Akademia nadprzyrodzonych

By octavia1505

76.5K 4K 417

Świat Lysandry legł w gruzach. Istnienie wampirów i wilkołaków nie jest tajemnicą. Od najmłodszych lat ludzi... More

Tajemnica
Pożegnanie.
Niespodziewanie
Pomoc
Początek
"Zostajesz"
Oprowadzanie
Niechciana
Łowca
Sparing
Biblioteka
Atak
Lekcja
Adler
Niebezpieczeństwo
Walka
Zniknięcie Jennifer
Poszukiwania
Trup
Pierwsze Uczucia
Prezent
Druga Twarz
Nietypowy Sparing
Krew Lecząca Rany
Ucieczka
Wyjątkowa
Rozmowa
Życie Za Pieniądze
"kłamiesz"
Niespodziewane Spotkanie
Przeszukanie
Tristan
Wycieczka
Wina Starszego Brata
Tylko Jak Masz Dowody
Kaplica
Przemiana W Zwierze
Wyklęci
Druga Twarz 1
Druga Twarz 2
Rodzinna Historia
Droga Jak Z Horroru
Kiedy Żyjemy W Kłamstwie Cz. 1
Kiedy Żyjemy W Kłamstwie Cz. 2
Zniknięcie
Odwiedziny
Uprowadzenie
Wyjaśnienia
Pierwsze Wrażenie
Bitwa
Upadek Z Dachu
Epilog
Zapowiedź

Lacrosse

1.7K 94 14
By octavia1505

Siedziałam na stołówce w towarzystwie Killiana oraz Heydena. Miałam przed sobą talerz zupy pomidorowej. Byłam tak głodna, że mogłabym zjeść konia z kopytami.

- Niepokoiło mnie to, co powiedział Killian. - odezwał się Heyden, patrząc na mnie z opanowaniem. - Podobno byłaś w lesie i spotkałaś łowce.

O matko i znowu zaczynami temat łowcy. Skąd miałam wiedzieć, że ten mężczyzna jest takim zagrożeniem dla szkoły. Oparłam łyżkę o talerz i wytarłam usta w serwetkę.

- Przepraszam, że cię zmartwiłam, jednak nie wydawał się groźny.

Killian patrzył na zupę z odrazą, mieszając w niej łyżką. Nie wiem, czy mogę nazwać któregokolwiek moim przyjacielem, jednak wiem, że są jedynymi osobami, którym mogę zaufać.

- Nie znasz go tak jak my.

- Ja go w ogóle nie znam. Wiem tylko jak ma na imię, i że prowadził mnie w dobrą stronę do Akademii.

- Od takich ludzi powinnaś się trzymać z daleka.

- Dzięki, ale mogłeś o tym wspomnieć w czasie gdy mnie oprowadzałeś po szkole.

- Wypadło mi z głowy.

- Czyżby? Ponoć to jedna z najważniejszych zasad.

- A skąd miałem wiedzieć, że już pierwszego dnia zamierzasz do niego wbiec? - oburzył się.

- Nie chcę o tym gadać. Możemy zmienić temat? - odstawiałem talerz zupy na bok.

W lesie czai się łowca, który poluje na uczniów. Rozumiem, że zabił wielu nadprzyrodzonych i jest znienawidzony przez nich. Niektórzy uczniowie nie mieli styczności z innymi ludzi poza łowcom, dlatego sądzą że wszyscy ludzie są źli, a to nie prawda.

Słyszę kroki obcasów uderzających o podłogę. Olivia i jej dwie koleżanki zmierzają w naszą stronę. Opuszczam głowę i kontynuuje spożywanie posiłku mając nadzieję, że pójdą gdzieś dalej. Pomyliłam się i to bardzo, kiedy usiadły przy naszym stoliku. Olivia patrzyła na mnie z przeraźliwe uśmieszkiem. Jestem pewna, że zaraz zacznie mnie obrażać. Killian odsunął krzesło i wstał zabierając nietknięty posiłek, w kierunku drzwi kuchennych.

- Heyden , nie wiem jak udaje ci się jeść, w jej towarzystwie. - spojrzała na mnie jak na trędowatą. Chyba muszę zacząć przyzwyczajać się do jej zachowania.

