegł w kierunku szalup. Odwróciłem się od krajobrazu, również chciałem odejść, lecz ta pokusa patrzenia beztrosko na ląd i głowienia się nad wszystkimi problemami świata była taka silna i wydawała się doskonała. Kiedy byłem już przy schodkach ostatni raz spojrzałem na miasto. Zaraz przecież się tam znajdę...

-Odnajdę cię.- sam nie wiem czy mówiłem to do siebie, czy miałem nadzieję, że ona to usłyszy.

POV. ŁUCJA

-Dziękuję.- zwróciłam się do młodego marynarza gdy ten pomógł mi wysiąść z łodzi. Trzeba przyznać, że robił wrażenie, tak samo jak ląd po ktorym stąpaliśmy. Chłopcy przywiązali łodzie do pomostu, a ja wraz z paroma innymi żeglarzami zacząłem się rozglądać. Oczywiście Eustachy i Ryczypisk musieli się posprzeczać, ale słychać było, że ten drugi ma z tego po prostu ubaw i świetnie się bawi. Nie mogąc jednak dłużej słuchać marudzenia kuzyna podniosłam głos:

-Pochowali sie wszyscy gdzieś?- pytanie retoryczne nie wymagające odpowiedzi. W sumie to nawet nie mialam jak na nią liczyć.

-Z życiem morświnie jeden.- zachęcił Eustachego mały rycerz chcąc pomóc mu wyjść z łodzi lecz ten odmówił co poskutkowało tym, że wywrócił się na kamienne schody.

-Wy naprawdę jesteście spokrewnieni?- zapytał jednioczeście rozbawiony i rozczarowany Kaspian. Zażenowani wraz z Edmundem nie opowiedaliśmy, co wywołało u czarnowłosego cichy chichot. Cóż się dziwić? Że niby Dzielna i Sprawiedliwy mają w rodzince jakiegoś rozpieszczonego, nieogarniętego bachora który mocny jest jedynie w gębie, a przynajmniej tak mu się wydaje.

Nagle z nikąd roległ się donośny dźwięk dzwonu. Król nakierował kuszę w stronę wieży dzwonniczej, a ja wyciągnęłam sztylet. Eustachy natomiast powoli przesunął się w kierunku łodzi.

-Ryczypisk, zostań tu z załogą i zabezpiecz nabrzeże.- zarządził Kaspian gdy bicie ucichło.- My pójdziemy dalej. Jeśli nie wrócimy przed świtem to zacznijcie nas szukać.

-Tak wasza wysokość.

Wraz z Edmundem, Kaspianem i przerażonym kuzynkiem zaczęłam iść kamiennymi schodkami nadal trzymjąc broń w pogotowiu. Zburzone domy, zabite deskami okna, zadnych świateł od świec, kamienne budowle. Kiedyś już byłam w Archipelagu, lecz wtedy wyglądał bajecznie. Teraz pewnie też wygląda lecz za dnia, no i gdy usuwa sie te deski, a wieczorami latarnie świecą jasno nadając uliczkom romantyczny charakter...

-Tu też nikogo nie ma. Wracamy?- Eustachy odszedł od zabitego okna . W jego głosie słychać było wyraźny strach i nadzieje na powrót. Muszę jednk przyznać, że ja również bałam się wejść w niektóre ciemne uliczki. Gdyby nie obecność brata i przyjaciela pewnie nie odważyłabym się w ogóle zwiedzać miasto w tych ciemnościach, zwłaszcza gdy wygląda jak podczas wojny. I to ja niby jestem DZIELNA?

Czarnowłosy i zakochany braciszek wyraźnie zainteresowali się wrotami do jakiegoś budynku. Przypominał on i twierdzę i dom handlowy. Trudno określić co bardziej. Nasza trójka miała broń cały czas w gotowości, bowiem Narnia już nie raz pokazała nam, że trzeba być gotowym na wszystko, a przygotowany oręż nieraz ratował nam życie. Człowiek uczy się na własnych doświadczeniach, a błędy go kształtują.

