Krzywe Niebo

By Tea-Amo

41.5K 3.4K 173

Nigdy nie sądził, że mógł zakochać się w kimś tak zwyczajnym jak ona. Przecież nie pochodziła z jego świata... More

Krzywe Niebo
Bohaterowie
Prolog.
1 • Przyniesione kłopoty
2 • Odział dla narkomanów
3 • Wart milion jenów
4 • Zapomnienie
5 • Obóz
6 • Pozostawieni
7 • Odporny na zło
8 • Odejście
10 • Nagły upadek
11 • Zbędny element
12 • Wolność decyzji
13 • Niewidzialna
14 • Wieczorny pocałunek
15 • Sylwestra w Tokio
16 • Transparent
17 • Rozdanie świadectw
18 • Burza z piorunami
19 • Kłamstwo
20 • Przemilczenie
21 • Cena wolności
22 • Wyrwane skrzydła • OSTATNI

9 • Trudne powroty

1.3K 128 6
By Tea-Amo

Samochód zaparkował przed hotelem zlokalizowanym na obrzeżach Tokio. Okna masywnego, wielopiętrowego budynku w większości były zgaszone, jednakże od niektórych bił snop światła. Nad wejściem jaśniał neonowy, czerwono-zielony napis „American Hotel". To właśnie tutaj kwaterowali się zagraniczni inwestorzy, biznesmeni, ambasadorowie i ludzie potężnego świata pieniądza. Nic więc dziwnego, że przed wejściem dało się zauważyć ochronę.

Ren omal nie wypadł z samochodu, gdy nagle parkingowy hotelu otworzył drzwi, ponieważ zasnął z głową opartą o szybę. W ostatniej chwili złapał równowagę, ale i tak wyszedł na kompletnego kretyna, a pracownik zachował powagę tylko przez wzgląd na kulturę.

Sądząc po szarym niebie, wstawał ranek. Powrót do stolicy zajął niewątpliwie wiele godzin. Tokijskie powietrze śmierdziało spalinami, a przecież i tak byli na obrzeżach.

Ren westchnął, naciągając na głowę czarny kaptur, chroniąc się przed dotkliwym zimnem. Szofer oddał parkingowemu kluczyki, a Akido wyszedł z samochodu tuż po chłopaku i rozejrzał się czujnie na boki.

— Nikt cię tutaj nie znajdzie — wyjaśnił menager, kierując się z Renem do wnętrza hotelu. Recepcja widniała w ogromnym, złocistym holu, ustylizowanym na wnętrze brytyjskiego pałacu. Na piętra prowadziły rozwidlające się schody z marmurową poręczą, a stopnie okrywał elegancki dywan, chociaż klienci mogli korzystać jeszcze z czterech wind. Ren od razu przypomniał sobie incydent z Angeliną w zaciętej windzie w szpitalu i mimowolnie ogarnęła go złość, ponieważ już za nią tęsknił.

Odebrali zarezerwowane wcześniej czytniki do pokojów, łapiąc w ostatniej chwili jedną z wind. Jej wnętrze składało się z luster, więc Iwasao z przykrością wpatrywał się w swoje upiorne oblicze, w którym dominowały ogromne, ponure oczy.

Sięgnął po telefon komórkowy, mając nadzieje, że Angelina zadzwoni i poda dobry powód tłumaczący, że się nie pojawiła. Niestety bateria padła, co jednak dało Renowi odrobinę nadziei. Może próbowała się z nim skontaktować? Lepsza niepewność niż zobaczenie braku jakichkolwiek wiadomości od niej.

— Oddaj mi komórkę — Akido zerknął na podopiecznego beznamiętnie, wyciągając rękę.

— Słucham? — Ren otworzył szerzej oczy, dotknięty do żywego oburzeniem.

— Dlaczego to cię dziwi? Chcę po prostu twój telefon.

— Nie ma mowy, muszę ją naładować — Pokręcił głową i wyszedł pośpiesznie z windy, gdy ta w końcu dojechała na piętro. Akido szedł jednak za nim, nieustępliwy w swoim postanowieniu.

— Dobrze wiesz, że jutro wylatujesz do Seulu i zaczynasz ciężką pracę. Już czas, żebyś dołączył do chłopaków w trasie. Fani czekają. Nie ma mowy, żeby cokolwiek cię rozpraszało, Ren.

Chłopak nie odpowiedział, zatrzymał się przed drzwiami oznaczonymi numerem, który widniał również na jego karcie. Wsunął ją do czytnika, słysząc kliknięcie otwierającego się zamka.

Akido właśnie wtedy złapał go za łokieć.

— Oddaj mi ten cholerny telefon! — zażądał tonem nieznoszącym sprzeciwu.

— Czekam na ważną wiadomość — Ren obdarzył menagera spokojnym, ale stanowczym spojrzeniem.

