chasing cars {muke}

By YourLittleBoo

18.6K 1.8K 1.2K

"Damy radę wszystkiemu, na własną rękę. Nie potrzebujemy niczego, ani nikogo. Jeśli się tu położę, czy położy... More

1. Więc ucieknijmy
2. dwie szare komórki
3. to był raczej odruch
4. Szczęśliwa Oferma
5. Obsesja na punkcie słodyczy
6. sieczka z mózgu
7. schylać się po mydło
8. jakże heteroseksualnie
9. Pod kołdrą, albo w szafie...
10. Wujkowie
11. Hemmings Wyklęty
12. To nie jesteś ty
13. Mała, upośledzona kapusta
15. Cześć, jestem Luke i jestem gejem

14. Penis z modeliny i chłop przebrany za babę

1.2K 108 91
By YourLittleBoo

- Boże, ty naprawdę uciekłeś z domu. – Michael aż zamrugał wolniej oczami, gdy podjeżdżaliśmy ponownie pod dom Caluma, by przespać się tam przed wyruszeniem w dalszą podróż. – Szanuję cię za to. W sensie, nie wiem czy to była dobra, życiowa decyzja twoim wypadku, ale mocno szanuję za podjęcie jej... No i raczej nie zginiemy, z naciskiem na raczej.

Ja sam jeszcze nie do końca wiedziałem jak się z tym czuję. Mike miał skończoną szkołę średnią, chociaż nawet nie otworzył koperty z wynikami egzaminów, bo nie uważał, aby procent z matematyki mógł wpłynąć na jego mniemanie o własnej inteligencji. Nie miałem pojęcia co dalej z moją edukacją, czy mama rzeczywiście nie zdenerwuje się na tyle, by mnie znaleźć i siłą zabrać do domu, czy... Ja w ogóle poradzę sobie z takim życiem?

Z jednej strony byłem wciąż w emocjach, pewny swoich uczuć do chłopaka, aczkolwiek gdzieś z tyłu głowy przebijała mi się myśl, że jeśli zasnę i obudzę się za parę godzin, uświadomię sobie sens słów Liz, przy czym ponownie zamknę się w tej metaforycznej szafie, bo nie będę mógł znieść myśli o tym, że ona mnie nienawidzi i nie akceptuje.

Próbowałem przetrwać w beztrosce chociaż do rana, dlatego namiętnie wpatrywałem się w Clifforda, ściskając swoje uda, albo rozważając czy ręka boli mnie na tyle, by czasem nie zacząć płakać, bo chyba o wiele bardziej przemawiał do mnie ból fizyczny, niż ten psychiczny. Nierzadko przewracałem się o własne nogi, byłem przyzwyczajony.

- Ale słuchaj... To „raczej" chociaż istnieje, a to już coś. – Miałem nadzieję, że jakoś nam to wszystko wyjdzie, bo po tak wielkiej rewolucji, jedyne co mógłbym zrobić innego, to zadzwonić do Jacka i powiedzieć: "bracie, będę teraz tobą, bądź moim mentorem".

Dojechaliśmy na podjazd.

Po dłuższej chwili siedzieliśmy już w pokoju Caluma. Chłopaki zadali wszystkie możliwe pytania, odnośnie tego jak się czuję, co właściwie się stało i tym podobne, ale szedłem w zaparte, że jestem przeszczęśliwy i wreszcie mam wiatr we włosach.

Kiedy Michael opowiadał im o naszej ucieczce, o tym jak bawiliśmy się w drodze, że mieliśmy jakieś absurdalne przygody, ja wsłuchiwałem się tylko w jego głos, skubiąc swój bandaż. Może rzeczywiście pewniej czułem się bez obecności osób trzecich?

Albo musiałem mocno się skupić, by trzymać tę i tak pękającą tamę, by emocje nie zalały mnie od góry do dołu.

W tle leciała mocno ściszona muzyka, a Hood z Irwinem pokładali się jeden na drugim. Swoją drogą, może to dobrze, że zniknęliśmy? Wcześniej nie mieli okazji się zaprzyjaźnić, a teraz nie miałem chociaż wyrzutów sumienia, że opuszczam Ashtona na dłużej.

- Słuchajcie, przywiozłem nam coś z Nowego Jorku.

- A ja wiem co. – Calum aż zachichotał. – Panowie – obwieścił. – Będzie jarane. – Podniecony wręcz otworzył okno.

Michael odpowiedział mu takim samym, zawadiackim uśmiechem.

