Krzywe Niebo

By Tea-Amo

41.5K 3.4K 173

Nigdy nie sądził, że mógł zakochać się w kimś tak zwyczajnym jak ona. Przecież nie pochodziła z jego świata... More

Krzywe Niebo
Bohaterowie
Prolog.
1 • Przyniesione kłopoty
2 • Odział dla narkomanów
3 • Wart milion jenów
4 • Zapomnienie
5 • Obóz
6 • Pozostawieni
7 • Odporny na zło
8 • Odejście
9 • Trudne powroty
10 • Nagły upadek
11 • Zbędny element
12 • Wolność decyzji
13 • Niewidzialna
14 • Wieczorny pocałunek
16 • Transparent
17 • Rozdanie świadectw
18 • Burza z piorunami
19 • Kłamstwo
20 • Przemilczenie
21 • Cena wolności
22 • Wyrwane skrzydła • OSTATNI

15 • Sylwestra w Tokio

1.1K 114 2
By Tea-Amo

Wytwórnia organizowała imprezę sylwestrową na szczycie jednego z hotelowych wieżowców. Wynajęła do własnej dyspozycji ogromną salę balową i taras, skąd rozciągała się bajeczna panorama na całe Tokio.

Z naściennych głośników grała muzyka, która wprawiała ciała wszystkich gości w imprezowe szaleństwo. Do kieliszków przelewał się szampan, w powietrzu wirowały serpentyny, których właściwe miejsce znajdowało się na dekoracjach sali, jednakże nieostrożni balowicze zerwali je przypadkiem w tańcu. Pod stołem walały się okruchy niedojedzonych ciastek i przygotowanych suto dań. Co rusz wybuchały z jednego lub drugiego kąta pomieszczenia wesołe śmiechy, zaś gwar ogólnych rozmów mieszał się z muzyką.

Ren wodził beznamiętnie wzrokiem po tańczących sylwetkach. Był umówiony z Angeliną i zastanawiał się, jak wyrwać się z tej szaleńczej imprezy. Siedział przy stole wraz z Ihyią i Iro, którzy bawili się jeszcze gorzej od niego. To głupie, że każdy członek wytwórni miał obowiązek się zjawić na tej imprezie, jakby nawet w Sylwestra nie mogli uwolnić się do totalitarnej kontroli swoich menagerów i producentów.

Tylko po co mieli tu być, skoro prasa i tak nie została zaproszona? Ren nie potrafił tego zrozumieć.

— Masz pod tyłkiem szpilki? — zapytał go złośliwie brat, widząc, że chłopak od dłuższego czasu wierci się niespokojnie na krześle.

Ren podniósł na niego zaskoczone spojrzenie.

— Nie udawaj, że ci się tu podoba — mruknął do niego Ren, zerkając po raz tysięczny na telefon.

— Owszem, wcale mi się tu nie podoba, ale nie pokazuje tego zewnętrznie tak dosadnie jak ty — Ihyia prychnął pod nosem. Ren nie przejmował się już jego złośliwościami, ponieważ starszy Iwasao dawno przestał być tak podły jak kiedyś. Relacje między nimi z dnia na dzień naprawiały się, jakby pod wpływem tajemniczej, uzdrawiającej siły.

— Jestem umówiony z Angeliną i nie mam bladego pojęcia, jak się stąd wyrwać — powiedział szczerze, niecierpliwiąc się z minuty na minutę.

Iro uśmiechnął się półgębkiem.

— Wiesz, że zakochany zachowujesz się niesamowicie głupio? — zauważył ze śmiechem, czując mocny kopniak od Rena pod stołem. — Przez ciebie, zaczynam się poważnie zastanawiać, czy powinienem w ogóle się zakochiwać.

— Nie bądź niedorzeczny — Ren zmierzył go pobłażliwym wzrokiem — To oczywiste, że nigdy się nie zakochasz! Jesteś na to za brzydki!

