Bakugan: Ten świat to tylko g...

By LittleDevil45

12.1K 567 591

Po zakończeniu konfliktu z Zenoheldem każdy może powrócić do zwykłego życia wypełnionego przebywaniem z rodzi... More

Prolog ~ Otchłań
Rozdział 1: Nowe życie
Rozdział 2: Wesoła egzystencja rodzeństwa Fermin
Rozdział 3: Rada Vestalii
Rozdział 4: Wojna, neathiańscy szpiedzy i bezdenna głupota
Rozdział 5: Ich idiotyzm dorównuje poziomowi Rowu Mariańskiego.
Rozdział 6: Kto kłamie, a kto mówi prawdę?
Rozdział 7: Wszystko na odwrót
Rozdział 8: Sieć kłamstw
Rozdział 9: Nowe sekrety
Rozdział 10: Pozostałości przeszłości
Rozdział 11: Zapomniane karty historii
Rozdział 12: Intryga i wyznania
Rozdział 13: Pajęcza sieć
Rozdział 14: Nierozerwalna więź
Rozdział 15: Gdybym mógł cofnąć czas...
Rozdział 16: Trochę o żywiole i samoobronie
Rozdział 17: Dlaczego niektórych nie powinno się prowokować
Rozdział 18: Przed akcją
Rozdział 19: Co mogło pójść nie tak?
Rozdział 20: Na obcym terenie
Rozdział 21: Uwolnienie
Rozdział 22: Przekleństwo
Rozdział 23: Wilk w owczej skórze
Rozdział 24: Water is sweet but blood is thicker
Rozdział 25: Ukryte emocje
Rozdział 26: Planeta światła
Rozdział 27: Dawny grzech
Rozdział 28: Niepokojące przeczucie
Rozdział 29: Oblicze za maską
Rozdział 30: Syk węża
Rozdział 31: Nóż wbity w plecy
Rozdział 33: Bitwa o wszystko
Rozdział 34: Co jeszcze czai się w ciemności?
Rozdział 35: Dwie księżniczki
Rozdział 36: Skryty strach
Rozdział 37. Dziurawa pamięć
Rozdział 38: Czas decyzji
Rozdział 39: Ostatnia szansa ratunku
Rozdział 40: Bezużyteczne nadzieje
41. Noc pytań i straconych nadziei
Rozdział 42: Zabawy ciemności
Rozdział 43: " I po co to wszystko? By zjeść tort!"
Rozdział 44: Gdy wszystko chce cię zabić
Rozdział 45: Nić porozumienia
Rozdział 46: Niby dobrze ale jednak nie
Rozdział 47: Przeklęte noce na Neathii
Rozdział 48: Pościg za demonami
Rozdział 49: Denerwowanie lwa patykiem
Rozdział 50: Chaos, chaos i jeszcze raz chaos
Rozdział 51: Szkarłatne oczy
Pytanie/ogłoszenie, luj wie
Rozdział 52: Światełko w tunelu porażek
Rozdział 53: Gorzka prawda i brak kultury
Rozdział 54: Łzy mieszające się z krwią
Rozdział 55: Ostrzeżenie przeklętego i koniec udręk
Epilog~ Opłacone wysiłki

Rozdział 32: Poszukiwanie drogi

203 11 5
By LittleDevil45


   Wtargnęłam do pałacu z prędkością rozjuszonego byka. Brakowało jedynie buchającej pary z nozdrzy oraz pary ostrych rogów z boku głowy. Całe szczęście, że było już późne popołudnie, bo mogłam mijać skąpane w pomarańczowym świetle korytarze bez lawirowania między tłumem ludzi. Zresztą nawet jeśli ktoś akurat postanowił się przejść, to na widok mojej miny sprawiał, że pośpiesznie usuwał się mi z drogi.

