chasing cars {muke}

By YourLittleBoo

18.6K 1.8K 1.2K

"Damy radę wszystkiemu, na własną rękę. Nie potrzebujemy niczego, ani nikogo. Jeśli się tu położę, czy położy... More

1. Więc ucieknijmy
2. dwie szare komórki
3. to był raczej odruch
5. Obsesja na punkcie słodyczy
6. sieczka z mózgu
7. schylać się po mydło
8. jakże heteroseksualnie
9. Pod kołdrą, albo w szafie...
10. Wujkowie
11. Hemmings Wyklęty
12. To nie jesteś ty
13. Mała, upośledzona kapusta
14. Penis z modeliny i chłop przebrany za babę
15. Cześć, jestem Luke i jestem gejem

4. Szczęśliwa Oferma

1.3K 162 117
By YourLittleBoo

   Normalnie to ja potrzebowałbym wsparcia w chwili jak tamta i wiedziałem, że mam stuprocentowe przyzwolenie do tego, żeby rozpocząć histerie swojego życia. Ale kiedy tylko poczułem jak Mike drzy w moich ramionach, a zaraz potem miałem jego łzy na swojej szyi, burza zeszła na drugi plan.

Chciałem być wtedy dla Michaela, bo przecież on się mną zajął... Zaraz po tym jak mnie porwał, ale wciąż. Mieliśmy swoje momenty przez całą naszą znajomość. Pamiętam chwile, które Clifford najpewniej wyrzuca ze świadomości, nie chcąc przyznać się do faktu, iż ulitował się nad tym czym jestem.

Pamiętam jak pewnego lata siedzieliśmy razem u mnie w domu, schowani pod kocem, który wydawał mi się wówczas taki ogromny i bezpieczny, bo na zewnątrz grzmiało, a mama i Karen Clifford nie chciały chować grilla, póki się nie rozpada.

Pamiętam jak jednej nocy, kiedy on zaczął liceum, a ja nie skończyłem jeszcze podstawówki, szedłem późno do domu ze szkoły muzycznej, gdzie zaczepiło mnie kilku dresów. Michael jechał rowerem, najpewniej z małej libacji w parku, ale koniec końców zasadził im po takim kopie w dupy, że byłem w szoku jeszcze trzymając się jego pasa na siodełku za Mike'iem.

Uratował mnie przed siniakiem, oczywiście ze słowami, że tylko on może spuszczać mi łomot, a oni mają znaleźć sobie inną ofermę do popychania. Ale i tak... Byłem szczęśliwą ofermą.

Pamiętam jak czasem opierałem się o parapet swojego okna, by popatrzeć co robi, aż nie zasłonił żaluzji, wcześniej racząc mnie swoim długim, środkowym palcem.

Pamiętam jak... Boże, to takie głupie, ale zazwyczaj wracałem do domu z zerówki, pletąc mamie niczym katarynka, że znowu widziałem jak Michael pięknie uśmiecha się na korytarzu.

Liz zbywała mnie śmiechem, a potem uznała, że mam patrzeć na dziewczynki, chociaż w ostatecznym rozrachunku żadna dziewczynka nie miała tak ładnego uśmiechu jak Mike.

Zatem, hej, wsiadłem do tego auta, bo chłopak nie był mi obojętny, w którąkolwiek stronę i jakkolwiek nazwiecie mój stosunek do niego. Jego do mnie... Cóż. Zadowolona oferma, czy coś. To mówi samo za siebie.

W afekcie zemsty powinienem był wywracać oczami, ale nie umiałem zignorować łez. Niczyich. Tym bardziej jego.

Zacząłem więc głaskać go po pleckach, nie za mocno, nie za lekko, trochę je masując.

- Będzie dobrze, zaraz to wszystko przejdzie... - nie umiałem wymyślić nic bardziej sensownego, choć "będzie dobrze" brzmi jak najgorszy chłam i banał, gdy ktoś wypłakuje oczy.

- To nie przechodzi, Luke i to jest w tym wszystkim najgorsze. - I dupa, i chuj, i właśnie się rozkleił... - Burza się skończy tutaj, ale w mojej głowie zawsze będzie pizgać złem. - Michael również miał iście poetycki dobór słów. Ale dalej płakał, tak jak długo nie płakał. I nawet nie wiedział, jak ma to skomentować, co z tym zrobić, bo nie panował nad swoimi łzami. Znam ten stan...

Posunął dłonią wzdłuż moich pleców, a później ściskał materiał mojej-swojej bluzy w dłoni.

