VOLTRON - LEGENDARY BAND

LuciferMorny tarafından

721 56 32

Keith Kogane jest stosunkowo normalnym dzieciakiem, chodzi do liceum, które plasuje się na najwyższym miejscu... Daha Fazla

P. I - ŻYCZLIWOŚĆ W KAWIARNI
P. II - NIE MA DLA CIEBIE NADZIEI
P. IV - ZIMNA PIZZA
P. V - TALENT DO DRAMATURGII
P. VI - RODZINNY WEEKEND

P. III - AMFITEATR W PARKU

114 10 3
LuciferMorny tarafından

To jak zwykle Mia, narzeczona Shiro, przyszła do nich, obwieszczając złą nowinę, że czas im się skończył i że na dzisiaj wystarczy. Przypomniała im też, że przecież i tak wszyscy zostają na noc, bo w telewizji leciał maraton horrorów, na który wszyscy tak czekali i gdy zaczęli jęczeć, że może zagrają chociaż jeszcze jedną piosenkę, wypomniała im, że to przecież nie ona zarządza czasem i że to oni prosili ją o bycie chodzącym budzikiem. Gdy na to nie znaleźli żadnej logicznej odpowiedzi, uznali, że się wycofają i odłożyli wszelkie sprzęty, które trzymali w dłoniach, już od progu przekomarzając się, kto zajmie które miejsce.

Szturmem ruszyli by zająć salon, w którym Mia, jak przystało na idealną narzeczoną wychwalaną pod niebiosa przez Shiro, rozłożyła im już kanapę, zastawiła stół miskami z chipsami i sałatkami, a obok masą niezdrowego picia w butelkach i kilka dzbanków z domowej roboty kompotami czy herbatą. Na końcu zgrai jak zwykle szedł Keith, ale chłopak po prostu wolał iść ostatni. Na spokojnie odłączył gitarę i odstawił ją na stojak, kończąc nagrywanie i odpinając komputer od całej kosmicznej stacji, jaką sobie zorganizował żeby tylko mieć pewność, że na nagraniu znajdzie się każdy, chociaż najmniejszy dźwięk. Wziął laptopa pod pachę i pamiętając o zgaszeniu światła, opuścił garaż. Czarnowłosy miał lekki problem ze skupieniem się na filmie. Raz, że nigdy za bardzo za horrorami nie przepadał i oglądał je tylko dlatego, że w ich paczce działała demokracja, a on po prostu uwielbiał spędzać czas z przyjaciółmi. Dwa, że co rusz rzucał ukradkowe spojrzenie na leżącego na kuchennej wyspie z tyłu laptopa, na którym mógłby popracować w spokoju. No i trzy, co najgorsze, wciąż nie potrafił zapomnieć o chłopaku z kawiarni, choć zupełnie nie rozumiał dlaczego. W czasie próby udało mu się skupić na muzyce, ale teraz, gdy jego myśli krążyły wolno po wszystkich tematach, wrócił do rozmyślań, o których nie sądził, że w ogóle będą zaprzątać jego głowę.

Mia zwinęła się jako pierwsza, sprawdzając godzinę w telefonie. Z góry też powiedziała im wszystkim, że nie muszą ściszać telewizora, który huczał tak, że słychać go było spokojnie w całym domu, bo zainwestowała w zatyczki do uszu, na co wszyscy niby zareagowali radosnym okrzykiem, ale i tak zmniejszyli głośność. Dziewczyna pocałowała na odchodne narzeczonego i życząc wszystkim strasznej nocy zniknęła w odmętach schodów prowadzących na piętro. Taki, jak na ucznia przystało, potrafił zasnąć w każdej pozycji i w każdych warunkach, więc jedynie głośno ryczący telewizor zagłuszał jego ciche pochrapywanie. Pidge natomiast, posiadała niezwykły talent delikatnego rysowania, więc wystarczyła jej minuta i dorwanie się do pierwszych lepszych mazaków by narysować Takiemu okulary, wąsy i brodę, bez obudzenia go, co Shiro skomentował tylko znaczącym opuszczeniem ramion. Niemniej atmosfera była perfekcyjna i wszyscy doskonale to czuli.