- Nie zaczynaj Olivia. Ten dzień już się kończy, więc sobie daruj.

- „zaczynaj", co? Zadaje tylko proste pytanie.

Heyden pokręcił przecząco głową.

- Zostaw go, jest defensywny w stosunku do swojego zwierzaczka. - odezwała się jej koleżaneczka.

- Robi za niańkę, bo dyrektor go o to poprosił. - Olivia wzięła jabłko w dłoń i zaczęła je podrzucać.

Staram się nie słuchać. Nie chcę im pokazać, że ich słowa do mnie dotarły.

- Co się z tobą dzieje? - Heyden posłał Olivii groźne spojrzenie. - Lysa jest tutaj studentką tak jak ty.

- Ona nie jest taka jak my! - dziewczyna zaczęła się robić czerwona na twarzy. - Jest smutnym, żałosnym człowiekiem. Masz urojenia, jeśli uważasz inaczej, Heyden.

- Olivia ostrzegam cię. - głos Heydena zrobił się twardy i ostry.
Trzymał w dłoni tak mocno łyżkę, że ta się wygiął w pół.

- Co zamierzasz zrobić? Rzucisz mi wyzwanie, za obrażanie tej ludzkiej dziewczyny?

Napięcie przy naszym stoliku stawało się coraz bardziej napięte.

- Jeśli dalej będziesz się tak zachowywać, właśnie to zrobię.

Olivia wzruszyła ramionami, wzięła swoją tacę i odeszła. Siedzę trochę dłużej, ale straciłam apetyt.

- Dziękuję. - byłam wdzięczna Heydenowi, że stanął w mojej obronie, gdy te idiotki zaczęły mnie obrażać.
Wstałam i zaniosłam tace z miską do kuchni. Udawałam, że obraźliwe słowa dziewczyn mnie nie obchodzą, ale jest inaczej. Jak mogę być w szkole, w której mnie nie chcę?

.......

( tydzień później)

Siedzę na lekcji historii, pisząc fragment tekstu mojej ulubionej piosenki. Nauczyciel stoi na środku sali pisząc na tablicy ważne wydarzenia z czasów drugiej wojny światowej, oraz losów nadprzyrodzonych. Spojrzałam na zegar. Jeszcze 15 min do końca lekcji. Już nie mogę się doczekać, aż zadzwoni dzwonek, a czas od rozpoczęcie zajęć wydawał się dłużyć. Dzisiaj rozgrywa się mecz lacrosse i bardzo jestem jego ciekawa. Większość klasy zaczęła pakować podręczniki i zeszytu z powrotem do plecaka, słysząc tylko na ławce nerwowe stukanie palców. Wreszcie zadzwonił dzwonek, kończąc ostatnią lekcję. Wszyscy zerwali się z krzeseł i pobiegli w stronę wyjścia. Byłam tuż za nimi. Uczniowie przepychali się na korytarzu, a niektórzy nie korzystali nawet ze schodów i zeskakiwali z poręczy. Wariactwo! Wbiegłam na boisko otoczona tłumem głośnych śmiechów i krzyków Nihtmer.

- Siadaj! - za nadgarstek złapał mnie Heyden i posłał na jedno krzeseł przy nim.

- Długo tutaj jesteś? - rozglądałam się po trybunach.

- Nie, przyszedłem kilka minut przed tobą.

- Heyden, jaki jest lacrosse? Wyjaśnij mi chociaż trochę. Nigdy przede tem nie słyszałam o tej grze i nie mam zielonego pojęcia o co w niej chodzi.

- Lacrosse jest sportem bardzo dynamicznym, nierzadko zdarzają się w nim kontuzje. Nikt si jednak tym nie przejmuje bo zarówno jak Wampiry, Wilkołaki również bardzo szybko się regenerują.

Księżyc przysłoniły chmury i wokół zrobiło się przeraźliwe ciemno, tylko czerwone oczy wampirów i wilkołaków były widoczne. Przysunęłam się bliżej Heydena. W oddali zagwizdał gwizdek dając sygnał na zapalenie wszystkich latarni zarówno na boisku jak i na trybunach. Zawodnicy wbiegli na boisko w odznaczających się dla każdej drużyny koszulkach, kaskach i ochraniaczach. Silans w którym grał Colin z numerem pięć miał czerwono czarną koszulkę , a Kabereto niebieskie. Po trybunach rozległy się jeszcze głośniejsze koszyki i dopingi. Obie drużyny ustawiły się na swojej połowie boiska.