-Zostań, możesz osłaniać tyły, albo coś...- poradził kuzynkowi Edmund. W pierwszej chwili na twarzy Scrubba pojawiło się przerażenie, że niby chcemy go tu zostawić samego, lecz po chwili, zastąpił je jedynie lekkim rozdrażnieniem.

-Tak...- podbiegł do nas.- Dobra myśl kuzynie, nareszcie myślisz logicznie.- tego oczywiście nie mógł sobie darować. Wydaje mi się jednak, że jego wielkie naburmuszone ego i chęć do poniżania nas zgasły gdy pojawiliśmy się na statku, a w zasadzie w momencie gdy usłyszał kim naprawdę jesteśmy.  Kiedy we troje (ja, Edek i Kaspian) mieliśmy wejść do budynku i zostawić go na czatach czarnowłosy nagle zwrócil się ku niemu i wyciągnął zapasowy niewielkich rozmiarów sztylet.

-Spokojna głowa, osłaniam was.- spojrzałam na gnoma wzrokiem mówiącym "I tak nic nie zdziałasz", po chwili jednak skarciłam samą siebie za tą niewiarę. Z jakiegoś powodu się tu w końcu znalazł, nie? Może teraz nie jest wyszkolonym rycerzem, ale z pewnością w Narniw naszym towarzystwie nauczy się tego i owego. Pomyślałam, że na pewno wiele by wyniósł z lekcji z jasnowłosą najodważniejszą dziewczyną jaką znam. Ona przycisnęłaby go równo, co wyszłoby na dobre wszystkim. Naprawdę mam teraz nadzieję, że panna Ottis znajduje się na tej samotnej wyspie.

Weszlismy do budynku przez skrzypiące wrota wielkich rozmiarów. W środku panowały  egipskie ciemności co tylko dodawało temu miejscu grozy. Bez nich zresztą też by mu jej nie brakowało. Ciszę przerywał jedynie co chwilę stukot naszych butów lub pomruki blondyna.

-Jakby co to ja mogę wracać?- nikt mu nie raczył odpowiedzieć. Byliśmy bowiem zbyt skupieni na analizowaniu każdej części ogromnego pomieszczenia. Wielkie nieraz po sam sufit rzeźb przedstawiające zapewne jakieś ważne osobowości lub Bóg wie co innego. Z sufitu natomiast zwisały liny, niektóre kończące się czymś w rodzaju pustych klatek. Niepewne smugi światła przedzierały się niewinnie przez zabite belkami okna. Jednak ich próba oświecenia kończyła się tak zwaną porażką. Trzeba przyznać, że ciarki nie chciały mi ustąpić odkąd tu weszłam.

Edek świecąć latarką podszedł do jakiegoś stołu, a my po chwili do niego dołączyliśmy. Na meblu rozłożone były pióra, kałamarze, kartki, mapy, jakieś listy, ale naszą uwagę skradła dość duża otwarta księga w skórzanej oprawie. Na jej stronach zapisane były nazwiska, a co niektóre były skreślone. Przy każdym skreślonym nazwisku po boku kartki zapisana była również jakaś najczęściej spora liczba.

-Ciekawe co to za ludzie.- oddech mi przyśpieszył,gdy to mówiłam starałam się ukryć częściowy strach.

-I dlaczego ich wykreślono?- zawtórował mi brat świecąc na księgę.

-Chodzi chyba o jakieś opłaty.- zasugerowałam wpatrując się w liczby przy nazwiskach. Przykładem było Sabbel Frainnesso- 500. Wykreślona. Nagle na twarzy Kaspiana pojawiły się naraz zdecydowanie i strach. Popatrzyłam na niego wymownie chcąc wiedzieć co spowodowało ten dziwny wyraz.

