MAFIA7 || GOT7

By Jukye88

2.8K 229 7

GOT7, jako grupa przestępcza w satyrycznej otoczce. /////////// wolno pisane, bo miałam słomiany zapał do tej... More

1 - "Cyjanek w espresso"
2 - "Jackson Wang? Nie kojarzę..."
3 - "Mark! Przyjacielu!"
4 - "Nie znałem Seulu"
5 - "Bierzcie gnaty i wyjazd"
6 - "Porwać o dwóch za dużo"
7 - "M-mordować?"
9 - "Kun... Bhuuuu"
10 - "Kiepski snajper"
11 - "Drugi rok na ulicy"
12 - "Jinuś"
13 - "Za kontenerem..."
14 - "Leżał bezwładnie"
15 - "Obyś się nie przeliczył"
16 - "Crack"
17 - "Cudowny plan"
18 - "Tancerka"
19 - "Wybuch"
20 - "Ecstasy"

8 - "Białowłosy o długich nogach"

120 13 0
By Jukye88



-POV YUGYEOM-

Schadzka trwała w najlepsze. Nasz nowy szef otworzył butelkę whisky i polał nawet tej roztrzepanej dwójce pseudo kelnerów. Wszyscy wzięli kieliszki w dłonie i wypili duszkiem. Nawet Mark, który był kierowcą. Jego poziom wyjebania nawet na trzeźwe prowadzenie auta jest dla mnie zadziwiający.

Chwilę po nich zmusiłem się do wypicia, a bardziej łyknięcia trunku. Lodowaty i gorzki – nic więcej. Próbowałem powstrzymać odruch, który reagował na takie „przysmaki" skwaszoną miną. Było gorzej niż po zjedzeniu cytryny.

Właśnie na tym – spotkanie miało dobiec końca. „Miało", ponieważ Jaebeom wyskoczył z „pierwszym zleceniem".

- Dobra chłopcy, skoro jest teraz okazja – zaczął. - Na rozgrzewkę; nie zabijecie – oznajmił. – Obok galerii handlowej, w centralnej części miasta jest bazarek. Prowadzący ma dla mnie kluczowe cynki, przekaże je wam w teczce.

- Bazarów obok „centra" jest od ciula – rzekł Tuan. – Jak mamy rozpoznać, że to właśnie t e n?

- Daj mi dokończyć – wyczułem nutkę irytacji w głosie szefa. – Zajmuję się nim szczupły, dość wysoki, zadbany Tajlandczyk. Posiada nieco ciemniejszą karnację, białe, wygolone po bokach włosy i wydatne usta, lekki makijaż – opisywał. – Strzelam, że ma na sobie futro bądź jakąś inną charakterystyczną szmatę – dodał.

Wszyscy spojrzeliśmy po sobie, zarazem dając znak, że zrozumieliśmy. Natomiast Jackson...

- Czyli taki pedałek? – Zapytał blondyn.

- A co Jackie, musisz wiedzieć czy odpalić swój homoradar, kiedy rozpoczniemy poszukiwania? – Wyśmiał go Jinyoung.

Cholera, skąd Im ich wytrzasnął?

- Powoli zaczynam żałować zrobienia z was współpracowników... - Wymamrotał pod nosem JB.

***

Gotową do akcji, czteroosobową grupką wyszliśmy przed rezydencję. Mark bez słowa poczłapał w stronę swego samochodu. Dość instynktownie - ja krok w krok za nim.

- Tej, Mark mamy jechać z tobą? – Zapytał Jin.

- Zrobicie, jak będziecie chcieli – wzruszył ramionami.

Dwójka Azjatów była lekko zszokowana zachowaniem najstarszego. Jest dla mnie często oschły i bezinteresowny, ale czuję, że ich będzie traktować ze wzmożoną siłą.

Wsiedliśmy do samochodu, Tuan przekręcił kluczyk w stacyjce. Nagle drzwi po obu stronach tylnych siedzeń otworzyły się. Ewidentnie, zajęło im trochę czasu przemyślenie, czy aby na pewno chcą jechać z nami.

