Uczucie w nienawiści | Rose&S...

Galing kay _Mary-Kate_

10.8K 452 85

Rodziny Weasley oraz Malfoy nigdy nie darzyły siebie sympatią. Jedni uważani za zdrajców krwi, a drudzy za sł... Higit pa

Początek przygody w Hogwarcie.
Być lepsza...
Plan
Wstyd i pośmiewisko, ale się udało
"Nie bądźcie wrogami"
Kartka papieru
Artykuł
Przyjaciele?
Wiersz... miłosny?
Jak Sherlock!
Niemożliwe
Mieszanka wybuchowa!
(Nie)znajomy
"Na przekór przeznaczeniu"
Wakacyjne problemy
Spotkanie
ZAWIESZONE

Dobić czy ratować?

437 27 0
Galing kay _Mary-Kate_

Drzwi trzasnęły, a figurka na półce niebezpiecznie się zatrzęsła. Mężczyzna już myślał, że upadnie, lecz niestety paskudztwo od jego teściowej wciąż stało na swoim miejscu.
Kobieta westchnęła i wyprostowała nogi, na których wciąż były wysokie szpilki. Nie myśląc wiele, zsunęła je i kopnęła, aby nie musieć na nie dłużej patrzeć. Ron stanął za żoną i położył jej ręce na ramionach, delikatnie je masując.
-Ciężki dzień?
-Nie bardziej niż zwykle. Wiesz... te plotki nadal bardzo mnie niepokoją. -stwierdziła, stukając palcem o swój policzek.
-Miałaś nie poruszać tematu pracy w domu. -jej mąż przewrócił oczami i wrócił do kuchni.
Hermiona wiedziała, że nie podobało mu się wnoszenie spraw Ministerstwa za próg ich życia prywatnego, ale czuła, że to nagła sytuacja i musiała podzielić się swoimi przemyśleniami z partnerem.
-Wiem, ale nie jest to tak do końca praca, chodzi o ogólne bezpieczeństwo. -wtrąciła na swoją obronę. -Wszystkich.
-Przecież od zawsze mieliście problem... -Ron zawahał się przez chwilę i zakończył ostrożnie. - ...z nimi.
-Ostatnio ich akcje coraz bardziej się nasilają. Już nie wiem co z tym robić. -złapała się za głowę, przez co kilka kosmyków uwolniło się z jej fryzury.
-Więc... myślisz, że powinniśmy porozmawiać o tym Harry'm? -zaproponował, mieszając zupę w garnku.
-Myślę, że on już dawno o tym słyszał. -Hermiona westchnęła z głową opartą na ręce. -Choć nie zaszkodzi się upewnić. -podniosła się nagle. -No już, ubieraj się. -ponownie włożyła swój długi płaszcz i poprawiła szybko włosy w lustrze, które stało obok drzwi wejściowych.
-Jak to? Już?
-Niby kiedy? -prychnęła pod nosem, przeszukując torebkę. -Nie można tracić czasu.
-A obiad?
-Nie ucieknie. -w końcu znalazła potrzebne papiery i ponownie wsunęła na stopy niewygodne szpilki. -No szybciej Ronald, nie będę na ciebie czekać!





-Ale jesteś stuprocentowo pewien, że wszystko było z nią w porządku? -spytał po raz dwudziesty siódmy Albus podczas swojej nagłej wizyty u przyjaciela w Skrzydle Szpitalnym.
-Odpowiem to samo co za każdym razem. -blondyn przewrócił oczami. -Zachowywała się normalnie.
-Zdefiniuj mi proszę słowo "normalnie".
-Albus. -wycedził przez zęby.
-No dobrze, nie denerwuj się już. -spojrzał kątem oka na pielęgniarkę, która już podążała, aby wyrzucić go za podwyższanie ciśnienia pacjentowi. -Pytam, bo się martwię. -stwierdził niechętnie.
Twarz Scorpiusa złagodniała. Poczuł się trochę głupio, że tak naskoczył na przyjaciela. Był wymęczony przez chorobę, która nagle go dopadła i trochę rozkojarzony przez leki podawane przez pielęgniarkę.
-Dobrze to ja będę już lecieć. -spojrzał na zegar ścienny. -Opuściłem już jedną lekcję Slughorna i więcej nie zamierzam, bo mnie staruszek ukatrupi.
-Nie zapomnij powiedzieć jej... -nie miał nawet okazji dokończyć zdania.
-Tak, wiem, pamiętam. -w momencie, gdy brunet trzasnął drzwiami, Scorpius opadł bezradnie na poduszki.
-Muszę zrobić ten przeklęty referat. -burknął sam do siebie.
-Na razie to pan musi leżeć i odpoczywać panie Malfoy. -wtrąciła surowo pani Bell, niosąc na tacy szklankę z buteleczką, która wypełniona była cieczą o nieciekawym kolorze.
-A co to jest? -spytał niezbyt przekonany, widząc lekarstwo, które musi zażyć.
-Pana przepustka do zdrowia, smacznego. -podała mu pełną szklankę gęstej substancji o granatowej barwie z zielonymi grudkami. -Do dna!