- Chyba cię coś piecze! – uniosłem leżąc półtrupem na dywanie. Podparłem się na łokciach i spojrzałem na niego spod uniesionych brwi. – Ashton... Bądź głosem rozsądku razem ze mną.

- Wybacz, ale... Nie.

- Wracam do Liz. – Oczywiście żartowałem, by wybadać temat, czy to jest już śmieszne.

Nie było.

- To wracaj i baw się dobrze. – Calum mruknął złośliwie, biorąc od Michaela pozwijane już skręty.

- Ale serio, myślę, że jak nie chcesz, to nie musisz – Clifford zwrócił się do mnie, robiąc znaczącą minę. – A jak chcesz, to ty ze zdrowym rozsądkiem, bo pamiętasz jak się skończyło w mieście?

- Ojej, jak i co się tam skończyło? – Zainteresował się wręcz zdradziecko Ash.

Poczułem się trochę pod ich presją, bo nie chciałem znów być tym, który niszczy imprezę, ale wciąż, nie miałem pewności, czy to ta ilość wódki, czy może opary marihuany właśnie mnie zniszczyły wówczas. Pomyślałem, że może ja naprawdę nie jestem dostatecznie zabawowy na takie rzeczy? Może Mike nie chciał mnie... Niańczyć, a teraz robił dobrą minę do złej gry, bo poczuwał się do odpowiedzialności, skoro odwaliłem mu cyrk na stacji kolejowej i...

Luke, tama. Tama na rzece kompulsywnego myślenia.

- Ja się skończyłem, Ashton... Ja. – Wskazałem na siebie, by zwiększyć moc tej wypowiedzi pełnej wyrzutu do mojego drugiego ja.

- No nie wierzę... Ty? Luke Hemmings? Strażnik imprezy i ten, który zawsze wyciąga mnie z rowu?!

- Yep, ten sam. No słuchaj... Bywa. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, prócz tego, że przekroczyłem swój limit, bo jeszcze go nie znałem, no. Mike nie wypominaj mi! – Uderzyłem go lekko zdrową ręką.

Pijany Luke był zainteresowany nawet twardymi narkotykami, a wy o tym wiecie.

- Czego mam ci nie wypominać? Tego, że chciałeś koniecznie iść na sziszę, chociaż kaszlesz po papierosie? Czy może jak uznałeś, że teraz będziesz wciągał kokę dolarami, a my nawet nie mieliśmy koki? – Dźgnął mnie w żebro.

- Wiecie co... Ja chcę tego posłuchać, ale zjarany jak szmata. – Calum odpalił sobie skręta, a później Ashtonowi, który był w tak wielkim szoku po tym co usłyszał, że nie umiał nacisnąć zapalniczki.

Mike spojrzał na mnie, odbierając od Hooda zawiniątko.

- Po jednym na dwóch, bo nie sram pieniędzmi i nie chcę was potem zakopywać w ogródku, jak się okaże, że macie zjazd i wam pikawa siadła. – Próbowałem wmówić sobie, że nie lubię, gdy Michael robi się... Taki. Fakt, trochę mnie wtedy wkurzał i przerażał, ale jednocześnie... To nie była ta koka, ani meta, ani... Cholera, życie nastolatka jest ciężkie. – To jak? Spokojnie i grzecznie, ale wciąż zabawnie?

- A, nieważne... I tak gorzej już ze mną nie będzie. – Wzruszyłem ramionami. – Podaj mi, proszę.

- Luke, kurwa... Czy powinienem wiedzieć o czymś jeszcze? – Ashton patrzył na mnie rozbawiony i zaniepokojony jednocześnie. Wzruszyłem ramionami ponownie, zaciągając się lekko. Kaszlnąłem.

- Nie tak. – Clifford wywrócił oczami. – Musisz trochę potrzymać to w buzi, to nie jest papieros.

- To jak?

Pokazał mi, a potem znów dostałem bletkę z trawą tylko dla siebie, bym mógł powielić jego ruch. Podciągnąłem nosem, bo poczułem ten charakterystyczny zapach jakby... Próby podpalenia zmokłych ziół? Wymiocin? Zmrużyłem oczy, bo mnie zapiekły.

Miałem na sobie wzrok przyjaciół, a przy okazji z każdą chwilą czułem się coraz bardziej oddalony od nich, jakby głosy chłopaków dochodziły z trochę większej odległości, niż rzeczywiście byli. Nie czułem, żebym miał się skończyć, nie było mi dziwnie inaczej, do momentu kiedy rzeczywiście pokój Caluma nie zapełnił się tą wonią, a ja nie dość, że wdychałem opary, to jeszcze rzeczywiście brałem buchy na zmianę z Michaelem, chociaż to on dłużej trzymał skręta i brał więcej buchów.