- Suń dupsko – warknął brunet.

- Nie dupsko, tylko idealnie wyrzeźbiona zgrabna pupa – zaznaczył dyplomatycznym tonem Wang. – A i „proszę suń dupsko", lepiej brz-

- Utkajcie się kurwiszony – odparł groźnie kierowca.

Mark nie czekał na jakąkolwiek odpowiedź. Włączył radio, pogłośnił do granic możliwości. Mieliśmy pieprzoną dyskotekę na kółkach. Mimo wszystko, wreszcie znalazł się sposób, by uciszyć ten duecik.

Podróż przebiegła bez większych komplikacji. No, może wzrok innych, kiedy oczekiwaliśmy zielonego światła był nieco nieprzyjemny? Chyba nie każdemu przypasował nowy album Drake'a na głośnikach.

- Mógłbyś czasem pojechać do myjni z tą beemką – powiedział Chińczyk zaraz po wyjściu z auta.

Oj, najechał na drażliwy temat. Mark jest okropnie przywiązany do tego samochodu i nie lubi, gdy ktokolwiek czepia się o jej stan bądź wygląd. Mu takowy pasuje i innym kij do tego. Zasadniczo to traktuje tą brykę lepiej niż ludzi. Pewnie, dlatego, że nie zadaje – jak on śmie powiadać „bezsensownych" pytań.

- Wyglądałem się nie jeździ – odpowiedział mu Tuan z przekąsem.

Stanęliśmy przy bocznej ścianie galerii. To nie była zwykła uliczka. Tylko szpara między jednym budynkiem, a drugim. Równa długością obu budowli. Pomimo tego, rząd bazarów wiódł się od początku do końca, a ludzie chętnie tam przychodzili, choć miejsca nie było za wiele.

Przeważnie każdym stoiskiem kierowała jakaś babuleńka. Asortyment był przeróżny – od perfum po warzywa. Akurat trafiliśmy na mniejszy ruch. Całe szczęście, bo nie wyobrażam sobie, chodzić tu w godzinach szczytu, a raczej „przeciskać".

Dość zwartą grupą szliśmy przed siebie, uważnie monitorując teren. Jinyoung wraz z Markiem wyszli na przód, a ja z Jackiem grzaliśmy tyły. Powaga sytuacji została przerwana przez... Ach, to zbyt oczywiste. Blondyn próbował skrycie podebrać jabłko. Kilka kilogramów owego owocu, spokojnie leżało w wystawionych skrzyniach. Jak wiadomo, są one do k u p i e n i a, a nie d e g u s t a c j i. Choć, Azjata najwyraźniej miał o tym inne zdanie.

Chłopakowi udało się dopiąć swego, lecz coś po prostu musiało pójść nie tak. Zawadził nogą o rządek kobiałek z malinami. Cała zawartość wysypała się na podłogę, a niektóre nawet rozgniotły, utworzywszy różową papkę.

Stwierdziłem, że udam, że tego nie widziałem ani nie znam tego wielbiciela siłowni. Natomiast on, udawał niczego nieświadomego.

- Ej, gówniarze! Co to ma być?! – Krzyknęła staruszka wskazując na rozbryzgane smakołyki.

Jin natychmiastowo zatrzymał się, tamując nam przejście. Był nieźle zaintrygowany słowami kobiety, dosłownie, jakby był pewny czyja to sprawka.

- Idź kurwa, idź – wymamrotał przez zęby Wang do stojącego jak wryty wspólnika.

Kiedy spostrzegł brak reakcji u bruneta postanowił ulotnić się w tłumie i pognać ile nogi pozwolą, lecz Mark był szybszy. Złapał delikwenta za kołnierz. Niestety już nie mógł zniknąć, niczym samuraj podczas przegranej bitwy.

- Przepraszam prze pani, czy coś się stało? – Zapytał Park uprzejmie, rażąc promiennym uśmiechem.

- Ktoś rozwalił moje maliny! Na pewno, jeden z was! – Wszczynała coraz większe zamieszanie.