Pidge wystarczyło kilka dni by przekonać wszystkich, że powinni wystąpić w parku. Jej wiadomość, wysłana w trakcie lekcji, nikogo nie zaskoczyła. Nie pierwszy i nie ostatni raz dziewczyna bardziej bujała w obłokach niż słuchała nauczyciela próbującego przygotować ją do matury. Sam pomysł spotkał się jednak ze sporym oburzeniem. Nigdy wcześniej nie grali publicznie. Ba, nawet nie załapali się na przegląd i ich grudniowy występ miał być pierwszym poważniejszym, mimo że grali ze sobą już ładnych kilka lat. Pidge próbowała bronić swojego pomysłu, że przecież taka zajawka im się przyda żeby nie skamienieli ze stresu na scenie. Rzuciła też parę innych logicznych argumentów i wkrótce wszyscy po kolei stawali się pomysłowi coraz przychylniejsi. Wstępnie umówili się na piątkowy wieczór w pobliskim parku. Umawianie się na konkretną godzinę tak wcześnie nie miało najmniejszego sensu, bo wszystko zależało od tego, jak późno Shiro i Mia skończą pracę żeby móc wykorzystać ich auto do transportu bębnów i elektronicznego pianina. Pidge i od razu zaproponowała, że pomoże, jednak narzeczeni stwierdzili, że raczej nie będzie takiej potrzeby. Uwagę Keitha zwrócił natomiast fakt, że Taki nijak nie zainteresował się własnym sprzętem ani dostarczeniem go na miejsce ich pierwszego koncertu, co pozostawiło po sobie lekki niesmak.

Kogane zablokował telefon i odłożył go na ławkę, wpatrując się bezmyślnie w kolegę z klasy, który niechętnie wywołany, właśnie robił z siebie debila przed całą klasą. Współczuł chłopakowi, bo ten z góry przyznał się do niewiedzy, co wydawać się mogło logicznym posunięciem i Keith go za to szanował, jednak nauczyciel miał na ten temat zgoła inne zdanie i kazał chłopakowi sterczeć z kredą w ręku dopóki ten nie rozwiąże poprawnie przykładu. Zamiast skupić się jednak na klasie, z której kilka osób podnosiło nieco do góry zeszyty z poprawnym rozwiązaniem by nieszczęśnik mógł je zauważyć i spisać, Keith ponownie odpłynął myślami. Zastanawiał się, czemu tak bardzo na sercu usiadło mu spotkanie z tamtą parą w kawiarni i nim zdążył się zastanowić, czy robi dobrze, chwycił telefon i na czacie wysłał wiadomość, że w piątek skoczy wszystkim po kawę przed występem, na co Shiro, już prywatnie, odpisał mu, że być może wcale nie jest tak beznadziejny w te sprawy jak mogłoby się wydawać. I życzył mu powodzenia z dziewczyną. Z tą samą dziewczyną, której Keith wybitnie nie chciał spotkać w Starbucksie, ale o tym chłopak na razie wolał nie wspominać, więc po prostu podziękował przyjacielowi i chcąc zająć czymś myśli, rozplanował materiał i zadania, które chciał przerobić z ludźmi na korepetycjach. Nie żeby to zajęło mu zbyt długo, ale znajdowanie sobie rozpraszaczy było czymś, w czym Kogane był istnym mistrzem.

Lance sam nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć. Piątkowy wieczór był katastrofą w każdym calu. Allura spędziła go albo nad książkami, albo wlepiona w telefon, albo śpiąc i jeszcze na sam koniec ochrzaniła go, że nie obudził jej na czas, bo przecież doskonale wiedział, że o północy miała godzinę policyjną w domu. Wyszła więc obrażona i nie odpisywała mu przez całą sobotę poza informacją rzuconą koło południa, że niestety nie da rady wyrwać się do kina, bo została uziemiona i jakoś dała radę powiedzieć to w taki sposób, że Lance zrozumiał, że to jego wina, bo ona się spóźniła poprzedniego wieczora. Gdy zaproponował, że może po prostu do niej wpadnie żeby mogli coś razem obejrzeć, odpowiedzi już się nie doczekał. Komunikacja padła też na calutką niedzielę, mimo że wysłał jej kilka wiadomości, życząc kolorowych snów bądź udanego dnia.