- Ej, tak sobie teraz pomyślałem... – Calum głośno się zastanawiał. – Jakbyśmy tak spierdolili we czwórkę?

Michael spojrzał na nich dwóch trochę zmieszany, na co uśmiechnąłem się pod nosem, wcale nad tym nie panując. Z jednej strony na pewno bawilibyśmy się razem świetnie, jednak mieliśmy coś specjalnego razem i to sprawiało, że nie chciałem wpuszczać nikogo innego do naszej małej bańki, gdzie byliśmy po prostu w stu procentach wolni.

Chłopak wzruszył ramionami w stronę pomysłodawcy.

- Cóż.... Nie jest to zły koncept, ale myślę, że mogłoby nie wyjść, bo jednak taka wyprawa to dużo kasy w błoto, tak naprawdę... Nie wiem co myślicie, bo wy macie tu jeszcze jakieś życie, czy coś, a ja i Luke chyba aktualnie jesteśmy w dupie, więc...

- Dobra, dobra. Już nie tłumacz się tak. – Ashton próbował imitować lenny face. Wszyscy w trójkę się zaśmiali, podczas gdy ja złapałem kompletnego laga na profil Mike'a. – Ładne malinki na szyjce.

- To alergia – powiedziałem to ze śmiertelną powagą i miną jakbym tłumaczył to idiocie piąty raz. Ostatecznie jednak sam parsknąłem. Zresztą, jeśli to była alergia, to najwidoczniej na usta Michaela.

- Jakieś zaraźliwe widzę. – Calum skinął właśnie na niego.

- No! A wy chcecie jeszcze się z nami w podróż wybrać! – Aż pokręciłem głową, przenosząc wzrok na swoje palce.

- Zarażamy i to ostro, to się źle dla was skończy. – Wtedy to Mike zerknął po mnie, więc wymieniliśmy po leciutkim uśmiechu.

- Ej, szczerze? – Ash omotał nas spojrzeniem. – Nie spodziewałem się, że to tak wyjdzie.

- Chyba nikt z nas nie spodziewał się tego, że zostanę brutalnie porwany. – Założyłem ręce na piersiach.

- I że wyskoczysz przez okno, by jechać z nim dalej. Pomimo tego, że zostałeś uprzednio porwany, Luke. – Irwin złapał bardzo refleksyjny nastrój. – To się jakoś nazywało.

- Syndrom Sztokholmski? – Calumowi aż wyszły łezki od śmiechu, chociaż mnie wcale tak bardzo nie bawiły jego słowa, a mimika i dźwięk napadu radości chłopaka.

- Mike... – Położyłem Cliffordowi dłoń na udzie. – Jedziemy do Sztokholmu.

Dołączył do śmiechów Caluma, a zaraz za nim Ashton, więc ja sam aż zasłoniłem usta, bo nie mogłem się powstrzymać.

- Boże, próbuję to sobie wyobrazić. Czy ty przeżyłbyś lot samolotem? Ty jesteś taką pipką! – Michael położył za mną rękę, więc w pierwszej chwili chciałem oprzeć głowę na jego ramieniu, aczkolwiek jeszcze odrobinkę myślałem, więc się powstrzymałem.

Nasi przyjaciele natomiast, kontaktowali się ze sobą na wzrok.

- Dałbym sobie radę lepiej niż ty! Latałem już, co prawda nie do Europy, ale hej, teraz nic nas nie ogranicza... Prócz pieniędzy, ale wciąż! Postanowione, lecimy do Sztokholmu! – Klepnąłem jego udo. – Chłopaki, wyślemy wam pocztówkę – mówiłem do nich, chociaż wciąż wlepiałem wzrok tylko w Michaela.

- Dobra, będzie Sztokholm, gdzieś jeszcze chcesz jechać? Zabiorę cię wszędzie. – On chyba naprawdę nie chciał się wyłącznie oprzeć, a wykonać jakiś ruch, bo objął mnie opiekuńczo ramieniem, lekko je pocierając.

Przełknąłem ślinę, przygryzając dolną wargę w uśmiechu.

- Więc ja pojadę wszędzie – mruknąłem.

- Smutno trochę, że nie wyliczacie nas w te cudowne plany.

