Sharingan || Kakashi Hatake

Da Inoriworld

13.6K 1.2K 2.4K

Pierwsza część historii Izusu Uchiha. Widzieli krew na jej rękach, uznali ją za zdrajcę, dlatego że... przeży... Altro

Rozdział 1. Izusu Uchiha
Rozdział 2. Szansa czy wyrok?
Rozdział 3. Spotkanie wśród liści drzew
Rozdział 4. Trening i obawy
Rozdział 5. Czujne oko Hatake
Rozdział 6. Las Śmierci
Rozdział 8. Nienawiść mściciela
Rozdział 9. Do ostatniego tchu
Rozdział 10. Gdy maski opadną
Rozdział 11. Przyjaciel czy wróg?
Rozdział 12. Omen
Rozdział 13. Itachi Uchiha
Rozdział 14. Niepewność
Rozdział 15. Zguba Sasuke
Rozdział 16. Nić porozumienia
Rozdział 17. Rany przeszłości
Rozdział 18. Propozycja
Rozdział 19. Decyzja Izusu
Rozdział 20. Zdrajca Konohagakure

Rozdział 7. Chwila słabości

701 61 98
Da Inoriworld

Wieść o pojawieniu się Orochimaru obiegła całą wioskę.

Wszystkie jednostki ANBU postawiono w gotowości. Zabezpieczono bramy oraz mury oddzielające osadę od świata. Każdy shinobi, bez względu na rangę, został oddelegowany do zadań mających na celu utrzymanie bezpieczeństwa wśród mieszkańców.

Reakcja Hokage była szybka i stanowcza, ale... budziła wiele wątpliwości.

Egzamin na chūnina nie został przerwany, a Kakashi zastanawiał się dlaczego. Stojąc na baczność w gabinecie Przywódcy, widział, jak reszta shinobi wymieniała zaniepokojone spojrzenia. Szczególnie poruszeni wydawali się opiekunowie drużyn, które brały udział w egzaminie.

Stojący obok Asuma poruszył się niespokojnie, Kurenai przygryzała nerwowo wargę, natomiast Guy... Guy wyglądał, jakby od środka rozsadzała go tak zwana „siła młodości".

Kakashi wcale nie dziwił się towarzyszom. Sam nie okazał ani krzty zniecierpliwienia, lecz jego umysł nawiedzały posępne myśli. Martwił się o swoich uczniów. Znał ich umiejętności i wiedział, że nawet przy współpracy całej trójki, nie byliby w stanie zrobić krzywdy Orochimaru. Tak właściwie... sam Kakashi miałby obawy stanąć z nim do walki.

Napięta atmosfera zawisła nad głowami zwołanych na zebranie shinobi, lecz nikt nie odważył się odezwać nieproszony. Wszyscy czekali, aż odwrócony do nich plecami Hokage przemówi.

Nie trwało to długo. Hiruzen wypuścił dym z ust i oznajmił spokojnym głosem:

– Oddział ANBU patrolujący przebieg egzaminu odnalazł ciała głównej egzaminatorki Uchiha Izusu oraz Mitarashi Anko.

– Ciała?! – wyrwał się Guy. – Co masz na myśli, Hokage-sama?

Kakashi drgnął niemal niezauważalnie. W duchu podziękował narwanemu koledze. Sam nie ośmieliłby się zadać pytania, na które nie tylko on pragnął poznać odpowiedź.

Strata Anko byłaby dużym ciosem dla Wioski Liścia. Wielu ją szanowało, choć wielu również krytykowało za wybuchowy temperament. Inaczej było z Uchiha.

Kakashi miał do niej sporo zastrzeżeń, ale to nie oznaczało, że życzył jej śmierci. Wręcz przeciwnie. W jakimś stopniu chciał odkryć, czy Izusu była związana z zamachem na klan Sasuke. Jej ocalenie z masakry wydawało się nad wyraz podejrzane. W końcu była żoną zbiegłego mordercy, musiała coś wiedzieć. A mimo to Hokage zdawał się jej ufać. Dlaczego? Czy to jego dobre serce, czy naiwność, o której rozprawiano na boku?

