Uczucie w nienawiści | Rose&S...

By _Mary-Kate_

10.8K 452 85

Rodziny Weasley oraz Malfoy nigdy nie darzyły siebie sympatią. Jedni uważani za zdrajców krwi, a drudzy za sł... More

Początek przygody w Hogwarcie.
Być lepsza...
Plan
Wstyd i pośmiewisko, ale się udało
"Nie bądźcie wrogami"
Kartka papieru
Artykuł
Przyjaciele?
Wiersz... miłosny?
Jak Sherlock!
Niemożliwe
Mieszanka wybuchowa!
Dobić czy ratować?
"Na przekór przeznaczeniu"
Wakacyjne problemy
Spotkanie
ZAWIESZONE

(Nie)znajomy

425 19 9
By _Mary-Kate_

W sali zapanowała grobowa cisza. Wszyscy wstrzymali oddech i czekali, aż profesor Slughorn wróci ze swojego gabinetu. Jego pamięć nie była tak sprawna, jak kilkadziesiąt lat temu i zapomniał o referatach, czyli najważniejszym zadaniu w roku, od którego zależało bardzo wiele. Rose zgniotła kolejną kartkę w swojej ręce i podarła ją na drobne kawałeczki, a ze strzępków układały się wokół niej stosiki.

-Nie denerwuj się tak. -chłopak niespodziewanie szepnął jej do ucha. -Będzie dobrze. -podał jej kolejną kartkę, a w ręce już przygotował kolejną.

-Łatwo ci mówić. -drgnęła przez nagłą bliskość, ale nie dała poznać po sobie, że ją to w jakiś sposób ruszyło.

-Pamiętaj, że jedziemy na jednym wózku.

Spojrzała na niego spod przymrużonych powiek, ale nic nie powiedziała.
Scorpius wygląda lepiej, ale widać, że nadal był chory. Miał wyraźne cienie pod oczami. Włosy, jak i jego strój były w nieporządku. Ciągle zmęczony wyraz twarzy, a ciało wlokło się za właścicielem, jakby bez życia. Na dodatek Rose zauważyła, że prawdopodobnie schudł kilka kilogramów. W skrócie wyglądał jak obraz rozpaczy. Uśmiech na jego bladej twarzy wprowadzał w błąd.

Można powiedzieć, że "wypisał się ze Skrzydła Szpitalnego na własne życzenia", a raczej wybiegł stamtąd, gdy tylko poczuł się odrobinę lepiej. Widocznie ciągłe towarzystwo pani Bell nie przypadło mu do gustu. Może chodziło o jej dziwne metody leczenia i "zdrowotne" napoje własnej roboty, które wlewała w każdą napotkaną osobę. Biedny Scorpius musiał wytrzymać z nią ponad tydzień. Cud, że jeszcze żyje...

-Pamiętam. -zapewniła i rozerwała kolejną kartkę. -Dlaczego mi to dałeś? -spojrzała z osłupieniem na swoje dłonie.

-Robię to już od piętnastu minut. Myślałem, że to twój sposób na stres. -blondyn wzruszył bezradnie ramionami.

-Bo tak jest, ale nie musisz poświęcać swoich notatek. -burknęła, zbierając wszystkie odłamki.

-Są z tamtego roku, czasem zaglądałem do nich, ale nie są mi już potrzebne.

A więc to jest jego sposób... może by tak...

Nie! Rose, nie! Dość zaprzątania sobie głowy Malfoyem! Zapominasz się. Musisz się opamiętać!

-Rozumiem.

-Możesz spokojnie je niszczyć. -uśmiechnął się z rozbawieniem i oparł policzek na ręce.

Dziewczyna popatrzyła na niego jeszcze przez chwilę.

Chory, słaby, wkurzający Malfoy, a taki przyjazny i... słodki.
Rose szybko wyprostowała się i poczuła, jak robi jej się gorąco. Jak mogła coś takiego pomyśleć. Wróg numer jeden nie może być nazwany słodkim.