- Każda z drużyn liczy po dziesięciu graczy: po trzech obrońców, trzech pomocników, trzech atakujących i bramkarza. - kontynuował - Zawodnicy są wyposażeni w kij zakończony siatką, rękawice, kask i ochraniacze. Kije do lacrosse mogą się różnić w zależności od tego, na jakiej pozycji gra dany zawodnik. Obrońcy zazwyczaj posługują się kijami dłuższymi, a zawodnicy grający w ataku mają natomiast krótsze kije.

- Witam obie drużyny, jak i kibiców! - odezwał się chłopak z mikrofonem stający tuż obok sędzi. - Jestem dziennikarzem sportowym, a dziś jak co miesiąc rozpocznie się mecz pomiędzy dwoma drużynami. - uczniowie zaczęli klaskać w dłonie ze szczęście. - Mecz będzie trwał 60 minut, bez żadnych przerw. Proszę obu kapitanów o podejście do białej linii.

Z drużyny Silans na środek boiska podszedł Colin, a z przeciwnej inny nieznany mi zawodnik. Pochylili się, kładąc kije na trawie. Sędzia gwizdnął w gwizdek, rozpoczynając mecz.

Jako pierwszemu udaje się Colinowi. Zabiera piłeczkę z trawy do siatki umieszczonej na końcu kija, a następnie biegną z nią w stronę przeciwnej bramki i podaje ją członkowi drużyny. Uczniowie na trybunach wstali i strasznie głośno hałasowali, aż zaczęła mnie boleć głowa. Wydzierają się, jakby zaraz mieli pozdzierać gardła. Niestety zawodnikowi Silans nie udało się trafić do bramki, gdyż został staranowany przez przeciwnika. Boleśnie spadł na ziemię, a piłka trafiła do zawodnika z drużyny Kabereto.

- Hej. - obok mnie usiadł Killian nie spuszczając wzroku z meczu.

- Spóźniłeś się. - powiedział sucho Heyden. Czasami mi się wydaje, że jest miły tylko względem mnie.

- Wiem, musiałem coś załatwić.

- I bramka piękna bramka w wykonaniu Tobiasa z drużyny Kabereto! - ogłosił dziennikarz - Wynik jest dwa do jednego.

Kapitan Kabereto stawia piłkę na środku boiska, czekając na sygnał sędziego. Z każdą minutą czuje się coraz gorzej, ale siedzę spokojne i oglądam mecz. Mimo że drużyna Kabereto ma przewagę jednym punktem, to przeciwnicy dają z siebie wszystko, żeby wyrównać wynik. Z piłką biegnie Colin, który dociera do bramki. Jest szybki i z łatwością wymija obrońców. Robi salto w powietrzu nad przeciwnikiem, szykując się do rzutu. W ostatniej chili pojawia się Arthuro i powala brutalnie Colina. To wyglądało naprawdę niebezpiecznie i boleśnie, ale Colin jest dużo szybszy od wilkołaka i dalej biegnie z piłką w stronę bramki. Bierze zamach i... GOL!

- Colin dzisiaj nie gra najlepiej. Mimo, że udało się mu wyrównać wynik, to widać że nie jest w najlepszej formie. Jak tak dalej pójdzie mecz się skończy wieloma bramkami Kabereto.

- Jeszcze się poprawi. W ostatnich minutach Colin zawsze daje z siebie wszystko.

- Wątpię. - wstał. - Powiedz mi, jaki będzie wynik.

- A ty dokąd się wybierasz?

- Do pokoju. Jakoś nie mam ochoty dalej tego oglądać. Nie jestem jakimś wielkim fanem lacrosse, więc nara.

- Czekaj. - wstałam i zrobiłam krok w stronę Killiana. - Ja też już pójdę.

- Lysa? Ty też mnie zostawiasz? Mecz się jeszcze nie skończył zostało 30 minut.