Teoretycznie Kakashi nie powinien zawracać sobie tym głowy. Klan Uchiha był mu obcy. Do tej pory interesował się sprawą wyłącznie ze względów bezpieczeństwa wioski, ale teraz miał w drużynie Sasuke. Chłopca poturbowanego przez los, który za cel obrał zemstę na starszym bracie. To destrukcyjne pragnienie. Pielęgnowane mogło doprowadzić do szaleństwa i zatracenia osobowości. Kakashi widział już takie przypadki. Widział ludzi na końcu tej drogi i nie chciał tego samego dla ucznia.

Jeżeli Izusu rzeczywiście była niewinna, mogłaby pomóc Sasuke wybrać inną drogę życia. Jeśli nie, Hatake musiał trzymać ją od niego z daleka.

– Żyją – powiedział Hokage i odwrócił się do podwładnych. Odłożył na biurko drewnianą fajkę, kontynuując: – Zarówno Anko, jak i Izusu stoczyły walkę z Orochimaru w Lesie Śmierci. Są nieprzytomne, ale żyją. Medycy zabrali je do szpitala.

– Co z geninami przystępującymi do egzaminu? – wtrącił Asuma, przebierając między palcami złamanym papierosem.

– Odnaleźliśmy martwych shinobi Wioski Ukrytej w Trawie. Co do reszty nie mamy żadnych informacji.

Nerwowa atmosfera nieco opadła, choć Kakashi nadal wyczuwał niepokój w sercach towarzyszy. Nikt nie chciał usłyszeć, że ich uczniowie zginęli w starciu z Orochimaru. Właśnie dlatego decyzja o kontynuowaniu egzaminu budziła tak wiele wątpliwości.

– Przekażę wam teraz szczegółowy plan działania – przemówił Hokage i zasiadł przy biurku. – Posłuchajcie...

***

– Nareszcie się obudziłaś, śpiąca królewno.

Izusu uchyliła ociężałe powieki. W głowie szumiało jak po mocnym upojeniu alkoholowym, a do nozdrzy uderzył zapach lekarstw i środków do dezynfekcji. Jej wzrok padł na śnieżnobiały sufit. Wpatrywała się w pojedyncze żłobienia na jego powierzchni, powoli uświadamiając sobie, że znajdowała się w szpitalu. Przewróciła głowę w bok.

– Babciu... – wychrypiała na widok ciepłego uśmiechu staruszki.

Spróbowała się podnieść, ale ból natychmiast przeszył jej ciało. Skrzywiła się, wyczuwając jego źródło niemal w każdym mięśniu.

– Nie wstawaj, kochanie – poleciła babcia Moo. – Wciąż jesteś słaba. Zawołam lekarza.

– Zaczekaj – zatrzymała ją Izusu. – Co się stało?

– Nie pamiętasz?

Uchiha pokręciła głową i przyłożyła zabandażowaną dłoń do czoła. Wspomnienia mieszały się w jej umyśle. Widziała w nich obce twarze; słyszała niewyraźne krzyki i śmiechy. Gdzieś na dnie świadomości rozbrzmiało jej imię wypowiedziane niezwykle niskim głosem.

– Znaleźli cię nieprzytomną w Lesie Śmierci – wyjaśniła staruszka. – Podobno walczyłaś z...

– Orochimaru – dokończyła Izusu.

Teraz pamiętała ten obrzydliwy uśmiech i niczym stopioną w płomieniach twarz. Pamiętała też Anko. Kobieta pojawiła się znikąd, lecz i ona nie miała szans z dawnym mistrzem.