— Od kogokolwiek ona będzie, nie zginie — Akido odparł kpiąco, odporny na protesty chłopaka. — Dostaniesz go z powrotem, gdy trasa dobiegnie końca. Zawsze dostawałeś go z powrotem i zawsze oddawałeś go bez sprzeciwu, więc nie rób niepotrzebnych problemów, jakbyś pierwszy raz zetknął się z czymś takim. Oddaj mi go, to nie podlega dyskusji.

Ren dłuższą chwile toczył ze sobą walkę, rozważając, czy dać menagerowi w twarz, a potem zamknąć przed nim drzwi. Musiały zaraz znaleźć jakąś dobrą kryjówkę dla telefonu i wynajdywać kolejne w miejscach, do których będzie podróżował w związku z trasą. Nagle wydało mu się to kompletnie bez sensu. Nauczył się numeru Angeliny na pamięć, więc w razie czego spróbuje się z nią skontaktować jakimkolwiek telefonem stacjonarnym lub pożyczy komórkę od kogoś innego.

— Trzeba było tak od razu — mruknął Akido, gdy komórka Rena wylądowała posłusznie w jego dłoni. — Po co te nerwy?

Iwasao wszedł do pokoju i zamknął przed mężczyzną z łoskotem drzwi. To prawda, nie pierwszy raz musiał oddać telefon, jakby był w szkole podstawowej i nic nie mogło rozpraszać go na lekcji, ale tym razem wszystko miało się inaczej. Nie tak wyobrażał sobie zakończenie historii z obozem, nie tak wyobrażał sobie rozstanę z Angeliną. Miał być pełen nadziei na ponowne spotkanie, tymczasem atakowało go milion obaw.

Na stole czekał na niego bilet lotniczy do Seulu, zarezerwowany na południe. Miał tylko kilka godzin snu nim będzie musiał opuścić Japonię. Padł na łóżko i leżał na nim chwilę w kompletnym bezruchu. Nie czuł senności, wręcz silne pobudzenie i gwałtowne emocje.

Nie mógł zrozumieć, że tak szybko przyszło mu wrócić do rzeczywistości, w której poruszał się od lat. Cóż ona znaczyła, gdy nie miał nikogo przy sobie z kim mógłby ją dzielić?

***

Obudził ją krzyk ptaka i łaskoczący dotyk słońca na nosie. Drgnęła niespokojnie, czując ból w kręgosłupie. Roztarła kłykciem palca zaspane oczy, po czym bezwiednie opuściła dłoń w poszukiwaniu szklanki wody. Nie znalazła jej, za to poczuła jak coś zostało przez nią zepchnięte.

Dopiero wtedy otworzyła szerzej powieki i krzyknęła z przerażeniem, podrywając się do pionu. To był błąd, omal się nie zachwiała i nie spadła prosto z dachu domku kempingowego.

Jakim cudem się tu znalazła?

Powoli przypominała sobie zdarzenia z nocy. Próbowała dodzwonić się do Rena chyba z milion razy, ale odpowiadała jej tylko i wyłącznie poczta głosowa. Nie miała się gdzie podziać, a nie chciała budzić swoich lokatorek w domku światłem komórki, więc wybrała swoje ulubione miejsce na dachu. Potem, zmęczona kolejną próbą dzwonienia, musiała zasnąć. Tak, to by wszystko wyjaśniało.

— Gdzie mój telefon? — Sięgnęła dłonią do jednej i drugiej kieszeni spodni, ale go nie znalazła. Tchnięta przeczuciem, przypomniawszy sobie o tym, że coś zwaliła ręką, z bijącym sercem spojrzała w dół. Nie pomyliła się. Komórka leżała na kamiennej dróżce rozbita na części. — Tylko nie to! — stłumiła w sobie jęknięcie. Nie miała na co czekać. Natychmiast postanowiła zejść i odratować to, co zostało z telefonu. Właśnie wtedy z naprzeciwka nadbiegła grupka chłopaków, którzy przekomarzali się między sobą. Miała krzyknąć, żeby uważali na szczątki telefonu, ale na szczęście sami w porę je zauważyli i ominęli, jednocześnie zerkając na nią z zainteresowaniem. Widząc w ich oczach rozbawienie, nachmurzyła się, mając ochotę krzyknąć do nich, że nie jest nienormalna. To nic, że nocowała na dachu i omal nie przypłaciła tego życiem. Przecież nie zrobiła tego świadomie.

Zebrała z ziemi kawałki telefonu, składając go do kupy. Niestety nigdzie nie mogła znaleźć karty sim, chociaż rozglądała się uważnie po ścieżce. Przecież to niemożliwe, żeby tak po prostu zniknęła!