- Heej, Mikey. - Okej, oboje nie tego się spodziewaliśmy od życia, ale brnęliśmy w to dalej. - Wcale nie jesteś taki zły, naprawdę. - Odgarnąłem mu włosy i posunąłem opuszkami palców po jego szyi, bo tym gestem uspakajała mnie mama, kiedy byłem dzieckiem. - Mogę coś dla ciebie zrobić?

Clifford chyba liczył, że wyzwę go od ciot, ale ja taki nie jestem. Ja taki nawet nie bywam, bo z reguły bardziej zależy mi na ludziach, niż nad poczuciem wyższości. W tamtej chwili czułem takie samo zagubienie jak Mike.

Miał mimo wszystko rację mówiąc coś o tym silniejszym ogniwie. Kiedy on się rozpadł, ja miałem motywację, by zebrać w sobie odwagę do wspierania go. Tak po prostu.

Michael próbował coś z siebie wydusić, ale zamiast tego tylko sięgnął po telefon i włączył piosenkę, która budziła uśmiech współczucia na moich ustach.

Unsteady.

Tak, ja też czuję się często niestabilny...

Ale miałem w sobie dużo niespożytkowanej czułości, dlatego trochę mocniej się w niego wtuliłem.

- Będzie okej, to do bani rada, ale obiecuję ci, że będzie okej...

Poglaskałem Michaela po włosach, które rzeczywiście niemal szeleściły pod moimi palcami.

Woah, zawsze chciałem ich dotknąć.

- Boże przestań być dla mnie taki! - No i się uaktywnił. - Powinieneś mnie teraz jebnąć. Cokolwiek... Utopiłem ci trampki w kiblu... - Irracjonalnie, dalej  się do mnie tulił i dawał się głaskać, przypominając nam obojgu te wszystkie rzeczy... - Wkleiłem ci gumę we włosy... Narobiłem ci tyle siniaków w zbijaka... Czemu mnie teraz głaskasz? Boże jestes taki sprzeczny. - W głosie Michaela było słychać desperację, zagubienie... Było słychać, że przede wszystkim się boi i nie rozumie nie mnie, ale bardziej siebie.

- Więc coś nas łączy, bo ty też przeczysz momentami sam sobie - mówiłem ciszej, takim pomrukliwym głosem, żeby wprawić go w lepszy, spokojniejszy nastrój. Wciąż go głaskałem, chociaż przez chwilę miałem myśl by przestać. Może Michaelowi to zwyczajnie przeszkadzało? Ale domyśliłem się, że jednak potrzebuje mieć teraz kogoś obok. - Chcesz żebym ci jebnął? Proszę bardzo. - Klepnąłem go leciutko w plecy. - Naprawdę, nie chcę się teraz na tobie mścić, czy kiedykolwiek. Jest między nami teraz dobrze, to nie musi być jednym z twoich zmartwień. Naprawdę nie.

Michael porządnie się zamyślił. To trochę wybija z rytmu, kiedy ktoś kogo odpychasz od siebie całe życie, nagle okazuje się twoim jedynym wsparciem. Dziwne, nie, Mike?

Pociągnął nosem i przełknął ślinę, poprawiwszy się w moich objęciach. Jakoś tak... W jednej chwili położył dłoń na mojej tali, a potem na biodrze, gdzie od bycia przyciśniętym do Michaela, podwinęła się bluza.

To było dopiero dziwne uczucie, zwłaszcza, że nigdy nie znalazłem się w takiej sytuacji z żadnym człowiekiem. Tym bardziej, żadnym... Mężczyzną.

- Dlaczego taki jesteś? - zapytał szeptem.

- Taki... To znaczy jaaaki? - przeciągnąłem moim najbardziej dziecinnym tonem, ale zrezygnowałem z prób bycia zabawnym. - Nie wiem dlaczego... - spoważniałem. - Chyba po prostu nie umiem być obojętny na twoje problemy po tych wszystkich latach. Znam cię całe życie i chociaż z jakiegoś powodu wytworzył się między nami konflikt, to to wciąż spora część mojej codzienności. Więc nie mogę i nie chcę przechodzić obok tego obojętnie. - Ścisnąłem tak nagle jego dłoń, kiedy wylądowała na moim biodrze.

I znów. Tępo patrzył przed siebie w letargu. Zamrugał parę razy, nie chcąc już płakać. Zwyczajnie leżał taki przytulony. I najwidoczniej miał gdzieś to, że poczuje jego mokre policzki. Chociaż uporczywie nie chciał mi pokazać swojej twarzy. Już nie płakał, ale wciąż był rozemocjonowany. I z każdą chwilą to coraz bardziej z niego schodziło.