   Otworzyłam podwójne drzwi, niemal wyrywając je z zawiasów i truchcikiem ruszyłam w dół schodami. Szczęście wyraźnie nade mną czuwało, bo pomimo rozwiązanej sznurówki nie potknęłam się i sturlałam zgrabnie niczym worek ziemniaków.

– Reikooooo! Mamy kłopoty! – krzyknęłam, wpadając do biblioteki.

   Zmrużyłam oczy przez ostre światło lampionów i zaczęłam szukać wzrokiem zjawy. Biblioteka była przestronnym pomieszczeniem i posiadała nawet półpiętro, gdzie głównie znajdowały się różnej maści dokumentacje. Jednak Reiko uwielbiała przesiadywać przy stolikach z wysłużonymi, ale miękkim fotelami, które stały w pobliżu drzwi wejściowych. Tymczasem zjawy ani widu ani słychu.

– Reiko? – zawołała.– Jesteś tu?

   Weszłam pomiędzy regały sięgające niemal po sufit. Od razu uderzył mnie zapach starego pergaminu i atramentu. Półki ciągnęły się tak długo, że ich koniec ginął w mroku.

– No jasne, jak jest potrzebne, to jej nie ma – westchnęłam, niezbyt mając ochotę iść dalej. Nie było ciężko się tu zgubić.

– Widzisz, a tak narzekałaś na waszą więź – odezwał się Fludim. – Przynajmniej byś teraz wiedziała, gdzie jest.

– To był jedyny plus tamtego cholernego łańcucha.

   Nagle trzasnęły deski i w ciemności wynurzyła się Reiko. Światła było niewiele, ale spore sińce pod jej oczami oraz białe włosy przypominające szopę zauważyłam natychmiastowo. Kobieta uśmiechnęła się wymuszenie.

– Co się stało, Jessie?

   Najpierw wyszłyśmy z regałów i dopiero wtedy zaprezentowałam jej list. Szybko przebiegła po nim wzrokiem i spojrzała na mnie, lekko blednąc.

– Deklaracja gotowości do wojny – szepnęła.

– Dokładnie – przytaknęłam. – Dlatego potrzebuję twojej wiedzy o polityce i dworskich pierdołach. A i lepiej zachowaj dyskrecję, bo czuję, że Ethan może mi za to głowę ujebać.

   Zjawa bez życia (pomińmy szczegół, iż jest martwa) padła na fotel. Sprężyny skrzypnęły i rozległo się ciężkie westchnięcie. Spojrzeliśmy na siebie z Fludimem. Zapowiadała się jakiś wywód, więc też sobie usiadłam.

– Nadzieja to matka głupich, ale istnieje jakaś szansa, że nie chcesz lecieć na Neathię? – spytała.

– No niestety nie. Jest tam taki mały duży problem pod postacią Heather i to wredna sucz.

– I czego oczekujesz po mnie?

– Jak tam się dostać, jednocześnie nie dając pretekstu Gundalii? Myślałam nad przybyciem dyskretnie i pod przykrywką, ale to chyba nie zadziała?

– Ty i dyskrecja się wykluczają, to jedno. Drugie, to ryzyko demaskacji i jej konsekwencje – Reiko zaczęła się drapać po brodzie, marszcząc brwi. – Wydaje mi się, że będzie kilka dróg, jednak tak, by Rada się nie zorientowała... Chyba panicz Kenji będzie niezbędny. Ale muszę się namyślić, Jessie. Byłoby łatwiej, gdybyś nie poleciała już raz na Gundalię.

   Lekko ścisnęło mnie w brzuchu. Co prawda to prawda przez tą cholerną akcję zrobił się niezły cyrk, ale no cóż mówi się trudno i idzie dalej.

– Mea culpa, mea culpa, wiem – mruknęłam. – Dlatego teraz widzisz, że ładnie czekam i proszę o porady.

   Uniosła brew, patrząc na mnie z powątpiewaniem, po czym pokręciła głową.