— Bardzo śmieszne. Poziom błyskotliwości znacznie ci opadł, Ren — Iro obruszył się, ale w głębi duszy wcale nie będąc urażonym. Znał te słowne gierki. Lubił je nawet. — Zapomniałeś ile już dostałem propozycji matrymonialnych?

Wszyscy troje roześmiali się cicho.

— Trafiło ci się jak ślepej kurze ziarno — Ihyia szturchnął przyjaciela z łokcia — Dla mnie to równie skomplikowana zagadka, jak fizyka kwantowa. Wszyscy dostajemy listy z oświadczynami od fanek. Nie jesteś, jakimś cholernym wyjątkiem!

— Chyba już wiem, jak się stąd wydostać — Ren zmienił nagle temat, ponieważ od początku był tylko częściowo duchem przy rozmowie. Jego myśli cały czas błądziły wokół Angeliny, jakby dostał jakiejś parszywej choroby. Już dawno zrozumiał, że żałośnie stracił dla niej głowę i Iro miał racje uważając, że zgłupiał, ale nie chciał jakoś się w tej kwestii zmieniać.

— Wal — Ihyia nachylił się nad stołem zaintrygowany.

— Skoro problem mojej nogi jest teraz taki głośny, skorzystajmy z tego — powiedział z zadowoleniem, ponieważ plan wydał mu się iście doskonały.

— To znaczy? — Iro spojrzał na niego niepewnie.

— Udam, że boli mnie noga i powiem, że chcę wracać do domu. To bardzo proste i dziwię się, że wcześniej na to nie wpadłem.

— Wpadłbyś, gdybyś nie miał mózgu zgrzybiałego od miłości — Brat stuknął go palcem w czoło. — Kiedyś takie intrygi tkałeś w ułamku sekundy!

— Zejdź ze mnie i lepiej mi pomóż — Ren odsunął krzesło, wstając od stołu — Odwieziesz mnie i dzięki temu sam też się wymigasz z tej idiotycznej dyskoteki — Skrzywił się, gdy z głośników poleciała kolejna, debilna piosenka.

Ihyia uśmiechnął się szeroko.

— No, to mi się podoba! Dwa razy mi nie musisz powtarzać!

— Ej, a co ze mną? — Iro oburzył się — Chyba nie macie zamiaru mnie tu zostawić, co? Gdzie zespołowa solidarność?

— Przykro mi, stary. Mamy tu zakochanego w potrzebie — Ihyia złapał brata i poklepał go ręką po lewej stronie torsu, gdzie biło jego serce. — Będziemy mieć go na sumieniu, jeżeli prędko nie znajdzie się przy wybrance, do której wzdycha.

Ren zgromił go spojrzeniem.

— Ihyia! Jesteś debilem!

— Mamy identyczne geny! Obrażając mnie, obrażasz samego siebie — Starszy Iwasao zauważył z entuzjazmem.

— Możecie chociaż przez chwilę pomyśleć o mnie? — Iro ruszył za nimi z pośpiechem — Też się chcę stąd wyrwać. Ta muzyka zaraz ugotuje mi mózg!

— Coś wymyślisz, stary. Wierzymy w ciebie! — Ihyia zasalutował koledze, po czym pociągnął brata w stronę korytarza.

Iro został w sali balowej z niezadowoloną miną. Miał ochotę rozszarpać ich dwóch na maleńkie kawałeczki, a potem podeptać je z rozkoszą, ale wtedy podeszła do niego jakaś dziewczyna w kusej sukieneczce i włosami do pasa, wyrażając nim zainteresowanie. To wystarczyło, aby Iro zmienił zdanie, pozwalając, aby niezwykła piękność poprowadziła go za krawat na środek parkietu.