- Nie przejmuj się, Ashton... Teraz mamy siebie. – Calum westchnął teatralnie.

Mike pogłaskał mój policzek, nie myśląc chyba o tym, że to naprawdę robi się znaczące, zwłaszcza przed chłopakami, których wcześniej zmierzył, równie sztucznie obrażony.

- Czujemy się olani? – Jego ton był taki, jakbyśmy mieli po siedem lad i proponowałby mi zabawę.

- Bardzo... Nie wiem jak ja sobie teraz poradzę w życiu bez miłości i oddania mojego jedynego, prawdziwego przyjaciela. – Zachichotałem i nawet jeśli gdzieś na tyle mojej głowy wybijała się ta krzycząca Liz, nie umiałem powstrzymać się przed wtuleniem policzka w dłoń chłopaka.

Jeszcze nie, jeszcze jedna noc, później będziesz o tym myślał...

Uszczypnął delikatnie miejsce, gdzie miałem dołeczek, w taki sposób, jak robi się to małym, pulchnym dzieciakom, przy okazji imitując minę chomika, dlatego pokazałem mu język.

- Dobra zajmujemy się czymś, zanim zaczniecie się ruchać u mnie w pokoju? Na naszych oczach?

Ashton wybuchł szczerym śmiechem na powagę w głosie Caluma, po którym ja spojrzałem z ogromnym wyrzutem, ale nie wytrzymałem słysząc ten śmiech i sam się zaśmiałem.

- Dobrze, dobrze... Ale ja mam rączki przy sobie, wypraszam sobie. – Uniosłem obie dłonie, a potem położyłem głowę na kolanach Michaela. No rączki trzymałem przy sobie, ale chciałoby się aż powiedzieć, że łeb znał swoją drogę.

Michael zachichotał z dozą politowania i zaczął przeczesywać moje włosy palcami, na co mruknąłem.

- Luke pod wpływem to taka przylepa straszna się robi... – Zaczął tłumaczyć mnie przed chłopakami, podczas gdy Cal wpadł na świetny pomysł i postawił przed nami Monopoly.

- Luke ogólnie jest straszną przylepą z tego co widzę. – Ashton aż uniósł jedną brew, bo nie znał mnie od tej strony.

- No nie? – Brnął w to Michael.

Hood tym czasem z pełnią pasji liczył pieniądze, jakby naprawdę myślał, że jesteśmy w stanie teraz z nim zagrać.

- Słucham? No dobrze, może trochę jestem... Ale chociaż nie jestem w tym sam. – Znów wystawiłem język swojemu aktualnemu głaskaczowi. – Tobie też niewiele brakuje, ot co! – prychnąłem, a potem spojrzałem na planszówkę, dalej sobie leżąc z głową na jego kolanach. – Nigdy w to nie grałem... O co w tym chodzi?

- Wyjdź – zarządził urażony Calum, podając mi dziwnie wyglądający pionek. – Sorry, ale mam tylko trzy plus penisa z modeliny.

Kolejne chyba piętnaście minut śmialiśmy się z ulepionego chuja, bo przecież chodziliśmy do podstawówki, a części rozrodcze ciała ludzkiego były szczytem humoru bardziej, niż klasyk komedii – chłop przebrany za babę.

Ciekawe czy gdybyśmy nie byli zjarani, też mielibyśmy taki ubaw.

- Ja cię nauczę, jestem rekinem biznesu.

Calum zaczął się śmiać z Michaela.

- Chyba złotą rybką!

- Dlatego zagram w drużynie z Lukiem, tym oto modelinowym prąciem. – Chłopak większą uwagę przykładał do odgarniania moich włosów, niż do rozgrywki, chociaż udałem, że płaczę w momencie, gdy próbował wsadzić mi figurkę do nosa.

Cóż za metafora, dobrze, że nie do ust.

Mimo wszystko, cały czas czułem na sobie ten opiekuńczy wzrok Clifforda, jakby sprawdzał, czy sobie radzę, bo nie byłem przyzwyczajony do używek, dlatego miałem poczucie bycia... Zaopiekowanym.

Zaczęła się więc gra... Z której mało wiedziałem, bo skupiłem się na tym, że ktoś daje mi pieszczoty. Sam ująłem dłoń Michaela, tę którą nie ruszał naszym cudnym pionkiem i zacząłem bawić się jego palcami. Nawet nie obchodziło mnie to, co działo się na planszy.