Zajęcia w szkole trochę zdołały odciągnąć jego myśli od dziewczyny, bo gdy raz tylko wspomniał kumplom, że nie ma ochoty rozmawiać o Allurze, wyjątkowo to zrozumieli i dali mu święty spokój. Zamiast tego trafił na dywanik do dyrektora, bo Mordimer uznał, że zabawnie będzie zagrać w hokeja bułką z pomidorem. Co rusz, w przypadku jakiejkolwiek sytuacji, jego myśli mimowolnie wracały do nieznajomego. Czy on też wpakowywał się w kłopoty tak często? Niby roztaczał wokół siebie całą tę aurę buntownika i na dobrą sprawę nie rozmawiali na dobrą sprawę prawie w ogóle, ale był przecież miły i kulturalny. No i z taką twarzą pewnie wywijałby się z kłopotów dzięki samemu uśmiechowi. Lance zastanawiał się też, do którego ogólniaka chłopak chodzi i jak mu idzie w szkole. I co robi po niej. I jak wygląda kiedy gra, bo zakładał, że grał naprawdę dobrze. Konflikt z Allurą wyszedł mu na swoją sprawę na dobre, bo jego przyjaciele widząc jego zamyślenie po prostu powiązali te sprawy zamiast doszukiwać się drugiego dna i wypytywać, więc McClain mógł fantazjować o nieznajomym i pluć sobie w brodę, że nie wziął od niego numeru ani żadnej formy kontaktu. Choć to akurat mogłoby wypaść mocno niezręcznie.

Nawet praca w Starbucksie stała się jakaś taka znośniejsza. Gdy Allura nie przychodziła po zajęciach, chcąc pokazać Lance'owi jak bardzo jest na niego zła i jak bardzo ją to ogranicza, okazało się, że w zaciszu kawiarni dał radę opanować przygotowanie większości napojów. Te dziwniejsze zamówienia coraz częściej mu się zdarzały i przestał już wołać współpracowników. Daleki też był od oceniania ludzi. Chciał poprawić im dzień dobrą kawą, nie wnikał w to, dlaczego biorą taką, jaką biorą. Choć w głębi duszy wiedział, że za każdym razem, gdy słyszał ten niewielki dzwoneczek obwieszczający nowego klienta to miał nadzieję, że w drzwiach zobaczy czarnowłosego. Mocno próżną przez długi czas, ale no nie mógł się dziwić. W końcu ani on, ani Allura nie zrobili najlepszego wrażenia w czasie ostatniego spotkania.

Paczka Voltrona spotkała się na dwóch próbach, jak co tydzień, we wtorek i czwartek, próbując jakkolwiek przygotować się do publicznego występu. Taki i Pidge rozpuścili wici, że się pojawią, ale byli raczej nieznaną kapelą, więc oczekiwali niewielkiego odzewu. Dziewczyna przygotowała również wszystko, czego mogli potrzebować do nakręcenia ich występu na żywo, z góry zakładając im kanał i oznajmiając, że koniec tego dobrego, muszą wyjść poza garaż i narzekanie sąsiadów. Wciągnęła w swój diaboliczny plan nawet kumpla, który obiecał, że będzie się kręcił wokół nich z kamerą. Cały zespół bardzo szybko pogratulował Pidge doskonałego pomysłu z tym występem, bo dopiero, gdy uświadomili sobie, że zagrają przed realnymi ludźmi, dopadła ich ogromna trema. A był to jedynie niezobowiązujący występ w parku. Nie potrafili sobie nawet wyobrazić, co stałoby się, gdyby po raz pierwszy występowali na przeglądzie, który był dla nich wszystkich tak cholernie ważny. 