Szukała tak długo, że aż rozbolała ją głowa i plecy, gdyż przez cały czas kucała, mając silne przeczucie, że wygląda co najmniej głupio. Myliła się jednak sądząc, że gdy odnajdzie kartę wszystko będzie w porządku. Owszem, znalazła ją, ale karta była złamana. Domyśliła się, że któryś z biegnących chłopaków musiał na nią nieumyślnie nadepnąć.

— To chyba jakiś żart! — zawołała z gniewem. — To nie dzieje się naprawdę!

Miała wrażenie, że jest obiektem drwiny Boga. Ktoś na górze ewidentnie się teraz z niej śmiał. W ciągu jednego momentu wydarzyło się tak wiele, dziwnych i niemożliwych rzeczy, że zaczynała się bać. A może śni? Dlaczego złamała kartę i zniszczyła telefon akurat wtedy, gdy tak bardzo go potrzebowała?

— Angelina? Wszystko w porządku? — Usłyszała za sobą głos Yukichi'ego.

Gdy odwróciła się w jego stronę, w oczach miała łzy.

— Możesz uszczypnąć mnie w ramię? — poprosiła ku zdziwieniu chłopaka.

Podszedł do niej i bez słowa przytulił. Z chęcią oparła głowę o jego ramię, szukając ukojenia, którego nie mógł jej dać nawet, gdyby chciał.

— Co się stało? Chodzi o Rena? Powiedział ci coś przykrego? — Próbował zgadnąć.

— Nie, to znaczy tak i nie — powiedziała cicho.

— To znaczy?

— On wyjechał, a ja zniszczyłam telefon i nie mogę do niego zadzwonić.

— Och, to... zaraz! Jak to wyjechał? — Została przez Yukichiego odciągnięta na długość ramion. Wbił w nią zdumione spojrzenie, domagając się wyjaśnień.

Spuściła wzrok, czując się tak, jakby to wszystko było jej winą.

— Musiał, Yukichi. Uciekł przed dziennikarzami.

— Ale kiedy?!

— Dzisiaj w nocy, o drugiej.

— Tak bez pożegnania? — W głosie chłopaka pojawiło się rozczarowanie i złość.

— Było mu z tym naprawdę źle, ale nie miał wyjścia. Im mniej osób wiedziało, tym lepiej.

— Ale ty wiedziałaś! — zauważył sarkastycznie. Naprawdę nie miała ochoty mu tłumaczyć jak jest, bo przytłaczał ją zgoła inny problem niż zraniona duma chłopaka. Mimo to, rozumiała dlaczego tak się czuł.

— Kazał mi was pożegnać w jego imieniu — wyjaśniła zmęczonym tonem.

Zapadło między nimi chwilowe milczenie. W końcu Yukichi odpuścił.

— No cóż, trochę mi go szkoda. Uciekał jak jakiś kryminalista.

— Tak, chyba można tak to porównać — Kiwnęła głową ze smutkiem.

Dopiero wówczas Yukichi przypomniał sobie o jej zmartwieniu.

— Więc... co z twoim telefonem?

— Spadł z dachu...

— A co ty robiłaś na dachu!? — zainteresował się z przerażeniem, ale szybko zmienił temat, gdy Angelina usiadła w bezsilności na ziemi. — No dobrze, tym razem ci daruje wyjaśnienia. Pokaż — Sięgnął po kartę sim i uważnie ją obejrzał. — Sądzę, że nie da się jej naprawić, ale wiesz, że w salonie dadzą ci nową i wcale nie stracisz numeru?

— Wiem, ale ile to potrwa? Miałam zadzwonić do Rena — westchnęła ciężko, wciąż nie mogąc uwierzyć, że do tego doszło.

— Poczeka. Ten kto kocha zawsze poczeka.

***

— Ren! Nareszcie! — Kato Iro przebiegł cały korytarz, by ostatecznie rzucić się przyjacielowi na szyje i poklepać go z radości po barkach. — Myślałem, że się nie doczekam. Jak twoja noga? Niech no tylko na nią spojrzę.

Ren wywrócił oczami, gdy chłopak kucnął i złapał go za łydkę. Asystenci za plecami odnosili właśnie jego bagaże do apartamentowca, gdzie członkowie zespołu spędzali czas w krótkich, przysługującym im chwilach wolnych. Tych zaś było stanowczo za mało.

— Iro, to nie ta noga — odparł Ren spokojnie, a twarz przyjaciela zdrętwiała.

— Naprawdę? — zmieszał się i stanął prosto.

— Ze mną wszystko w porządku. Nie musisz się martwić.

— Dobrze to słyszeć. Trasa bez ciebie była okropna. Nic nam nie wychodziło — odpowiedział przyjaciel z uśmiechem. Ren właśnie wtedy uzmysłowił sobie, że za nim tęsknił.

— No oczywiście, wszystko jest przecież na mojej głowie. Nie wolno mi nawet złamać nogi! — Wzniósł ręce do góry. — Jesteście gorsi od dzieci!

— Prawda? — Iro zaśmiał się wesoło — Dlatego teraz musisz się nami zająć.