Dziewczyna szybkim krokiem przemierzała korytarze Hogwartu. Uginała się od nadmiaru książek, które trzymała na rękach, jedna na drugiej, a wszystkie dotyczyły wyłącznie tematu eliksirów. Długa szata lekko utrudniała jej chodzenie, lecz to nie powstrzymywało jej od stawiania dużych kroków, aby jak najszybciej dotrzeć, a jeszcze szybciej opuścić miejsce, do którego zmierzała. Jej twarz nie wyrażała wiele, być może dlatego, że prawie nic nie widziała przez górę książek, ale z pewnością nie była w humorze.

Odliczała sekundy do momentu, w którym odda referat i będzie mogła zmierzyć się z innymi problemami, a przy okazji przestanie spotykać się z Malfoy'em. To był mały bonus.
Choć towarzystwo chłopaka nie było wcale takie straszne, jak sobie to wyobrażała, a sam blondyn okazał się nawet całkiem miły, pomocny i nawet momentami zabawny, to jego osoba wzbudzała jednak wiele do myślenia. Czuła się bardzo niekomfortowo, widząc go w Wielkiej Sali czy na lekcjach, nie mówiąc już o spotkaniach, z którymi jak najszybciej musiała się pożegnać.
I to wszystko przez jeden mały liścik...





-Dziękuję, to koniec na dziś. -profesor Craven uśmiechnęła się szeroko. -Pamiętajcie o teście w przyszłym tygodniu, radzę się do niego przyłożyć. -skinęła głową i zniknęła za drzwiami, trzaskając nimi trochę za głośno.
Brunet poderwał się szybko i zauważył, że został jako jeden z nielicznych. Przetarł zmęczone oczy i zaczął się rozciągać, aby choć trochę pobudzić swoje ciało.
-Nigdy więcej komiksów w nocy. -mruknął, ziewając.
Wstał, prostując się, przez co stanął twarzą w twarz ze swoją rozwścieczoną kuzynką. Zaskoczony cofnął się szybko i wydał z siebie po cichu pisk.
-Na Merlina, Rose! Zawału przez ciebie dostałem. -złapał się za serce i westchnął głęboko.
-Gdzie jest Malfoy?- spytała bez owijania w bawełnę, mrużąc oczy. -Wczoraj czekałam na niego dwie godziny w bibliotece.
Albus otworzył usta i szybko je zamknął. Otworzył szerzej oczy i rozbudził się całkowicie.
-Ups...
-Co oznacza twoje "ups"? -założyła ręce na piersi.
-Zapomniałem ci przekazać. -podrapał się po karku z zakłopotaniem.
-Mów jaśniej. -poganiała go zniecierpliwiona.
-Scorpius jest w Skrzydle Szpitalnym.
-Co mu jest?- zmarszczyła brwi, a gniew automatycznie zaczęła z niej wyparowywać. -Czy to jakiś żart? 
-Nie, jest chory. -powiedział spokojnie. -Nie wiem dokładnie co to, ale pielęgniarka mówi, że jeszcze pożyje. -zgarnął swój podręcznik z ławki.- Prosił, żebym cię od niego przeprosił, bo nie przyjdzie, ale zapomniałem wcześniej. -skierował się do wyjścia.
-To... rozumiem. -na jej twarzy pojawił się cień zaskoczenia.
-Ah! -odwrócił się nagle z uniesionym palcem. -Mówił też, żebyś dokończyła referat i oddała sama, a jak będzie zdrowy, to zrobi nowy. -wskazał na nią.
-Co? -zmarszczyła brwi, przybierając znów gniewny wyraz twarzy. -Nie ma mowy.
-Rose. -westchnął, gdyż miał nadzieję, że szybciej uda mu się zakończyć rozmowę. -On czuje się fatalnie, nie może...
-Dobrze wiem. -przerwała mu w połowie zdania i machnęła lekceważąco ręką. -Nie może się przemęczać.
-Dokładnie. -Albus poczuł ulgę, gdy tak szybko zrozumiała.
-Ale może za to słuchać... -dodała ciszej, kierując słowa bardziej do siebie.
-Co?
-Dzięki za informacje, na razie!- odbiegła zostawiając go w osłupieniu.