Piątek nadszedł tak wielkimi krokami, że Keith nawet nie zauważył, kiedy to się stało. Niby latał między szkołą, domami uczniów i garażem Shiro, ale sam nie wiedział, kiedy nastał już piątek. Uciekł z ostatniej lekcji, przesunął wszystkie korepetycje o godzinę wcześniej i godzinę wcześniej też znalazł się po drugiej stronie ulicy, stojąc naprzeciw Starbucksa, nerwowo przełykając ślinę i wypominając sobie, że jest skończonym debilem, że tak się stresuje. Poczekał tylko na wiadomości od przyjaciół, jakie kawy sobie życzą i po wzięciu głębszego oddechu i poprawieniu torby na ramieniu, wszedł do kawiarni. Od progu usłyszał cichą muzykę i kogoś, kto sobie do niej przyśpiewywał, co wywołało na jego twarzy uśmiech. Tak, jak fakt, że znowu trafił do kawiarni w takich godzinach, że świeciła absolutnymi pustkami. Nie trzeba było długo czekać i zza lady wychylił się ten sam barista, co tydzień wcześniej.

- Hej - powiedział, uśmiechając się lekko. - Jak głowa? - spytał, od razu w myślach sprzedając sobie facepalma, że zaczyna od najgłupszego możliwego tematu, ale było to jedyne pytanie, które przyszło mu do głowy.

- Hej - odpowiedział Lance, równie zaskoczony i wybity z rytmu, co sam Keith. - A już lepiej, dzięki. No i za wyrozumiałość też. Mam nadzieję, że kawa była w porządku? - spytał, trzymając kciuki za odpowiedź twierdzącą. W końcu spędził pół tygodnia na martwieniu się, że czarnowłosy nie przychodzi do kawiarni, bo coś pomieszali z zamówieniem, a on naprawdę nie chciał mieć więcej problemów ze strony szefa. No i nie chciał sprawić problemów chłopakowi, który wydawał się tak miły.

- Była absolutnie nie taka - odparł Keith ze szczerym uśmiechem. - Żadna się nie zgadzała, ale to nie problem, jakoś się podzieliliśmy i każdy był zadowolony. Choć na przyszłość wolałbym zrobić kawę sam niż pozwolić na to Twojej dziewczynie - zaznaczył tym samym, lekkim tonem, jakby chciał zapewnić Lance'a, że naprawdę nic się nie stało.

- To była wyjątkowa sytuacja, naprawdę przepraszam - odparł na to Lance, a jego ramiona opadły w wyrazie załamania. Mógł przewidzieć taki scenariusz.

- Nah, nic się nie stało. Każdemu zdarzają się błędy - uspokoił go czarnowłosy, odstawiając gitarę i opierając ją o ladę i podając chłopakowi zamówienie, które zrobili u niego przyjaciele.

- Grasz na gitarze? - spytał Lance, gdy cisza zaczęła się przedłużać, a żaden z nich nie wiedział, jak ją przerwać. Przez pierwszą chwilę miał ochotę załamać się sam nad sobą i własnym debilizmem, bo jak chłopak mógł nie grać, skoro drugi raz tachał ze sobą instrument, ale na żadne mądrzejsze pytanie po prostu nie wpadł.

- Na gitarze? - spytał w pierwszym momencie zaskoczony Keith nim ogarnął, że powinien trzymać się twardo ziemi, gdy rozmawia z ludźmi, a nie bujać w obłokach. - O, tak. W zespole. Jesteśmy na etapie garażu na razie, ale plany mamy wielkie - zaznaczył, dumny ze swojej ekipy.

- Z chęcią kiedyś bym Was posłuchał - odparł na to Lance, z góry zakładając, że zespół rozmówcy gra raczej rockową muzykę. Przynajmniej sądząc po stylówce gitarzysty.

- Możesz. Dzisiaj - oznajmił nieco za szybko Keith. - Gramy pierwszy raz przed ludźmi. Pewnie nikt się nie pojawi, ale będziemy dzisiaj wieczorem w pobliskim parku. Znając Pidge to podkręci głośniki tak, że nawet stąd będziesz nas słyszał. Nawet jeśli nie będziesz chciał - zażartował chłopak, odbierając kawę i dziękując za nią.