***

Uśmiechnęła się sztucznie do zagadującego ją starszego mężczyzny. To był przyjaciel jej ojca. Doktor Hakura, słynny pediatra i jego nudny syn, który siedział tuż obok. Wciśnięty w elegancki garnitur, z kieliszkiem wina w dłoni wyglądał co najmniej jak napuszony paw.

Ojciec był w swoim żywiole, on i doktor Hakura najwyraźniej mieli własny system komunikacji, ponieważ Angelina trzy po trzy rozumiała sens z ich ożywionej rozmowy. Oczywiście miała zadowolić się towarzystwem młodego Hakury, który z dumą oznajmił jej, że idzie w ślady ojca oraz wyraził aprobatę dla jej własnych, medycznych ambicji – ale po za tym, nie bawił jej ani trochę.

To było w ogóle nudne przyjęcie. Gdzie nie spojrzała tam napotykała wzrokiem elegancko ubranych gości, z twarzami poważnymi jak u woskowych figur. Nawet, gdy się śmiali, to jakoś tak oszczędnie, co budziło w niej jedynie ironiczne odczucia.

Dziwiła się, że dała się namówić ojcu, żeby tu przyjść. Pan Mizuhara ledwie chciał słyszeć o pomyśle, aby jego jedyna, ukochana córka spędziła ten wieczór w towarzystwie muzycznej gwiazdy, o wątpliwej reputacji.

Chcąc nie chcąc, ubrała się w jedną z ładniejszych sukienek, jakie miała w szafie i uczesała się w eleganckiego kucyka, który pasował do tutejszego klimatu, by przyjść do tej ekskluzywnej restauracji. Muzyka klasyczna i sporadyczne, staroświeckie tańce imitowały sylwestrową zabawę.

Miała ochotę strzelić sobie w łeb, gdy młody Hakura zaserwował jej kolejny z jakże „błyskotliwych" żarów o mitochondriom. No dobra, wiedziała, co to jest, ale nie oznaczało to jeszcze, że będzie się z tego śmiać, że nie bawią jej inne, lepsze żarty.

Wtedy dostała sms od Rena. Było to dla niej niczym swoiste wybawienie z niebios.

„Nie zapomniałem o obietnicy. Ta noc będzie nasza". Uśmiechnęła się po odczytaniu wiadomości, a jej serce mimowolnie zabiło szybciej. Młody Hakura opacznie zinterpretował rumieńce na twarzy dziewczyny, bo zaczął się do niej przybliżać z kolejnym, nudnym wywodem, który miał ją zabawić, ale wtedy poderwała się z krzesła ze słowami:

— Wybaczcie. Muszę do łazienki — Porwała z oparcia zawieszoną torebkę i pognała w stronę korytarza, gdzie znajdowały się toalety, odprowadzona przez zdziwione spojrzenia rodziców.

Odetchnęła z ulgą, znalazłszy się w środku łazienki.

„Przepraszam, że dopiero teraz. Nie miałam się jak wyrwać. Gdzie mamy się spotkać?", odpisała prędko, przygryzając nerwowo wargę. Chyba nigdy w życiu nie czuła się taka podekscytowana. Nie pamiętała też, aby kiedykolwiek miała spędzić równie ciekawy Sylwester. Prawda była taka, że wiodła nudne, spokojne życie córki lekarza, której nigdy nie spotykało nic przyprawiającego o wzrost adrenaliny.

A teraz czuła się jak dziecko, wyruszające ku przygodzie życia. Wkrótce dostała SMS'a. Ren podał jej adres ulicy na której mieli się spotkać. Angelina wiedziała już, że to wymaga, aby opuściła przyjęcie niezauważona przez nikogo. Nie wątpiła bowiem nawet przez chwile, że ojciec zrobiłby wszystko, aby odwieść ją od możliwości spotkania z Iwasao.

Na szczęście na korytarzu były pustki. W sali obok rozbrzmiała kolejna, senna melodia skrzypiec i pianina. Coś okropnego! Angelina z uczuciem ulgi opuszczała tą beznadzieją imprezę. Nie miała zamiaru pozwolić, aby jej Sylwester przebiegł w tak okropny sposób. Nie, kiedy całe jej ciało i dusza rwały się ku Renowi.