Ten przeklęty szaleniec mógł je wykończyć, ale zamiast tego... zniknął. Cholera, czego szukał w Lesie Śmierci? Czy Hokage już wiedział? Ile czasu minęło odkąd...?

– Spokojnie, jesteś tu dopiero od kilku godzin – powiedziała staruszka, jakby czytając jej w myślach. Nie pierwszy raz zresztą. – Gdy usłyszałam, co się stało, zostawiłam stragan i przybiegłam tutaj, ale lekarz stwierdził, że to nic poważnego. Do jutra powinnaś wyjść ze szpitala.

– Przepraszam, że cię zmartwiłam. Nie chciałam...

Babcia Moo uśmiechnęła się szerzej i ułożyła pomarszczoną dłoń na czubku jej głowy. Przeczesała roztrzepane kosmyki, mówiąc:

– Nie przepraszaj, wiedziałam, że nic ci nie jest.

– S-skąd?

– Jesteś silną kobietą, Izusu. Nie zapominaj o tym.

Uchiha poczuła zbierające się pod powiekami łzy. Tylko babcia w nią wierzyła, okazywała wsparcie i zrozumienie. To niesamowite, że ta niegdyś obca pani ze straganu stała się osobą najbliższą serca Izusu.

Już miała podziękować, gdy piekący ból odebrał jej mowę. Syknęła, instynktownie przykładając palce do pod żebra.

– Nadal boli? – zagadnęła staruszka.

– Czasami. – Izusu ścisnęła się za bok. – Wiesz, babciu, zauważyłam, że gdy ta blizna daje o sobie znać, wkrótce wydarzy się coś złego.

– Nie mów tak. Jestem pewna, że wszystko będzie dobrze.

Izusu chciała jej wierzyć, naprawdę. Niestety instynkt podpowiadał inaczej.

Czarne chmury zbierały się nad wioską. Porywisty wiatr uderzył w okna szpitalne, a na ulice lunął deszcz. To nie była tylko kwestia nagłej zmiany pogody. Mroczna aura wisiała w powietrzu i pobudzała wyczulone na zagrożenie zmysły shinobi. Może to za sprawą pojawienia się Orochimaru? A może nadciągało coś znacznie gorszego?

– Co tam dziergasz, babciu?

Izusu uniosła głowę, dopiero teraz zauważając ciemną włóczkę na kolanach staruszki i ściskane w palcach druty. Gruby, długi materiał kształtem wyglądał jak ciepły szal, lecz zbliżające się lato przeczyło tym domysłom.

– To rękawice, kochana – odpowiedziała babcia. – Zauważyłam, że masz bardzo pokaleczone ręce i pomyślałam, że ci się przydadzą. Jesteś użytkownikiem stylu ziemi, prawda?

Uchiha kiwnęła głową, przyglądając się swoim dłoniom. Zawsze miała zadrapania po walce, ale nigdy nie przywiązywała do nich większej uwagi. Rany zwykle goiły się po kilku dniach.

– Mój wnuk też nim był – ciągnęła staruszka. – Nie wiem, co wy tam robicie z tą ziemią, ale nie chcesz wiedzieć, jak wyglądały jego dłonie – zaśmiała się. – Ty, kochanie, masz taką delikatną skórę, powinnaś o nią dbać. Kiedy skończę, nikt nie będzie w stanie pokaleczyć ci rąk, zobaczysz.

– Dziękuję... za wszystko.

Izusu uniosła kąciki ust, choć w jej serce wkradł się smutek. Nie jako jedyna straciła w życiu kogoś bliskiego.

Babcia Moo często mówiła o swoich dzieciach i wnukach. Ostatnia wojna zabrała ich wszystkich. Wielu na jej miejscu by się załamało, ale ona powtarzała, że to dzięki ich poświęceniu nastał pokój. Nie udawała, naprawdę tak myślała. Nie grała przed Izusu, aby podnieść ją na duchu. Z nadzieją wyczekiwała lepszego jutra, często mówiąc, że po burzy zawsze wychodzi słońce.