-Łowcy niewolników.- gdy tylko wypowiedział te dwa słowa usłyszeliśmy krzyki, a z zwisających lin zaczęli zsuwać ludzie. Odskoczyliśmy od księgi i dobyliśmy broń do pozycji bojowej. Na ziemi znaleźli się zaskakująco szybko przez co mieliśmy mało czasu na skojarzenie faktów. Jednak przygotowanie nie zajęło długo. Zamiast rozmawiać zaczęli nas atakować, mając przewagę liczebną nie obawiali się najwidoczniej przegranej. Uczeni gotowości do walki w każdym momencie nie mieliśmy problemu z odparciem ataku.

Król postrzelił kuszą paru mężczyzn zanim ich stopy dotknęły ziemi, a Edmund zajął się natychmiast tymi którzy stali nam naprzeciw. Chcąc pomóc bratu zaatakowałam pierwszego lepszego napastnika. Był dużo wyższy i pewnie silniejszy, jego broń którą był topór również miała przewagę nad mymi sztyletami. Chcąc jednak wykazać się sprytem błyskawicznie wbiłam ostrze w jego ramię, zanim zdążył zareagować oszołomiony nie zauważył gdy drugi sztylet przebił mu gardło. Zauważyłam leżący na ziemi miecz więc bez zastanowienia pośpiesznie go pochwyciłam rzucając sztylet. Teraz to ktoś zaatakował mnie. Wymierzyłam mu kopniaka w brzuch, a od siły ciosu niestety jedynie lekko się zatoczył. To działanie dało mi jednak chwilę czasu na szybki oddech i powrót do walki...

Naraz jednak usłyszeliśmy krzyk, jakby jakąś kobiete obdzierali żywcem ze skróry. Wszyscy łącznie z napastnikami obruciliśmy się w stronę właścicielki krzyku. Widok wkurzył i rozbawił mnie jednocześnie. Przy drzwiach stał Eustachy któremu jakiś mężczyzna przykładał nóż do gardła. Czyli to kuzynek tak krzyczał...

-Jeśli nie chcecie by ta baba znów zaczęła się wydzierać to dobrze wam radzę, rzućcie broń.- mężczyzna miał na oko czterdzieści lat. Był dość wysoki, bujna broda zdobiła jego twarz, a szpilkowate oczy lustrowały nas wszystkich. Kątem oka ujrzałam jak na twarzy Kaspiana widnieje przerażenie.

-Baba, ja?- oburzył się blondyn lecz umilkł gdy oprawca wzmocnił uścisk , a ostrze znalazło się jeszcze bliżej niego.

-Jazda!- jak na zawołanie pierwsz rzuciłam miecz na ziemię. Po mnie uczynili to chłopcy, wściekle mierzyli Eustachego wzrokiem. Jednak wciąż widziałam ten dziwny wyraz na twarzy króla Narni.

-Zakłuć w kajdany!- rozkazał prawdopodobnie szef czy dowódca tych bezczelnych żołnierzyków czy czymkolwiek tam byli. Dwóch podeszło do mnie, jeden mocno i boleźnie ścisnął, a drugi zamknął moje ręce w metalowych kajdanach.

-Ręce przy sobie!

W tym momencie Kaspian wyrwał się trzymającemu go mężczyźnie i podbiegł do ich dowódcy krzycząc:

-Mów co jej zrobiłeś ty bezczelny durniu!- w tym momencie poczułam jakbym zaraz miała zemdleć. Jeśli chodzi mu o to o co najwyraźniej mu chodzi to... Aslanie to niemożliwe.

-Dziewczyny dajcie na targ, a chłopaczków do lochu.- zignorował jego krzyki mężczyzna trzymający młodego Scrubba któpry wyrywał się nieumiejętnie. Zaczęli mnie i jego ciągnąć w stronę wyjścia.

-Zapłacicie za to.- byłam bliska łez. Cały czas miałam przed oczami ten chwytający za serce przepełniony udręką wyraz na twarzy czarnowłosego. Widziałam jak się wyrywają i jak Edmund obrywa prosto w twarz z rękojeśli miecza.