Zjechała windą na dół i otuliła się szczelnie kurtką, którą odebrała od portiera budynku. Kiedy znalazła się już na zewnątrz, poczuła na sobie dotyk lodowatego zimna. Niestety zimy w Tokio były mało przyjemne.

W Sylwestra złapanie taksówki nie należało do łatwych przedsięwzięć, ale udało jej się w końcu jedną z nich zatrzymać. Miała w torebce trochę pieniędzy z kieszonkowego, które dawał jej ojciec. Ulica na której Ren zarządził spotkanie była nieco oddalona od miejsca przyjęcia, gdzie umierała z nudów, zatem musiała zapłacić niezłą sumkę za podwiezienie jej do celu.

Podziękowała kierowcy i zatrzasnęła drzwiczki samochodu. Z jej ust wydobywała się para. Pobiegła w stronę parku, gdzie paliły się osobliwe latarenki. Dla jednych zimowa sceneria drzew mogła wydawać się urokliwa, ale dla drugich uchodziłaby zapewne, jako upiorna. O tej godzinie, w takim miejscu mogło się zdarzyć wiele tragicznych rzeczy, dlatego Angelina wyjęła z torebki telefon, od razu dzwoniąc do chłopaka. Nie chciała być w tej chwili sama, a w około nie widziała żywej duszy.

Odebrał.

— Ren? Gdzie jesteś? — spytała, rozglądając się na boki.

— Alina... — Usłyszała jego nerwowy głos, a potem dziwne szemranie. Od razu obleciał ją dziki strach. Wyobraziła sobie grupkę anty-fanów chłopaka, którzy zaciągnęli go w jakiś zaułek, by tam z premedytacją zlinczować.

— Ren? Co się dzieje? Słyszysz mnie? REN! — Mówiła coraz głośniej, z coraz mocniej bijącym sercem. Przyśpieszyła też kroku, zastanawiając się, gdzie powinna go szukać.

Wtedy ktoś złapał ją od tyłu za ramię. Wrzasnęła dziko i odwróciła się z impetem. Była gotowa zaatakować napastnika torebką, jakkolwiek wydawało się to dziecinne i bezskuteczne. Bo i cóż mogła zdziałać marną kopertówką?

— Ren! Idioto! Przestraszyłeś mnie na śmierć! — krzyknęła na widok stojącego przed nią Iwasao. Ręce wcisnął do kieszeni spodni i miał debilny uśmiech przyklejony do warg. Wydawał się iście zadowolony ze swego kawału.

— Miło wiedzieć, że tak się o mnie martwisz — powiedział.

— Martwię? Myślałam, że cię porwano i pobito! — Trzasnęła go torebką w ramię. Zaśmiał się i odskoczył lekko w tył.

— Ej, no bez przesady! — Pokręcił głową — Masz zdecydowanie za bujną wyobraźnie.

— Sam mówiłeś, że masz tylu wrogów... — Próbowała się usprawiedliwić. W sercu czuła się głęboko zażenowana własną niedorzecznością, a zarazem tryskała szczęściem, mogąc być tak blisko niego.

— Jesteś wspaniała — Zamruczał cicho, zbliżając się do niej. Następnie nachylił twarz i przyciągnął ją mocno do siebie. Pozwoliła mu się pocałować, a ciepło jego ciała przyjemnie dotknęło jej własnego, które od dłuższego czasu było skostniałe z zimna.

— Chcę wiedzieć, co będziemy robić tej nocy — zażądała, odchylając głowę do tyłu, gdy okazało się, że pocałunki Rena nie ustają.

W jego zamroczonych oczach powoli wracała świadomość.