- Gdybym jednak chciał przyjść to kogo mam szukać? - spytał Lance, zatrzymując Keitha w połowie drogi do wyjścia. - W sensie, Ty sobie  moje imię odczytałeś z plakietki, ale ja wciąż nie znam Twojego.

- Keith - odpowiedział chłopak, odwracając się przez ramię i posyłając brunetowi szczery uśmiech. - To do zobaczenia wieczorem - oznajmił i odwrócił się w stronę drzwi, słysząc dzwoneczek. Gdy zobaczył, że do kawiarni weszła ta sama dziewczyna, co tydzień wcześniej, jego humor uległ natychmiastowemu pogorszeniu i mimo jej szerokiego uśmiechu i pytania, jak smakowała mu kawa, wyszedł z iście zachmurzoną miną, co Allura skomentowała jedynie przewróceniem oczu.

Lance spojrzał na dziewczynę zaskoczony. Nie odzywała się do niego przez tydzień, a tu nagle wparowuje do jego pracy i zachowuje się, jak gdyby nigdy nic, twierdząc, że ubłagała rodziców i przekonała ich, że skoro jest piątek, to powinna móc wyjść spotkać się z chłopakiem i że na pewno spędzą cudowny wieczór. Zaskoczona i niezbyt szczęśliwa mina Lance'a na te słowa nieco ją rozeźliła.

- Przecież nie jestem zła, że niczego nie zaplanowałeś. Nie mogłeś wiedzieć, że się pojawię, skoro miałam szlaban. Skoczymy tylko do kina czy do Ciebie i będzie git - oznajmiła, odkładając torbę na swój ulubiony stolik. - No i ewentualnie jakieś kwiaty na przeprosiny też byłyby dobrym pomysłem - zasugerowała dość dobitnie i stanęła przy ladzie, czekając aż Lance skończy robić jej kawę. Kawę, które na jej ostatnie słowa niemal upuścił. 

Przez chwilę był nawet rozdarty, co powinien był zrobić. Z jednej strony stęsknił się za swoją dziewczyną, ale z drugiej miał okazję poznać kogoś, kto wydawał mu się niesamowity. I nie chciał stracić tej okazji, a tak właśnie by było, gdyby się dzisiaj nie pojawił. Keith wykonał pierwszy krok i jeśli Lance nie wykona kolejnego, to był więcej niż pewien, że ta znajomość po prostu umrze sama z siebie. Kolejną kwestią było zachowanie Allury, które mocno mu w tym momencie nie pasowało. Dziewczyna nawet przez sekundę nie pomyślała, że mógł mieć własne plany. Zazwyczaj co prawda ich nie miał, ale jej roszczeniowa postawa wcale nie skłaniała go do logicznego myślenia. Zupełnie, jakby  miał być na każde jej zawołanie, a w międzyczasie po prostu czekać aż łaskawie przywoła go do siebie.

- Zaplanowałem coś - oznajmił, zanim zdążył to przemyśleć i ugryźć się w język, a Allura spojrzała na niego z uśmiechem, który dobitnie pokazywał, że ją zaskoczył w przyjemny sposób. Jak krótko miała mieć na twarzy ten wyraz.

- Ty to zawsze o dwa kroki z przodu - oznajmiła przerywając mu i chwytając kubek w dłoń.

- Zaplanowałem coś dla siebie - dokończył zdanie Lance, mimo że czuł, jak serce spada mu w bezkresną przepaść, a mina Allury nijak tego nie polepszała. - Nie odzywałaś się do mnie przez tydzień. Rozumiem, że masz szlaban, ale jakbyś chciała to dałabyś radę. A teraz wpadasz tu i liczysz, że będę na każde Twoje zawołanie. Mam swoje plany. Umówiłem się z kumplem po pracy.

- To mnie zabierzesz - oznajmiła, nieco naburmuszona. - Poznasz mnie z tym swoim kumplem, spędzimy razem miło czas.

- Nie Allura. Nie zabiorę Cię. Zamierzam miło spędzić czas, a ostatnio, za każdym razem, gdy się widzimy, wybucha kłótnia. Nie zamierzam się z Tobą kłócić przy moich znajomych - oznajmił, uświadamiając sobie, że i tak za daleko już w to zabrnął i że być może jego związek wisi właśnie na włosku.