Nawet teraz nie traciła wiary we własne słowa. Zapewne czuła się bezsilna wobec powrotu Izusu na ścieżkę shinobi, a mimo to starała się pomóc.

Stwierdzenie, że użytkownicy stylu ziemi byli bardziej podatni na okaleczenia rąk, stanowiło tylko niewinną wymówkę do chwycenia włóczki i zrobienia czegoś użytecznego. W ten sposób okazywała wsparcie. Nie tylko słowami – znikającymi wraz z momentem ich wypowiedzenia – lecz także czynami, które miały realny wpływ na życie.

Taka już po prostu była.

***

Pierwszy raz od pięciu lat miały odbyć się eliminacje do trzeciego etapu egzaminu na chūnina. Aż dwadzieścia jeden osób wykonało zadanie w Lesie Śmierci. Większość stanowili genini z Wioski Ukrytej w Liściach.

Izusu poczuła ulgę, widząc wśród nich Sasuke i jego drużynę. Zważając na to, w jakim stanie znalazła ich ostatnim razem, nie spodziewała się, że dotrą do wieży na czas. Tak właściwie... jej też miało tu nie być.

Sądziła, że wypadła z roli egzaminatora. W momencie zagrożenia działała na własną rękę, pozwoliła zbiec Orochimaru oraz naraziła Anko na niebezpieczeństwo. Tyle wystarczyło, aby Izusu pogrzebała marzenia o powrocie jako kunoichi, lecz Trzeci tak na to nie patrzył. Zapewnił, że Uchiha nie była niczemu winna, a nawet poprosił, aby uczestniczyła w ostatnich etapach egzaminu. Jego słowa podniosły Izusu na duchu.

W końcu po burzy zawsze wychodzi słońce.

Hokage skończył wyjaśniać, na czym będą polegały eliminacje i polecił, aby wszyscy obecni zajęli miejsca na półpiętrze. Izusu wspięła się po schodach i minęła stojącą przy barierkach drużynę Kakashiego.

– Izusu-san!

Usłyszała pogodny głos Sakury i odwróciła się przez ramię. Dziewczyna podbiegła do niej, zostawiając towarzyszy w tyle.

– Dziękuję, że nas uratowałaś, wtedy... w lesie.– Ukłoniła się. – Gdyby nie ty...

– Nie musisz dziękować, taka moja rola – odparła z uśmiechem Izusu, po czym zerknęła ponad ramię Haruno. Kakashi spoglądał na nie kątem oka, a gdy ich spojrzenia się spotkały, odwrócił wzrok. – Z Sasuke wszystko w porządku?

Sakura spochmurniała. Przygryzła kącik dolnego wargi, jakby zastanawiając się nad odpowiedzią. Ostatecznie nieśmiało kiwnęła głową, a Izusu nie mogła oprzeć się wrażeniu, że dziewczyna coś ukrywała.

– Dbajcie o siebie – dodała Uchiha i oddaliła się w stronę wyjścia na taras, odprowadzana przez dyskretne spojrzenia zebranych na sali jōninów.

*

Drzwi trzasnęły za jej plecami i Izusu odetchnęła z ulgą. Potrzebowała chwili ciszy i spokoju. Odkąd wyszła ze szpitala, shinobi nie patrzyli na nią przychylnie.

Rozeszła się plotka, że Uchiha celowo pognała za Orochimaru w Lesie Śmierci, podobno chciała wykazać się przed Hokage. Inni pokusili się o stwierdzenie, iż ta dwójka współpracowała ze sobą, a jeszcze inni wyśmiewali jej pseudoodwagę oraz pokaz marnych umiejętności.

Ludzie szeptali na boku i powielali niedorzeczne historie.

Nic się nie zmieniło.