– Muszę się dobrze namyśleć, to trochę zajmie.

   Opuściłam bibliotekę, zostawiając Reiko sam na sam z rozważaniami. Koniec końców nie spytałam ją o jej dziwny stan, ale byłam pewna, że coś się działo. Ostatnio gdy ją odwiedziłam, też miałam wrażenie, że coś ukrywa. Nie żeby to było coś nowego w jej przypadku.

– Jess, ty tak naprawdę – Fludim mocno podkreślił ostatnie słowo – zamierzasz poczekać?

   Wywróciłam oczami.

– Weź, uwierz we mnie trochę – jęknęłam. – Tutaj nie chodzi tylko o mnie, więc trzeba nieco ostrożności.

   Bakugan rozdziawił usta, ale szybko je zamknął, gdy drgnęła mi brew. Odchrząknął głośno.

– Cóż, cieszę się, że stajesz się dojrzalsza – niby tak powiedział, jednak dalej się mi przyglądał, jakby na głowie wyrosły mi piórka.

– Słuchaj, no – zaczęłam złowrogo i urwałam, gdy wyszłam na główne schody i ujrzałam schodzącą po nich postać.

   Był to mój najukochańszy znajomy Ethan. Szedł nonszalanckim krokiem z dłońmi w kieszeniach granatowej marynarki. Gdy nie piwny kolor tęczówek oraz ten uśmieszek pełen pogardy dla innych, to łatwo byłoby go pomylić z Acem. Niestety Vestalianin usłyszał mnie, bo zatrzymał się i podniósł głowę. Oczy od razu zmieniły się w dwie grudki lodu, a po jego twarz przemknął cień.

– Och, co za niespotykany widok – powiedział. – Co ty tu robisz?

   Kiedy w jego otoczeniu nie było Rady ani nikogo wysoko postawionego, od razu pozbywał się swojej maski uprzejmego, choć surowego sekretarza.

– Przyszłam odwiedzić Reiko. Zresztą formalnie pałac należy do mnie, czyż nie? – Machnęłam ręką na kolekcję obrazów w zdobionych ramach. – Mogę tu przebywać, ile mi się podoba.

– Pfy, masz tytuł tylko przez urodzenie – prychnął, zakładając ręce na tors.

   Minęłam go z kamienną twarzą, choć w środku aż mną rwało, by sprawdzić, czy zdoła skręcić sobie kark spadając, jeśli go teraz mocno kopnę. Ale nie, do więzienia też mi się iść nie chciało.

– O ile mnie pamięć nie myli, to ty Ethan przy wstępowaniu do Rady mówiłeś, że trzeba traktować czyny młodych z przymrużeniem oka, czyż nie?

   Ethan drgnął, a ja spojrzałam przez ramię na Keitha. Blondyn niemal zamrażał Grita spojrzeniem, mimo przyjaznego wyrazu twarzy.

– Mówiłem o błędach, a nie zachowaniu – odparł Ethan po dłuższej chwili. – Zresztą czyny nasze a królewskiego rodu mają kompletnie inne wagi.

   Poczułam, że jeszcze moment i trafi mnie szlag.

– Przypominam, że nie objęłam tronu i nie zamierzam, zaproponowałam nawet inny system. Wyjmij ten kij z...

– Jess! – syknął Fludim.

– Tak, tak, już milczę – westchnęłam.

   Ethan spojrzał na mnie wściekle, po czym znów zwrócił się do Keitha.

– Długo miałem nadzieję, że uganiasz się za tą małolatą z powodu tronu. Szkoda – Rozłożył ręce, zadzierając nos. – Prawdziwe zmarnowanie talentu.

