Sztuka podrywu || Miraculous ✔

By maiaren

113K 9.2K 24.6K

Tam, gdzie niemal każda absurdalna sytuacja jest na porządku dziennym, jest również Alix Kubdel ciskająca w K... More

Początek katastrofy
Teksty na podryw
Etapy miłości
Randka z camembertem
Intruz w jej sypialni
Kisiel w majtkach
Napad na wróżkowe kino
Pojedynek między głupcami
O krok od wyznania
Koci zamach stanu
Porażka ma krótkie nogi
Gore gwiazda Gabrielowi
Trauma Ojca Ciem
Wszystko dobre, co się dobrze kończy
Epilog
Nowa dawka

Apokalipsa rurkomanów

6.5K 606 1K
By maiaren

Couffaine: Ej, Adrien, twój stary wygląda, jakby spalili doszczętnie wszystkie jego rurki lmao

Lahiffe: Nie wiem jak wy, ale ja bym się ucieszył

Couffaine: Ty się cieszysz ze wszystkiego, łącznie z końcem okresu twojej dziewczyny

Lahiffe: gościu, nawet o tym nie wspominaj
Lahiffe: pojęcia nie masz co ona odpiernicza podczas okresu
Lahiffe: jak będziesz mieć jakąś laskę, to radzę zamykać lodówkę na kłódkę. A, no i jej nie denerwuj, bo inaczej będzie druga wojna światowa

Couffaine: trzecia*

Lahiffe: Jak to trzecia

Couffaine: STARY, JA WIEM, ŻE JESTEŚ CIOTĄ Z HISTORII, ALE TA NIEWIEDZA TO JUŻ PRZESADA

Lahiffe: A CICHO BĄDŹ
Lahiffe: Tak w ogóle, to muszę się pochwalić, ale niedawno kupiliśmy nowy telewizor i jest zaczepisty
Lahiffe: Ostatnio oglądałem jakiś program o zwierzętach i była tam taka piękna, szlachetna żyrafa

Couffaine: A skąd wiesz, że ta żyrafa jest szlachetna?
Couffaine: Ma metkę Gucci pod ogonem, czy jak?
Couffaine: Zaglądasz jej pod ogon, taki jesteś, co?

Le Chien: CZY MOGLIBYŚCIE ODŁOŻYĆ TELEFONY? OJCIEC ADRIENA PATRZY NA NAS, JAKBY CHCIAŁ NAS ZABIĆ

Lahiffe: Nah, no i dobrze
Lahiffe: prędzej czy później i tak umrę, nieważne czy z rąk tego rurkomana, czy Alyi

Couffaine: Sorry, bro, nie stać mnie na wiązankę

Luka podniósł wzrok znad ekranu telefonu i powolnym tempem umieścił przedmiot w bocznej kieszeni bluzy. Widocznie przejął się żądzą mordu ojca Adriena, a już szczególnie po przypomnieniu sobie, jakie głupoty wypisywał na kartkówce. Kto by tam wiedział, że nastąpi taka chwila, od której zależeć będzie jego życie. 

— Ja... Ja naprawdę nie wiem, co wami kierowało podczas pisania tej kartkówki — mówił Gabriel zrozpaczony. — Nie wiem również co wdychaliście przez udaniem się na moją lekcję-

— Powietrze, prze pana — odparł Couffaine, siedząc luzacko w ławce, całkowicie rozbawiony widokiem jego miny.

No cóż, strachu nie będę okazywać. Najwyżej mama i Juleka pozwą gościa za morderstwo.

Mężczyzna, nie dość, że się upił do nieprzytomności przez sprawdzanie ich sprawdzianów, to jeszcze chodził skacowany i naburmuszony, bardziej niż kiedykolwiek. Jego twarz? Cóż... Była zabawna, a nawet przypominała Quasimodo z "Dzwonnik z Notre Dame". 

— ... Się nie odzywaj, turlaj d-dropsa, s-smarku! — prychnął w jego twarz. — Twoje odpowiedzi tak mnie zdołowały, że musiałem zatopić swoje smutki w piciu.

— W Soku?

— Nie, kurna, w wodzie! — zatoczył się z lekka do tyłu i zaśmiał ze swojego żartu. — HAHA, DOBRY JESTEM, NIE TO CO WY, HA! 

— Chyba powinien pan wrócić do domu i odpocząć... — poradził Nino. 

— Bądźmy ze sobą szczerzy: jego już nic nie uratuje. — odezwał się Kim, ostentacyjnie wpatrując się w Maxa, który zamiast wysłuchiwać zdania całej klasy, oglądał nowy odcinek My Little Pony. — I jego również. 

— Hmm? Co tam Max ogląda? — zaciekawił się Nino i odwróciwszy się plecami do nauczyciela, bacznie przyglądał się swojemu koledze. 

— Wczoraj w twoim domu znaleźliśmy naklejki z MLP, no i wiesz... — zagryzł wargę Le Chien. — Początkowo się śmiał, mówiąc, że to bajka dla małych dziewczynek, a potem obejrzał początek. Tak się wciągnął, że zarwał nockę i teraz zamiast pierniczyć o League of Legends, to ciągle nawija o różowych kucykach. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to... Że...

—  Że?

— Max planuje zrobić cosplay... z tego. 

Mulat wybałuszył oczy na niego, góra myśli nawiedzała jego umysł. Serce, jak i głowa podpowiadały mu zerwanie z nim przyjaźni oraz wymyślały najszybszy sposób na ucieczkę. A myślał, że owa klasa nie może być już bardziej porąbana, ach, jakże się mylił...

— Dobra, pacany — zabrał głos Gabriel. — To, że przez alkohol widzę do teraz przed oczami głupie jednorożce, nie oznacza, że macie mnie olewać. — przeniósł wzrok na swego syna. — Adrienie, wstań. 