Słodki może być cukierek, batonik, czekolada, czy ciastko, ale nie Malfoy! Otrząśnij się Rose! Tylko to ci pozostało...

-Znalazłem! -krzyknął radośnie Slughorn, wychodząc ze swojego gabinetu z plikiem kartek.

Dzięki ci Merlinie

-Trochę to trwało, ale udało mi się znaleźć wasze... zadania.

Żeby nie powiedzieć wypociny.

-Następnie Pan Potter oraz Pan Foster. -odczytał kolejne nazwiska, zapisane na pierwszych stronach referatu. -Proszę następnym razem bardziej przyłożyć się do pracy. Widzę w panach potencjał, który jeszcze nie został odkryty.

Albus skrzywił się na słowa profesora i posłusznie powrócił do ławki ze średnią oceną. Nie uśmiechało mu się, aby nauczyciele porównywali go do brata, czy ojca, którzy całkiem nieźle radzili sobie w eliksirach. On nie i nie miał z tym żadnego problemu.

-Ostatnia praca, jaką oddaję, jest również najlepszą ze wszystkich. Wykonana bezbłędnie i z charyzmą. -zaczął żywo gestykulować. -Idealna! Panno Weasley, panie Malfoy, zapraszam. -wskazał miejsce obok siebie.

-Co? -szepnęła zaskoczona Rose i otworzyła szeroko usta.

Owszem była dobra, może nawet bardzo dobra, ale jeszcze nigdy nauczyciel nie powiedział, że zrobiła coś idealnie. I-D-E-A-L-N-I-E. Z małą pomocą Malfoy'a oczywiście, ale jednak... No dobrze, może nie tak małą...

Widząc, że dziewczyna jest w szoku, Scorpius niewiele myśląc, pociągnął ją za sobą i postawił obok profesora.

-Wszyscy powinniście brać przykład z nich i z ich prac. -profesor Slughorn nie zaprzestał ich wychwalać.

-Bez przesady... -mruknęła ognistowłosa tak cicho, że tylko on zdołał ją usłyszeć.

Jej widok go rozczulił. Jeszcze nigdy nie widział Rose Weasley zawstydzonej. Wściekłej, tak. Smutnej, tak. Wesołej, tak. Zrozpaczonej, też. Pierwszy raz była tak niepewna. Ciekawa odmiana.

-Chyba muszę częściej zadawać prace grupowe. -mężczyzna popatrzył na nich spod grubych szkieł. -Jesteście świetnym duetem.

-Dziękujemy. -odpowiedzieli niemal równo i popatrzyli po sobie.

Przypadek?








Rose uniosła wysoko głowę, aby móc w całej okazałości podziwiać wspaniały zamek, jakim był Hogwart. Nie wyobrażała sobie piękniejszego widoku. Miała ochotę przyspieszyć czas, aby wakacje przeminęły w minutę, a ona mogłaby wrócić do szkoły i zaszyć się w bibliotece na kilka godzin. Dziwne marzenia, prawda?

Poczuła nagły ciężar na ramionach i lekko się pod nim ugięła.

-Lisa! -wrzasnęła, widząc jej charakterystyczne jasne włosy. -Oszalałaś?

-Już dawno. -odparła radośnie, jej entuzjazm był niemal zaraźliwy. -Gotowa na powrót do domu?

-Jasne. -Rose uśmiechnęła się lekko. -Dawno nie widziałam rodziców.

-Ja tak samo. Okropnie za nimi tęsknię.-ścisnęła dziewczynę mocniej, aż zabrakło jej tchu. -Ciekawe czy Melon jeszcze żyje? -pomyślała głośno.

-Melon? Ten pies? -spytała niepewnie.

-To królik, nie pies! -zaśmiała się na głos i wyjęła marchewkę z kieszeni. -Jestem gotowa na powitanie.

-Jesteś niemożliwa. -Weasley pokręciła głową.

-Dziękuję! No chodźmy już. -objęła ją ramieniem, a drugą ręką ciągnęła kufer. -Musimy znaleźć najlepsze miejsca!









