MAFIA7 || GOT7

By Jukye88

2.8K 229 7

GOT7, jako grupa przestępcza w satyrycznej otoczce. /////////// wolno pisane, bo miałam słomiany zapał do tej... More

1 - "Cyjanek w espresso"
2 - "Jackson Wang? Nie kojarzę..."
3 - "Mark! Przyjacielu!"
4 - "Nie znałem Seulu"
5 - "Bierzcie gnaty i wyjazd"
6 - "Porwać o dwóch za dużo"
7 - "M-mordować?"
8 - "Białowłosy o długich nogach"
9 - "Kun... Bhuuuu"
10 - "Kiepski snajper"
11 - "Drugi rok na ulicy"
12 - "Jinuś"
13 - "Za kontenerem..."
14 - "Leżał bezwładnie"
15 - "Obyś się nie przeliczył"
16 - "Crack"
17 - "Cudowny plan"
18 - "Tancerka"
19 - "Wybuch"

20 - "Ecstasy"

99 10 4
By Jukye88


-POV YUGYEOM-

- Młody, nie wkurwiaj mnie – warknął Jinyoung ciągnąc za kaptur mej kurtki, bym ruszył za nim. – To był naprawdę zryty pomysł, aby szef zrobił z nas parkę na tą akcję – mamrotał pod nosem oburzony, starając się pociągnąć mną niczym psa na smyczy. – Się nie dziwię, że Tuan próbuje cię wychować.

- C-chwila – odparłem, wpatrzony w przeciwległą uliczkę.

Nie wiedziałem, czy to już omamy, czy rzeczywiście zobaczyłem swoich rodziców wychodzących z pobliskiego sklepiku. Mama była w wyśmienitym humorze, śmiała się, dla żartów popychała tatę. Zresztą tata, równie rozbawiony.

Poczułem się, co najmniej jak jakiś zwierzak, który przypadkowo wypatrzył dawniejszych właścicieli. Wyglądałem za nimi zażarcie, a protesty Jina nie robiły na mnie najmniejszego wrażenia.

Przyznam, że zabolał mnie fakt, iż nie tak o najwyraźniej pogodzili się z moim zniknięciem. Ba, pewnie nawet nie szukali. Przytłaczające.

Park wziął głęboki oddech i „najserdeczniej" w świecie zagroził;

- Albo się ruszysz albo ci przyjebie.

Teraz, gdy kalkuluję sobie jego wypowiedź to zbiera mi się na śmiech. Jego mina musiała być genialna, szczególnie z mojej perspektywy.

Wreszcie spuściłem wzrok na starszego.

- Czas nas goni, a ty metropolię podziwiasz – biadolił wziąwszy mnie pod ramię i zaczął prowadzić niczym małe dziecko.

- Zobaczyłem coś... Po prostu... - Burknąłem. – Gdzie my w ogóle idziemy?

Starszy stanął przede mną z kurwikami w oczach. Dołożyłem do pieca.

- Jak to gdzie! – Parsknął oburzony. – Szef pieprzył o tym ponad godzinę. Coś ty wtedy robił?!

- Hyung – odparłem melodyjnie - uspokój się, prowadź – próbowałem przekonać go niewinną minką.

Mężczyzna westchnął ociężale. Dał już sobie spokój z głoszeniem mi kazań.

Jestem pewien, że Mark przeszkolił Jinyounga w obchodzeniu się ze mną. Chociaż, Tuan ma więcej cierpliwości i aż tak nie wydziera mordy.

Ciekaw jestem, jak się dogadywali, gdy ze sobą współpracowali. W końcu, to ten duet uratował mi i Wangowi dupska.

Łaziliśmy po jakiejś zapomnianej przez nowoczesny sznyt architektury, okolicy. A ludzie tam, idealnie wpasowywali się w swoje szarawe, ponure otoczenie.

Dotarcie do celu było nie lada wyzwaniem. Wszystkie wieżowce wyglądały prawie identycznie. Prawie, bo odpadający tynk ze ścian tworzył niepowtarzalne kształty niczym śnieżynki. Okej, te porównanie jest wyjątkowo zryte.