— Mów za siebie! — Z głębi korytarza dało się słyszeć męski głos. Na jego dźwięk Ren poczuł kołatanie serce. Iwasao Ihyia stanął przed bratem w pełnej krasie, przywołując na usta dobrze znany mu uśmiech. — Siema, Ren. Widzę, że przetrwałeś najgorszy okres swojego życia. Witaj wśród żywych!

Uściskali się serdecznie, chociaż Ihyia z drobną rezerwą. Nigdy nie należał do osób zbyt wylewnych, więc nie należało się po nim spodziewać wyrazów utęsknienia. Mimo to, Ren był szczęśliwy mogąc znowu być przy bracie.

— Jedna, głupia noga mnie nie powstrzyma — powiedział, rozglądając się uważnie po apartamencie na szycie hotelu. Z wielkiego okna rozciągała się panorama na Seul.

— Powinieneś odpocząć — zauważył Iro — Masz za sobą długą podróż, a koncert już za kilka godzin. Wszyscy na ciebie czekają, kamery będą zwrócone prosto na twoją twarz, więc musisz mieć siły, żeby nie dać plamy.

Na ustach Rena pojawił się ironiczny uśmiech. Przed każdym z koncertów mieli do dyspozycji saunę albo tajskie masaże, czy pokój z grami, co tylko dusza zapragnie, a jednak za każdym razem wychodził spięty na scenę, chociaż jego ciało wyglądało na odprężone. Nie obawiał się pomyłki. Wszystkie zespołowe piosenki zaśpiewałby nawet przez sen, a układy taneczne zatańczyłby z zamkniętymi oczami, przychodziło mu to już zupełnie automatycznie, ale czuł wiszącą nad nim presje. Nikt nigdy nie dał mu do zrozumienia, że koncert udał się naprawdę dobrze, że dał z siebie wszystko. Gdy potem wpadał na producenta, ten raczył go zawsze starą śpiewką.

„Było nieźle, Ren, ale na drugi raz bardziej..." - I tu zaczynała się wyliczanka rzeczy, które mógłby wykonać o wiele lepiej, przecież jest liderem, a do tego ulubieńcem Japonii.

— Dam z siebie wszystko, nie musicie się martwić. — Mówiąc to, skierował kroki do łazienki, zamykając się w niej na klucz.

— Nie wydaje cię, że Ren jest jakiś dziwny? — Iro spojrzał ze zdumieniem na Ihyię. — Wydaje mi się, czy był przygaszony?

Spojrzenie Iwasao było obojętne.

— To przecież Ren, kiedy on nie był przygaszony, powiedz mi? — Wzruszył ramionami. — Jak wróci na scenę i znowu zacznie śpiewać poczuje się sobą. Dobrze wiesz, że ten skandal z Rikuto i pobyt w szpitalu nadszarpnęły jego nerwy. Nie mówiąc o obozie  — Wzdrygnął się, jakby to była najokropniejsza rzecz na świecie. — Wyobrażasz sobie, jaki musiał być tam samotny?

Iro nie odezwał się, ale słowa przyjaciela nie bardzo go uspokoiły. Znał Rena od dawna i wiedział, że coś się zmieniło.

***

Tydzień później.

— Zrobimy, co w naszej mocy, by naprawić telefon.

Angelina uśmiechnęła się, gdy młoda pracownica za ladą w salonie komórkowym poinformowała ją o tym. Dziewczyna z trudem dotrwała do końca obozu ze świadomością, że już dawno powinna skontaktować się z Renem.

— A mogę wiedzieć ile to potrwa? — Zagryzła kącik warg, układając łokcie na blacie, co matka z pewnością uznałaby za szczytowy brak kultury, ale w tamtej chwili była zbyt zestresowana, by o tym pamiętać.

— Nowa karta sim będzie gotowa już za dwa dni, ale zważywszy, że trzeba przenieść na nią numer, może potrwać to trochę dłużej. Około tygodnia. Natomiast naprawy telefonu nie umiem przewidzieć, odeślemy go do punktu naprawczego i tam zostanie oceniony stopień szkody — wyjaśniła kobieta z firmowym uśmiechem.

Angelina opuściła ramiona, kierując na bok zawiedzione spojrzenie.

— Bardzo zależy mi, aby dało się go naprawić — powiedziała, mimowolnie zaciskając dłonie w pięści. — Mam na nim zapisane ważne numery telefonów.

— Doskonale to rozumiem — powiedziała kobieta, nie przestając się uśmiechać, a jej odpowiedź zabrzmiała tak, jakby była powtarzana wielokrotnie niczym w wyuczonym scenariuszu. — Jeśli pamięć telefonu okaże się nieuszkodzona, nie będzie z tym żadnego problemu.

