MAFIA7 || GOT7

By Jukye88

2.8K 229 7

GOT7, jako grupa przestępcza w satyrycznej otoczce. /////////// wolno pisane, bo miałam słomiany zapał do tej... More

1 - "Cyjanek w espresso"
2 - "Jackson Wang? Nie kojarzę..."
3 - "Mark! Przyjacielu!"
4 - "Nie znałem Seulu"
5 - "Bierzcie gnaty i wyjazd"
6 - "Porwać o dwóch za dużo"
8 - "Białowłosy o długich nogach"
9 - "Kun... Bhuuuu"
10 - "Kiepski snajper"
11 - "Drugi rok na ulicy"
12 - "Jinuś"
13 - "Za kontenerem..."
14 - "Leżał bezwładnie"
15 - "Obyś się nie przeliczył"
16 - "Crack"
17 - "Cudowny plan"
18 - "Tancerka"
19 - "Wybuch"
20 - "Ecstasy"

7 - "M-mordować?"

127 10 0
By Jukye88


-POV MARK-

- To do ciebie – powiedział Yugyeom rzucając mi kopertę pod sam nos.

Nie była to jakaś zwyczajna koperta – fioletowa o prążkowanej fakturze. Zamknięta na lakową pieczęć z inicjałami „JB".

Powiało średniowieczem.

Otworzyłem ją dość niedbale. Uproszczając – rozjebałem. Następnie wyjąłem z niej liścik A5.

Drogi Marku!

Chciałbym przeprosić Cię, jak i Twego przyjaciela za niekompetencję moich podwładnych. W celu zadośćuczynienia zapraszam Was na obiad, pod mym adresem o godzinie trzynastej w dniu, w którym to przeczytałeś. Drzwi otwarte.

Im Jaebeom

Jakby nie mógł wysłać SMS-a... – Pomyślałem.

Właśnie wybiła dwunasta czterdzieści osiem. Mało czasu, ale zostaliśmy zaproszeni na darmowe jedzenie. Takich rzeczy nie wypada odmawiać, czyż nie?

- Młody – wtargnąłem niczym burza do salonu, co nieco przestraszyło Gyeoma. – Wychodzimy.

- A-ale hyung-

- Wyjaśnię ci po drodze, a teraz pakuj dupę w troki – przerwałem.

***

- Rozumiem, ale mógłbyś mi w końcu wytłumaczyć, kim jest ten Im Jaebeom? - Podniósł głos zdesperowany.

- Powiedzmy, że moim „kumplem" – wymamrotałem beznamiętnie. – Nie znamy się zbyt długo, choć on uważa nas za oficjalnych przyjaciół. Przez co „mógłby" dostać bimber taniej, ale nie ze mną te numery. Własnej rodzinie nie sprzedałbym po taniości – wzruszyłem ramionami. – Tak czy siak, ma w swoim zachowaniu zapewne jakiś konkretny interes.

Zaparkowaliśmy przed rezydencją Ima - jasnożółtym budynkiem z wielkimi oknami i ciemnobrązowymi dachówkami. Kilkupiętrowy, równy długością boiska szkolnego, jeżeli zaliczymy do niego basen, który trzyma w ogrodzie. Na każdym pięterku balkon, a na wejściu spora weranda. Wszystko to, otoczone wysokim żywopłotem.

Zdziwiłem się, gdy spostrzegłem Beoma stojącego centralnie pod furtką z kubkiem kawy w dłoni. Spoglądał przez szparki metalowej bramki, jakby kogoś oczekiwał.

- O! Witajcie – zauważył nas zanim pojawiliśmy się w jego przypuszczalnym zasięgu wzroku. – Jednak przyszliście, to miłe.

- Cze-

- Dzień dobry – wyprzedził mnie Yug, ukazawszy uśmiech z obydwoma rzędami zębów.

- On z tobą był? – Zapytał miliarder wskazując na Kima. Pokiwałem głową. – Jak masz na imię?

- Yugyeom – odparł.

JB zlustrował od stóp do głów młodego z poważną miną, jednakże po tym wrócił mu bardziej wesoły wyraz twarzy.

- Rozumiem, wejdźcie.

***

Minęło trochę, zanim weszliśmy do ogromnej jadalni. O dziwo, umieszczonej w piwnicy. Podłużny stół, jasne kafelki, kominek. Panujące tam echo było nieco przerażające. Ach tak, jeszcze jedzenie wyłożone na całej długości satynowego obrusu. Do wyboru, do koloru – istny szwedzki stół

***

Gyeom po mojej lewej, a Jaebeom naprzeciwko. Brakowało nam tematów do głębokich dyskusji, więc pozostaliśmy w milczeniu.

