Zapomnieni [The maze runner]

By Wlotycz

2.6K 275 68

Pamiętam, że pamiętałam.[...] Uczucia. Emocje. Zupełnie jakbym miała w głowie półki opatrzone etykietą dla ws... More

Prolog
Jeden
Dwa
Trzy
Nominacje/Trochę o mnie
Pięć
Sześć
Siedem

Cztery

327 33 10
By Wlotycz

Siedziałam na drewnianym stołku, co chwilę rozglądając się po niewielkim pomieszczeniu. Obok mnie stało jedynie łóżko, a biała farba niechlujnie odstawała już od cienkich ścian prowizorycznego szpitala. Za każdym razem kiedy mój chwilowy opiekun odwracał się, by po raz kolejny nasączyć wacik spirytusem, miałam ogromną ochotę wybiec przez uchylone okno, które w tamtym momencie zdawało się być moim jedynym źródłem tlenu i świeżego powietrza. Jednak zamiast tego cierpliwie czekałam. Nie miałam pojęcia co w tamtej chwili czułam, ponieważ nie nadążałam za rozbieganymi myślami, a każda z osobna niosła za sobą świadomość cholernie gorzkiej prawdy. Jedyne co w tamtej chwili mogło być niezaprzeczalnie pewne, to ból i ogarniające mnie zmęczenie, które z każdą chwilą zdawało się pochłaniać mnie co raz bardziej.

Jednak to co czułam z zewnątrz nijak mogło równać się z bólem, który pochłaniał mnie od środka. Jedyną informację jaką w tamtej chwili posiadałam było moje imię i chociaż wiedziałam jak marne jest to pocieszenie, zamierzałam trzymać się go jak ostatniej deski ratunku. Na tę chwilę tylko ono pozwalało mi posiadać jakąkolwiek kontrolę nad własnym życiem, a przynajmniej tak mi się wtedy zdawało.

- Gotowe - odwróciłam się w stronę szczupłego szatyna, który jako pierwszy odważył się przerwać panującą wokół ciszę. - Mogę ci dać lek przeciwbólowy, jeśli potrzebujesz.

Zamiast odpowiedzieć dyskretnie zlustrowałam go wzrokiem, ale nie dopatrzyłam się w nim niczego konkretnego. Miał ostre rysy twarzy, a pomimo nastoletniego wieku, który szacowałam na około siedemnaście lat, jego opalona cera nie posiadała żadnej widocznej skazy.

Czy był kimś kogo powinnam pamiętać? Czy znaliśmy się wcześniej? Niesamowicie pragnęłam wiedzieć, ale kiedy tylko skanowałam jego osobę, jedyne co miałam w głowie to pustkę, która dręczyła mnie już od dłuższego czasu.

- Aż taki jestem przystojny? - uśmiechnął się z rozbawieniem, kiedy przez dłuższy czas nie udzielałam odpowiedzi.

Zawstydzona spuściłam głowę, tak aby włosy zdołały ukryć soczystego rumieńca, pokrywającego całą moją twarz.

- Przepraszam - odchrząknęłam cicho, nadal nie podnosząc wzroku ku brunetowi. Ten jedynie zaśmiał się cicho, jakby moje speszenie całą tą sytuacją odrobinę go rozbawiło.

- Nie szkodzi. Byłem tak samo zdezorientowany jak ty, parę miesięcy temu - zmarszczyłam brwi - Przyzwyczaisz się - rzucił z lekkim uśmiechem, obdarzając mnie ciepłym spojrzeniem swoich szmaragdowych oczu.

W końcu podniosłam głowę, zaciekawiona jego słowami. Miałam ogromną nadzieję, że bardziej rozwinie swoją myśl. Każda informacja była dla mnie na wagę złota.

- Do czego? - zadałam pytanie, nawiązując do jego wcześniejszej wypowiedzi, jednak mój głos nie brzmiał tak pewnie, jakbym tego chciała.