— Um... chyba wiele rzeczy... niesamowitych rzeczy. — Roześmiał się, gdy jej ciało zareagowało lekkim drżeniem. — Wiesz, że wyglądasz prześlicznie? — Zlustrował ją z góry do dołu roziskrzonymi oczami.

Zarumieniła się.

— Właśnie wyrwałam się z eleganckiej i mega nudnej imprezy, na której świetnie bawi się mój ojciec — wyjaśniła sarkastycznie, zarazem mile połaskotana jego komplementem.

— Chyba potrafię to sobie wyobrazić — Wyszczerzył zęby w uśmiechu, po czym złapał ją mocno za rękę. — Więc... pozwolisz mi tej nocy na wszystko?

Popatrzyła na niego z udawaną nieufnością.

— A nie skończę przypadkiem w rzece?

— Skoro nie chcesz... — Wzruszył ramionami, jakby ewentualnie był gotowy zrezygnować z tego typu rewelacji.

Wybuchła głośnym śmiechem, uderzając go otwartą ręką w tors.

— No wiesz? Straszny głupek z ciebie!

***

Tej nocy miała nigdy nie zapomnieć. Było wspaniale. Tak, jak to bywa na kartach romantycznych powieści lub w filmowej scenie, gdzie wszystko wydaje się zbyt nierealne jak na rzeczywistość. A jednak brała w tym udział. U boku chłopaka, którego nazywano Aniołem Japonii. Faktycznie był aniołem, chociaż dla niej miało to zupełnie inny sens niż dla reszty ludzi w tym kraju.

Spacerowali ulicami gwarnego miasta, gdzie każdy lokal tętnił teraz własnym życiem. Ludzi w około była niezliczona ilość. Śmiali się, krzyczeli, wygłupiali, robili rzeczy, które normalnie nigdy nie stałyby się ich udziałem. Zupełnie, jakby nagle cała stolica oszalała, przeistaczając się w wielką, niekończącą się imprezę.

Nowy Rok nie świętowano tutaj tak hucznie jak Chiński Nowy Rok, ale to nie stanowiło żadnego problemu, by ta noc stała się jedną z bardziej radośniejszych, jaką naród miał możliwość przeżyć.

Angelina czuła dłoń Rena mocno obejmującą jej dłoń. To ciepło płynące z uścisku chłopaka, gdy spacerowali wzdłuż ulic oświetlonych niezliczoną ilością lampionów. Z pobliskich restauracji i cukierni dobywała się rozkoszna woń potraw i ciasteczek. Kupili dla siebie po jednym. Duże, brązowe kulki, aż pękające od czekoladowego nadzienia, które rozpływało się w ustach.

Otaczający ich ludzie wcale nie rozpoznawali, że kroczy między nimi najprawdziwszy Anioł Japonii. Litry wybornego sake i szampańska zabawa skutecznie zamroczyła ich umysł. Zresztą, tej nocy wszystko wydawało się tak nierzeczywiste, że nikt nie wierzył zbytnio w to, co widział. Czas płynął szybko, zdarzenia przewijały się jak na przyśpieszonym filmie.

Na jednym ze straganów kupili dwa, papierowe lampiony. Zamierzali w stosownym momencie puścić je ku niebu. Potem zawędrowali do świątyni, gdzie złożyli bogom ofiarę z drobnych moment.

Potem Ren poprowadził ją w stronę przystanku. Złapali jeden z autobusów; o tej porze było w nim pusto. Za szybą przewijało się nocne Tokio, a oni stali oparci o metalowe filary pojazdu, za które można było się trzymać, żeby nie upaść w trakcie jazdy. Patrzyli sobie w oczy i uśmiechali się do siebie tajemniczo. Jakby byli posiadaczami sekretu, którego treść jest znana tylko i wyłącznie im. W tych spojrzeniach był osobliwy blask, głębokie przywiązanie do siebie, tworzące się między z nimi z każdą chwilą. Bo ta noc miała w sobie coś niezwykłego, jakąś magię, która przybliżała ich do siebie.