-Ale mi się nuuuudzi... -marudziła ciągle Lisa, leżąc głową w dół, a jej nogi uderzały o oparcie. -Ile jeszcze będziemy tak jechać?

-Jedziemy tak, jak zawsze. -ognistowłosa przewróciła oczami. -Zazwyczaj tak nie jęczysz.

-Nic nie poradzę na to, że w bibliotece skończyły się książki. -rozłożyła ręce z oburzeniem. -Mogliby zainwestować w...

-Więcej kryminałów? -dokończyła za nią.

-Dokładnie! Rozumiesz mnie jak nikt inny.

-Może, gdybyś nie czytała wyłącznie Sherlocka, nie nudziłabyś się tak bardzo.

-Bardzo chciałabym rozwiązać tę sprawę z listem... -dodała jakby od niechcenia i spojrzała na reakcję przyjaciółki.

-Rozmawiałyśmy o tym. -Rose zmieszała się lekko. -Trochę nas to poróżniło, a ja nie...

-Tak, pamiętam. Zapomnij, o czym mówiłam. -blondynka machnęła ręką, nie chcąc, aby wynikła z tego niepotrzebna kłótnia tak jak ostatnio.

Tym dwóm naprawdę ciężko jest się pogodzić, więc lepiej odpuścić sobie sprzeczki, przynajmniej na jakiś czas.

-Może znajdę ci coś do czytania. -Rose otworzyła swoją podręczną torebkę. -Masz do wyboru trzymający w napięciu dramat, zawiły romans... chyba że odważysz się na trochę grozy i wybierasz horror? -uśmiechnęła się w lekko upiorny sposób.

Lisa przełknęła ślinę. Nigdy nie przepadała za tego typu literaturą, a strach był jej największym wrogiem. Miała tendencję do krzyczenia, gdy zobaczyła cień, a wszystko, co skojarzone było z duchami, potworami, czy innymi tego rodzaju zjawiskami omijała szerokim łukiem. W nocy zamykała nawet swoją szafę na kłódkę, aby tylko coś z niej nie wyszło. Każdy z nas ma jakieś drobne obsesje, ale w przypadku Lisy zostały one nasilone i wybuchowe tak jak jej osobowość.

-To może pogramy w karty? -zaproponowała w końcu, wyciągając talię.

Rose pokręciła głową, ale zgodziła, wiedząc, że sprawi ty przyjaciółce radość. Szczególnie dlatego, że sama nie potrafiła grać, a blondynka właśnie z takich małych rzeczy, jak wygrana rozgrywka, potrafiła cieszyć się najbardziej.








-Szach mat!

Lisa wybuchła śmiechem i przewróciła się na siedzenie.

Rose zmarszczyła brwi i jeszcze raz przyjrzała się swoim kartą.

-No co?

Blondynka przez długi czas próbowała się uspokoić i coś powiedzieć, ale śmiech starannie jej to uniemożliwiał. Gdy Lisa wpadnie w głupawkę to ciężką ją z niej uratować. Rose westchnęła zirytowana i stukała palcami po swoim policzku.

-Powiesz mi w końcu, co cię tak rozbawiło?

Lisa otarła łzy i w końcu przestała się śmiać.

-Po pierwsze to gramy w wojnę, a nie w szachy, a po drugie to tłumaczyłam ci, że joker jest potężniejszy od damy.

-Ale dlaczego? -burknęła dziewczyna. - Dama jest wytworną kobietą i wygląda na żonę króla. To chyba oczywiste, że powinna być ważna. -myślała głośno zagubiona Rose.

-No i jest, ale nie tak ważna, jak joker.

-Przecież to tylko zwykły błazen...

-Który pokona nawet króla, tłumaczyłam ci. -Lisa dźgnęła ją palcem w żebra. -Nie słuchasz mnie.
-Po prostu nie potrafię w to grać. -odłożyła karty i złożyła ręce na piersi.