   W oczach Keitha pojawiło się coś takiego, że z trudem przełknęłam ślinę. Blondyn powolnym krokiem zaczął schodzić, gdy rozległo się stukanie szpilek i główne drzwi się rozwarły. Stanęła w nich drobna dziewczyna w kurtce z futrzanym kołnierzem. Ogólnie to Ethan powinien jej dziękować na kolanach, bo tylko przez nią nie został zamordowany przez Fermina. Bo nikt mi nie wmówi, że Fermin z taką krwawą żądzą nie byłby do tego zdolny.

   Z pojawieniem się nieznajomej z Ethanem stało się coś dziwnego. Jego rysy twarzy złagodniały, na twarzy pojawił się ludzki uśmiech, w którym nie było krzty pogardy czy zniechęcenia. Zszedł, otwierając ramiona i przytulając dziewczynę. Szczęka mi zaszurała po marmurowej powierzchni schodów, gdyż to był widok abstrakcyjny. Czyżby to była jego narzeczona Sonya? Kurde, myślałam, że ona to jakaś miejska legenda, a to proszę. Jednak każda potwora znajdzie swojego amatora, no no. Dla Aki dalej była nadzieja!

– Życzę wam dobrej nocy – przemówił jeszcze Grit, poprawiając kołnierz płaszcza.

   Ugryzłam się w język, by nie powiedź „idź w cholerę" i tylko patrzyłam, jak oferuje ramię Sonyi z uśmiechem. Dziewczyna jeszcze skinęła nam głową, nim wraz z tym cholernikiem zniknęła za drzwiami. Oparłam się o poręcz, czując się nie wiadomo czemu zmęczona.

– Co za śmieć – warknął Keith, stając koło mnie.

– Jak go nikt nie obserwuje, to daje po całości – mruknęłam. – Coraz bardziej współczuję Ace'owi.

   Keith tylko skinął głową.

– Gdzie Rei?

– Została z Mirą, bo ją poprosiłem.

– A... – zaczęłam. Spojrzał na mnie. – em...jak długo znasz się z Ethanem?

– Najpierw wyjdźmy.

   Zrobiłam to z prawdziwą przyjemnością. Uśmiechnęłam się, gdy cienki puch zaskrzypiał mi pod kozakami i nawet powiew zimnego wiatru go nie zmył. Keith zaczął mówić dopiero, gdy przeszliśmy dziedziniec i minęliśmy bramę oraz strażników.

– Poznaliśmy się, kiedy miałem 16 lat. Wtedy też był arogancki, ale teraz zrobił się z niego ohydny sukinsyn.

   I to wszystko powiedziane tym jego charakterystycznym spokojnym głosem, w którego głębi czaiła się groźba. Oj, pan Grit chyba się wkopał, jak mi przykro.

   Podniosłam głowę. Robiło się coraz ciemniej, a mnie jeszcze czekało fantastyczne kończenie projektu na literaturę. Chyba, że zrobię to na informatyce, tam i tak mamy pełną swobodę...

   Poczułam delikatne szarpnięcie i spostrzegłam, że Keith ciągnie mnie w stronę przeciwną do jego mieszkania.

– Gdzie idziemy?

– Do restauracji twojego brata. Jemu też powinnaś pokazać ten list. Zresztą nie jesteś głodna?

   Wpatrywałam się w niego przez moment, zupełnie zapominając, że zadał pytanie. Zwolnił kroku i obrócił głowę.

– Jess?

– Ach! Trochę jestem – Dogoniłam go, łapiąc go za rękę, więc puścił mój nadgarstek.

   I tak sobie szliśmy przez tonące w blasku lamp ulice i znów w milczeniu, ale nie to niezręczne. Zresztą przyzwyczaiłam się, że Keith nigdy nie będzie zbytnio gadatliwy.

– Właśnie, nie myślisz, że to co powiedział Ethan, to prawda? – spytał nagle.

– Nope – Potrząsnęłam głową. – Kto jak kto, ale ty powinieneś sobie doskonale zdawać sprawę, że nigdy nie przejęłabym tronu, więc związek ze mną nie miałby sensu, jeśli chciałbyś tylko władzy. A nawet gdybyś miał nadzieję, to one się już dawno rozwiały, prawda?