- Do wszystkiego. Sytuacji w jakiej jesteś, nowego miejsca, ale przede wszystkim do ludzi. Z czasem wszystko staje się normą, jeżeli nie myśli się za dużo - westchnął, cały czas przygotowując jakiś preparat. Już nie patrzył centralnie na mnie, za co po raz kolejny tego dnia byłam mu wdzięczna. Dzisiejszy limit spojrzeń na moją osobę zdecydowanie był już wyczerpany, jednak miałam nie odparte wrażenie, że pomimo tego nie dane mi będzie spokojnie zmrużyć oka. Z resztą, jak się później okazało, zupełnie słuszne.

- Nie do końca się z tobą zgadzam - odchrząknęłam, poprawiając niesforny kosmyk włosów, który opadł mi na twarz. - Wiem, że utrata pamięci nie jest normą, ale nie da się przyzwyczaić do zapomnienia kim się było - zaczęłam powoli, starając się jak najlepiej ubrać w słowa swoje myśli. - Z tym nie da się pogodzić - dodałam ciszej, przygnębiona powagą słów, które chwile wcześniej wypowiedziałam.

Jednak wiedziałam, że jak najbardziej się z nimi utożsamiam i nie żałowałam tego, że postanowiłam je wypowiedzieć. Wzbraniałam się przed pokazywanie swoich słabości, szczególnie przed ludźmi, którzy w każdej chwili mogli wykorzystać je przeciwko mnie. Jednocześnie uświadomiłam sobie, że jest to dużo trudniejsze niż mi się wcześniej zdawało. W miejscu gdzie czujesz się zupełnie samotna, nawet twój największy wróg może stać się twoim przyjacielem.

- Czasem - zaczął nie pewnie, a na jego czole pojawiła się bruzda, jakby zastanawiał się, czy na pewno to co powie jest dobre dla moich uszu. - Czasem sytuacja zmusza nas do przyzwyczajenie, nawet jeśli bardzo tego nie chcemy - jego rozbiegany wzrok ponownie utkwił na mojej twarzy, ale nie dostrzegłam w nich ani odrobiny wcześniejszego blasku.

Bardzo chciałam, żeby to co powiedział nie okazało się prawdą, ale chyba oboje dobrze wiedzieliśmy, że jest inaczej. Pomimo całej tej ciężkiej otoczki, która w pewnym momencie pojawiła się w naszej krótkiej rozmowie, było mi lżej. Już byłam bliska podziękowania mu, kiedy stare drzwi głośnym skrzypnięciem oznajmiły nam, że ktoś właśnie je otwiera.

***

Z mocno bijącym sercem wstałam i choć próbowałam to ukryć, nie dało się nie zauważyć strachu i zniechęcenia, jakie w sobie miałam. Każda kolejna sekunda zbliżała mnie o krok od poznania prawdy, a zdawało mi się, że w tamtym momencie potrzebuje jej bardziej niż tlenu.

W rogu pokoju stanęła trójka chłopaków, a kiedy dwójkę z ich okazałam się już znać, mogłam pozwolić sobie na zaczerpnięcie spokojniejszego oddechu. Ciemnooki brunet przekroczył próg jako pierwszy, co ani trochę mnie nie zdziwiło.

Od początku mojej krótkiej wizyty w tym miejscu próbował dać mi namiastkę bezpieczeństwa, i chociaż w tamtym momencie jeszcze o tym nie wiedziałam, darzyłam go czymś w rodzaju swojej osobistej nikłej sympatii. Podobnie było z blondynem. Nie oznaczało to oczywiście, że w jakikolwiek sposób im ufałam, ale złożone wcześniej obietnice do czegoś w końcu ich zobowiązywały, a ja pragnęłam wierzyć, że nie okażą się takimi potworami za jakich jeszcze chwilę wcześniej ich miałam.

Jako ostatni z trojga wszedł umięśniony, wysoki nastolatek, który zdawał się być pochodzenia azjatyckiego. Na jego twarzy błąkał się dziwny uśmieszek, którego w żaden sposób nie potrafiłam zinterpretować.