Powoli docierała do mnie myśl, że teraz już tak właśnie będzie. Że Mike będzie się mną opiekował, a ja będę chociaż próbował opiekować się nim. Że będzie mnie przytulał, głaskał, że będziemy mogli ze sobą zawsze porozmawiać, a także wspólnie pomilczeć.

Chłopak czasem kazał Calumowi, albo Ashtonowi rzucić za nas i za nas ruszyć, jakby nie identyfikował się z tą zawziętą walką, którą prowadzili ze sobą nasi przyjaciele.

W pewnym momencie aż zamruczałem, przez co otworzyłem na chwilę oczy, czekając na reakcję chłopaków, ale oni byli zbyt zajęci, by się ze mnie nabijać. Dlatego stwierdziłem, że mogę z czystym sumieniem dawać głaskać się dalej.

- Przyjemnie... Też tak lubisz? Jeśli tak, to będę ci tak robić – powiedziałem cichutko i opuściłem powieki. Wyglądałem na zrelaksowanego i szczęśliwego, to bardziej była zasługa Mike'a, niż marihuany.

- Lubię. Całkiem lubię – szepnął i poprawił się trochę. Siedzieliśmy na ziemi. On był oparty o ścianę i wciągnął mnie trochę bardziej na siebie, po czym otworzył szafkę nocną Cala, która stała obok i wyciągnął z niej jakąś świetną czekoladę.

- To jest najlepsze w jaraniu batów. Jeśli teraz spróbujesz czekolady, poczujesz prawdziwy orgazm. – Odłamał kostkę i dał mi ją do ust, nawet nie pytając czy mam ochotę.

Robiliśmy sobie niezły kontrast, bo my skupialiśmy się na sobie, podczas gdy chłopaki tworzyli imperia, zapominając, że Mike też gra.

Zjadłem więc, przy okazji lekko gryząc go w palce, ojej, wspomnienia...

- O Boże... Mógłbym zacząć jarać chociażby dla tej czekolady. Ona robi mi dobrze, Michael. – Bardziej przytuliłem się do niego, bo na to stwierdzenie, dostałem ostrzegawczy wzrok chłopaka, który pewnie miał powiedzieć, że raz na jakiś czas, okej, ale nie na stałe. Miał rację, ale nie miałem wówczas ochoty na żadne morały. – Trochę zamulam... Wybacz jeśli ciągnę cię teraz w dół, aktualnie czuję taką potrzebę... Miłości. – To ostatnie powiedziałem niemal bezgłośnie.

- Niee, jest w porządku. Dobrze mi. – Oparł policzek o moją głowę. – Tak czasami jest... Zresztą teraz czeka nas trochę tułaczki, więc musimy... Po prostu. No. Bez jakiegokolwiek tłumaczenia. – Karmił mnie dalej, widocznie rozczulony tym, że mi smakuje, a ja sam miałem wrażenie, że złapał mnie większy głód, niż kiedykolwiek wcześniej. Miałem ochotę zjeść ze sto takich czekolad. – I nie, nie mógłbyś palić non stop, to fajne raz na ruski rok, ale tak to nie... Nie pozwoliłbym ci zniszczyć sobie życia do tego stopnia. – Poczułem jak ściska mnie serce w ten przyjemny sposób. Dosłownie miałem motylki w brzuchu, albo nieskończoną gastrofazę.

- Dobrze... Więc się ciebie posłucham w tej kwestii – odpowiedziałem praktycznie mu tam jęcząc, bo cholera, Mike mnie przytulał i dostarczał mi słodycze prosto do buzi. – Będę potem miał Armagedon na twarzy... Ale nieważne. Niechętnie otworzyłem na chwilę trochę piekące oczy, żeby wziąć jedną kosteczkę. Przystawiłem mu ją do ust. – Proszę... Będziemy grubi razem.

Oblizał moje palce, na co aż się zaczerwieniłem. Bardziej przejęło mnie to, niż fakt, że zjedliśmy Calumowi jego ostatnią pamiątkę po babci.

- Spokojnie, twój żołądek i twoja twarz przyzwyczai się do jedzenia śmieci. Będą musiały.

- To mnie dołuje, Mikey – jęknąłem żałośnie, chociaż tak trochę... Też musiałem wydać z siebie jakiś dźwięk na to co on mi robił.

- Potrzebuję w swoim życiu warzyw i domowych posiłków. – Nie zważając na to co mówiłem, mój wzrok stał się bardziej znaczący.