Byli tylko oni dwoje i nikt więcej. Żadne Tokio, żadne wieżowce, żaden Sylwester, ani tłumy ludzi na ulicach, tylko oni, trzymający się ukradkiem za ręce, i ten autobus mknący w mroku nocy w nieznane.

Z ust Angeliny wydobył się cichy śmiech, gdy lekko otarła się plecami o wypukłość filaru, ponieważ pojazd nieostrożnie nią zakołysał. Ren porwał jej rękę i nachylił się nad nią. Bliskość jego twarzy podziałała na dziewczynę porażającą siłą. Zwilżyła wargi koniuszkiem języka. Oddech Rena musnął ją w twarz.  Czuła, że go pragnie, bardziej niż mogłaby przypuszczać. Każdy nerw w jej ciele informował ją o tym. Pragnęła go chorobliwie, całą sobą, na wieczność!

Całowali się. Autobus przebywał swą trasę, a oni całowali się bez tchu, zachłannie i dziko. Tak, jak nie robili tego nigdy, tak jak nigdy nie odważyli sobie pozwolić.

Przed północą stali już na jednym z mostów, skąd mieli widok na całe miasto. Na oświetlone wieżowce, tysiące neonów, bijących od reklam z bilbordów. Za nimi słychać było huk przejeżdżającego pociągu. Było tu cicho i intymnie, z dala od ludzi.

Obejmował ją czule ramieniem, a ona chowała twarz w zagłębieniu jego szyi, chroniąc twarz przed zimnem wiatru. Rozkoszowała się zapachem jego ciała, który rozpoznałaby już wszędzie, nawet z zamkniętymi oczami, i marzyła, że ta noc nigdy się nie skończy. Że będą tu razem zawsze, zawsze, zawsze.

Potem strzeliły petardy. Ze swojego miejsca słyszeli, jak całe miasto wydaje jeden, wielki krzyk radości.

— Nowy Rok! Nowy Rok!

Niebo rozbłysło. Tysiące kolorów wybuchło na ciemnym nieboskłonie i rozpadło się na drobinki iskier, które zdawały się dosięgać ulic. Lustro wody odbijało ich światło, woda jakby pochłaniała je do swego wnętrza tworząc obraz czystego piękna. Petardy wybuchały jedna po drugiej, szybciej i szybciej, coraz gwałtowniej i niespokojniej, radośnie witając nowy rok wraz z mieszkańcami Tokio.

Oczy Angeliny i Rena obijały ich blask. Byli zachwyceni, obejmowali się i wiedzieli, że ta chwila już zawsze będzie należeć do nich, że nikt im nie odbierze tego, co właśnie przeżyli i co zapamiętają. Komórka Angeliny była wyłączona. Jeżeli ojciec spostrzegł jej nieobecność i wszczął alarm poszukiwawczy, to wcale się tym nie przejmowała. Wiedziała, że nie robi nic złego, że jest już prawie dorosła, że zasługuję na tę odrobinę swobody, ponieważ całe życie odrzucała od siebie szaleństwo.

Ona i Ren, w tę noc, pod niebem pękającym od fajerwerk, witający nowy rok... to było tak właściwe, tak oczywiste, tak niepowtarzalne.

***

— Nie otwieraj oczu, dobrze? Jeszcze tylko kawałek.

Pozwalała mu się prowadzić z ręką przysłaniającą jej oczy. Uśmiechała się z dreszczykiem emocji na całym ciele. Pod podeszwami butów skrzypiał śnieg, lodowate podmuchy wiatru przenikały w głąb jej ubrań, przez kusą sukienkę, którą miała pod płaszczem. Ale nie czuła zimna.