Ale potem raz jeszcze dziwnie zadrżał, dlatego zrobiłem zmartwioną minę. Taa, jakbym przez chwilę miał inną...

Byłem wtedy trochę jak "kochanie,nie płacz". Objąłem go jedną ręką mocniej, a drugą ująłem jego brodę i zacząłem ścierać łzy z jego policzka. Zauważyłem tym samym... uśmiech (???) na twarzy Michaela, więc go odwzajemniłem. Nie wiedziałem czym jest rozbawiony, ale to było okej, bo przynajmniej nie płakał.

- Jest okej? - zapytałem.

Burza powoli przechodziła, chociaż oboje zaczęliśmy to ignorować w pewnym momencie, bo byliśmy zbyt zajęci sobą.

Jak to w ogóle brzmi...

Mike aż lekko uchylił usta, bo nie znał tego uczucia, jak to jest mieć na sobie moje palce, jak to jest się do mnie przytulić... Nie znał mnie takiego, bo nie chciał mnie takiego poznać. Jego biznes, jego strata, ja nigdy się na to nie zamykałem, co wiecie, gdyż już od paru części tej opowieści zaznaczam wam, że zawsze mnie do niego ciągnęło poniekąd.

Spojrzał mi wreszcie w oczy, a że swoje miał zapłakane, tak ładnie błyszczały...

Chwila zawahania.

I znów w śmiech.

Dosłownie, poczułem na swojej ręce, jak policzki Michaela się napinają, a on sam zaśmiał się tak.... Tak michaelowato.

Też się więc zaśmiałem, chociaż nie wiedziałem z czego się śmiejemy, ale rozbawiony Mike był naprawdę definicją życia w szczęściu, więc to tak samo wyszło.

Więc patrzyliśmy sobie w oczy, śmiejąc się z Bóg wie czego, a ja odruchowo odgarnąłem włosy z czoła Clifforda.

Ta nowa bliskość wydała mi się tak dziwnie przyjemna... Wręcz pochłaniająca.

- Boże. - Parsknął znów, złośliwie uszczypnąwszy moje biodro swoimi zimnymi palcami. Najwidoczniej bawił go fakt, że nie wiem z czego on tak leje. - Jesteś taki... - No jaki, Mike? Powiedz mi jaki jestem, gdy nikt inny nie patrzy. - Jesteś Reptilianinem, to na pewno. - Ok, co? Moment, co? Ale... Co?! - Reptilianin który pachnie jak wiosenna łąka.

- Zapachu wiosennej łąki akurat się nie wypieram, bo to dosłownie to jak nazywa się ten zapach proszku. Ale dlaczego Reptalianin? - Dźgnąłem go w odpowiedzi za to uszczypnięcie.

Michael uznał, że świetnym pomysłem będzie mnie przygnieść. I to już nie było niemiłe. To było jawne droczenie się.

- Bo Reptilianie przybywają na ziemię, żeby zniszczyć planetę - powiedział niskim, poważnym głosem, poruszając brwiami.

- Okej... Uzasadnij to, bo wciąż nie widzę związku. Jestem raczej przyjazny dla środowiska.

Teraz to ja go trochę przygniotłem no i dosłownie się niewinnie droczyliśmy. Mike aż prawie spadł, ale z lekkim zawałem, szybko go chwyciłem i wciągnąłem na siebie, mocno obejmując dla pewności, że oboje żyjemy.

- No wlsnsie!

Michael poprawił się na mnie, bo on nie umie leżeć spokojnie. To była upośledzona pozycja, dlatego usiadł, ale zrobiło mu się chyba bardzo zimno od tej odległości.

- Posuń się. - Nie czekał aż spełnię prośbę, przesunął mnie sam, aż na oparcie fotela, którego strukturę poczułem nawet na nosie. Ale się zrekompensował, bo trochę niespodziewanie wciągnął mnie na siebie.

Mike przykrył kocem nas oboje i znów bez ostrzeżenia, że to zrobi, wpletł palce w moje włosy. Dłuższą chwilę tylko trzymał tak rękę, podczas gdy moje serce jakby dostało pierdolca, bo zabiło zdecydowanie za szybko... Zatrzymało się na moment, w chwili gdy Clifford zaczął przebierać palcami w moich włosach, z czułym dotykiem schodząc aż do karku, jakby to było dla nas całkowicie normalne, ale nie było, dlatego aż zadrżał mi oddech w napięciu. Poczułem jak strasznie pieką mnie policzki. Dosłownie, ja chyba płonąłem i to wcale nie była złość. To była reakcja na bliskość.