- Aj, skąd ma pani taką pewność? Bez przerwy, ktoś tu przechodzi – tłumaczył cierpliwie. – Takie rzeczy się zdarzają... Chyba stawianie tak miękkich owoców na ziemi nie było najlepszym pomysłem, czyż nie? – Ukucnął, by ułożyć kobiałki w poprzednią konsternację. Niestety z owoców, nie było nawet, co zbierać. – Chłopaki, pomóżcie mi – poprosił.

Posłusznie przycupnąłem tuż obok za poleceniem starszego. Pozostała dwójka nie potrafiła grać przykładnych chłopców.

- Już wiem, kto to! – Cholera, jej krzyk przyprawiał o ciarki. – Ty blondasku! Całe nogawki masz upaćkane! Białe spodnie cię zdradziły!

Jinyoung spojrzał na mnie z miną jednoznacznie sygnalizującą, że ma ochotę poćwiartować winowajcę. Westchnął ciężko, wstawszy na równe nogi.

- Ile? – Spytał Park otwierając skórzany portfel.

Z miłego młodzieńca, stał się poważny do granic.

- Czterdzieści tysięcy wonów – odparła bez zastanowienia.

Kiler wybałuszył oczy.

- No co? Były importowane!

- Z opiłkami złota w środku? – Wtrącił Tuan ironicznie.

- Takie rzeczy kosztują więcej, niż myślicie! – Argumentowała. – Pieprzone bachory... Nic o prawdziwej, ciężkiej pracy nie wiedzą.

- Pani Lim – rzekł rozbawiony głos z oddali, – co się tym razem dzieje?

Centralnie przed nami, stanął człowiek, którego szukaliśmy. Na początku tyłem, jednakże po wytłumaczeniu sprawy przez kobiecinę odwrócił się w naszą stronę. JB opisał go idealnie. Rzeczywiście, miał na sobie nawet wspomniane futro. Takie czerwone, troszkę kiczowate. Dość uważnie lustrowałem chłopaka. Jego rysy twarzy były mi znajome. Nawet ten niewielki pieprzyk pod okiem skądś kojarzyłem.

Kiedyś do mojego gimnazjum w ramach wymiany przyjechał Tajlandczyk. Łatwo nawiązywał znajomości, ale nigdy nie próbował się komukolwiek przypodobać. Wesoły wyraz twarzy i zaskakujące historie, jakie śmiał często opowiadać same przyciągały. Byliśmy w tej samej klasie, a nawet ławce. Zwykle siedziałem sam, więc pewnego dnia bez słowa dosiadł się do mnie. Chwilę później rozmawialiśmy cały czas, nie zważając na upomnienia nauczycielki. Jego koreański zadziwiał swoim dopracowaniem, a angielski jeszcze bardziej. Nikt z uczniów nie potrafił powiedzieć czegoś więcej, niżeli podstawowych zwrotów. A ten dzieciak mógłby przeprowadzić długą, skomplikowaną konwersację w tym języku. Pokazał mi nieco więcej „prawdziwego dzieciństwa", gdyż moje życie ograniczało się do: szkoła – lekcja tańca bądź śpiewu – dom.

Prosił, aby mówiono na niego „Bambam", ponieważ nikt nie potrafił w pełni wymówić jego imienia, ani nazwiska.

W końcu, dwa przeznaczone wyjazdowi miesiące minęły. Nowy przyjaciel wyjechał, obiecawszy dalszy kontakt, który i tak urwał się po kilku tygodniach. Mimo to, wspominam go bardzo dobrze.

Białowłosy wyglądał niczym starszy brat Bama. Taka dorosła wersja. Nawiedziła mnie pewna iskierka nadziei, że to może być właśnie on. Mój jedyny przyjaciel za czasów szkolnych... Chciałbym odnowić tą znajomość, by chociaż powspominać.

- Aj, no za taką akcję należy odpukać – stwierdził Tajlandczyk.