- Wiem, ale głowa mnie boli. - wyjaśniłam łapią się za skroń.

- No dobra.

Podeszłam do Killiana i razem wróciliśmy do budynku. Lacrosse był nawet ciekawym sportem i z chęcią bym została do końca, ale potwornie głośne okrzyki i ból głowy stawały się nie do zniesienia. Szliśmy w ciszy po długich, zawijających schodach, do swoich pokoi. Weszliśmy w korytarz z dużymi oknami, przez które przebijało się jasne światło księżyca i oświetlało nam drogę. Szłam tuż obok Killiana patrząc się na jego twarz. Wyglądał jak tajemnicza postać wyjętą z pięknego obrazu. Spojrzał na mnie, a ja odwracam wzrok. Zauważył, że się na niego gapiłam.

- Znam pewne miejsce, po którym poczujesz się lepiej. - złapał mnie za rękę.

- Gdzie? Najlepiej będzie jak wrócę do pokoju i pójdę spać.

- Chcesz powiedzieć, że to jest lepsze od mojego towarzystwa?

Poczułam jak rumieniec pokrywa moje policzki.

- Tak. - powiedziałam natychmiastowo.

- Nie wydaje mi się. - pokręcił głową.

Idziemy w przeciwną stronę do pokojów uczniowskich i wspinamy się po schodach na piąte piętro. Z jeden strony chcę trochę pobyć w samotności, ale z drugiej jestem bardzo ciekawa dokąd mnie prowadzi.

- Tak się składa, że wszyscy teraz są na meczy, łącznie z moim współlokatorem. Nie mam ochoty tego dalej oglądać ale także nie uśmiecha mi się zamykać samemu w pokoju. -Wspinamy się na strych. - Obiecuje, że nie pożałujesz.

- Kim jest twój współlokator? - zapytałam ciekawa.

- Colin i uwierz mi, jest on milszy niż ci się wydaje. Można z nim na luzie pogadać.

Ja go poznałam z innej strony, ale na początku miałam podobne zdanie na temat Killiana i Heydena. Strych jest pełen zakurzonych pudeł wypełnionych książkami i sprzętami szkolnymi. Podeszłam podłużnego przedmiotu przykrytego pod prześcieradłem. Zdjęłam materiał i zobaczyłam starą drewnianą skrzynię. Omijam ją i widzę jak Killian podchodzi do okna i otwiera je.

- Teraz wychodzimy.

Myślałam, że mi zaraz szczęka opadnie. Jak wychodzimy?!

- Zwariowałeś?! Jesteśmy za wysoko! Może tobie nic się nie stanie, ale ja na pewno zginę. - pokręciłam głową.

- Robię to regularnie. Nie ma ryzyka żadnych obrażeń. Zaufaj mi.

Akurat z tym zaufaniem może być ciężko, jak każe mi wyjść przez okna z piątego piętra. Patrzę przez okno na ziemię daleko w dół.

- Z-Za wysoko. - za jąkałam się.

- Oczywiście, więc bądź ostrożna.

- Oszalałeś. - Spojrzałam na niego jak na wariata.

- Czyli to prawda, że ludzie boją się wielu rzecz. Zero jakiegokolwiek ryzyka.

Zachowywał się tak, jakby wyjście przez okno z takiej wysokości było zupełnie czymś normalnym.

- Upadku i złamania wszystkich kości? Tak, nie wydaje się to być przyjemne.

Killian wychodzi przez okno na półkę o szerokości zaledwie stopy. Instynktownie łapie go mocno za marynarkę i mocno trzymam. Wampir zaśmiał się, patrząc w moje przerażone oczy.

- Nic ci nie będzie. Pamiętaj, teraz masz moją krew, więc złamanie kości są nieistotne. - złapał moją dłoń i delikatnie pogłaskał ją swoim kciukiem. Wydało mi się to bardzo dziwne, więc pościłam go. Killian pokiwał głową i wyciągnął do mnie dłoń.

- Chodź. Weź mnie za rękę.