Zabrzmiał ostatni dzwonek, oznaczający koniec czwartkowych lekcji. Ognistowłosa wstała leniwie ze swojego miejsca i przygryzła policzek, patrząc na sąsiadujące z nią krzesło. 

Już było puste.

Od ostatniej sprzeczki z Lisą, dziewczyny nie odzywały się do siebie choćby słowem, chyba że musiały pracować razem podczas lekcji, ale to były wyjątkowe przypadki. Dzieliły ławkę na kilku zajęciach, ale to nie przeszkadzało w ignorowaniu siebie nawzajem.
Blondynka stała przed salą w obecności swoich współlokatorek w Ravenclaw. Śmiały się i rozmawiały o wszystkim i o niczym. Lisa odwróciła głowę, przez co jej spojrzenie spotkało się z Rose, a uśmiech na jej ustach lekko przygasł.
Sprawa wydawała się banalnie prosta. Krukonka po prostu czekała, aż jej przyjaciółka zrobi pierwszy krok w stronę zgody, bo w końcu większość winy leżała po jej stronie, a za to Rose pomyślała, że da dziewczynie trochę odetchnąć i poczekać, aż trochę się uspokoi. Nie oszukujmy się, była też zbyt dumna, aby tak podejść, przeprosić i przyznać się do błędu. To raczej nie idzie w parze z jej naturą.

Rose odwróciła się gwałtownie i poczuła silne uderzenie. Zachwiała się, lecz na szczęście ściana była blisko i dzięki jej pomocy nie zaliczyła spotkania z podłogą.
-Hugo, co ty wyprawiasz? -pomasowała czoło, bo już wiedziała, że powstanie na nim spory siniak.
Nigdy nie przyjmujcie pomocy od ściany, ponieważ prędzej czy później i tak was uszkodzi.
-Biegłem, a ty zagrodziłaś mi drogę. -burknął jej młodszy brat, wstając na równe nogi.
-Tak, przepraszam. -przewróciła oczami, chcąc zakończyć rozmowę.
Nauczyła się rozmawiać z chłopcem. Gdy przyznawała mu rację, to szybko dawał jej spokój.
Nie zrozumcie tego źle. Brat był bardzo ważnym elementem w życiu dziewczyny i nigdy nie zamieniłaby go na kogoś innego, ale Hugo potrafił być naprawdę męczący i trochę za głośny, a Rose bardzo ceniła sobie spokój.
-Dostałem dzisiaj list od rodziców. -wyznał i wysunął z kieszeni pomiętą kopertę.
-To wspaniale. -przyznała z ciekawskim wyrazem twarzy, ponieważ czuła, że zmierza do czegoś konkretnego.
-Mama skarży się, że do nich nie piszesz...
Właśnie...
-Napisała o tym połowę listu i wysłała do mnie. -dodał, krzywiąc się lekko.
-Dlaczego?- zmarszczyła brwi.
Jeśli jej mama tak się martwi to, dlaczego nie wysłała listu właśnie do Rose, tylko do jej brata. Czy miała jakiś powód?
-Chcesz przeczytać? -podsunął jej kopertę pod sam nos.
-Nie, dziękuję. To twój list. -pokręciła głową. -Przy najbliższej okazji sama do nich napiszę. Dzięki Hugo.
Uśmiechnął się lekko, kiwnął głową i pobiegł do swoich kolegów.
Rose stwierdziła, że faktycznie dawno nie pisała do rodziców. Czyżby pomyśleli, że się obraziła? To raczej mało prawdopodobne.
Nie chciała zawracać sobie więcej tym głowy. Postanowiła, że napisze list i wszystko będzie w porządku, poza tym i tak za niedługo mieli spotkać się na Peronie 9 i 3/4.





Blondyn podrzucał małą piłeczkę w dłoni. Było to jedyne ciekawe zajęcie, na które pozwalała mu pani Bell. Okropnie nudził się, przebywając w Skrzydle Szpitalnym i żałował, że jakiś inny uczeń też nie zachorował czy coś w tym stylu, przynajmniej miałby jakieś towarzystwo, nawet jeśli mieli milczeć cały czas, ale jednak. Brak żywej duszy bardzo go dobijał, choć po martwej również nie było śladu.
Odbijanie piłeczkę o ścianę wydawało mu się bardzo ciekawym pomysłem, kiedyś widział coś podobnego w mugolskim filmie, więc dlaczego by nie spróbować?
Pomysł okazał się bardzo nietrafiony i Scorpius patrzył zmęczonym wzrokiem na oddalony kawałek gumy i zastanawiał się, dlaczego nie może być tak dobry, jak ten chłopak z magicznego ekranu.
Drzwi otworzyły się z lekkim skrzypnięciem, więc jego wzrok automatycznie powędrował w tamto miejsce. Spodziewał się, że może to być:

a) Albus. Co prawda był u niego kilka minut temu, aby przekazać notatki z lekcji oraz zadania, które nietknięte leżały na stoliku obok łóżka. Niestety Scorpius nie miał tyle siły, aby zabrać się za cokolwiek. Jego przyjaciel mógł przyjść po swój podręcznik, którego zapomniał, ale szczerze wątpił w to, że Albusowi może tak na nim zależy, aby się po niego fatygować.