Postanowiłam nie odzywać się jako pierwsza, pomimo szczerej chęci rzucenia się na nich z pytaniami. Miałam ogromną nadzieję, że chociaż tym razem nie będę musiała się denerwować brakiem odpowiedzi i uniknę niepotrzebnego stresu, ale jak się później okazało, nadzieja rzeczywiście była matką głupich, a ja należałam do jednej z jej najwierniejszych córek.

Ciemnooki blondyn, którego imienia nie zdążyłam jeszcze poznać, niepostrzeżenie wykonał ruch głową, patrząc znacząco na chłopaka, który wcześniej opatrywał mi rany. Nagle uświadomiłam sobie, że nadal nie znam jego imienia, mimo naszej samotnej rozmowy, ale nie było to żadną nowością.

Pośród tak wielu chłopaków, którzy jak się domyślałam, żyli w tym miejscu, zdążyłam poznać jedynie jedno, a to niesamowicie działało mi na nerwy. Po raz kolejny nie miałam poczucia kontroli nad sytuacją w moim własnym świecie, a to wpędzało mnie w stan paniki, którego od samego początku usilnie próbowałam uniknąć.

Cisza nie trwała jednak długo, ponieważ od razu po tym jak mój towarzysz wyszedł, wcześniej posyłając mi pokrzepiający uśmiech, Azjata zwrócił na siebie uwagę całej naszej trójki. Rozluźniony oparł się o białą ścianę, krzyżując ręce na klatce piersiowej i chyba jako jedyny nie wydawał się tym wszystkim zestresowany.

- Wow - odezwał się w pewnym momencie, głosem pozbawionym jakiejkolwiek oznaki spięcia, czy zdenerwowania. - Myślałem, że będziesz skakać po tym pokoju jak wariatka, chcąc dowiedzieć się wszystkiego od razu i strzelając pytaniami jak z armaty, a ty sobie po prostu stoisz i czekasz. Szacun - powiedział na jednym wydechu, kiwając głową w geście uznania, ale ja wcale nie poczułam się lepiej.

Pomimo tego, że wypowiedź z pozoru nie miała większego sensu, kryło się za nią mnóstwo pytań, na które nawet oni nie byli w stanie mi odpowiedzieć. Czy właśnie tak zachowałabym się pamiętając cokolwiek ze swojego życia? Może doświadczenia, których teraz nie pamiętałam, a które kiedyś czegoś mnie nauczyły, kazałyby mi krzyczeć, pytać, albo uciekać jak najdalej stąd, ale teraz pozostało mi jedynie poznawać samą siebie od nowa.

Poirytowany Thomas pokręcił z niedowierzeniem głową, nadal przy tym milcząc, a blondyn posłał w kierunku Azjaty nieprzyjemne spojrzenie, wypuszczając z ust ciche westchnięcie.

Byłam niesamowicie niecierpliwa, ale wolałam zachować zimną krew, pomimo tego, że każda komórka w środku krzyczała ze zdenerwowania. Zdecydowanie się bałam, ale bardziej niż tych ludzi niewątpliwie utraty swojej niezachwianej postawy. Czułam, że jeśli pokarzę tę słabszą stronę mnie, całkowicie przepadnę, a wstać byłoby dużo trudniej niż iść na przód.

- Chciałabym je zadać - powiedziałam, nerwowo bawiąc się skrawkiem bluzki, a wzrok pozostałych od razy skupił się na mojej osobie. Jednak w tamtym momencie pragnęłam być wysłuchana. W końcu skąd mogłam wiedzieć, czy nadarzy się jeszcze jakaś okazja? - Ale jaką mam pewność, że otrzymam na nie odpowiedź? Nawet jeśli, skąd mam wiedzieć, czy to co usłyszę jest prawdą? - wyrzuciłam z siebie coraz głośniej oddychając, bo myśli dręczyły mnie bardziej niż bym tego chciała. Miałam ochotę po prostu je już wyłączyć i przez jedną magiczną chwilę od nich odpocząć.

