(Nie)znajomy

423 19 9
                                    

W sali zapanowała grobowa cisza. Wszyscy wstrzymali oddech i czekali, aż profesor Slughorn wróci ze swojego gabinetu. Jego pamięć nie była tak sprawna, jak kilkadziesiąt lat temu i zapomniał o referatach, czyli najważniejszym zadaniu w roku, od którego zależało bardzo wiele. Rose zgniotła kolejną kartkę w swojej ręce i podarła ją na drobne kawałeczki, a ze strzępków układały się wokół niej stosiki.

-Nie denerwuj się tak. -chłopak niespodziewanie szepnął jej do ucha. -Będzie dobrze. -podał jej kolejną kartkę, a w ręce już przygotował kolejną.

-Łatwo ci mówić. -drgnęła przez nagłą bliskość, ale nie dała poznać po sobie, że ją to w jakiś sposób ruszyło.

-Pamiętaj, że jedziemy na jednym wózku.

Spojrzała na niego spod przymrużonych powiek, ale nic nie powiedziała.
Scorpius wygląda lepiej, ale widać, że nadal był chory. Miał wyraźne cienie pod oczami. Włosy, jak i jego strój były w nieporządku. Ciągle zmęczony wyraz twarzy, a ciało wlokło się za właścicielem, jakby bez życia. Na dodatek Rose zauważyła, że prawdopodobnie schudł kilka kilogramów. W skrócie wyglądał jak obraz rozpaczy. Uśmiech na jego bladej twarzy wprowadzał w błąd.

Można powiedzieć, że "wypisał się ze Skrzydła Szpitalnego na własne życzenia", a raczej wybiegł stamtąd, gdy tylko poczuł się odrobinę lepiej. Widocznie ciągłe towarzystwo pani Bell nie przypadło mu do gustu. Może chodziło o jej dziwne metody leczenia i "zdrowotne" napoje własnej roboty, które wlewała w każdą napotkaną osobę. Biedny Scorpius musiał wytrzymać z nią ponad tydzień. Cud, że jeszcze żyje...

-Pamiętam. -zapewniła i rozerwała kolejną kartkę. -Dlaczego mi to dałeś? -spojrzała z osłupieniem na swoje dłonie.

-Robię to już od piętnastu minut. Myślałem, że to twój sposób na stres. -blondyn wzruszył bezradnie ramionami.

-Bo tak jest, ale nie musisz poświęcać swoich notatek. -burknęła, zbierając wszystkie odłamki.

-Są z tamtego roku, czasem zaglądałem do nich, ale nie są mi już potrzebne.

A więc to jest jego sposób... może by tak...

Nie! Rose, nie! Dość zaprzątania sobie głowy Malfoyem! Zapominasz się. Musisz się opamiętać!

-Rozumiem.

-Możesz spokojnie je niszczyć. -uśmiechnął się z rozbawieniem i oparł policzek na ręce.

Dziewczyna popatrzyła na niego jeszcze przez chwilę.

Chory, słaby, wkurzający Malfoy, a taki przyjazny i... słodki.
Rose szybko wyprostowała się i poczuła, jak robi jej się gorąco. Jak mogła coś takiego pomyśleć. Wróg numer jeden nie może być nazwany słodkim.

Słodki może być cukierek, batonik, czekolada, czy ciastko, ale nie Malfoy! Otrząśnij się Rose! Tylko to ci pozostało...

-Znalazłem! -krzyknął radośnie Slughorn, wychodząc ze swojego gabinetu z plikiem kartek.

Dzięki ci Merlinie

-Trochę to trwało, ale udało mi się znaleźć wasze... zadania.

Żeby nie powiedzieć wypociny.

-Następnie Pan Potter oraz Pan Foster. -odczytał kolejne nazwiska, zapisane na pierwszych stronach referatu. -Proszę następnym razem bardziej przyłożyć się do pracy. Widzę w panach potencjał, który jeszcze nie został odkryty.

Albus skrzywił się na słowa profesora i posłusznie powrócił do ławki ze średnią oceną. Nie uśmiechało mu się, aby nauczyciele porównywali go do brata, czy ojca, którzy całkiem nieźle radzili sobie w eliksirach. On nie i nie miał z tym żadnego problemu.

Uczucie w nienawiści | Rose&Scorpius -ZAWIESZONEWhere stories live. Discover now