-Tak, jak każdy na początku. Musisz ćwiczyć.

-Yhym... chcesz coś zjeść? Pójdę po czekoladową żabę.

-Weź mi paszteciki z dyni... o i fasolki... i jeszcze...

-Niech zgadnę... karmelkowe muszki?

-Bingo! -pstryknęła palcami i wyszczerzyła zęby w uśmiech.








Rose westchnęła zirytowana i oparła głowę i okno. Kolejka po kilka słodyczy ciągnęła się w nieskończoność. Dziewczyna stała w miejscu od piętnastu minut i nie mając ciekawszego zajęcia, podziwiała krajobrazy za oknem, a w ręce ściskała kilka monet.

-Ile można wybierać fasolki? -burknęła cicho, piorunując wzrokiem niezdecydowaną brunetkę, która aktualnie stała przy wózku z łakociami.

-Dobrze, że to nie Miodowe Królestwo, tak to dopiero miałaby wybór.

Weasley zadrżała, słysząc obcy głos tuż nad swoim uchem.

Wdech, wydech, opanowanie.

Odchrząknęła i wyprostowała się lekko. Spojrzała w bok i zmarszczyła brwi, przyglądając się chłopakowi. Był dość wysoki, nie potrafiła dokładnie określić, ale z pewnością wyższy od niej. Oparł rękę nad jej głową i nachylił się, zdecydowanie przekraczając przestrzeń osobistą, ale nie mogła mieć o to pretensji, zważając na wąski korytarz. Miał gęste włosy w jasnobrązowym kolorze, a jego oczy były ciemne jak noc. Elementem charakterystycznym był mały pieprzyk na policzku, po prawym okiem. Uśmiechał się pogodnie, przyglądając się dziewczynie błyszczącymi oczami.

Im dłużej Rose mu się przyglądała, tym miała większe wątpliwości.
-Czy my się znamy?

-Frank Foster.

-Rose Weasley. -powiedziała niepewnie i uścisnęła jego rękę.

-Teraz już się znamy. -mrugnął, a po chwili wskazał głową do przodu. -W końcu poszła. Myślałem, że nigdy to nie nastąpi. -dopiero po chwili zrozumiała, że miał na myśli niezdecydowaną brunetkę.

-Emm, tak... poproszę czekoladową żabę, dwa dyniowe paszteciki, karmelkowe muszki i ... eh...- zamilkła próbując sobie przypomnieć, czego jeszcze mogła chcieć Lisa.

-Może fasolki?

-Oh, tak jeszcze fasolki, dziękuję. -zapłaciła za wszystko i zmarszczyła brwi, odwracając się w kierunku Franka. -Skąd wiedziałeś o fasolkach?

-Słysząc twoją listę, jestem pewien, że znasz Lisę Wood. -jego kąciki uniosły się ku górze, a Rose coraz mniej podobała się ta sytuacja.

-Być może...

-W Ravenclaw chyba każdy ją zna.

-To prawda, że zwraca na siebie uwagę. -ognistowłosa mimowolnie się uśmiechnęła.

-Trudno jej nie lubić. Nie rozmawiamy za często, ale już kilka razy poprosiła mnie o zrobienie zapasów. -Rose parsknęła śmiechem i zakryła usta dłonią.

-Który rok? -spytała, podnosząc na niego wzrok.

-Za dwa miesiące będę na szóstym.

-Ja będę na piątym. -przygryzła policzek od środka. -Powiedz mi... czy SUMy są tak trudne, jak każdy mówi?

Frans uśmiechnął się lekko i uniósł brew.

-Denerwujesz się nimi?

Tak...

-Nie. -pokręciła głową. -Jestem po prostu ciekawa.

-Teraz mogę ci powiedzieć, że nie powinnaś się tym za wcześnie martwić. Jeszcze cały rok, aby się bać. -mrugnął do niej. -Więcej powiem ci przy innej okazji, bo mam nadzieję, że to nie nasze ostatnie spotkanie.

Co?

