Warszawa, Czerwiec, 1942
Krzyknęłam.
Mocno.
-Rudy! Nie strasz mnie! - Złapałam się za serce, a Janeczek śmiał się w rozpuchy.
Niby miał te 21 lat, ale zachowywał się jak dzieciak!
Wywróciłam oczami i skupiłam się na gadance Krzysztofa Kamila Baczyńskiego.
Dzielił się z nami swoim talentem.
-"Oddzielili cię, syneczku, od snów, co jak motyl drżą,
haftowali ci, syneczku, smutne oczy rudą krwią,
malowali krajobrazy w żółte ściegi pożóg..."* - Słuchałam go, jak oczarowana.
Miał wielki talent!
Pomimo młodości, potrafił przekazać więcej, niż nie jeden znawca literatury.
-Ach, Krzysiu. Jakie to piękne! - Uśmiechnęłam się szeroko, gdy zatrzymał swoją wypowiedź.
Baczyński wyszczerzył się i kontynuował, bardzo często spoglądając na mnie.
-"... wyszywali wisielcami drzew płynące morze.
Wyuczyli cię, syneczku, ziemi twej na pamięć, gdyś jej ścieżki powycinał żelaznymi łzami.
Odchowali cię w ciemności, odkarmili bochnem trwóg..." - Przerwał, gdy ktoś wpadł na salę.
Któż może być bardziej spóźnialski?
Zacisnęłam pięści i przekręciłam oczami.
-Przepraszam za spóźnienie! - Dyszała Basia.
Baczyński westchnął i kiwnął głową.
-Dobrze, siadaj. - Machnął ręką.
-Naprawdę przepraszam. - Uśmiechnęła się smutno i zasiadła.
Lubię ją, nie mam nic do niej.
Ale wzrok jej wyglądał alkowo.
I to mi się nie podobało.
Dobrze, że nie zaczepiała go.
Tyle szczęścia.
-"... przemierzyłeś po omacku najwstydliwsze z ludzkich dróg.
I wyszedłeś, jasny synku, z czarną bronią w noc,
i poczułeś, jak się jeży w dźwięku minut — zło."- Poczułam dreszcze przechodzące przez moje ciało.
-Spokojnie - szepnął Maciek, całują mnie w tył głowy. - Kamilek tak po prostu potrafi nastrój Elegii wprowadzić - zaśmiał się cicho.
Uśmiechnęłam się kącikiem ust i oparłam o niego.
Położył podbródek na mojej głowie, notując coś w zeszycie.
-Zanim padłeś, jeszcze ziemię przeżegnałeś ręką.
Czy to była kula, synku, czy to serce pękło? - Wytrzeszczyłam oczy i zaczęłam bić brawo.
W moje ślady poszli inni.
Bytnar zaczął nawet gwizdać i krzyczeć "Sienkiewicz się kryje!".
Krzysztof zarumienił się i uśmiechnął, zagryzając wargę.
-Dziękuję. Tak jakoś mi wpadło do głowy. - Podniósł kącik ust do góry.
-Nie kochasz jej! - Usłyszałam krzyk.
-Basia, proszę - westchnął Alek.
-Nie! Ja prawdę mówię! - Tupnęła nogą.
Podeszłam tam, marszcząc brwi.
-Co się dzieje? Czemu krzyczycie? - Złapałam się za ramię, czując szybko bijące serce.
-Uspokój ją! Ona działa mi na nerwy! - krzyknęła Basia. - Nie kochasz jej! Przestań wreszcie kłamać!
-Nie mogę znieść jej narzekania - pomyślałam. - Gdzie jest jej smoczek, kiedy jest potrzebny? - Zacisnęłam usta w wąską linię. -Kochanie jej wydaje się być męczące. Więc chłopcze, po prostu się ze mną kochaj - westchnęłam i dalej słuchałam oszczerstw Basi.
-Ktoś mi kiedyś powiedział "nie ruszaj rzeczy, które nie są twoje! - Sapińska zacisnęła pięści, aż huczało.
Baczyński spojrzał na mnie zaciekawiony. Chciał mi coś podpowiedzieć. Czułam to.
Alek już miał się odezwać, ale mu przerwałam. To nie jego wojna.
-Ale czy on jest twój, skoro pragnął mnie tak mocno? - odezwałam się niepewnie.
Barbara zamarła.
-Zmęczony, smutny chłopiec wkroczył na moją drogę, trzymając za rękę dziewczynę. Niech ta prosta suka nareszcie odejdzie. Chłopcze, proszę. Po prostu mnie kochaj.* - Odeszłam smętnym krokiem.
-To było świetne! Zachowałaś się spokojnie, dojrzale i użyłaś dobrego zasobu słów! Jestem dumny. - Odezwał się Rudy, a Zośka kiwnął głową.