- Klatka 43 – mruknął pod nosem brunet spoglądając na karteczkę z adresem. – Siódme piętro, drzwi 39... Kurwa, 43, a wokół nas są same 20-coś! – Wtem zdesperowany wyjął telefon i zadzwonił do Jacksona. – Debilu ty-

- Jednak 23, sorry – rzekł beznamiętnie. - Widzę was z okna – oznajmił i zakończył połączenie.

Jinyoung przez chwilę wpatrywał się w ekran niedowierzając, że został wyjaśniony w zaledwie kilka sekund.

***

- No, Jack, na bogato! – Donośnie zaśmiał się Park rozglądając po skromnym mieszkanku. – Ile tu jest? Z dziewiętnaście metrów kwadratowych?

Blondyn splótł ręce na klatce wywróciwszy oczyma.

- To nie moja kwatera, tylko kolegi – prychnął. – Kochany, jeżeli chcesz ujrzeć „bogactwo" to zapraszam na kawę w jednej z trzech willi, jakie posiadam. Wolisz bardziej plażowe klimaty, czy może górskie? – Rzekł złośliwie. – Wybierzemy którąś według twych preferencji.

- Mój apartament w jednym z topowych drapaczy chmur jak najbardziej mi odpowiada – podkreślił Koreańczyk.

- A tam, masz zapewne podobnie – „dziewiętnaście metrów kwadratowych" – zakpił.

Podczas tej niepotrzebnej dyskusji, zasiadłem na puściutkim parapecie w salonie. Starsi, zajęci kłótnią i rozstawieni na samym środku izby mieli mnie gdzieś.

- Ej – wtrąciłem – skoro wy się tak milutko sobą zajmujecie, to ja może do domu wrócę? – Zatrzepotałem rzęsami, oczekując aprobaty.

- Nie! – Krzyknęli wspólnie, odwróciwszy do mnie głowy w idealnej synchronizacji.

- W takim razie, jaki jest plan? – Wymamrotałem znużony.

Tak też nastał tłok tłumaczeń. Parka wzajemnie sobie przerywała. Kiedy jeden popełnił najmniejszy błąd to drugi go poprawiał, takie błędne koło, ale do tego, zdążyłem już przywyknąć.

Dowiedziałem się, że polujemy na kolesia handlującego ecstasy. Oczywiście, nie po to, by pogrozić mu palcem i umoralniać – tylko przejąć źródło dragów. JB ze względu na chęć zbudowania potęgi, zaistnienia w mieście postanowił już nie kryć naszej szajki. W świecie przestępczym miało być o nas głośno. A popularne w półświatku „atrakcje" – sprawnie przez nas przejmowane. Dlatego też, BamBam przywłaszczył sobie tą agencję towarzyską, którą prawie puściliśmy z dymem. Teraz, Tuan został „wybrany" do trzymania za wodze źródła pastylek, jakie planowaliśmy upolować. To trochę bulwersujące, że urabiamy dla niego interes, a on, w międzyczasie leży brzuchem do góry.

Pod drzwiami „pożyczonego" przez Jacksona mieszkania miał zjawić się diler. Nie był w jakiejś grupie narkotykowej. Prowadził działalność na własną rękę, a ecstasy sprowadzał zza granicy.

Więc – albo grzecznie się poddaje i oddaje interesik albo Wang porozmawia z nim w lesie. A z takiej rozmówki, mało kto wychodzi żywy lub o własnych siłach.

-POV JINYOUNG-

Staliśmy już pod drzwiami, oczekując zapukania przez naszą rybkę. Rybkę, bo przecież typo złapał haczyk okropnie szybko, a my, nawet nie kryliśmy się z tym, kim jesteśmy. Albo jest debilem, albo ma za dużo pewności siebie. Chociaż to na jedno wychodzi.

Zamówiłem kilka tysięcy tabletek, mówiąc, iż dostanie za to pięćdziesiąt koła papieru w dolarach. Domyślam się, że delikwent, gdy usłyszał tą liczbę, to aż mu się uszy zatrzęsły.