b) Pani Bell. Pół godziny temu wybiegła, ponieważ jakaś dziewczyna dowiedziała się, że jest uczulona na... uwaga... sok dyniowy, a konkretniej na samą dynię i to posiadała dość silne objawy. Pech...

Oczywiście poprawna okazała się odpowiedź "c", czyli "osoba, której nigdy by się nie spodziewał, a przynajmniej nie w tym życiu...".
-Cześć. -mruknęła jak gdyby nigdy nic i postawiła górę książek na sąsiednim łóżku. -Mam nadzieję, że już trochę lepiej się czujesz.
Patrzył chwilę na ognistowłosą dziewczynę przed sobą. Kompletnie nie wiedział, co ma ze sobą zrobić ani co powiedzieć, tym bardziej że okazała się tą prawdziwą Rose, a nie halucynacjami wywołanymi przez dziwny lek.
-To jak? -usiadła na wysokim łóżku i położyła na kolana zeszyt. -Gotowy?
-Nie rozumiem. -młody Malfoy zmieszał się odrobinę.
-Ja będę pisać i czytać, myślę, że przytakiwanie lub odmowa nie sprawią ci problemu. -uśmiechnęła się przyjaźnie i wróciła wzrokiem do tekstu.
-Nie. -pokręcił gwałtownie głową i odchrząknął. -Ale mówiłem Albusowi...
-Tak, przekazał mi. -przewróciła oczami, czytając pod nosem o pewnym eliksirze, który zwrócił jej uwagę.- Tylko szkoda, że odrobinę za późno.
-Jak to? -zmarszczył brwi, lecz szybko przypomniał sobie o słabej pamięci przyjaciela. -Przepraszam, że nie mogę ci pomóc, ale nie mam wpływu na to, co się dzieje. -wyznał Scorpius ze skruchą.
-Wybacz, ale nie obchodzi mnie to. -spojrzała na niego poważnym wzorkiem, aż cały się zmieszał i skulił. -Zrobiliśmy już połowę, więc niesprawiedliwie byłoby, gdybym przypisała sobie całą pracę.
-Tak, ale...
-Jeśli kiwanie i kręcenie głową jest dla ciebie za trudne w tej chwili, to przyjdę innym razem. -zamknęła swój notatnik.
-Nie! -krzyknął, gdy zaczęła wstawać. -Spokojnie, nie jestem umierającym.
-Nie? -uniosła brew. -Albus mówił coś zupełnie innego...
Chłopak zmarszczył brwi, a w jego oczach widać było zaskoczenie, jak i nutę strachu.
-Ej, spokojnie. -Rose pstryknęła palcami przed jego twarzą. -Żart.
Odetchnął z ulgą i zaśmiał się ponuro, kręcąc głową
-Mało zabawny.
-Wiem. -dziewczyna wyprostowała się i przekartkowała podręcznik, patrząc na niego kątem oka. -Właśnie taki miał być.



Dziękuję bardzo za poświęcony czas. Komentarz, jak i gwiazdka (tak to się mówi?) zawsze mile widziane, jeśli oczywiście choć trochę się wam spodobało. Pozdrawiam!

Ipagpatuloy ang Pagbabasa

Magugustuhan mo rin

6.1K 660 35
"Nie jestem już dzieckiem do cholery zrozum to wreszcie jestem prawie pełnoletni i mam prawo umawiać się z kim chce, to jest moje życie więc się odpi...
4.1K 338 17
Kiedy nieoczekiwanie twoje życie zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni za prawą pewnego szatyna o lazurowych oczach, ale potem przewraca się jeszcze...
69.3K 2.9K 58
Zmieniony przez śmierć ojca Nicola postanawia zadebiutować w Reprezentacji Polski, co było marzeniem pana Krzysztofa. Zbuntowany młody dorosły w prze...
8.4K 224 27
E-Eliza S-santia Bb-boberka G-gracjan M-gawronek(Marcel) Z-zabor B-borys