- Może najpierw wysłuchaj tego co chcemy ci powiedzieć, a później kwestionuj sobie naszą szczerość - skomentował blondyn, a ja od razu poczułam do niego niechęć.

- To może w końcu zaczniecie mówić, zamiast ciągle mnie tu trzymać - uniosłam się lekko, ponieważ zdawało mi się, że pretensje ze strony chłopaka były całkowicie nie słuszne. Na moim miejscu każdy kwestionowałby z pozoru szczere słowa, szczególnie jeśli jeszcze ich nie usłyszał.

- Uspokójcie się - po raz pierwszy odezwał się Thomas, który do tej pory tylko stał z boku i się nam przyglądał. - Oboje wprowadzacie nieprzyjemną atmosferę.

- To było do przewidzenia - powiedział pod nosem szatyn, wciąż opierający się o ścianę, ale brunet go zignorował. Odwrócił się bokiem do mnie, tak by stanąć przodem do przyjaciela, po czym delikatnie dotknął jego ramienia.

- Newt, co z tobą? - szepnął, ale i to udało mi się usłyszeć.

Przynajmniej wiedziałam jak miała na imię kolejna osoba, a to już samo w sobie podnosiło mnie na duchu. Blondyn szybko zrzucił rękę bruneta, nawet nie zaszczycając go spojrzeniem, przez co jego oczy od razu posmutniały. Zrezygnowany ponownie odwrócił się w moją stronę i ku mojemu zdziwieniu, nie próbował zamaskować tego, że po prostu jest mu przykro.

- Okej - wzięłam głęboki oddech, by po raz kolejny nie podnieść głosu. - Obiecaliście mi wyjaśnień, jak tylko opatrzę głowę. Głowa opatrzona, teraz wasza kolej - pokazałam dłonią obwiązany wokół mojej skroni bandaż dla potwierdzenia swoich słów.

Brunet westchnął zrezygnowany. Być może ta sytuacja męczyła go chociaż w podobnym stopniu co mnie, jednak to niczego nie zmieniało. W tamtym momencie jedyną osobą, która w jakkolwiek mnie obchodziła, byłam ja sama.

- Dobra. Po kolei - podszedł krok w moją stronę, jednak ja się nie odsunęłam. Jego bliskość nie była mi już obca. - To jest Minho - wskazał ręką szatyna opartego o ścianę, który w odpowiedzi figlarnie mi pomachał, następnie przesunął ją, aby pokazać na wysokiego blondyna. - To Newt. A my się już chyba znamy.

Spojrzał mi w oczy, ale nie miałam zamiaru odwrócić wzroku. Chciałam, żeby zobaczył w nich moją zaciętość i determinacje. Miałam wrażenie, że już tylko to utrzymywało mnie na nogach.

- Żebyś mogła wszystko zrozumieć, musisz słuchać do końca. Nie przerywaj, nie zadawaj pytań. Powiemy ci to co musisz wiedzieć - powiedział powoli, a jego ciemne oczy zdawały się mnie prosić o wyrozumiałość.

- W porządku - odpowiedziałam, ale nie zamierzałam tak łatwo się poddać. - Chcę wiedzieć wszystko - zakończyłam stanowczym głosem, podnosząc głowę jeszcze wyżej, by zrównać się z jego oczami.

Cała trójka była ode mnie zdecydowanie wyższa. Zapadła chwila ciszy, która jednak nie trwała długo.

- Jaka ona jest uparta - wycedził Newt, kiwając przy tym głową jakby było to niewiarygodne.

Co prawda nie powiedział tego do mnie, ale zdecydowanie mówił o mnie, co zdenerwowało mnie jeszcze bardziej. Odwróciłam się w jego stronę, czując napływający gniew i nie mogąc się powstrzymać, zrobiłam krok w jego kierunku. Blondyn podparł się teraz obok swojego azjatyckiego kolegi. Oboje sprawiali wrażenie jakby cała ta rozmowa nie miała sensu. Cóż, w pewnym momencie sama przestałam w to wierzyć.