— Co ty kombinujesz, Ren? — spytała ze śmiechem. Kilka razy omal się nie poślizgnęła, ale zawsze w porę ją łapał i wtedy śmiali się oboje. Niczym beztroskie dzieci. Wokoło była cisza, nie słyszała żadnego dźwięku, który pomógłby jej rozeznać, gdzie się znajdują. Tylko czasem cicho szemrał wiatr.

Po tym, jak wysiedli z autobusu po zakończeniu pokazu petard, Ren zrobił się tajemniczy i przejął całą inicjatywę, a jej pozostało już tylko mu zaufać i poddać się jego działaniom. Najwyraźniej miał dla niej jakąś niespodziankę.

— Jeszcze tylko kawałeczek. Spodoba ci się — szepnął do ucha dziewczyny. Szła krok za krokiem, prowadzona przez niego jak laleczka. Dziwne to było uczucie iść zarazem nic nie widząc, ale podobał jej się dreszczyk niepewności, jaki towarzyszył temu doznaniu.

Nagle się zatrzymali. Ren zabrał dłoń i mogła spojrzeć przed siebie. To, co zobaczyła zaparło jej dech w piersi. Przed nią stał piękny, orientalny domek w stylu japońskim. Otulały go nagie, zimowe drzewa, a prowadził do niego garbaty, czerwony mostek. Trzy latarenki paliły się uroczo, znacząc kamienną dróżkę, a padający w ich blasku drobny śnieg, tworzył bajkową aurę zimowej nocy.

— To dla ciebie — powiedział Ren z zadowoleniem.

Początkowo odebrało jej ze wzruszenia mowę. Przyłożyła dłonie do ust, wydając z siebie cichy zachwyt.

— Jest doskonały! — szepnęła z niedowierzaniem, a potem spojrzała na chłopaka pytająco — Wynająłeś go?

— Należy do mnie — wyjaśnił z uśmiechem — Kupiłem go rok temu. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że kiedyś mi się przyda, ale pokochałem go od pierwszego wejrzenia. Tak jak ciebie. Na wiosnę kwitną tu wiśnie. Z tyłu znajduje się ogród.

— To najcudowniejsze miejsce, jakie mogłeś mi pokazać — Przytaknęła, obejmując go mocno — Wejdziemy do środka?

— Miałem taką nadzieje — Poprowadził ją przez mostek do drzwi. Angelina miała wrażenie, że wkroczyła do świata Anime, ponieważ otaczająca ją sceneria wydawała się nierzeczywista i zachwycająca.

W środku było ciepło, paliło się też światło, co pozwoliło się jej domyślić, że komuś wcześniej zlecono wszystko tu przygotować. Czekał na nich stół ze świecami i kolacją, którą ktoś ugotował, chociaż w środku nie zastali nikogo.

Ren pomógł się jej rozpłaszczyć. Oglądała uważnie każdy przedmiot, nie mogąc przestać się zachwycać. Za oknem prószył śnieg, a na tyłach faktycznie znalazła uśpiony zimą ogród. Po wspólnej kolacji, dość późno, zważywszy na porę, udali się do ogrodu i zapalili kupione lampiony.

— Powiedz życzenie — poprosił Ren, nim puścił oba ku niebu.

Angelina patrzyła z uśmiechem w drgające pod lampionami światło i wypowiedziała przesyconym głębią uczuć głosem:

— Niech już nigdy nic nas nie rozdzieli.

— Tak, je też tego sobie życzę — zgodził się, po czym wypuścił z rąk lampiony. Uniosły się one lekkim, tanecznym ruchem ku niebu. Dwa, jasne płomienie dryfujące w dal, do niebios, gdzie miały zostać spełnione ich pobożne prośby.

***

Na piętrze znajdowała się sypialnia. Ren rozsunął drzwi, wpuszczając Angelinę do środka. Stanęła boso na środku pokoju, czując lekki rumieniec wstępujący na jej twarz. W głębi duszy wiedziała, że to może się zdarzyć, chciała tego, ale to nie zmieniało faktu, że czuła również niepewność.