O Boże, co to jest?

- Well... Jesteś zbyt przyjazny dla środowiska. Reptilianie z reguły tak robią, chcąc uśpić czujność ludu - odezwał się wreszcie i dzięki wielkie, bo jeszcze trochę i spaliłbym policzkiem jego koszulkę, a tak miałem chociaż pretekst żeby się poruszyć, bo przecież powinienem patrzeć w oczy mojego rozmówcy, to kulturalne.

Bzdura, nie mogłem podnieść głowy, żeby nie widział tego rumieńca, więc oddychając przez usta, wciąż z lekkim zawieszeniem, przełożyłem się tylko trochę wyżej. Nic więcej, nic mniej.

- Teraz to ty usypiasz moją czujność, więc pamiętaj, obserwuję cię. - To było takie dziwne czuć własne ciepło...

Jednak uczucie, które w sobie miałem okazało się bardziej urzekające od wpadania w błoto.

Mike uśmiechnął się niezręcznie, również zdezorientowany tym, co własnie się między nami dzieje. Łudziłem się, że uzna, że ta temperatura jest kwestią dwóch bluz, koca i przytulania. Nie tylko przytulania.

- Może tak naprawdę to ja uratuję świat przed tobą, wstrętny kosmito? Pod tą anielską maską masz łuski? - też mówił żartobliwie, ale tak cicho, że prawie szeptem. W końcu Michael oparł swój (zimny swoją drogą) policzek o czubek mojej głowy. - Ale jeśli będzie ci za gorąco, możesz nas odkryć - to powiedział już całkiem szeptem.

- Anielską maską, huh? - Złapałem go za słówko, żeby bardziej zwrócić uwagę na jego komentarz, a nie na to jaki ja kuźwa byłem wtedy czerwony. A gdy Clifford dotykał mojego karku, aż na chwilę przestałem oddychać. - I jest okej, ale jakby tobie było za zimno, albo za ciepło, to mów. - Mnie było wręcz gorąco.

Nie mógł nie zwrócić uwagi na moje reakcje i raczej się domyślił, że jako pierwszy złamał moją barierę dotyku z obcą osobą.

Chyba chciał więcej, ale więcej czego?

Michael leciutko posunął więc paznokciami po moim karku, potem po ramieniu już pod bluzami, a w ostateczności wrócił do włosów, które troszkę ścisnął w ręku.

- Kiedy włosy zaczynają ci się kręcić, wyglądasz jak te małe aniołki z gołymi tylkami w kościele. - Starał się zbić tę intymność żartem.

Zaśmiałem się głupio na ten komentarz, co trochę rozładowało napięcie między nami, ale tylko na chwilkę. Miałem aż ciarki. I jakbym zapomniał, że parzę, odruchowo wtuliłem nos w zagłębienie jego szyi. Kiedy natomiast Mike pociągnął mnie za włosy... Kurde, to było intymne w cholerę, a dla mnie szczególnie, skoro to był mój pierwszy taki rodzaj bliskości. Miałem wrażenie, że jeszcze chwila i jękne. Jakkolwiek abstrakcyjnie to nie brzmi.

To fakt, zawsze ceniłem sobie swoją przestrzeń osobistą i wiedziałem, że przecież zawsze mogę usiąść, odsunąć się, ale... Ale rzecz w tym, że nie chciałem. Ten dotyk był absorbujący i czułem się z nim wtedy na tyle dobrze, że na moje... Nie wierzę, że to mówię, ta burza mogłaby trwać i trwać, bo chociaż mielibyśmy pretekst.

Zastanawiałem się czy moja reakcja i moje myśli są w jakikolwiek sposób uzasadnione. To emocje, to strach, to dezorientacja. Mój organizm dostał za dużo bodźców, tak sobie tłumaczyłem fakt, że czuję ten miły ból w brzuchu.

Gdybym uznał to za "motylki", siebie musiałbym uznać za geja, a ja wcale nim nie byłem... Z resztą mówimy o Michaelu.

Nie chcąc tego kminić, po prostu założyłem nogę na jego nogę, czując się bardziej senny. Z racji faktu, że burza sobie odpuszczała, mogłem się zrelaksować i przez to włączył mi się tryb potrzeby czułości, który o dziwo tym razem został zaspakajany przez Mike'a.