Angelina ze zrozumieniem kiwnęła głową. Była dobrej myśli, nie chciała do siebie dopuścić, że mogłoby być inaczej, że mogłaby nie mieć możliwości skontaktowania się z Renem.

Upewniwszy się, że do tygodnia czasu uzyska odpowiedź o stan telefonu i karty sim, opuściła lokal i wyszła na gwarną, tokijską ulicę, tak pełną spalin i promieni słońca, skrytego za wysokimi wieżowcami.

Musi skontaktować się z Renem nawet, jeżeli straci całkowicie telefon. Miała ochotę walić głową o mur, ponieważ dopiero teraz uświadomiła sobie, jak bardzo była bezmyślna nie zapisując numeru na jakiejś kartce. Tak postąpiłaby każda rozsądna osoba. To nic, że nie mogła przewidzieć nieszczęśliwego wypadku. Uważała, że to jej wina, skoro okazała się na tyle głupia, by całą noc siedzieć na dachu i w końcu na nim zasnąć.

Co będzie jeżeli jej się nie uda? Co będzie, gdy już nigdy więcej nie spotka się z Renem?

***

W ogromnej sali pełnej luster rozbrzmiewała głośna muzyka. W gładkiej tafli odbijały się sylwetki młodzieńców, którzy ćwiczyli dokładnie ten sam układ, starając się nie popełnić żadnego błędu. O tym zaś nie mogło być mowy. Ten, kto nie umie zgrać się z ekipą co do sekundy, nie miał czego tu szukać.

Ren nie był wyjątkiem, chociaż ciążący nad nim obowiązek perfekcjonizmu był znacznie wyższy. Jego szczupłe ciało bez problemu poddawało się fali muzyki. Dobrze znane dźwięki prowadziły go niemal same. Wyglądał jakby grawitacja nie miała na niego żadnego wpływu. Lekko odrywał stopy od ziemi, robił kolejne obroty i skłony ku ziemi, zdając się ważyć tyle co gołębie piórko.

Tylko drobne kropelki potu, widniejące na czole chłopka świadczyły, że organizm wkłada w taniec wysiłek, a wszystko przez tę cholerną nogę. Dokuczała Renowi już od dłuższego czasu.

Pierwszy trening udał się znakomicie. Ciało zdawało się być stęsknione za tańcem, więc odczuwał prawdziwą przyjemność, gdy mógł znowu poczuć tę lekkość i płynność ruchów. Gdy potem wyszedł na scenę i odbył swój pierwszy koncert w trasie, nic nie wskazywało na jakiekolwiek problemy. Zapełniona po brzegi widownia rozszalała się na jego widok, w ciemnościach dostrzegł tysiące migoczących transparentów głoszących tęsknotę za nim oraz radość z jego powrotu.

Późniejsza konferencja prasowa zmusiła go do zmierzenia się z trudnym tematem Rikuto. Dziennikarze nie porzucili swojej typowej dociekliwości i złośliwości, we wszystkim dopatrując się jakiejś afery. Gdy jednak wyszło na jaw, że Ren został zepchnięty ze schodów, na skutek czego poważne złamał nogę i musiał przejść operacje, na Rikuto padł cień potępienia. Tysiące fanów wstrząsało Internetem, nie zostawiając na aktorze suchej nitki, chociaż była to wojna dość wyrównana, gdyż wielbiciele Rikuto starali się za wszelką cenę udowodnić, że wina leżała po stronie Iwasao.

Sam chłopak miał to naprawdę gdzieś. Chociaż menager wyłaził ze skóry niepokojąc się o rozwój afery, sprawa, zdaniem producenta, miała swoje plusy – w końcu, Ren od tygodni nie przestawał być numerem jeden w najgorętszych newsach. Nie można życzyć sobie lepszej promocji, chociaż jej powód mógłby być nieco mniej kontrowersyjny.

Każdy dzień zdawał się być intensywniejszy od poprzedniego, ale Ren zaczął się martwić dopiero wówczas, gdy noga w łydce zaczęła odmawiać współpracy w tańcu.

— Ile razy mam powtarzać, że nie nadążasz? — warknął instruktor, który przez cały czas bacznie obserwował przebieg choreografii. Muzyka została wyłączona, a salę ogarnęła cisza, w której człowiek po tak długim przebywaniu w hałasie, nie potrafił się odnaleźć.

Wszystkie oczy raptownie spoczęły na Iwasao. Szczególnie dotkliwe było spojrzenie brata. Ihyia nie ukrywał, że powoli traci nerwy, zaś Iro emanował przede wszystkim głębokim przejęciem.

Ren westchnął, ujmując się pod boki. Oblizał koniuszkiem języka kąciki ust i poruszył kilka razy nogą, chcąc ją jakoś rozruszać.

— Słyszysz mnie, Iwasao?! — Instruktor podszedł bliżej, mierząc podopiecznego gniewnym wzrokiem.

— Tak, Sensei. Aż za dobrze — mruknął.