- Jeśli masz do mnie jakiś problem, po prostu mi to powiedz - odwarknęłam ostrym tonem, całą swoją uwagę skupiając na blondynie.

- Właściwie to.. - zaczął odrywając się od ściany, jednak nie dane mu było dokończyć.

- Okej, wystarczy! - wycedził już poważnie wkurzony Thomas, a ja chociaż samej przed sobą ciężko mi było to przyznać, nieco się wystraszyłam. - Na prawdę nie wiem co wy do siebie macie, ale przestańcie w końcu do siebie skakać!

Zacisnęłam mocno szczękę, spuszczają wzrok na swoje brudne, przestarzałe buty. Poczułam się jak zbity pies. Na prawdę musiałam wejść w jakiś głupi konflikt, w sytuacji, w której właśnie się znajdowałam? W jednym momencie poczułam jak wszystkie siły mnie opuszczają, włącznie z murem, który próbowałam wokół siebie zbudować. I choćbym bardzo tego chciała, nie mogłam zatrzymać tej ostatniej cegiełki, która właśnie powoli się wykruszała.

- Chcę po prostu zrozumieć - czułam, że zbiera mi się na płacz, a załamujący się głos jedynie to potęgował. Nie chciałam mówić już nic więcej, bo wiedziałam, że jak tylko się odezwę polecą pierwsze łzy, a na to już nie mogłam sobie pozwolić.

- Chodź - odezwał się łagodnym tonem Minho, który pierwszy raz od dłuższego czasu przemówił.

Zachęcił mnie ruchem głowy, abym poszła za nim, jednocześnie odrywając się od swojej ulubionej ściany. Przeniosłam wzrok na Thomasa, który jedynie pokiwał głową, a ja po raz kolejny postanowiłam mu zaufać i razem z szatynem wyszłam, pozostawiając bruneta i Newta samych.

***

W chwili kiedy przekroczyliśmy próg drzwi prowadzących na zewnątrz, zdałam sobie sprawę, że wcześniej w ogóle nie dostrzegałam tego, co przez cały czas mnie otaczało.

Wokół ogromnego dziedzińca wielkości siedmiu boisk, który swoim wyglądem przypominał mi nieco obozowisko, stały potężne kamienne mury, otaczające nas z każdej z czterech stron. Całość pokrywał gęsty bluszcz, przez który ledwo udało mi się dostrzec długie szczeliny, znajdujące się dokładnie po środku każdego z nich. W ostatnim momencie zobaczyłam, że za jednym z pęknięć rozpościerały się ścieżki i długie korytarze, zanim Minho stanął przede mną, zasłaniając cały obraz.

- Powoli - skarcił mnie wzrokiem. - Zanim zaczniesz pytać i wyciągać pochopne wnioski, dwie zasady. Milczysz i słuchasz - odsunął się z powrotem i nie czekając na odpowiedź, ruszył do przodu.

Nie mając innego wyjścia, podążyłam za nim, wciąż rozglądając się dookoła. Podeszliśmy do miejsca, w którym jeszcze chwile wcześniej byłam uwięziona. Na samo wspomnienie, moje odsłonięte ramiona pokryła gęsia skórka, a na twarzy pojawił się grymas.

- To jest pudło. Raz w miesiącu przywozi nam jednego Njubi. Dzisiaj byłaś to ty. Raz w miesiącu otrzymujemy część zapasów żarcia, ubrania, czy lekarstwa. Nie trzeba nam wiele, większość wytwarzamy sami.

Skinęłam głową, choć tak trudno było mi ustać w miejscu. odczuwałam silną potrzebę zadawania pytań. Przystawałam z nogi na nogę i wiedziałam jak szatyn co chwila spogląda w moją stronę.