Wszak cisza została rozwiana stukotem lakierków. Dokładniej - dwóch par lakierków. Zza framugi wyłoniła się znana mi zgraja. Tylko, w dość nietypowych strojach z tackami w rękach. Nietypowych, ponieważ Jackson miał owinięty wokół bioder biały fartuszek, a Jinyoung z tą samą tkaniną, jednakże niedbale przewieszoną przez ramie. Chyba nie pozwolił, aby wcisnęli go w ten kawałek otoczonej koronką szmatki. Obaj odziani czymś, podobnym do fraków. Wyglądali jak przykre podróbki kelnerów z ekskluzywnych restauracji.

Walczyłem sam ze sobą, by nie wybuchnąć śmiechem.

- Coś ty im zrobił? – Zwróciłem się do ich szefa.

- Skrzywdził – wciął Park.

- To nie ty, nosisz fartuszek – prychnął Jack.

- Sam chciałeś.

- Chciałem, ale nie sądziłem, że będę musiał iść w tym do ludzi – argumentował.

Wspólnicy idealni. Pewnie ilość takich szybkich i lekko złośliwych wymian zdań między nimi zapełniłaby wszystkie strony najgrubszych encyklopedii.

Azjaci złożyli tacki na stole. Srebrne, z garnuszkiem obficie obdarzonym jedzeniem. Yugyeom od razu odkrył pokrywkę i przystąpił do jedzenia.

- Jae, dlaczego zadajesz sobie tak wielki trud, by przeprosić? – Zapytałem.

- To, co tamte bezmózgi odjebały było karygodne, więc nie mógłbym postąpić inaczej – wytłumaczył.

- O ile pamięć mnie nie zwodzi, zawsze wysyłałeś jakiś podarek i temat zostawał zamknięty. Taki poczęstunek jest raczej czymś dość niespotykanym u ciebie.

Zanim Jaebeom zdążył jakkolwiek odeprzeć me słowa, Jinyoung podszedł do niego i lekko stuknął w ramie.

- Nie owijaj w bawełnę – mruknął. – Oznajmij ten swój jakże „genialny" plan.

- Nie podważaj moich pomysłów – rzekł lekko podburzony.

- Więc? – Wtrąciłem.

- Och, musimy przechodzić do tego tak szybko?

- Koniecznie.

- Oj, hyung-

- Mów!

Nienawidzę takiego obchodzenia tematu. Jeżeli już ktoś coś zaczął – to trzeba to skończyć. A nie rozwinąć akcję, następnie zmienić, kazać mi czekać, a prawdę wyznać dopiero pod koniec. Kiedy mówisz A, to powiedz też B i mnie nie wkurwiaj.

Im widząc me podirytowanie nieco zmiękł. Już wcześniej zauważyłem, że tylko ja tak na niego działam. Pomimo, że on może zdziałać o wiele więcej ode mnie, zdominować wręcz, to akurat ja dziwnym trafem wywołuję w Koreańczyku pewien respekt. Powoli zaczynam rozważać czy nie sprawiam wrażenia kogoś nad wyraz agresywnego.

- No, więc Maruś... - zaczął.

- „Maruś" jak uroczo – jęknął Jackson na przekór bossowi, który zbierał się do ważnego wywodu.

- Zaraz sobie pojęczysz z uroczości, jak ci ten świecznik w dupę wsadzę – warknąłem do blondyna.

A, wspomniałem przed chwilą o „sprawianiu wrażenia" agresywnego. Rzeczywiście, muszę się nad tym poważnie zastanowić.

- Skąd ja to znam... - Wymamrotał Jin. – Nie tylko ty tak masz, Mark.

- Dobra! Już! Cisza! – Krzyczał JB, klasnąwszy. – Chcę zawrzeć współpracę między nami.

Yugyeom podniósł wzrok znad talerza. Kawałek wołowiny wyleciał mu z ust pod wpływem szoku. Spojrzał na mnie, ja na niego. Młody nie ukrywał swego zszokowania, natomiast moja pokerowa maska została nietknięta, ale to nie znaczy, że nie byłem równie zaintrygowany tą propozycją.

- Jeśli mam zapieprzać w fartuszku i bawić się w kelner-

- Skądże – przerwał. – Będziecie mordować jak oni, ale nie zawsze – wskazał na wcześniej zatrudnioną parkę.

- M-mordować? – Odezwał się Gyeom. – J-ja w to nie wchodzę! Nie!

- Nie załamuj mnie do jasnej cholery... - Mruknąłem zażenowany.