- Zapraszam go do środka – zacząłem tłumaczyć plan działania – ty, Jackson, łapiesz kolesia za fraki na wszelki wielki, a Yugyeom – zmierzyłem młodego z powagą – lufa przy łbie, byleby postraszyć.

Szatynek już lekko roztrzęsiony wyjął pistolet i miętolił go w dłoniach. To frustrujące, że trafiliśmy na takiego typa, który wychodzi spod skorupki aniołka, dopiero wtedy, kiedy robi się grubo.

- A będę musiał strzelać? – Zdjął wzrok z gnata.

- Na rozkaz – kiwnąłem głową.

- Wiceszefuńcio, Park Jinyoung, no proszę, proszę – burknął pod nosem Jack, złośliwie.

Zachciało mu się, na ambicję mi wjeżdżać.

- Największy pajac, Jackson Wang, no proszę, pro-

- Puka – oznajmił szeptem Gyeom, spoglądając przez wizjer. – Oboje jesteście tępi.

Złapałem Kima za bark silnie „ściągając" z drzwi.

- Licz się ze słowami, przychlaście – warknąłem przez zęby, odblokowując zamek. – O, witaj – i tutaj, przybieram minkę najporządniejszego kolesia na świecie. Mogłem jeszcze ubrać koszulę. Tak dla większej wiarygodności. – Wejdź, proszę. Zmachałeś się pewnie. Tyle schodów i takie ciężkie pudło... – Odparłem troskliwie.

Chłopak wyglądał na niewiele młodszego ode mnie. Na dodatek, widząc, jak Yugyeom stoi perfidnie za nim, zauważyłem, że są podobni.

- Poczekaj chwilę, wyjmę kapustę z sejfu i możesz spadać – „sejfu", w dupie już mi się konkretnie ostro poprzewracało.

Gdy przekroczyłem próg, między skromnym korytarzem a salonem, ekipa zdążyła obrobić dilera tak jak o to prosiłem. Słysząc zdezorientowany jęk Azjaty, odwróciłem się na pięcie, zachodząc z powrotem do niego.

- Ej, koledzy, ale o co chodzi? – Mruknął rozglądając się przestraszenie. – Gdzie hajs?

- No, kolego, właśnie zostałeś wydymany – posłałem cyniczny uśmieszek. – Oddajesz działkę dobrowolnie czy mamy porozmawiać z tobą nieco inaczej?

Wtem Jackson zacieśnił uścisk na chłopaku, przez co kilku kilogramowe pudło wypadło biedaczynie z rąk. Bez większego namysłu wziąłem je i położyłem w drugim pokoju.

- To nie jest t-takie proste jak może się wam wydawać – wydukał, nawet się nie wyrywając.

- Gyeom, wiesz, co robić – skinąłem do młodego, a wtedy on umieścił palec na spuście, docisnąwszy lufę do skroni ofiary.

Dziecięca twarzyczka szatyna emanowała pewnym speszeniem. Sam nie był pewny, czy gdy nadejdzie potrzeba – strzeli. Cholera, to było takie irytujące.

- Jeżeli pójdę na wasz układ – zabiją mnie.

- Przecież działałeś sam, więc mi tu nie pierdol – Wang szarpnął chłopakiem jak byle jaką szmatą.

Odnosiłem wrażenie, że nasza ofiara najzwyczajniej w świecie próbuje się wykręcić z układu.

- Czyli w obie strony cię odjebią – wzruszyłem ramionami. – Ach, chyba wszystko ci jedno.

Może i moje zachowanie wydaje się głupie, ale z nim żywym, czy nie; dopniemy swego. W przeciągu sekundy, zdążyłem już wszystko zaplanować.

- N-nie, proszę was, nic nie rozumie-

Rozległ się strzał, a po nim rozbryzgnęła krew. To był dla nas już zbyt standardowy widok, by przywiązywać do niego szczególną uwagę.

Wang obejmował trupa. Co prawda, jeszcze ciepłego, lecz z dosłownie zmielonym przez śrut móżdżkiem. Kiedy początkowy przestrach spowodowany wystrzałem opadł spostrzegłem, że to blondyn zasadził dilerowi kulkę.