- Nic nie wiemy o pudle. Skąd się wzięło, kto je przesyła...ani jak do niego trafiamy. To się po prostu dzieję, nie mamy na to wpływu, więc jesteśmy zmuszeni żyć jak żyjemy. Kapiszi? - uniósł brew, doczekując się odpowiedzi.

Po raz kolejny przytaknęłam, tym razem po prostu nie wiedząc co powiedzieć. Ta informacja sprawiła, że jedyne co czułam to otępienie. Prawdziwy natłok myśli miał dopiero nadejść.

- Mamy prąd, żywność hodujemy sami, a ubrania dostajemy. Stwórcy zadbali o podstawy życia. Kiedyś próbowaliśmy odesłać jednego świeżego, ale cholerstwo nie chciało ruszyć - popatrzył z odrazą na zwiniętą już klatkę, jakby rzeczywiście żywił do niej urazę. - Każdy jest tu wbrew własnej woli, Njubi i każdy nic nie pamięta. Ale mus to mus i trzeba żyć - westchnął, nie spoglądając już na moją twarz.

Zaczęłam odczuwać plątaninę emocji, ale ku mojemu ogromnemu zdziwieniu nie był to już smutek, czy bezsilność. Zżerała mnie ciekawość i flustracja.

- Dobra - klasnął w dłonie, a jego głośne słowa rozniosły się daleko za nami. - Skoro wszystko wyjaśnione, czas na sprawy techniczne. To wszystko - zrobił gest jakby chciał zgarnąć do kupy wszystkie budynki, które były w zasięgu naszego wzroku. - To strefa. Podzielona jest na cztery części - wyprostował palce, kolejno odliczając na nich słowa. - Zielina, Mordownia, Baza i Grzebarzysko.

Ciągle poruszaliśmy się do przodu, a koło nas wciąż pojawiali się nowi ludzie. Niektórzy po prostu nas olewali, inni zaś przyglądali się z zaciekawieniem, co niesamowicie mnie peszyło. Wtedy tylko odwracałam się, udając że wcale nie widzę ich wzroku.

- To Zielina, gdzie uprawiamy ziemię- wskazał pierwszą część strefy, która według mnie niczym się nie wyróżniała.

Tak na prawdę na pierwszy rzut oka nie dało się zobaczyć podziału. Na każdej części pracowało się w inny sposób i to w tym tkwiła różnica.

- Mordownia. Przechowujemy i zabijamy zwierzęta - wskazał na dwie duże szopy, oddalone od nas o jakieś dwieście metrów. - Grzebarzysko znajduje się w lesie i jest to nasz cmentarz. Widzisz Njubi, nie zawsze jest tu kolorowo, ale grunt to trzymać się razem - posłał mi blady uśmiech, a ja po chwili go odwzajemniłam.

Kierowaliśmy się na środek ogromnego dziedzińca, z którego można było zobaczyć całą okolicę. Jak się okazało w centrum znajdował się największy budynek pośród wszystkich, które do tej pory mijaliśmy.

- Popatrz. Mury, które widzisz nie stoją tu przypadkowo. Chronią nas i oddzielają od labiryntu.

Okej. Tego było już za wiele. Każda cierpliwość musi się kiedyś skończyć. Otworzyłam usta, żeby zadać pierwsze pytanie, ale zanim wydobył się z nich jakikolwiek dźwięk, zostały zasłonięte przez rękę Azjaty. Popatrzyłam na niego groźnie, ale po samej jego minie wiedziałam, że nie ustąpi.

- Żadnych. Pytań. Przynajmniej do końca wycieczki. Później możesz zadać pięć, na które ci odpowiem, o ile sam będę znać odpowedź. Deal? - Jego brew powędrowała do góry, a ja miałam wielką ochotę się zaśmiać.

Uniosłam ręce w obronnym geście na znak mojej kapitulacji. W ostatnim momencie powstrzymałam się przed polizaniem jego dłoni. Gdy w końcu ją wziął, wznowił wędrówkę, kontynuując.