— Bardzo zmęczona? — Chłopak zagadną ją swobodnie. Pokręciła głową, nie mając odwagi spojrzeć mu w oczy.

Po chwili jego palec dotknął jej podbródka i uniósł go lekko ku górze, zmuszając tym samym, by przestała uciekać wzrokiem.

— O co chodzi? Boisz się mnie? — Usłyszała w jego głosie rozbawienie.

— Nie, ja tylko... — odezwała się cicho — To mój pierwszy raz.

— Naprawdę? — Uniósł brwi — No cóż, mój też.

Teraz to ona się zdziwiła. Popatrzyła na Rena z niedowierzaniem.

— Ty? Anioł Japonii?

Usta chłopaka drgnęły w drobnym uśmiechu.

— Mówiłem ci już kiedyś, że miałem czternaście lat, gdy zacząłem karierę. Potem nie miałem czasu na miłości, ani nawet na niezobowiązujące przygody. Może to wydawać się dziwne, ale... w moim świecie nie ma czasu na nic, oprócz zarabiania fortuny.

Uśmiechnęła się. Była w stanie w to uwierzyć. Nawet trochę się rozluźniła, chociaż wciąż obawiała się, że okaże się nie dość dobra, że w jakiś sposób go rozczaruje. Oczywiście to był Ren, w jego oczach widziała dość wyraźne uczucie, by wierzyć, że miał wobec niej szczere zamiary. To, co czuła do niego, też wydawało się prawdziwe. Przynajmniej najsilniejsze, czego doświadczyła w całym swoim życiu.

Ostatecznie sięgnęła ręką do pleców, skąd rozsunęła samodzielnie zamek czarnej, prostej sukienki i pozwoliła jej opaść wzdłuż jej nóg, na ziemie. Miała teraz na sobie jedynie bieliznę, ale o dziwo, nie poczuła wstydu, gdy wzrok Rena prześlizgnął się po jej ciele.

Zdjął z siebie sweter i koszulkę. Przysunął się do niej i ostrożnie ją objął. Jego wargi rozpoczęły czułą wędrówkę od ust wzdłuż wgłębienia szyi, przesuwając się stopniowo po ramionach, aż do miejsca, gdzie stykały się jej piersi.

Powoli ciało dziewczyny zaczęło reagować na te pieszczoty. Początkowa niepewność ustępowała pod naporem przyjemności, jaką jej sprawiał. Dotknęła rękoma jego nagiego torsu, badając opuszkami palców każdy zarys idealnie wyrzeźbionego mięśnia. Ciało Rena było gorące i napinało się pod dotykiem jej opuszków, jakby pod skórą wytwarzał się prąd.

Podniósł ją do góry i położył na łóżku, nakrywając ją całą swoim ciałem. Był cudownie rozgrzany i cudownie pachniał. Jego włosy łaskotały ją miejscami, wywołując gęsią skórkę. Pragnęła każdego jego dotyku i pocałunku. Miała w sobie ogień, który tylko on mógł ugasić.

Continue Reading

You'll Also Like

60.9K 2.7K 32
Cześć! To moja kolejna praca o tej tematyce. Tym razem Hailie ma 12 lat. Na początku książki Shane i Tony mają 16 lat; Dylan 17 lat; Will 24 lata; V...
5.4K 273 21
Tyler zaczyna uczestniczyć do akademii Nevermore i zaczyna naprawdę coś czuć więcej do Wednesday, ale dziewczyna go nienawidzi, ale zaczyna to się zm...
10.6K 528 38
❗Zakończone❗ Madison Parker przez przypadek wpada na zielonookiego bruneta. Czy spotkają się jeszcze? Czy los złączy jeszcze ich ścieżki?... Fragment...
112K 1.9K 162
Hejo, wrzucam tutaj opowiadanie z rodziną monet. Czasem jest Instagram i zdjęcia ale głównie jest opowiadanie.