Izusu przeszła przez taras usytuowany na ostatnim piętrze wieży. Poczuła chłodny wiatr na policzkach i mimowolnie rozciągnęła usta w uśmiechu.

Przed jej oczami zarysował się krajobraz tonącego w mroku lasu. Księżyc wisiał wysoko, oświetlając korony gęsto porośniętych drzew. Ponad linią horyzontu przeleciało stado rozkrakanych ptaków.

Jej serce zabiło mocniej. Wspomnienie walki z Orochimaru przyćmiło umysł. Niczym w zwolnionym tempie Izusu ujrzała wymierzony w nią kunai i chmarę czarnych kruków blokujących atak. Z początku sądziła, że to sztuczka Anko. Później dowiedziała się, że mentorka nie miała z tym nic wspólnego.

Czyżbyś czuwał nade mną, Itachi?

Wyczuła czyjąś obecność. Drzwi od sali, z której dochodziły odgłosy walk, rozchyliły się z cichym skrzypnięciem. Izusu spięła mięśnie, świadoma kogo zobaczy, jeśli tylko się odwróci.

Przez myśl jej przeszło, że Kakashi był niezwykle upartym człowiekiem. Jeżeli nie przyszedł odetchnąć świeżym powietrzem, musiał pojawić się tu ze względu na nią. Zapewne nie chciał tracić jej z oczu. A może dał wiarę tym bzdurnym plotkom i teraz uważał Izusu za zagrożenie większe niż sam Orochimaru?

O mało nie prychnęła, powstrzymana przez ostry jak nóż głos:

– Słyszałem, co wydarzyło się w Lesie Śmierci.

Kakashi zatrzymał się kilka kroków za jej plecami. Na pewno zauważył, jak otuliła dłońmi odkryte ramiona, na których pojawiły się ciarki. Ciekawe, czy reakcja jej ciała była spowodowana chłodem dzisiejszej nocy, czy zimnym tonem, z jakim zwrócił się do niej Hatake?

Milczała, pozwalając mu kontynuować:

– Podobno pozwoliłaś Anko ruszyć za Orochimaru. W pojedynkę.

Ach, więc to miał na myśli. Nie ma to jak usłyszeć ciągnące się za nią wyrzuty sumienia z jego ust.

– Sądzisz, że byłabym w stanie ją zatrzymać? – zapytała, zdobywając się na spokojny ton.

Naprawdę nie miała ochoty o tym rozmawiać. Nie z nim.

– Twoim obowiązkiem było to zrobić – wytknął Kakashi. – Jako dowódca bierzesz pełną odpowiedzialność za swoich ludzi. Chwila słabości jednego z nich nie może przeważyć na twojej decyzji.

Chwila słabości?

Izusu właśnie zrozumiała, do czego zmierzał Kakashi. Jego zdaniem powinna zachować zimną krew i trzeźwość umysłu. Miał rację, a jednocześnie się mylił.

Sprawa nie była bowiem taka prosta. Anko może i działała w emocjach, ale Izusu nie miała sumienia ją powstrzymywać. Przeszłość doganiała każdego, kto próbował przed nią uciec, i tylko stawienie jej czoła mogło przynieść ukojenie.

Ryzyko było ogromne i gdyby sprawy potoczyły się inaczej, Anko mogła zginąć. To właśnie chciał powiedzieć Kakashi, jednocześnie nie wiedział, że Uchiha rozumiała mentorkę jak nikt inny.

„Chcesz mi powiedzieć, że gdyby to Itachi pojawił się w Lesie Śmierci, też spokojnie czekałabyś na rozkazy od Hokage?".

Nawet teraz nie potrafiła znaleźć przekonującego argumentu, aby zatrzymać tę szaloną kobietę na wodzy. Kakashi nie był głupi, pewnie dostrzegł tę zależność, ale w jego głosie nie wybrzmiała ani krzta zrozumienia.