- Dobrze, jeśli będziemy się gdzieś zatrzymywać w hotelach, będę gotował ci domowe posiłki, a potem nauczę gotować ciebie, ale póki co masz fory z tą łapką. – Delikatnie pogłaskał mój zabandażowany nadgarstek, więc trochę się skrzywiłem.

- Okej, póki co mogę mieć fory...

Przerwał nam palący wzrok Caluma i Ashtona, którzy chyba nie rozumieli co się między nami działo. Albo za dobrze rozumieli...

*

To był długi dzień pełen wrażeń, dlatego kiedy już leżeliśmy na dywanie i dziesięciu kocach u Caluma w pokoju, wtulałem się w Michaela kompletnie zmęczony, ale jeszcze znajdywałem w sobie tyle siły, żeby go głaskać chociażby. Ashton odpoczywał gdzieś na drugim końcu pokoju, na materacu, a Hood jak książę, u siebie w łóżku. Chyba ale nikt nie spodziewał się po mnie i po Mike'u czegoś innego, niż regenerowanie sił przy sobie nawzajem.

- Śpisz? – zapytał szeptem głaszcząc mnie po głowie. Miał mnie trochę na sobie, żeby spało mi się jak najwygodniej z tą obolałą ręką. Przy okazji co jakiś czas dostawałem mały, niewidoczny dla nikogo z zewnątrz pocałunek w czubek głowy, co sprawiało, że coraz ciężej było mi tamować przemyślenia na temat życia.

Szczerze? Przy nim czułem się tak bardzo sobą, że nie chciałem być już nikim innym, dlatego uciekłem z domu. Uciekłem z domu... To trzeba rozłożyć na czynniki pierwsze, o cholera. Nie teraz, proszę – to było jedyne co szeptała mi moja podświadomość, na zmianę ze „zgnijesz w piekle".

- Nie śpię... Jestem zmęczony, ale nie umiem zasnąć. Za dużo wrażeń. – Założyłem nogę na jego nogi.

- Wierzę... – Uśmiechnął się lekko pod nosem. Mówił do mnie bardzo cichutko, tak żebyśmy tylko my słyszeli. – Chłopaki chyba padli, ale oni wypalili mi prawie pół towaru, więc jest też możliwość, że nie żyją.

Ashton spał z kaskiem motocyklowym Caluma na głowie, bo uznał, że musi być bezpieczny podczas zjazdu.

- Możliwe. – Zaśmiałem się pod nosem. - My byliśmy grzeczni. – Zadarłem trochę głowę do góry i dałem mu małe buźki w policzek. – Przepraszam, że jestem taki przylepny, ale... Jestem dzisiaj po prostu przylepny.

- Tylko dzisiaj? – Poruszył zabawnie brwiami i wodząc palcami po moich plecach, wsunął dłoń pod materia mojej koszulki, więc rysował różne szlaczki na mojej skórze. Drugą dłonią pogłaskał mój policzek, odgarniając wszystkie moje włosy do tyłu, a potem z dokładnością ucałował mnie w czoło. Moje serce zabiło jakieś trzy razy szybciej.

Zamruczałem, bo to było aż zbyt przyjemne. Trochę bardziej na niego wszedłem, wyrażając tym samym swoją aprobatę wobec tego co robił.

- No dobrze... Nie tylko dzisiaj, ale to nie moja wina, okej? Nie da się nie być przylepnym, kiedy ty jesteś taki kochany i tak fajnie robisz... – Zdrową ręką zacząłem głaskać go delikatnie po ramieniu, a ostatecznie po szyi.

Michael też mruknął zadowolony i odchylił głowę, by dać mi lepszy dostęp.

- Ej, ale tak ogólnie. – Narysował mi serduszko na łopatce. – Jesteś niemożliwy, wiesz? – Uśmiechnął się niewinnie.

Oboje nie mieliśmy wówczas pojęcia, że Calum nie śpi i nas podsłuchuje z ciekawości, bo chyba chciał odkryć na jakim poziomie relacji jesteśmy.

- Naprawdę? – Odwzajemniłem jego uroczy grymas. – Dlaczego tak? – Spełniłem niemą prośbę chłopaka, dając więcej uwagi szyi Mike'a.

Na chwilę aż zacisnął palce na moim biodrze, więc przełknąłem ślinę.

- Zaimponowałeś mi tym, że postawiłeś na swoim, mówiłem ci już. Nie wiem co powiedziała ci mama i to nieważne teraz, po prostu chciałem ci powiedzieć, że masz jaja, Luke. – Dwa komentarze. Po pierwsze, proszę, nie mówmy o niej. Po drugie, miałeś moje jaja prawie że w ustach, Michael.