Dziewczyna nic na to nie odpowiedziała, jedynie spojrzała na niego, pełna wściekłości i zabierając kawę i rzeczy, opuściła lokal, trzaskając za sobą drzwiami. Lance odetchnął z ulgą. Sam nie wiedział, z czego cieszył się bardziej. Że może trochę lepiej pozna Keitha, czy może, że Allura tego nie zrobi. Zwłaszcza, że widział, jak zalotnie odnosiła się do niego ostatnim razem. Niemniej, gdy po końcu swojej zmiany żegnał się z współpracownikiem, był o niebo szczęśliwszy, niż za każdym poprzednim razem, gdy wychodził z Allurą. Ba, pierwszy raz od dłuższego czasu naprawdę cieszył się, że gdzies idzie.

Keith wyszedł z kawiarni w mocno średnim humorze. Dopóki siedział sam z Lancem było idealnie. Jasne, trochę się zmieszał i sam nie wiedział, co ma powiedzieć ani jak się zachować, ale widział, że chłopak ma ten sam problem, więc w żaden sposób nie było to niezręczne. Cieszył się jak głupi, że Lance przyjdzie na jego występ, choć logicznie nie miał ku temu żadnych powodów. Tak jak nie potrafił sam siebie zrozumieć, czemu aż tak bardzo chce poznać tego chłopaka. Wszystko jednak, łącznie z atmosferą zmieniło się, gdy do kawiarni weszła ta dziewczyna, której imienia Keith nawet nie zapamiętał. Gdy jednak spytała go o kawę, w jej wzroku dostrzegł lekką złość i pytanie, którego nie wypowiedziała na głos. Nie przy swoim chłopaku. Pytanie, dlaczego nie zadzwonił, skoro dała mu swój numer. Keith nie chciał odpowiadać. Nie chciał angażować się w relacje między nimi, zwłaszcza, że o dziewczynie zdążył już sobie wyrobić nienajlepsze zdanie. No i nie wiedział, czy powinien Lance'owi powiedzieć. Czuł że tak, ale był świadom, że jego zdolności międzyludzkie są na poziomie tostera sprzed dwudziestu lat, więc uznał, że zanim powie cokolwiek, spyta o radę. Trochę również martwił się, że Lance przyjdzie na jego występ ze swoją dziewczyną. O ile w ogóle przyjdzie. Niby wyraził taką chęć, ale przecież cała ich rozmowa była mocno niezobowiązująca.

Zespół wypił kawy, przegadali ostatnie zmiany i rozstawili sprzęt na niewielkiej, amfiteatealnej scenie w parku. Przyszłych słuchających można było na palcach policzyć, wliczając w to gościa z kamerą, którego przekonała Pidge, która swoimi kanałami wrzuciła jeszcze informację z dołączonym zdjęciem, że zaczynają i bez dalszych ogródek po prostu ustawili się na swoich miejscach. Dosłownie dwie piosenki później niewielki obszar widowni zapełnił się całkowicie, a Keith uśmiechnął się szeroko, gdy nieco z tyłu dostrzegł opartego nonszalancko o drzewo Lance'a, który w momencie, w którym zrozumiał, że został dostrzeżony, pomachał mu. Allury nigdzie nie było widać.

Okumaya devam et

Bunları da Beğeneceksin

1.1M 20.2K 44
What if Aaron Warner's sunshine daughter fell for Kenji Kishimoto's grumpy son? - This fanfic takes place almost 20 years after Believe me. Aaron and...
483K 14.6K 98
Theresa Murphy, singer-songwriter and rising film star, best friends with Conan Gray and Olivia Rodrigo. Charles Leclerc, Formula 1 driver for Ferrar...
672K 33.8K 61
A Story of a cute naughty prince who called himself Mr Taetae got Married to a Handsome yet Cold King Jeon Jungkook. The Union of Two totally differe...
430K 26K 85
Y/N L/N is an enigma. Winner of the Ascension Project, a secret project designed by the JFU to forge the best forwards in the world. Someone who is...