— Nie próbuj być zabawny, bo nie czas na to. Zdajesz sobie sprawę, że tego typu błędy nie mogą powtórzyć się na scenie?

— Tak.

— Znasz przecież ten układ na pamięć, widzę to po tobie.

— Tak.

— Więc, co się dzieje!? — Dłoń mężczyzny szarpnęła go za ramię dość boleśnie. Twarz Rena pozostała bez wyrazu, chociaż oczy nieznacznie pociemniały.

— Chodzi o moja nogę — powiedział ze wzburzeniem. — Cały czas mnie boli, dlatego nie nadążam.

— Przecież nie ma dnia, żebyś nie chodził na masaże i różne zabiegi — Do rozmowy wtrącił się Ihyia.

Ren podniósł butelkę wody do ust i starł nadgarstkiem pot z czoła.

— Widać to nie pomaga — odpowiedział sucho.

— Wiesz, co myślę? — Spojrzenie brata świdrowało go na wylot. — Tobie po prostu się nie chcę.

— Upadłeś na głowę! — Ren zdenerwował się, robiąc zdecydowany krok w stronę brata, jakby chciał mu przyłożyć. Na szczęście, w porę przeszkodził mu Iro.

— Nie przejmuj się, rozumiemy, że po takim wypadku możesz czuć się gorzej — Próbował załagodzić sytuacje, ale wzrok Rena ani na moment nie oderwał się od oblicza brata.

— Myślisz, że kłamię? — Ren próbował nie wybuchnąć złością. Ostatnio coraz gorzej radził sobie z jej ujarzmianiem, a wszystko przez to, że nie potrafił odnaleźć się bez Angeliny. Jednakże posądzanie go o lenistwo było przelaniem miarki, do tego oskarżał go własny brat.

— Nie wiem, co mam myśleć — Ihyia wzruszył ramionami. — Ale wiem, co widzę. Jesteś cholernie wypalony. Brakuje ci zaangażowania, które widziałem w tobie jeszcze dwa miesiące temu. Mam wrażenie, że źle się tu z nami czujesz, że wolałbyś być gdzie indziej! — Ostatnie słowa chłopak wypowiedział krzykiem.

Młodszy Iwasao opuścił smętnie ramiona, ugodzony ostrzem prawdy. Nie chciał ranić członków zespołu, szczególnie Iro, który od początku nie przestawał się o niego martwić, ale życie, które wiódł, powoli zaczynało go przerastać.

— To nie zmienia faktu, że naprawdę boli mnie noga — odparł wymijająco, wciąż używając ostrego tonu. — Uważacie, że nie ma prawa mnie to spotkać? Muszę być cały czas w pełnym zdrowiu!?

— Iwasao nie wiem, do czego zmierza ta dyskusja — odezwał się instruktor, gdy Ihyia był gotowy zareagować gniewem. — Idź do menagera i obgadaj z nim tę sprawę. Ja nie mam zamiaru się wtrącać do tego typu spraw. Chcę jedynie, byś nie spowalniał ekipy.

— Ma się rozumieć — burknął Ren i łapiąc za bluzę wyszedł z pomieszczenia.

***

 Akido przemierzał przestrzeń apartamentu żwawym krokiem, chodząc tam i z powrotem. Każdy kto patrzyłby na niego w tamtym momencie, nie mógłby przeoczyć, że mężczyzna jest wzburzony.

— Więc musieliście skończyć dwie godziny wcześniej? — zapytał z niedowierzaniem.

Ihyia siedział rozwalony na jednym z miękkich foteli, z niezadowoleniem stukając nogą o gładkie panele. Iro stał pod oknem z rękoma złożonymi na torsie i co rusz odwracał wzrok, natomiast Ren zajmował jedną ze stojących naprzeciw siebie kanap, opierając łokcie na rozstawionych kolanach. Jego związane w kitkę włosy prawie się rozwaliły, tworząc na głowie bałagan.

Nikt nie silił się na odpowiedź, ale bez wątpienia to nad Renem wisiała chmura oskarżeń, co potwierdziło spojrzenie Akido, wbite w oblicze chłopaka nagle i natarczywie.

— Jaki masz problem, Ren? Przecież prześwietlenie było w porządku. Nic nie stoi na przeszkodzie, abyś pracował pełną parą — powiedział głośno.

Ren rozkleił wargi, rzucając niechętnie spojrzeniem na bok.

— Próbuje, staram się jak mogę, ale noga mnie spowalnia. Czuje, że coś jest nie tak. — Gdy to powiedział, Ihyia prychnął kpiąco, ale nie zamierzał zwracać na to uwagi.