-Ale pewnie w myślach ją wyzywała od najgorszych - zaśmiał się Tadeusz, a my mu zawtórowaliśmy.
Podszedł do nas Alek, więc od razu spoważnieliśmy.
Patrzył na nas po kolei, bez uśmiechu.
Przełknęłam ślinę.
Czy on powinien mieć do mnie pretensje? A może nie? Jego wzrok mówi inaczej! Ale jednak nic złego nie powiedziałam! Czy on się obraził?
Nagle wszystkie złe scenariusze wyleciały, gdy się uśmiechnął.
-Wszystko w porządku. - Objął mnie, a mi kamień spadł z serca. -Nie wiedziałem, że lekcje z Krzyśkiem będą takie huczne! - zaśmiał się.
-Nie jesteś zły? - zapytałam niepewnie, bawiąc się palcami.
-Oj, jestem. I to bardzo. - Spojrzał na mnie.
Serce mi zabiło mocniej.
-Nie na ciebie, głuptasie! - parsknął śmiechem i mnie cmoknął.
Szturchnęłm go i zmarszczyłam nos.
-Co robimy? - Udzieliłam się.
-Jak to co? To, co zawsze! - Uśmiechnął się Rudy, pocierając rękoma.
-Ja idę na lekcje matematyki. Nie jestem z niej za dobry - westchnął Tadeusz.
-Ja i Apolonia też nie możemy - odezwał się zamyślony Maciek.
-Otóż nie. Możemy. - Zmarszczyłam brwi.
-Nie, nie możemy. - Dał nacisk na słowa.
Rudy popatrzył się na nas spod zmrużonych oczu.
-Coś dryblas knuje! I ja się tego dowiem! Inaczej nie nazywam się Jan Roman By... - przerwał mu Zośka, który zatkał mu buzię.
-A ja nazywam się Zofia Zawadzka i proszę cię Janeczku o zamknięcie niewyparzonej buzi! - Wywrócił oczami, a potem gwałtownie zabrał dłoń. - On mnie polizał! - Szybko zaczął wycierać rękę o spodnie.
-Ty parszywcze niemyty! Ja ci dam ty szczeniaku nieskrobany! - krzyknął Janek i zaczął okładać go pięściami.
Śmiałam się, a Alek już prawie leżał na ziemi.
-Kochanie, bo się zapowietrzysz. - Uśmiechnęłam się, gdy Dawidowski nie mógł złapać oddechu.
Ileż w tym chłopcu było energii!
-Nie mogę! No nie wytrzymam! - Klepnął się w kolano i wytarł łzę.
-Tylko dzisiaj! Dla was Zośka Blacharka i Rudy Kiep! - Ukłonił się Bytnar. - Ależ nie rzucajcie kwiatów! Bardzo proszę!
-Dla ciebie nie ma nic. - Tadeusz złapał jego głowę pod pachę i zaczął czochrać mu włosy.
-Nie! Wszystko, tylko nie moja piękna czupryna! - Wyrwał się Krokodyl i zaczął panicznie układać włosy. - Jeśli nie są zaczesane do tyłu, to zaraz ja ciebie zaczeszę do tyłu! - Wrzasnął zły Janeczek, a Zawadzki ze śmiechem zaczął uciekać.
Wybiegli za zewnątrz.
Rudy nawet w biegu zdjął buta i chciał "pobić" nim Tadka.
Poszłam za nim z aparatem w ręku.
Janeczek zatrzymał się i spojrzał na mnie w momencie, w którym robiłam zdjęcie.
Rozwalone włosy, krzaki w tle i przymknięte oczy zostały uwiecznione.
-Zrób jeszcze jedno. Zapozuję jakoś lepiej i Monia będzie mogła oglądać! - Ustawił się.
-Nie! Monia zobaczy te! - zaśmiałam się i zaczęłam uciekać.
-Wracaj tu, kiepie mały! - Ruszył w pościg za mną.
Szkoda, że mam krótsze nogi i gorszą kondycję.
-Maciek! Maciek! - wołałam i wbiegłam do budynku. - Bytnar chce mnie zabić! - Padłam na ziemię.
-Dawaj to! Już! - Wyciągnął rękę, siedzący na mnie Jan Rudy i wystawił język.
Nagle coś go podniosło za ramiona i odrzuciło.
To "coś'' nie pachniało perfumami mojego Alka.
To "coś" zalatywało Niemcem. A raczej trzema.
Znowu?
Życie chyba lubi zataczać krąg.
~*~
* - Wiersz autorstwa Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Wiem, powstał w 1944, ale chciałam go umieścić teraz.
* - Kłótnia Apolonii i Basi na podstawie "Pacify Her" Melanie Martinez. Trochę zmieniłam treść.
LittlePsychopath2104