Przyszedł tu z garścią wyrzutów, a Izusu nie miała zamiaru niczego mu tłumaczyć. Tak po prawdzie chciała posłać go do diabła. Czuła się już wystarczająco paskudnie. Jako człowiek postąpiła według własnego sumienia, lecz jako dowódca zawiodła. Hokage może i nie chował urazy, ale fakty były faktami.

Nie wypełniła zadania. Orochimaru zniknął na terenie objętym jej rozkazami. Jeżeli ktokolwiek zginął, Izusu nosiła krew na rękach.

Wiedziała o tym, a mimo to pozwoliła sobie na chwilę słodkiej nadziei. Nadziei, że jej udział w świecie shinobi nie został skreślony. Kakashi przypomniał, jak bardzo mogła się mylić.

Chmury przykryły niebo nad ich głowami, zwiastując nadchodzącą burzę.

Izusu przeszły ciarki po plecach. Opuściła głowę, mając najszczerszą ochotę uciec przed oceniającym wzrokiem Hatake.

Czemu w jego obecności czuła się taka bezsilna? Dlaczego jej maska pękała z trzaskiem, zamiast chronić zniszczone przeszłością wnętrze?

Nie teraz, nie przy nim...

Zacisnęła dłonie w pięści.

Weź się w garść, kobieto!

Odwróciła się, zbierając w sobie odwagę, aby spojrzeć mu w twarz. Zmrużyła delikatnie oczy i nabrała powietrza do płuc.

– Czego ty ode mnie chcesz, Hatake? – syknęła, na co zmarszczył groźnie brwi. – Myślisz, że będę płaszczyć się przed tobą, tłumaczyć i przepraszać za swoje decyzje? Nie zamierzam, ale wyjaśnię ci jedną rzecz: Anko pragnęła rozliczyć się z własną przeszłością, co uważam za oznakę siły i ogromnej odwagi, nie słabości. Pozwoliłam na to, bo sama chciałabym mieć taką możliwość. Chciałabym odkryć, dlaczego wszyscy, których kochałam... odeszli. Ty... ty nie pragniesz tego samego, Kakashi?

Pierwsza kropla opadła pod jej stopami. Po chwili druga i trzecia. Zimny deszcz spadł na ich głowy, lecz nie zdołał ostudzić buzujących w Izusu emocji.

Odsłoniła się przed nim, już drugi raz. Drugi raz w zaledwie kilku słowach Kakashi przebił się przez ceglany mur wzniesiony jej rękami.

Cholera, jak to się działo? Dlaczego traciła przy nim kontrolę? Sądziła, że nauczyła się chronić własne wnętrze, ale teraz... niemal otwarcie przyznała, że wciąż borykała się z przeszłością, której znamiona nosiła głęboko w sercu.

Minęło tyle czasu, a ona nadal myślała o Itachim. O osobie, która nauczyła ją kochać i przebaczać. Zniszczył jej życie, ale Izusu nie potrafiła go nienawidzić. Zbyt wiele kosztowała myśl, że nie znała męża; że tylko udawał; że ukrywał swe prawdziwe oblicze. Te zimne, nieznające litości i zrozumienia.

Itachi taki nie był, a jednak wymordował cały klan. Zaatakował również i ją.

Przymknęła powieki, nagle zdając sobie sprawę z panującej ciszy. Prawie zapomniała o obecności Kakashiego. Zerknęła w jego stronę. Ciemność szczelnie opatuliła go w swych ramionach, lecz wyłaniający się zza chmur księżyc oświetlił zamaskowaną twarz.

Coś zmieniło się w jego wyglądzie. Rysy twarzy złagodniały, a nieustępliwy do tej pory wzrok sunął po kamiennym podłożu. Deszcz moczył szare włosy, które opadły grzywką na przysłonięte ochraniaczem oko.