— To oczywiste, że po dwumiesięcznej przerwie twoje ciało potrzebuje czasu, by przyzwyczaić się do intensywnego ruchu — stwierdził Akido nieco spokojniej, siadając naprzeciw Rena. Komórka w jego kieszeni rozdzwoniła się, ale mężczyzna wyłączył ją niecierpliwym ruchem palca. Chyba pierwszy raz w życiu zignorował jakąkolwiek rozmowę. — Spróbuj to przezwyciężyć.

Ren odrzucił głowę do tyłu, a potem oparł się ze zmęczeniem o kanapę. Nikt zdawał się go nie słuchać, jakby mówił do ściany. Nikt nie chciał przyjąć do wiadomości, że mówi prawdę.

— Jak mam to zrobić? — zapytał sarkastycznie — Grzecznie poprosić nogę, żeby przestała działać wam wszystkim na nerwy włącznie ze mną?

— To nie jest śmieszne, Ren! — warknął Akido niecierpliwie. — Myślisz, że cię lekceważymy? Że nie dbamy o twoje zdrowie? — Nim chłopak zdołał odpowiedzieć, mężczyzna mówił dalej, coraz bardziej emocjonalnym tonem. — Mylisz się. Naprawdę nam zależy na tym, jak się czujesz i robimy wszystko, żeby ci pomóc, ale musisz z nami współpracować.

— A współpraca rozumie się, jako pokonanie bólu, by nie daj Boże, schrzanić koncert? — Ren z kpiącym śmiechem pokręcił głową. Powoli zaczynał się dusić w otaczającym go towarzystwie. Nawet Iro nie był w stanie zmniejszyć nieżyczliwej mu atmosfery. — Zapominacie, że naprawdę złamałem nogę, że to było poważne złamanie i, że mogę nie być już taki sprawny jak wcześniej.

— Nie wmawiaj sobie nieistniejących rzeczy — ofuknął go menager, sięgając łapczywie po filiżankę z kawą. Pragną zatopić w niej narastające w nim nerwy. — Przecież prześwietlenie jest w porządku!

— Już mówiłem, ty szukasz powodu, by wywinąć się od tej trasy — wtrącił się z irytacją Ihyia.

— Dlaczego tak łatwo przychodzi ci oskarżanie mnie o takie rzeczy?! — krzyknął Ren, uderzając pięścią w stół.

— Ponieważ widzę, że nie jesteś już taki sam! — Krzyk brata był jeszcze głośniejszy, zaś Akido odstawił filiżankę na spodek, przerywając kłótnie lodowato spokojnym głosem.

— Ren... ten koncert nie może odbyć się bez ciebie. Odpocznij teraz, później przyślemy do ciebie masażystkę i ona zajmie się nogą, zgoda? — Jego stanowcze spojrzenie nie zostawiło miejsca na jakiekolwiek dyskusje, więc chłopakowi zostało już tylko zaciśnięcie ust z niezadowoleniem.

***

— Ren, to prawda, co powiedział Ihyi? — Iro wyszedł właśnie z pod prysznica, gdy Iwasao wrócił z masażu, który może pomógł nodze, ale nie ukoił jego duszy.

— Że jestem leniwy i chcę się wywinąć od trasy? Skądże! — Ren prychnął, kierując się od razu w stronę swojego pokoju. Cieszył się, że wytwórnia nie szczędzi pieniędzy i wynajmuje najlepsze apartamenty, które liczyły sobie po kilka sypialni. Nie wyobrażał sobie bowiem, aby w tym momencie musiał dzielić tę przestrzeń z członkami zespołu. Jak wtedy zdołałby udawać, że wszystko jest w porządku?

— Nie o to pytam — Iro zaśmiał się, jednak bez wyraźnej wesołości. — Chciałbym raczej wiedzieć, czy wolałbyś być teraz gdzie indziej, nie z nami.

Smutek w głosie przyjaciela spowodował, że Ren zatrzymał się w półkroku i odwrócił w jego stronę rozbawione spojrzenie.

— Mój brat przechodzi samego siebie w wymyślaniu bzdur — odpowiedział — Dobrze wiesz, że to wszystko nie ma nic wspólnego z wami.

— Ale wolałbyś być teraz gdzie indziej? — Iro nie ustępował.

Spojrzenie Rena opadło nieco w dół, pogrążając się w zasępieniu. To wystarczyło, aby przyjaciel poczuł się dotknięty i westchnął ciężko.

— Ren...

— To prawda, że nie jestem już sobą... — Przerwał mu Iwasao, a zaraz potem sprostował — O ile kiedykolwiek byłem sobą. Myślę, że jestem teraz na takim etapie życia, w którym zaczyna mi przeszkadzać cała ta sztuczność wokół mnie. Potrafisz to zrozumieć?

Iro zagryzł wargę, niepewnie przytakując.

— Skąd ta nagła zmiana, co? Ktoś na ciebie wpłyną?

Ren milczał, więc chłopak podszedł do niego, zaglądając mu poważnie w oczy.