- Czterdzieści tysięcy wonów za pierdolone malinki? – Ponownie zbulwersował się Amerykanin. Gdyby on zamierzał płacić, zapewne dobijałby targu przez najbliższe kilka godzin. Nie mógł zdzierżyć tej kwoty. – Przecie to ledwo dwa koła kosztuje. Poza tym, ma ich pani jeszcze od groma!

- Mówiłam, że są impor-

- Dobra, już! – Jinyoung ewidentnie przejął rolę Beoma w uspakajaniu rabanu. – Mam tylko kartę, a wy? – Zwrócił mrożące spojrzenie ku naszej trójce.

Wszyscy, wraz ze mną pokręcili głowami, zarazem wyciągając puste wnętrza kieszeni na zewnątrz.

- Jedynie terminal wchodzi w grę – wzruszył ramionami zrezygnowany.

- Ajajaj... - Wymamrotał chłopak. – W takim razie, chodźcie – wyminął stragan i pognał na swych długich nogach ku dalszej części rynku.

Grzecznie podążaliśmy za białowłosym.

- E-ej – szepnął Jackson. – On coś nam zrobi za te maliny?

- Nam nie, ale tobie może – odparł Jin.

Wang ewidentnie nie zdawał sobie sprawy, że najzwyczajniej w świecie koleś ma u siebie terminal – stąd ta fatyga. Z tego też względu brunet, postanowił go nieco wkręcić.

- C-co masz na myśli? – Zapytał speszony.

- Sam wspominałeś, że to zapewne „pedałek", więc odpłaty może chcieć wiadomej – dwuznacznie poruszył brwiami Park.

- No, ale słuchaj d z i k u – podkreślił Mark, – żeby życie miało smaczek, raz dziewczynka raz chłopaczek. Przecież dla ciebie, wielkiego Żigolo być to problemem – pokreślił ironicznie.

Blondyn zmierzył ich morderczym spojrzeniem.

- Jeżeli będzie chciał odpłaty w naturze – wyślemy Yuga – rzekł po chwili „mądrze" Chińczyk.

- D-dlaczego? – Mruknąłem zniesmaczony.

- Pewnie woli dziewice – odparł prześmiewczo.

Chyba już wiem, co czuje Jinyoung, kiedy musi się z nim wykłócać.

- A skąd ty kurwa wiesz, że jest prawiczkiem? – Zareagował najstarszy.

Nie przypuszczałbym, iż Mark postanowi mnie wybronić.

- Rozmowa zeszła na bardzo ciekawy tor, kochani – wtrącił delikwent podejrzany o bycie mym dawnym przyjacielem. - Wyglądaliście na mniejszych zbereźników – zaśmiał się.

- No mówiłem, że peda-

Park natychmiast zakrył usta mięśniakowi.

- Słucham? – Zapytał Tajlandczyk.

- On chciał powiedzieć pedant, tak, pedant – usprawiedliwił brunet.

- Rozumiem... - Chyba wyczuł próbę zrobienia z niego idioty. – To tutaj.

Znaleźliśmy się przed najbardziej rażącym w oczy zbiorowiskiem kolorowych ubrań na świecie. Ciężko było tu, o jakiś czarny, „smutny" ciuch. Bluzki z krótkim, długim rękawkiem na ramiączkach, od bokserek po ogrodniczki... Od poncz po zimowe kurtki – mógłbym tak wymieniać bez końca, ale daruję wam tych nieistotnych szczegółów.

Białowłosy wygrzebał terminal. Jin wypłacił ustaloną kwotę. Byłem ciekawy, czy Jack odda mu te pieniądze. Przecież, to jego sprawka.

- Słuchaj... - Zaczął chowając kartę do portfela. – Nie znaleźliśmy się tu bez powodu. Jesteśmy od JB'iego.

Chłopaka od razu dopadły wątpliwości.

- Udowodnijcie – rzekł nieufnie.

Oprócz Parka, który zachował zimną krew, każdy spojrzał po sobie zdziwiony. Serio? Wyglądamy na jakiś oszustów? – Pomyślałem.

Brunet podwinął rękaw marynarki. Naszym oczom ukazał się szczerozłoty zegarek. Dziwne, że go ukrywał. Takie rzeczy zwykle się uwydatnia, aby oznajmić innym swój status. Wiadomo – atencja.