Azjata zmierzył Yuga z lekkim niedowierzaniem. Zapewne rozmyślał, jak taki ktoś, jak Kim się ze mną zadaje. Taki strachliwy, niepewny swego dzieciak. Choć to tylko pozory, w chwilach zagrożenia potrafi reagować – przekonałem się o tym, podczas ówczesnej próby ataku Jacka. Wierzę w niego. Byłby idealnym strzelcem, jednakże trzeba mu wbić do łba, że bycie empatycznym w tym gronie nie popłaca. Musi nabyć kilka bezdusznych cech i będą z niego ludzie.

- Oj, skarbku – rzekł z troską boss – nie chciałbyś zarobić w miesiąc więcej, niżeli idole po kilkumiesięcznej trasie koncertowej?

Mimo wszystko, Jaebeom nie dawał za wygraną i próbował jakoś przekabacić najmłodszego. Zaprosił naszą dwójkę, więc pewnie zależało mu nie tylko na mnie.

- Jeśli tylko zapragniesz – nikt z twoich rąk nie zginie. Wystarczy, że zrobisz obstawę grupie podczas zleceń – dodał.

- Ej, Maruś – Jackson nie wytrzymałby, gdyby nie dodał swoich trzech groszy do każdej rozmowy – skąd ty go wytrzasnąłeś? Ile on ma lat? Szesnaście? – Wypytywał prześmiewczo. - Zachowuje się jak typowy dzieciak. No błagam, jak może kręcić się wokół ciebie ktoś, kto trzęsie się na samo słowo „zabić".

- Nie twój zasrany interes, ile ma lat – warknąłem. – Zajmij się lepiej sobą.

- On nawet nie brzmi, jakby kiedykolwiek przeszedł mutację – ponownie wtrącił blondyn.

- Ty natomiast brzmisz, jakbyś nawpierdalał się proszku do prania – stąd ta pijacka chrypa – Jinyoung przyszedł z „pomocą".

- Zakończmy już ten festiwal tyrania! – Zbulwersował się Beom. Powiało grozą. – Yugyeom, pomyśl o Marku – akurat musiał wmieszać mą osobę w argumentację. Świetnie. – Ten zastrzyk gotówki wam obu się przyda. Podwyższy standard życia. Wątpię, że obskurna kawalerka i jedzenie z dolnych półek was stuprocentowo zadowala. Później, takiej okazji już nie otrzymacie. A bardzo dobrze wiem, iż te wasze „wyroby alkoholowe" mogą przestać być na takim zapotrzebowaniu, jakie jest teraz. – Rozłożył się na krześle, zarzuciwszy nogę na nogę. – Nikt obcy nie dostanie takiej oferty. Was znam, stąd też mogę przychylić się do niektórych w a s z y c h potrzeb, upodobań.

Gyeom podniósł wzrok z podłogi, następnie zrzucił go na mnie. Wyglądał niezbyt radośnie. Pewnie wspomnienia z uprzedniej, niespodziewanej egzekucji wróciły. Bał się podobnych widowisk.

Chłopak leniwie uniósł kącik ust, posyłając nieco bezsilny uśmiech.

- Niech będzie, mogę spróbować – rzekł.

- A ty, Mark?

- O ile będę mógł w międzyczasie prowadzić własny interes – zaznaczyłem.

- Masz na myśli tą nielegalną produkcję bimbru?

Pokiwałem głową.

- Jeżeli chcesz, udostępnię ci kawałek terenu na produkcję – zabrzmiało pięknie, lecz miało pewien haczyk – ALE masz sprzedawać pod mymi inicjałami, żeby było jasne.

Zasadniczo, sprzedawanie pod jego godnością może być nawet najlepszym, co mnie spotkało. Jeżeli psiarskie skapną się, że walę procenty bez akcyzy – wszystko pójdzie na Jaebeoma. Przecież to on, wręcz podpisał się „JB" pod tymi produktami.

- Umowa stoi – zgodziłem się.


Continue Reading

You'll Also Like

54.8K 5.9K 51
"-A więc zwiałeś?- rzucił milioner, posyłając chłopcu oskarżycielskie spojrzenie, którego ten nie mógł zobaczyć. Peter znów wzruszył ramionami, zacis...
26.7K 1.4K 47
Faktem było to, że Synowie Garmadona stanowili prawdziwe niebezpieczeństwo dla Ninjago i jego mieszkańców. Choć Ninja robili wszystko, żeby powstrzym...
40.2K 2.4K 41
- Dobrze, że to trwało tylko tydzień. Przynajmniej nie zdążyłaś się nawet zakochać. A to co stało się w Las Vegas, zostaje Las Vegas.
62.6K 1.3K 60
jest to opowieść o tym jak Hailie trafia do braci jak ma 3 latka.Vincent opiekuje się nią jak córką,nawet kazał Willowi zająć się pracą.jeśli chcesz...