- Więc taki masz plan? Przekonać do siebie ludzi z naszego miasta, a później z całego świata? - No tak, mówiliśmy o tym, że jestem kosmitą.

Chłopak zakręcił kosmyk moich włosów na palcu.

- Nie powiem ci, bo zależy mi na momencie zaskoczenia. Z resztą Dundersztyc zawsze zostawał pokonany po tym jak opowiedział już jaki ma plan, także nie popełnię jego błędu.

- Hej, ja tam lubiłem Dundersztyca. I jego kumpla balona. - Zamknął oczy topiąc nos w moich włosach. Moment później, równie niespodziewanie i gwałtownie sięgnął po moją rękę i położył ją na swojej klatce piersiowej, po czym wypalił: - przeszkadzała mi tam. - Tak, to miało sens, Michael...

Swoją położył obok, również na swojej klatce piersiowej.

Tak fajnie blisko. Tak fajnie, jakby nasze dłonie były magnesami o przeciwnych biegunach.

- Luz - rzuciłem, bo przecież byłem taki wyluzowany w tamtej chwili. - Jakbym zasnął i zaczął cię ślinić, możesz mi walnąć.

- Spoko - odparł tak samo luzacko.

Ten dotyk był taki fascynujący, a ta bliskość taka nowa... I taka niewytłumaczalnie potrzebna. My naprawdę przestaliśmy mieć jakąkolwisk odległość. Wiem, że się powtarzam, ale to mnie ekscytuje, musicie mi wybaczyć.

Posunął dłonią bliżej mojej więc się zetknęły. Przeniosłem wzrok na nasze ręce. Mógłbym ująć jego palce, ale... Ale się powstrzymałem, bo to zorbiłoby się gejowskie dopiero w momencie, gdybyśmy trzymali się za ręce. Brawo, Luke, masz genialną wizję życia.

Nawet gdy Clifford zaczął delikatnie masować moje ramię, w które, o ironio, słodka ironio, zazwyczaj mnie popychał.

- Chętnie zobaczyłbym Nowy Jork - palnąłem chyba głupotę, bo Mike zaczął śmiać się na głos.

Dlatego też nie chwyciłem go za rękę. Mógłby mnie wyśmiać na przykład.

- Więc możesz tam pojechać pociągiem, zamiast do domu. - Było jednak słychać, że się zgrywa.

- Dobra - prychnąłem. - Pojadę, Ben mnie przyjmie.

Odpowiedział mi tylko ponownym, cichym śmiechem, a potem wymienialiśmy zdawkowe informacje, będąc zbyt zmęczeni, by rozmawiać.

I tak zasnąłem pierwszego dnia wakacji mojego życia. W ramionach Michaela Clifforda.

___________________

Napisałam ten rozdział na telefonie oczywiście razem z Karo, także no... Mam nadzieję że się wam. Podobał ale spokojnie to dopiero początek to nie oznacza jeszcze ze juz wszystko będzie sielanka xdd

Idk co myślicie.

Jak myślicie? Co luke ma do Michaela? Bo ja wciąż myślę że ma w nim takiego mocnego krasza od dziecka ale nie chce się do tego przyznać ;)

Hihihi

All the love x

Continue Reading

You'll Also Like

183K 9.8K 44
╰┈➤ *⋆❝ 𝐲𝐨𝐮 𝐭𝐡𝐢𝐧𝐤 𝐢'𝐝 𝐩𝐚𝐬𝐬 𝐮𝐩 𝐚 𝐟𝐫𝐞𝐞 𝐭𝐫𝐢𝐩 𝐭𝐨 𝐢𝐭𝐚𝐥𝐲? 𝐢 𝐥𝐢𝐭𝐞𝐫𝐚𝐥𝐥𝐲 𝐤𝐞𝐞𝐩 𝐦𝐲 𝐩𝐚𝐬𝐬𝐩𝐨𝐫𝐭 𝐢𝐧 𝐦𝐲 �...
551K 17.1K 74
Hiraeth - A homesickness for a home to which you cannot return, a home which maybe never was; the nostalgia, the yearning, the grief for the lost pla...
1.2M 52.1K 98
Maddison Sloan starts her residency at Seattle Grace Hospital and runs into old faces and new friends. "Ugh, men are idiots." OC x OC
412K 12.5K 94
Theresa Murphy, singer-songwriter and rising film star, best friends with Conan Gray and Olivia Rodrigo. Charles Leclerc, Formula 1 driver for Ferrar...