- Strefa jest po środku wielkiego labiryntu. Od dwóch lat zwiadowcy, czyli ludzie specjalnie wyszkoleni, szukają pikolonego wyjścia. Sporządzają mapy i go badają. Ja jestem ich opiekunem - wskazał kciukiem na swoją pierś, ale o dziwo w tamtym momencie sprawiał wrażenie poważnego. - Każdy coś tu robi i każda robota ma swojego opiekuna.

Są budole, którzy pilnują stabilizacji budynków i jak trzeba tworzą coś nowego. Zazwyczaj są to durne osiłki, które zamiast mózgu mają mięśnie, ale o tym kiedy indziej. Grzebarze zajmują się cmentarzem. Wiele o nich nie mogę powiedzieć. W większości spoko goście. Kucharze gotują dla naszej licznej grupy, a ich opiekunem jest Siggy. Lepiej mu nie podpaść, bo ci jeszcze czegoś dosypie - uśmiechnął się przebiegle, ale wolałam nie wiedzieć jakiego wspomnienia to dotyczy. - Plaster to określenie naszego lekarza i jest ich tu jak na razie tylko dwóch. Jednego już poznałaś, a buda, w której byłaś, to ich miejscówka. Oracze uprawiają ziemię, a wszystko co wyhodują trafia w ręce kucharzy. Podobnie jest z Rozpruwaczami, tyle że oni zabijają niewinne zwierzątka, żebyśmy mogli je później pożreć - prychnęłam rozbawiona, nie dowierzając, że aż tak może go to bawić, ale on jedynie się uśmiechnął. - Bo widzisz, wszystko jest tutaj ze sobą połączone. Współpracujemy i to nas jeszcze jakoś trzyma. Wszyscy są potrzebni, nawet pomyje. Co prawda wykonują brudną robotę, ale ktoś w końcu musi utrzymywać porządek. Ty też będziesz musiała coś robić, więc przez najbliższe dwa tygodnie odbędziesz praktyki u każdego z opiekunów, a później wybierzemy gdzie się nadajesz.

Doszliśmy pod skraj lasu, od którego bił niesamowity chłód. Minho usiadł pod jednym z bardziej wysuniętych drzew i poklepał miejsce obok siebie. Bez wahania klepnęłam obok niego, bo miałam wrażenie jakby każda informacja wysysała ze mnie część energii. Jednak zdecydowanie wolałam to, niż męczącą niewiedzę.

- Za nim wykorzystasz wszystkie pięć pytań, dobrze się zastanów - odparł w pewnym momencie ostrzegającym tonem. - Na więcej nie odpowiem.

Uśmiechnęłam się i szybko przeanalizowałam w głowie czego brakuje mi do całości układanki, jednak szybko zdałam sobie sprawę, że w tym wszystkim zdecydowanie więcej jest niewiadomych. Skupiłam się więc na tym co było najprostsze.

- Dobrze. Więc kto tutaj rządzi? Macie jakiegoś przywódcę? - zagryzłam wargę, uświadamiając sobie, że były to dwa pytania, ale na moje szczęście szatyn tego nie zauważył. Przynajmniej miałam taką nadzieję.

Wydawał się być zmieszany moim pytaniem, jednak wciąż z wyczekiwaniem na niego patrzyłam.

- Alby trafił tu jako pierwszy. W końcu ktoś musiał. Pełnił rolę przywódcy, ale ostatnio poważnie zachorował. Newt jest jego prawą ręką i tymczasowo go zastępuje, więc jakby się coś działo wal do niego.

- Wiesz, nie wydawał się szczególnie mnie polubić - przewróciłam oczami, skubiąc jednocześnie źdźbło trawy. - Chyba za bardzo działam mu na nerwy - zaśmiałam się sztucznie, chcąc rozładować nieco atmosferę.

- Thomas jest jego najlepszym przyjacielem. Myślę, że jak pogadają, będzie lepiej. W końcu odkąd tu jest, zawsze panował nad sytuacją, szczególnie jeśli chodzi o racjonalność i uczucia.