Ten moment przypominał mi fragment z filmu. Jego oczy sprawiały, że mimo strachu mogę mu zaufać.
Biorę jego rękę i kucam przy nim na półce. Staram się nie patrzyć w dół, ale to jest silniejsze ode mnie. Mocniej zaciskam palce na jego dłoni aż zaczęły mnie boleć. Strasznie wysoko. Instynktownie chciałam wejść z powrotem do pomieszczenia, ale Killian przytrzymał mnie w miejscu mówić uspokajająco. Wzięłam kilka głębokich wdechów. Ściskając mocno dłoń Killiana odważyłam się wejść na gzyms. Serce zaczęło walić mi jak szalone. Moje włosy zaczął delikatnie kołysać się na wietrze, a idąc trasą, tuż za Killianem przesunęłam się pod kilkoma oknami i dotarliśmy do miejsca, gdzie dach odrobinę opadł.

- Zaczekaj. - Killian pościł moją dłoń.

Zachwiałam się i mocno złapałam się ściany, żeby nie spaść przyciskając do niej całe ciało. Słyszałam bici własnego serc, i coraz bardziej zaczęłam żałować, że poszłam za wampirem.

- Nie. - szukałam jego ręki.

Pod nami był piękny i zadbany ogród z latarniami, kreta drużką oraz dwiema fontannami z ławeczkami. Zamknęłam oczy, nie patrząc dalej w dół. Na swojej tali poczułam silną rękę Killiana, który jednym ruchem podniósł mnie i posadził obok siebie. Jego siła była przytłaczająca, a w jego rękach poczułam się jak piórko.
Wstałam i poszłam za nim po dachu kierując się do wieży. Z boku jest drabina prowadząca na szczyt. Jestem pewna, że tam nie pójdziemy... prawda?

- No widzisz. - uśmiechnął się. - Nic ci nie jest.

- Na razie.

- Została tylko drabina.

Spojrzałam w gwiazdy nie mogąc uwierzyć, że dzieje się to naprawdę.

- Nie mogę się na to wspinać. Wracajmy. Proszę.

- To wróć.

- Bez ciebie? Jak? Zabije się.

- Pozostają Ci dwie możliwości, albo pójdziesz dalej ze mną, albo wracasz sama.

Ale mi wybór! Jasne że pójdę za nim, ale decyzja pod którą mnie postawił nie była fair. Z nim nic mi się nie stanie, ale teraz nie mam stu procentowej pewności.

- Dupek z ciebie, wiesz. - podążałam za nim.

Chciałam dojść, już do miejsca do którego mnie prowadzi i jak najszybciej wrócić.

- Wiem, ale to jedyna droga przez którą możemy dotrzeć do mojego specjalnego miejsca. Czy wiesz jak latać? - droczył się, co jeszcze bardziej mnie denerwowało.

- Ostatni raz, gdziekolwiek za tobą idę.

- Okej, ale zaraz zmienisz zdanie.

- Szczerze wątpię. - złapałam za dwie drabinki, a Killian stoi za mną.

- Wspinasz się pierwsza. Jeśli upadniesz, będę tu, żeby cię złapać. - wyciągnął ręce.

Pocieszające, ale wolałabym jednak nie spaść.

Wspinam się ostrożnie po drabinkach, a wraz z wysokością robiło mi się coraz zimnej. Robię krok po kroku, aż wkrótce jestem na szczycie i wchodzę ostrożnie przez okno do środka wierzy. Odetchnęłam z ulgą. Oparłam się o ścianę czekając na wampira.

- To jest widok. - zafascynowana ustałam przy oknie, mając widok na cały ogród, ale i boisko. Mecz się już skończył, a wszystko wydaje się takie małe.
Wokół panuje cisza i spokój. Droga tutaj wiązała się niebezpieczeństwem, ale... warto było.

Killian położył ręce na parapecie i wskoczył siadając na nim, plecami do mnie.

Patrzę w stronę lasu godzie zaczęła pojawiać się mgła obok jakiejś małej tajemniczej budowli.

- I co? Mówiłem że ci się spodoba. - jego głos stał się delikatny. - To moje ulubione miejsce na świecie. Widzę, że nie radzisz sobie zbyt dobrze ze swoim nowym domem. Nową szkołą. Pomyślałem, że to miejsce może Ci pomóc, ponieważ pomogło mi.

Widziałam na jego twarzy lekki uśmiech i miłe oczy wpatrzone w boisko.