Wystarczyło krótkie spojrzenie, aby Izusu zrozumiała, że nie tylko ona pozwoliła sobie na chwilę słabości. Zadała pytanie, a on nie odpowiedział. Uderzyła w słaby punkt, choć nie stanowił on celu.

Przeszłość trawiła ich oboje, napawała się rozkoszą, gdy plastikowe maski opadały. Emocje, choć skryte pod płaszczem surowej ekspresji, wciąż tam były. Gnieździły się na dnie skrzywdzonego serca, którego Kakashi również nie chciał ujawniać.

Izusu odwróciła wzrok. Doskonale wiedziała, jakie to uczucie, gdy ktoś wchodził z butami do strefy, którą próbowano ukryć przed światem. Opuściła głowę i ruszyła w stronę wyjścia z tarasu. Byle szybko, zanim Kakashi uświadomi sobie, że właśnie ujawnił przed nią część siebie.

Mijając go, poczuła mocny uścisk na prawym nadgarstku. Zatrzymała się ramię w ramię z mężczyzną, którego nie posądziłaby o tak śmiały gest. Ostrożnie przeniosła spojrzenie na jego profil. Przez myśl jej przeszło, że Kakashi chciał ją zrugać, odwdzięczyć się za pytanie, którym zdarła z niego fałszywe oblicze.

Nic takiego się nie stało.

Hatake milczał, nadal trzymając ją przy sobie. Po jego twarzy spływały smugi deszczu imitujące wylewane łzy. Ten widok sprawił, że coś szarpnęło ją za serce. Znała to spojrzenie zmuszone oglądać urywki najboleśniejszych wspomnień.

I nagle zrozumiała coś bardzo ważnego.

Kakashi, z jakiegoś powodu, nie chciał zostać sam.

Izusu nie potrafiła znaleźć racjonalnego argumentu, dlaczego wybrał akurat na wypełnienie tej intymnej, pełnej cierpienia chwili. Być może znalazła się akurat „pod ręką"? A może jego ciało zareagowało instynktownie, łaknąc czyjejś bliskości? Nie zastanawiała się nad tym długo. Widząc ile emocji kosztowała go walka z samym sobą, postanowiła zadziałać.

Delikatnie wysunęła rękę z uścisku i przykryła jego dłoń własną. Ten nagły dotyk musiał sprowadzić go do rzeczywistości, gdyż przeniósł na nią pełen zdziwienia wzrok. Izusu uśmiechnęła się, po raz pierwszy nie dostrzegając w jego spojrzeniu ani grama wrogości.

Kakashi zamrugał kilka razy, a jego palce zadrżały, jakby niepewne, czy chciały odwzajemnić gest. Przez kilka długich sekund wpatrywał się w jej błękitne oczy, po czym zabrał rękę i odwrócił twarz. Izusu dostrzegła, jak na powrót przybrała ona spokojnego, wypranego z emocji wyrazu. Widząc, z jaką łatwością mu to przyszło, domyśliła się, że robił to już wiele razy. Zbyt wiele.

– Przepraszam – szepnęła i szybkim krokiem udała się w stronę wyjścia.

Znikając za drzwiami do wieży, nie była w stanie usłyszeć, jak drgającymi ustami Kakashi odpowiedział:

– To ja przepraszam.

Continua a leggere

Ti piacerà anche

238K 8.6K 56
Bycie zawsze gorszą siostrą może być męczące. Tym bardziej po trudnym dzieciństwie. Czy coś się zmieni w 13 letnim życiu Charlotte po trafieniu do br...
8.7K 453 20
„Czy wiesz jak to jest? Być niepewnym i przerażonym w pewnej chwili o tą osobę, by za chwilę ją ujrzeć i być najszczęśliwszym dotąd człowiekiem...
2.3K 52 9
Opowieść o uczuciu, które niczym iskierka subtelnie rozbłyska w mroku. Czy rozpali ogień czy zgaśnie na zawsze?
90.3K 3.1K 49
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...