-Wręcz przeciwnie, to ktoś zapłaci nam za waszą wolność.- zaśmiał się bezczelnik gdy pozakuwali już nas wszystkich. Król nie patrząc na wczęśniejsze zignorowanie jego osoby znów krzyknął domagając się odpowiedzi:

-Mów Sacreti! Gdzie ona jest!?

-Ależ o kogo waszej miłości chodzi?- ukazując niemal żołte zęby uśmiechnął się drwiąco. Doskonale wiedział kim jesteśmy i świetnie się bawił więżąc swoich władców.

-Dobrze wiesz o kogo chodzi!

-A, o tą małą namiastkę generała...- w tym momencie Edmund zamachnął się pięścią by go uderzyć lecz został boleśnie kopnięty w brzuch przez co się ugiął. Miałam, już pewne łzy w oczach podobnie jak ona. Wszyscy troje wiedzieliśmy o kogo tu chodzi.

-Coś z nią zrobił?!- dosłyszałam w głosie brata nie tyle gniew i furię co ledwo dosłyszalne błaganie i ogromna troske. Nie można się dziwić.

-Wybitnie wkurzająca, cięki język, nie pójdzie na żadne postępowe idee. Nie chciała pieniędzy, nie obchodziły ją korzyści dla obu stron, uparta mała szmata. Nie dziwcie się więc królowie jak już jej nie zobaczycie.- śmiejąc się w niebogłosy doskonale bawił się naszym cierpieniem. Ja płakałam nieskrycie, Edmund cierpiał na okazywalny sposób, a Kaspianowi po policzkach również spływały słabsze łzy które starał się ukryć by nie rozklejać się przy wrogu. Jedynie Eustachy nie wiedząc o co chodzi cały czas krzyczał, że powie o wszystkim władzom Anglii.

-Dość tych opóźnień.-zarządził Sacreti. Na jego rozkaz mnie i kuzyna zaczęto ciągnąć w stronę wrót, a Edka i Kaspiana w drugą stronę do lochu.

-Edmund!- płakałam wyrywając się wciąż. I jaka tam ze mnie Dzielna? Może i nie poddaje się bez walki, ale samej walki wygrać nie umiem.

-Łucja!

-Kaspian!

-Łucja!

-Zostawcie nas!

-Edmund!

I tak wyprowadzono mnie za drzwi by następnie zabrać tam gdzie kto inny się mną zadowoli. Sobą nie przejmowałam się zbytnio. Moje łzy skradła prawdopodobna strata przyjaciółki. 

To ona była, jest dzielna. W każdym razie napewno nie ja.

.....................................................................................................................................

2773 słowa. Całkiem, całkiem.

Przepraszam, że dawno mnie nie było. Ogłaszam też, że rozdziały będą pojawiały się w dłuższych od siebie przerwach, ale za to będą dłuższe i bardziej dopracowane. Precyzyjniejsze.

Nie pisać też teraz czegoś w stylu "Jak ty mogłaś zabić Sophie!!!!!" (z całym szacunkiem dla jej fanów, oczywiście. Kocham was). Nigdzie nie jest nic napisane, a...

Wskazówki często są złudne. Nadzieja choć równie złudna pozostaje wieczna i daje radość.

                                                                                                                            Onryo0

Continue Reading

You'll Also Like

1.9K 157 10
Lloyd po starciu z Rasem, jego armią i jednym członkiem Zakazanej Piątki Lloyd miewa problemy z jego psychiką, lecz największym problemem byli nowi m...
188K 15.6K 124
~Manga nie jest moja, tylko tłumaczę! ~ Zreinkarnowano mnie w ciele fałszywej świętej, które pięć lat później umrze, gdy pojawi się kolejna święta. J...
51.4K 3K 103
Inny tytuł; Baby Empress Dziecko z przepowiedni rodzi się, by zbawić świat. „Muszę się ożenić, żeby ratować ludzi...? Zawrę małżeństwo!" Cesarz jest...
433K 19.9K 198
To jest opowieść o. pewnej dziewczynie z białymi włosami i fioletowe oczy to Leslie Sperado. I mieszka z rodziną Sperado,którzy mają posiadającą taje...