— Widzę, że chodzisz struty i przygnębiony. Z jakiegoś powodu cierpisz, Ren, a ja nie wiem co jest tego powodem. Myślę, że powinieneś zrzucić ten ciężar — Położył mu dłoń na ramieniu.

— To nie jest sprawa, o której chciałbym gadać — westchnął Ren, próbując się nie wzdrygnąć pod wpływem dotyku przyjaciela. Sam nie wiedział, co się z nim dzieje, że nagle dosłownie wszystko w zespole zaczynało go drażnić, nawet ludzie. To nie tak, że przestał ich lubić i cenić, on po prostu miał dość rzeczy, które z nimi wykonywał.

Patrząc na Iro zrozumiał, że go zranił. Chłopak cofnął się z niedowierzaniem.

— Myślałem, że jesteśmy jak bracia, Ren. Znamy się od lat i sądziłem, że możemy mówić o jakimś zaufaniu między nami. Dlaczego się odcinasz? Dlaczego patrzysz na mnie tak, jakbym był odrażający?

— Iro, trochę przesadzasz... — Ren uniósł rękę, ale nie miał pojęcia po co to zrobił, więc zrezygnowany ją opuścił. Czuł, że się pogrąża i nie daje rady utrzymać tego wszystkiego w dobrych relacjach.

— Ihyia ma racje, że masz nas dość. Szkoda tylko, że nie chcesz powiedzieć w czym problem.

— Iro...

— Daj znać, jak ci się odmieni — burknął chłopak, a potem opuścił apartament, udając się tylko w sobie znanym kierunku.

Myśli Rena krążyły wokół Ihyi. Brat jak zwykle, gdzieś się ulotnił, trudno było już dociekać gdzie, ponieważ od ponad roku ich relacje psuły się z dnia na dzień, a Ihyia stawał się coraz bardziej skryty. Z Renem chyba powoli działo się to samo, a cierpiał na tym Iro.

Gdy wstępował w szeregi gwiazd nie miał najmniejszego pojęcia, że ten świat potrafi tak wysysać duszę. Jego zdawała się być na kompletnym wypaleniu. Wszedł do swojej sypialni, zamykając cicho drzwi.

***

Ren sięgnął po słuchawkę telefonu stacjonarnego, który ulokowany był w ich apartamencie. Tylko tak mógł skontaktować się z Angeliną, a, chociaż początkowo przysiągł sobie, że przetrzyma ją trochę w niepewności, zrozumiał, że nie da rady tego zrobić. Tęsknota za nią była silniejsza od wszystkich postanowień.

Z pamięci wystukał pożądany numer i z trudem oczekiwał na pierwszy sygnał. Zamiast niego, od razu wyskoczyła poczta głosowa. Czyżby padła jej bateria jak jemu wcześniej?

„Po sygnale proszę zostawić wiadomość..." rozległ się automatyczny głos, a po nim nastąpiło głośne kliknięcie.

Ren przełknął ślinę, szukając w głowie jakiś dobrych słów.

— Cześć Alino, z tej strony Ren. Nie mogę korzystać ze swojej komórki, dlatego kontaktuje się z hotelu — odezwał się drżącym głosem, którego w ogóle nie poznawał. — Dzwonię bo... zastanawiam się, co teraz robisz. Wszystko u ciebie w porządku? — zaczerpnął oddechu i przymknął oczy, by panować nad emocjami. Te zaś chciały w nim wybuchnąć. — Wiesz... bardzo za tobą... tęsknie — powiedział niewyraźnie, mocniej zaciskając palce na słuchawce. Wolną ręką podrapał się nerwowo po czole, czując się głupcem. — Zadzwoń do mnie, jak znajdziesz czas. W recepcji przekierują połączenie do mojego pokoju. — Uzmysłowił sobie dopiero po fakcie, jak desperacko zabrzmiały te słowa. Oblizał wargi, próbując wykorzystać ostatnie minuty poczty głosowej. — Trasa jest ciężka. Bardzo bym chciał, żebyś była... — Rozległo się piknięcie i nagranie zostało przerwane — tu razem ze mną — dokończył niemrawo, wpatrzony niewidzącym wzrokiem w pustkę przed sobą.

Continue Reading

You'll Also Like

609 177 52
Tytuł wszystko wyjaśnia
2.4K 146 34
Książka opowiada o pewnej dziewczynie. Madison Maiden, która została skrzywdzona przez los. Nie umie znaleźć swojego miejsca wśród ludzi. Jest otwart...
7.7K 359 19
Samolot Laury zaginą, Morten postanawia się zemścić, a Nika ma nową rodzinę. Trójka przyjaciół wyrusza na poszukiwania szpitala w którym leży Laura j...
10.1K 540 46
Wydawało ci się kiedyś, że marzenia nigdy się nie spełniają? Tak? Jednak wszystko jest możliwe, jeśli uwierzysz w swój sukces. Zapisanie się na lekcj...