Nieco zaskoczony zmierzyłem Kima. Dlaczego się tego nie podjął?

- O chuj tu chodzi? – Warknąłem. – Ty miałeś to zrobić... - Naskoczyłem na Gyeoma, a on mrużąc oczy odwrócił wzrok. Coś było na rzeczy.

Moje uparte, dłużące się oczekiwanie na wyjaśnienia przez chłopaka przerwało walenie do drzwi. Szybko doskoczyłem do judasza.

Ujrzałem tam grupkę zamaskowanych typów. Jeszcze tego brakowało!

- Walić, z tobą porozmawiam, kiedy indziej – trzepnąłem szatyna w ramię.

- Pewnie są to „ci", o których mówił on – Jack potrząsnął trupem, którego wciąż trzymał w objęciach.

Blondyn w końcu skapnął się, że od kilku minut przytula sztywnego. Puścił go z obrzydzeniem, tłumiąc pisk. Wytarł dłonie o spodnie ze skwaszoną miną.

Wnet mój smartfon zapiszczał, gdy przeszliśmy do salonu. Początkowo nie przejęliśmy się kilkoma, ubranymi na ciemno kolesiami za drzwiami. Ślepo wierzyłem, że zawiasy wytrzymają ich walenie. Też moja pewność siebie nie pozwalała inne rozwiązanie niżeli najprostsze w świecie rozwalenie ich, jeśli tu wtargną. Dopiero wiadomość od Beoma rozbiła mą śmiałość w drobny mak.

Jaebeom, [15:30]: Ten diler jednak nie był sam.

Jaebeom, [15:31]: Jeżeli go złapaliście, czy cokolwiek, wysłał cynk do swoich „kumpli".

Kiedy zażenowany informacjami Ima, czytałem od niego wiadomości, Wang uparcie patrzył mi przez ramie.

- Napisz mu, że go odjebaliśmy – mruknął beznamiętnie.

- I co to zmieni? – Zmarszczyłem brwi.

Dostałem kolejne powiadomienie.

Jaebeom, [15:33]: Wycofajcie się, oni już po was jadą.

Na ten rozkaz, Chińczyk parsknął donośnie.

- Zajebiście! Przecież oni już tu są! – Skwitował lekko panicznie, wymachując rękoma.

Napisałem bossowi, jaka jest sytuacja.

Jaebeom, [15:36]: Mark po was przyjedzie. Tylko nie walczycie z nimi. Wiem, że sobie poradzicie.

Wraz z blondynem spojrzeliśmy po sobie, jak kompletni idioci. Zgłupieliśmy.

- Które to piętro? – Zapytałem, westchnąwszy ciężko. – Ach tak, siódme, już pamiętam – sprawnie wyprzedziłem Jacksona w odpowiedzi. Aż zrobił przybitą minkę.

Azaliż do rozmowy wciął się najmłodszy.

- Może skoczymy? – Zaproponował nieco niemrawo, podchodząc do okna.

Kim zdawał wrażenie z lekka przygnębionego, ale przez fakt, że wcześniej nie zrobił tego, o co prosiłem, nie przejąłem się jego stanem.

- Chyba cię coś, bol-

- To nie taki głupi pomysł – przerwałem blondasowi. – Nie mamy innego wyjścia.


Continue Reading

You'll Also Like

4.9K 652 68
Harry zostaje porwany i otruty przez Lorda Voldemorta. Jedynym.ratunkiem jest zdjecie zaklecia adopcyjnego. Ktore ujawnia, że jest synem Severusa Sna...
17.2K 4K 132
Przed rozpoczęciem pracy na lodowisku nikt nie powiedział Sunoo, że tuż przed zamknięciem ktoś na nim trenuje. instagram!au; pobocznie: wonki, heeja...
77.9K 3K 53
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...
12.6K 766 21
Rosalia Gonzalez ma wszystko, czego pragnęła. Cudownego chłopaka, z którym planuje przeprowadzkę do Madrytu, świetnych przyjaciół, i super pracę w ka...