-Jasne. -Rose uśmiechnęła się niepewnie. -Musisz mi koniecznie opowiedzieć ze szczegółami o testach. -powiedziała już pewniej.

-Obiecuję. -podał jej mały palec.

-Serio? -uniosła brew.

-To najskuteczniejszy rodzaj obietnicy. Na mały palec.

-Niech będzie. -mentalnie przewróciła oczami i zawali obietnicę.

Drzwi obok gwałtownie się otworzyły, a blondynka wysunęła się z niej.

-Rose jesteś, już myślałam, że się zgubiłaś. -Lisa zaśmiała się i dopiero po chwili zauważyła chłopaka, stojącego przed przyjaciółką. -Cześć Frank, co słychać?

-W porządku. -mrugnął i schował ręce do kieszeni. -Nie będę cię już zatrzymywać. -zwrócił się do Weasley. -Do zobaczenia Rose. -machnął ręką i mrugnął do niej ostatni raz. -Na razie Lisa.

Dziewczyna chwilę stała w miejscu, rozważając wszystkie skutki podjętej decyzji. Negatywne i pozytywne. Wiedziała też, że musi dopytać Lisę o tego chłopaka. Kto normalny zaczepia obce osoby na środku korytarza.

Czy on ma jakiś tik nerwowy?














-Widziałaś, jak ładnie się uśmiechał. -szepnęła z podekscytowaniem blondynka, nie mając pewności, czy chłopak na pewno już poszedł, a byłoby niezręcznie, gdyby usłyszał, jak o nim rozmawiają.

-Yhym... -Rose upadła na siedzenie i zabrała się za otworzenie czekoladowej żaby, na którą bardzo miała wtedy ochotę.

-Dosłownie oczy my błyszczały na twój widok. -uśmiechnęła się znacząco.

-Lisa. -podniosła groźne spojrzenie na przyjaciółkę. -Nawet nie próbuj.

-Frank był jednym z podejrzanych. -pomyślała głośno. -Myślisz, że...

-Nie. -zaprzeczyła natychmiast i spojrzała na nią znudzona. -Proszę cię. Miałyśmy już o tym nie rozmawiać.

-Dobrze, dobrze już nic nie mówię. -"zasunęła usta na zasuwkę", a po chwili ją "odsunęła". -Ale musisz przyznać, że jest przystojny.

-Być może. -ognistowłosa wzruszyła ramionami. -Poza wyglądem liczy się też charakter i to, co ma w głowie.

-Ehem! On jest z Ravenclaw, Rose. -przypomniała dumnie Lisa. -Nasz dom nie bez powodu powiązany jest z cechami takimi jak mądrość, inteligencja, kreatywność, bystrość, oryginalność...

-Tak, tak rozumiem. -przygryzła wargę. -Chodzi o to, że wydawał mi się trochę dziwny.

-Nie znasz go, może jeszcze cię do siebie przekona. -panna Wood poruszała znacząco brwiami.

-Nie wiem, dlaczego w ogóle zaczęłyśmy tę rozmowę! -Rose zakryła twarz książką, czując nieprzyjemne ciepło na policzkach.

Najpierw Malfoy, a teraz to... Cholera! Znów ten Malfoy!




Trochę krótko, ale jest. Dziękuję za uwagę. Pozdrawiam!

Continue Reading

You'll Also Like

24.1K 1.9K 20
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...
10.4K 593 33
Tony Monet, chłopak pełen życia, przyjaciół i szczęśliwych chwil. Chłopak, który od kilku tygodni zaczyna przygaszać a przy tym całe jego otoczenie...
6K 660 35
"Nie jestem już dzieckiem do cholery zrozum to wreszcie jestem prawie pełnoletni i mam prawo umawiać się z kim chce, to jest moje życie więc się odpi...
134K 9.8K 57
Edgar to młody chłopak z toną problemów na głowie. Dla swojej siostry starał się walczyć z chęcią skończenia tego. Niestety pragnienia wzięły górę. ...