Następnie wewnętrzną stronę nadgarstka, czyli miejsce, gdzie była bransoleta. A tam, wygrawerowany ozdobną czcionką napis „JB".

- Z-zegarek? – Wybałuszył oczy.

Jinyoung zdjął świecidełko i bez ostrzeżenia rzucił w stronę niedowiarka. Ten w ostatniej chwili go złapał, następnie oglądał minimetr po minimetrze.

- Unikat... - Mamrotał zachwycony. – Dostałeś?

- Nie kurwa, ukradłem – To Park posiada jakiś próg cierpliwości? Zaskakujące. – Robiony na zamówienie, aby nikt nie mógł mi zarzucić, że blefuje. Im chce mieć swój znak rozpoznawczy – tak też wybrał zegarek.

- Dlaczego my nie mamy czegoś takiego? – Wtrąciłem.

- Cierpliwości – odparł. – Przejdźmy do rzeczy – wyciągnął dłoń by odebrać drogi podarek. – Masz jakieś ważne „cynki" w teczce dla naszego szefa, tak?

- Um... - Zastanowił się. – Gdzieś je posiałem... Ale spokojnie! Znajdę! – Energicznie odsunął wieszak od ściany, wnet ukazały się nam białe obdrapane drzwi. – Najwyżej pomożecie mi w poszukiwaniach, wchodźcie.

Pomieszczenie było jeszcze większym skupiskiem ubrań niż na zewnątrz. Mimo wszystko, panował tu ład i porządek. Spostrzegłem łóżko, prowizoryczną kuchenkę, a nawet toaletkę z lustrem otoczonym żaróweczkami. Podszedłem bliżej do wspomnianego lusterka, pod którym znajdował się mały stoliczek. Stała na nim niewielka ramka ze zdjęciem. Fotografia ukazywała tego samego chłopca, o którym wcześniej wspominałem – mojego dawnego przyjaciela! Taki sam uśmiech, ułożenie włosów, rozbawienie wymalowane na twarzy... Wszystko. Byłem pewien. Uciesznie siedział z najprawdopodobniej mamą i rodzeństwem tuż obok jakiegoś zabytku. Wyglądali tak pociesznie, aż się łezka w oku kręciła.

Nagle za mymi plecami usłyszałem głos Tajlandczyka.

- A co ty tu robisz? – Zapytał przez śmiech. – Lubisz oglądać czyjeś zdjęcia rodzinne?

- Z-znasz go? – Niepewnie wskazałem na chłopca.

Azjata ponownie parsknął śmiechem.

- To ja – rzekł. – Wyglądałem jak ziemniak, co nie?

- B-bambam? – Niedowierzałem.

Rozbawienie błyskawicznie zeszło z twarzy białowłosego. Zrobiło się nad wyraz poważnie.

- T-tak... - Odpowiedział speszony. – S-skąd mnie znasz?

- Byliśmy przyjaciółmi, nie pamiętasz? – Czułem żal, że nie rozpoznał mej twarzy. Zapewne nawet wymazał me imię z pamięci. – Żartujesz sobie, prawda? Yugyeom. K i m Y u g y e o m.

Continue Reading

You'll Also Like

10.3K 593 33
Tony Monet, chłopak pełen życia, przyjaciół i szczęśliwych chwil. Chłopak, który od kilku tygodni zaczyna przygaszać a przy tym całe jego otoczenie...
8.2K 224 27
E-Eliza S-santia Bb-boberka G-gracjan M-gawronek(Marcel) Z-zabor B-borys
17.8K 1.1K 30
O Natalie Horner krążyła jedna plotka - dziewczyna nie istnieje. Córka szefa zespołu Formuły 1 po raz pierwszy w swoim życiu została pokazana publicz...
4.1K 547 24
Lee Felix pisał znakomite wypracowania, co zaimponowało jego nauczycielowi, panu Hwangowi. Uczeń zupełnie przypadkowo nabrał bliższą relację z profe...