- Dobrze, że to sobie uświadomiłeś, Mike. Lepiej późno, niż wcale. Ale nie no, wiem co masz na myśli. Kiedyś ci o tym opowiem, ale póki co... Póki co jest okej, musi być huh?

- Nie ma innej opcji... Proszę cię. Ogarniemy to. Ogarniemy wszystko i będziemy się świetnie bawić. – Potarł policzek o moją dłoń, a potem zniżył się do poziomu mojej twarzy, przez co leżeliśmy nos w nos, tak jak u Bena, zanim zaczęliśmy się całować. Przygryzłem dolną wargę patrząc Michaelowi na usta.

Calum miał jedno oko uchylone i gdyby nie udawał, że śpi to by aż oddech wstrzymał, ale bał się, że nas przestraszy, jak się ruszy.

- Mhm... Ogólnie mam pomysł na tę wycieczkę, ale o tym jutro. Jest tyle fajnych rzeczy do zobaczenia, Mikey... Zobaczymy je wszystkie razem. – Trąciłem lekko nosem jego nos. Nie mieliśmy już praktycznie żadnej przestrzeni osobistej.

- Jasne, że tak. Ale o tym jutro. Chcę żebyś dobrze dzisiaj spał. – Znów położył dłoń na moim policzku i delikatnie poruszył palcem w miejscu gdzie tworzyły mi się dołeczki, żebym się uśmiechnął. On też się tym samym do mnie uśmiechnął.

Calum aż się bardziej kołdrą nakrył, patrząc na nas.

- Też chcę, żebyś dobrze spał. – Zamilkłem na chwilę. – Mike... Mogę mieć pytanie? – Nie mogłem się powstrzymać, bo mój wzrok wciąż uciekał na jego usta.

- Jasne.. Pytaj o co chcesz.

Naprawdę nie mieliśmy żadnej przestrzeni osobistej i było tam tak ciepło, ale mnie naprawdę to nie przeszkadzało i czułem się po prostu dobrze, chłonąc całą tę jego obecność  i coś co rozprzestrzeniało się wręcz po moim ciele. Ja naprawdę przestałem wiele myśleć, zwyczajnie to czułem.

Musiałem być naprawdę zmęczony, bo nawet w mojej głowie to brzmiało dobrze i wcale nie jak nietypowa prośba...

- Mogę buzi na dobranoc? – Przez chwilę zrobiło mi się smutno, bo miałem w sobie jakąś taką tęsknotę za naszymi pocałunkami.

Jedna noc wystarczyła, żeby się od tego uzależnić.

Calum otworzył już oczy szeroko i patrzył na nas w ciężkim szoku, czego nawet nie odczuwaliśmy w ciemności, bo byliśmy zbyt skupieni na sobie.

Mike nie mógł powstrzymać cichego chichotu. Oblizał usta i pokiwał lekko głową.

- Zasługujesz na całą noc buziaków, ale dziś naprawdę będziemy musieli iść spać, wiesz? – Oparł czoło na moim czole. Podmuchał lekko moje usta. Trochę się ze mną droczył.

- Przepraszam bardzo, a jak ja chciałem iść spać? - "Oburzyłem" się, nawiązując do tamtego wydarzenia.

Musiałem dostać co moje, to droczenie się Michaela tylko mnie w tym utwierdziło, więc ostatecznie sam ująłem jego policzek w dłoń i naparłem swoimi ustami na jego usta. Miałem różne wejścia, jak wiece... Wtedy akurat byłem pewny siebie. Chyba musiałem jakoś wyładować te emocje.

Uśmiechnął się przez pocałunek, a potem zwyczajnie go oddał, ale nie delikatnie i samymi ustami. O nie... Pocałował mnie tak naprawdę, z języczkiem, jednak wciąż było w tym sto procent czułości.

Calum nie miał pojęcia co ma zrobić z tym co właśnie zobaczył.

Wydałem z siebie pomruknięcie. Może trochę za głośno, ale błagam was, ja i tak wierzyłem w to, że Hood i Irwin ledwo żyją!

- Boże, Luke, to będą cudowne wakacje – wyszeptał pomiędzy pocałunkami, obejmując mnie szczelniej.

Przestaliśmy, by złapać oddech.

Cal natomiast, jako że jeszcze był zjarany, aż się zapowietrzył i wykonywał dziwne, nieme ruchy na łóżku do tego stopnia, że aż z niego spadł, co zbudziło Ashtona, który zdjął kask w okamgnieniu.