- Więc ile już tu jesteście? - moja brew powędrowała do góry.

- Cholerne dwa lata. I wciąż szukamy wyjścia - powiedział, jakby był tym faktem rozdrażniony, ale ten grymas zniknął tak szybko jak się pojawił. - Nigdy nie tracimy nadziei, Njubi. NIGDY.

- W porządku, w takim razie ile jest tu Thomas? - zapytałam, przypominając sobie osobę, która z nich wszystkich pomogła mi jako pierwsza. - I co to za cholerny slang? - dodałam, bardziej poirytowana, bo obce słowa niesamowicie działały mi na nerwy.

Minho jedynie się zaśmiał, a ja po raz kolejny przewróciłam oczami.

- Ta. Ja na początku też nie mogłem się przyzwyczaić, ale po czasie po prostu samo wchodzi. Nie zdajesz sobie z tego sprawy, a już zaczynasz go używać. A Thomas jest tu od czterech miesięcy. Przez ten czas cholernie zdążył namieszać, ale to historia na inny czas - uciekł wzrokiem w bok, przechylając głowę nieco w dół. - Mogę ci zdradzić jedynie, że Newt ucierpiał na tym najbardziej. Z resztą, wszyscy ponieśliśmy konsekwencje.

Zaintrygowana chciałam dowiedzieć się więcej, ale jak na jeden dzień szatyn i tak powiedział mi już wystarczająco dużo.

- Dlatego taki jest? Tak wrogo nastawiony? - zmarszczyłam brwi, bo to rzeczywiście mogło się jakoś ze sobą łączyć.

- Przykro mi, ale wykorzystałaś już limit pytań - zaśmiał się, jednocześnie wstając z wilgotnej trawy. Otrzepał ręce, po chwili jednak dodając;

- Poza tym nie ja powinienem ci odpowiedzieć. Najlepiej jakby zrobił to Newt, ale nie licz na to. Po prostu rób co do ciebie należy.

Westchnęłam, bo to co mówił było cholerną prawdą, a ja nie wiedziałam jak przekonać do siebie blondyna. Już nawet nie chodziło o głupich wrogów, bo wiedziałam, że ich za nic w świecie nie uniknę, ale sam fakt przeszłości chłopaków, która była dla mnie zagadką, sprawiał, że miałam ochotę dowiedzieć się jak najwięcej. A kto nie będzie wiedział wszystkiego, jak nie sam tymczasowy dowódca? Gdybym tylko wiedziała do czego doprowadzi mnie ta cholerna ciekawość i jakie niespodzianki szykował dla mnie los, po prostu siedziałabym cicho.

***

3705 słów

Rozdział poprawiony (ostatni, który był do poprawy)

Jejku, nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę, w końcu publikując ten rozdział. Jestem z niego niesamowicie dumna i lubię go, ponieważ pokazuje jaki tak na prawdę mam styl pisania. Mam nadzieję, że wam się podoba. Koniecznie dajcie znać co sądzicie o przedstawieniu bohaterów i jakie są wasze odczucia.

Za wszystkie błędy przepraszam!

Pamiętaj o gwiazdce♥️

ENJOY!♥️

16.11.19



Continue Reading

You'll Also Like

23.6K 4K 24
Czarodzieje z Wielkiej Brytanii rzadko nawiązywali kontakt z innymi krajami. Nie interesowało ich zbytnio, co działo się za ich granicami, ale to się...
53.3K 2K 44
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...
16K 3.2K 34
Dzielili razem przeszłość, a marzenia sprawiły że ich drogi dość prędko się rozeszły po wejściu we wspólną relację. Po latach ponownie się spotykają...
71.1K 3K 58
Zmieniony przez śmierć ojca Nicola postanawia zadebiutować w Reprezentacji Polski, co było marzeniem pana Krzysztofa. Zbuntowany młody dorosły w prze...