– Więc...

– Tak, ufam ci – dokończyłam za niego i uśmiechnęłam się.

   Nie zdążyłam mrugnąć, kiedy pochylił się i poczułam, jak jego wargi ocierają się o moje. Pocałunek był krótki, przelotny, ale wiedziałam, co chciał mi nim przekazać. Keith wyprostował się, zignorował kilku gapiów i pociągnął mnie dalej.

– Nigdzie nie odejdę, spokojnie – szepnęłam.

   Nie odwrócił się, ale usłyszał mnie. Uniósł lekko kącik ust.


****

   Ledwo drzwi się zamknęły, Reiko zsunęła się z fotela, czując, jak cała energia ją opuszcza. Podczas tej krótkiej rozmowy z Jess z całych sił powstrzymywała się, by nie wspomnieć przypadkiem o jej poszukiwaniach własnych wspomnień. Zmusiła się do myślenia na kompletnie inny temat.

Krwawa królowa!

   Syknęła i zacisnęła garści włosów w pięściach. Te dwa słowa prześladowały ją w snach, natomiast jej własny przerażający wizerunek co chwila stawał jej przed oczami. Przekopała się już przez całą dokumentację, jaka dotyczyły jej rodziny i nigdzie nie trafiła na wzmianki o własnym szaleństwie. Więc to musiała być jakaś manipulacja, prawda? Tylko głupie gierki Tytana, a Exedra...on nigdy jej nie lubił.

Po co zawarłaś kontrakt?

   Zacisnęła powieki. Dość! Jakikolwiek był powód, nie miał on nic wspólnego z pokutą. Nie miała za co! Nie istniały żadne dowody, że kogoś skrzywdziła, że była okrutna. Więc czemu ciągle czuła to łaskotanie z tyłu głowy? Dlaczego miała wrażenie, że odpowiedź nie mogła być taka prosta?

   To już było szaleństwo? Czy może ostatnie okrzyku zdrowego rozsądku? Tyle pytań, a odpowiedzi nigdzie nie było... A może spłonęły w prawdziwym zamku, który uległ zagładzie podczas wybuchu broni Zenohelda? Jeśli tak...

– Och, boję się – wyszeptała drżąco. – Boję się... – głos jej się złamał. Łzy zaczęły płynąć po policzkach. – Kazuhiro...pomóż mi! – jęknęła, wyciągając dłoń ku białej kuli lampionu.

   Niestety człowiek, który zawsze ją ujmował, już nie istniał.

Continue Reading

You'll Also Like

55.1M 1.8M 66
Henley agrees to pretend to date millionaire Bennett Calloway for a fee, falling in love as she wonders - how is he involved in her brother's false c...
1.7M 17.3K 3
*Wattys 2018 Winner / Hidden Gems* CREATE YOUR OWN MR. RIGHT Weeks before Valentine's, seventeen-year-old Kate Lapuz goes through her first ever br...
6.5M 179K 55
⭐️ ᴛʜᴇ ᴍᴏꜱᴛ ʀᴇᴀᴅ ꜱᴛᴀʀ ᴡᴀʀꜱ ꜰᴀɴꜰɪᴄᴛɪᴏɴ ᴏɴ ᴡᴀᴛᴛᴘᴀᴅ ⭐️ ʜɪɢʜᴇꜱᴛ ʀᴀɴᴋɪɴɢꜱ ꜱᴏ ꜰᴀʀ: #1 ɪɴ ꜱᴛᴀʀ ᴡᴀʀꜱ (2017) #1 ɪɴ ᴋʏʟᴏ (2021) #1 IN KYLOREN (2015-2022) #13...
9.9M 500K 199
In the future, everyone who's bitten by a zombie turns into one... until Diane doesn't. Seven days later, she's facing consequences she never imagine...