- Co tu się odkurwia, gdzie ja dojechałem?

Michael aż rozchylił wargi, zastanawiając się ile widzieli, płonąc rumieńcem. Odsunął się ode mnie. 

Usiadłem przestraszony tym, że Calum tak nagle się uaktywnił. No był huk także automatycznie się zerwałem. Również cały się zaczerwieniłem, przecież oni mogli to zobaczyć, albo już widzieli i... Boże.

Czy zrobiliśmy coś złego?

- Hej Cal, wszystko okej? – zapytałem drapiąc się niezręcznie po karku.

- Ehe. – Leżał tak na podłodze w bezruchu.

- Calum miał chyba bad tripa. – Michael aż nerwowo zachichotał.

Bo skoro ktoś już nas przyłapał na gorącym uczynku, to stawało się bardziej... Realne.

- Co to jest?

- Luke, nie rób sobie wiochy, bo przy okazji mi też robisz wiochę. Nie tak cię wychowałem. – Ashton odwrócił się na drugi bok. – Idźmy spać proszę was, gejuchy.

Nazwał nas tak sobie o, ale to przyprawiło mnie o mały zawał serca.

- O geez, ty też to widziałeś, myślałem że śpisz? – Calum uznał widocznie, że skoro Ash to powiedział - musi coś wiedzieć.

Michael tylko spojrzał na mnie wzrokiem z serii „teraz będziemy gadać", a ja nie byłem gotowy na gadanie, więc czułem nadchodzący atak paniki.

- Ale co widziałem? Spałem i miałem kask na głowie, debilu.

- Idę spać. – Wtuliłem się w poduszkę udając, że mnie nie ma, pod czujnym wzrokiem Caluma.

Dlaczego w ogóle ludzie muszą reagować na takie rzeczy? Dlaczego kogokolwiek to musi obchodzić?! Jasne, to byli nasi przyjaciele, ale hej, najpierw sami z Michaelem musielibyśmy porozmawiać.

- A, to okej, to musiało mi się coś przyśnić. – Cal zawinął się w koc. – Mike, chodź na fajkę na balkon.

- Ciepło mi tu.

- Michael, no chodź. – Zrobił znaczącą minę do nas obojgu, co oznaczało "ja wiem, ja nie spałem".

- Idź... – Poklepałem go przyjacielsko po plecach. - Ale śpisz z Calumem, bo będziesz śmierdział jak popielniczka.

Ashton się tylko głupio zaśmiał, już półspał i miał nas gdzieś, ale wciąż, to zabrzmiało, jakbyśmy już byli mężami.

Będziemy? Kiedykolwiek? Czymkolwiek?

Clifford i Hood rzeczywiście nas zostawili, podczas gdy ja leżałem na plecach, wpatrując się w sufit.

I moja tama pękła, bo znów usłyszałem słowa mamy, która powtarzała, że nie chce... Takiego mnie. 

____________________

Napisałam ten rozdział w nocy, może być tu dużo błędów, don't blame me 

Będzie mi bardzo miło jeśli skomentujecie, bo lubię czytać wasze reakcje naprawdę!

all the love x


Continue Reading

You'll Also Like

1M 38.7K 90
𝗟𝗼𝘃𝗶𝗻𝗴 𝗵𝗲𝗿 𝘄𝗮𝘀 𝗹𝗶𝗸𝗲 𝗽𝗹𝗮𝘆𝗶𝗻𝗴 𝘄𝗶𝘁𝗵 𝗳𝗶𝗿𝗲, 𝗹𝘂𝗰𝗸𝗶𝗹𝘆 𝗳𝗼𝗿 𝗵𝗲𝗿, 𝗔𝗻𝘁𝗮𝗿𝗲𝘀 𝗹𝗼𝘃𝗲 𝗽𝗹𝗮𝘆𝗶𝗻𝗴 𝘄𝗶𝘁𝗵 �...
392K 6.3K 79
A text story set place in the golden trio era! You are the it girl of Slytherin, the glue holding your deranged friend group together, the girl no...
862K 53K 117
Kira Kokoa was a completely normal girl... At least that's what she wants you to believe. A brilliant mind-reader that's been masquerading as quirkle...
411K 12.4K 94
Theresa Murphy, singer-songwriter and rising film star, best friends with Conan Gray and Olivia Rodrigo. Charles Leclerc, Formula 1 driver for Ferrar...