- Przychodzę tu, kiedy czuje się smutny. - dodał.

Killian zachowywał się inaczej. Na co dzień był niedostępnym dla innych, groźnym wampirem, ale teraz otworzył się przede mną. Jest inny... lepszy. Takiego Killiana bardziej lubię.

- Nie sądziłam, że kiedykolwiek czułeś się smutny.

- Dlaczego? Ponieważ jestem wampirem? Też mam uczucie. - spojrzał na mnie.

W świetle książęca wyglądał bardzo majestatycznie, na dodatek włosy unosiły się mu na wietrze i opadały.

- Nie, nie dlatego. Zawsze starasz się pokazać swoją siłę i niezależność. - mówiłem spokojna i zrelaksowana. Te miejsce było warte wspinaczki. - tak odporny na świat i jego okrucieństwa.

- Nie zawsze tak było. Każdy ma swoją przeszłość, do której nie chce wracać.

Zgadzam się z nim.

- Czuje się tu lepiej. - zamykać oczy, a kiedy je otwieram widzę uśmiechniętego Killiana patrzącego na mnie z wrażliwością.

- Wiem. W końcu inne Nihtmery, w szkole przekonają się, że nie jesteś taka zła i zaczną cię akceptować.

- Mam taką nadzieję.

Killian odwraca się do mnie przodem i wskakuje do środka wieży.

- Gotowa, na powrót? - wskazuję na zegarek na swojej prawej ręce. Czas tu bardzo szybko mija, i zanim się zorientowałam okazało się że spędziliśmy tu godzinę na gadaniu i wpatrywaniu się w gwiazdy. - Jest już późno, a z samego rana zaczynamy lekcje. - wyciąga do mnie rękę, a ja ją biorę.

Jeszcze tydzień temu nawet nie zastanawiałam się nad trzymaniem ręki nadprzyrodzonego. Zmieniałam się, gdy zobaczyłam, że wszystko co czytałam i słuchałam na temat wampirów i wilkołaków to stek kłamstw.
Wchodzę na drabinę i schodzę w dół. Killian stoi i obserwuję moje ruchy. Czuję się bardziej pewna, ale po chwili noga ześlizguje mi się z drabinki i tracę równowagę. Szok i przerażenie zajrzało w moje oczy, gdy spadałam prosto w dół na dach. Killian krzyknął moje imię, po czym wystraszony wyskoczył z okna i w okamgnieniu złapał mnie w stylu panny młodej ratując od pewnej śmierci. Miałam już dość. Bałam się chodzenia po dachu, lub po gzymsie. Trzymałam się mocno torsu Killiana, nie chcąc, żeby mnie puszczał. Killian stanął na końcu dachu i popatrzył w dół.

- Spokojnie, przecież wiesz, że przy mnie nic ci nie grozi. Jestem twoim ochroniarzem pamiętasz? - mrugnął do mnie jednym oczkiem.

Policzył do trzech, po czym zeskoczył z dachu prosto na trawnik obok latarni na równe nogi. Ledwo powstrzymałam się od krzyku, nie chciałam, żeby ktokolwiek mnie usłyszał. Killian postawił mnie na trawie i odprowadził do pokoju, po czym wrócił do swojego. Gdy weszłam do pomieszczenia, Przebrałam się w piżamę i położyłam do łóżka. Obracałam się z jednego boku na drugi nie mogąc zasnąć.

Continue Reading

You'll Also Like

146K 9K 22
Momoe jako dziecko, spotyka w lesie wielkiego magicznego ptaka, który ma zatrute skrzydło. Pomaga mu przez cztery laty, choć i tak czeka go śmierć. P...
78K 2.9K 29
„Gdzie byłeś sześć lat temu?" Gdzie Blake Remington był kiedy Charlotte Wilson go potrzebowała? Tego nikt nie wie. Przepadł z dnia na dzień, a nikt n...
114K 6.6K 63
Jedyny w swoim rodzaju koński zodiak!
157K 7.3K 41
✔️ (Przed poprawą) * Blood 1# * Moje imię? Nazywam się Gianny Quinn i spotkała mnie najbardziej absurdalna rzecz na świecie. Odkryłam istnienie wamp...