Zero odpowiedzi.

— Adrienie? 

Blondyn bujał w obłokach, ponadto szczerzył się, jak głupi do sera, patrząc szczęśliwym spojrzeniem na talizman, który otrzymał któregoś dnia od Marinette. 

— Adrienie Agreste.

Chłopak uśmiechnął się jeszcze szerzej i wesoło zaśmiał, przypominając sobie wszystkie akcje z Biedronką w roli głównej. Nie spodziewał się, że ta niezdarna i niewinna dziewczyna będzie także jego partnerką na misjach, ba, sympatią. 

Wiesz, od jakiegoś czasu mam na oku pewną osobę. Od samego początku mi się ona podoba.
Wybacz, Chat... Ale dla mnie jesteś tylko przyjacielem. 
Pozostańmy, przyjaciółmi, dobrze?

Przyjaciółmi.

Przyjaciółmi.

Przyjaciółmi.

Na rozbrzmiewające, tudzież dobijające słowa, uderzył pięścią w ławkę. Hałas rozbrzmiał po całym pomieszczeniu, wszyscy podskoczyli na nagły atak z jego strony.

— PO MOIM KURNA TRUPIE! — zagryzł wargę niemalże do krwi, po czym wybałuszył oczy, przypominając sobie, że znajduje się w klasie w obecności ojca. — O cholera.

— "O cholera"? — uniósł brwi projektant, zabijając syna wzrokiem. — Co to za słownictwo, Adrienie? I dlaczego wyglądasz jak siedem nieszczęść? Na Boga, nie dość, że zachowujesz się, jak jakiś pojeb, to dodatkowo masz brzydkie odzywki. Nie tak cię wychowałem!

—  Tato... — odezwał się. — Ty mnie nigdy nie wychowywałeś. Tylko mama.

Nino parsknął śmiechem, inni zaś tłumili chichot, no, prócz Maxa, który się rozglądał po bokach z miną "O co chodzi? Co mnie ominęło?" 

— N-No to mu dowaliłeś, stary — odezwał się Luka, mając już w oczach łzy. 

Gabriel zgromił go spojrzeniem, następnie podszedł do jego ławki i odebrał telefon chłopakowi siedzącemu obok niego. Ten na to zrobił smutną minę, wydymając dolną wargę, jakby odebrano mu najdroższą zabawkę świata.

— Prze pana, oglądałem właśnie coś bardzo pouczającego, a pan mi ni stąd ni zowąd zabrał komórkę! Zgłaszam sprzeciw!

Mężczyzna zmrużył oczy i popatrzył na ekran smartfonu chłopaka. Nie minęła chwila, a jego oczy ujrzały filmik, na którym biegały kolorowe kucyki o ludzkich głosach. Omal nie upuścił sprzętu, albowiem nazbyt zszokowało go to, co dzisiejsza młodzież ogląda na YouTubie. 

— Nieważne, przemilczmy to. Telefon otrzymasz z powrotem po lekcji. — westchnął na odchodne i wrócił na środek klasy. Z teczki wyciągnął kartkówki, które pisali tydzień temu i usiadł na krześle, jakby owi uczniowie odbierali mu esencję życiową. — LUKO COUFFAINE, PODEJDŹ, SMARKU, O ILE CENISZ SOBIE SWOJE ŻYCIE. 

Nastolatek wstał i powolnym, acz niepewnym krokiem  podlazł pod biurko pana Agreste i starannie unikał jego morderczego wzroku. Nim ten porządnie na niego nakrzyczał, jego uwagę przykuło okno. Wszystko go interesowało, tylko nie osoba u swego boku. 

— Darujmy sobie nazywanie cię cymbałem. Po prostu zapytam: CO TO JEST?

— To? — luknął na kartkę papieru. — Moja kartkówka.

— Twoja kartkówka, tak? 

— No... tak. 

— A to... Co to jest? — wskazał palcem na narysowanego na pół strony nosorożca w czerwonych spodniach. 

— T-To? To jest... Uhm — mówił nerwowo. — TO JEST IVAN, PRZE PANA. 

Na usłyszenie swojego imienia, Ivan wypuścił z dłoni burrito z ulubionym sosem słodko kwaśnym prosto na kolana Nathanaela, który siedział tam za karę (nie wdając się we szczegóły, pokłócił się z Alix, po tym, gdy ta podstawiła mu ołówek pod tyłek).

— No nie! Moje biedne burrito!

— IVAN, SERIO? MARTWISZ SIĘ TERAZ O ŻARCIE, A NIE O MOJE SPODNIE? JAK JA TERAZ WYJDĘ DO LUDZI?

— Świetnie wytłumaczenie, dzieciaku — pochwalił go z ironią, ignorując szepcących do siebie kolegów w ostatniej ławce. — Dobra, cioto, masz minus dwa, nie więcej. 

— Dziękuję, to bardzo miłe z pana strony — wyszczerzył zęby w uśmiechu Luka i wrócił do ławki.

— HIENA, PODEJDŹ NO TU. — na wezwanie, pewny siebie chłopak wykonał polecenie, czekając, aż otrzyma pochwałę. — Następny debil — wręczył mu test do ręki, po czym obserwował, jak opadała mu kopara na widok jedynki z plusem. — NASTĘPNY, EE, TY, GRUBASKU, JAK TY SIĘ NAZYWASZ, BO NIE PAMIĘTAM. Jest tylko twoje imię. 

— Po prostu Ivan — wzruszył ramionami i zbliżył się do Gabriela na odległość jednego metra. 

— A ciul, nieistotne, jak się zwiesz. Dla mnie jesteś jedzącym co popadnie idiotą. — powiedział i zrzucił papier na podłogę. — Plus dwa i zjeżdżaj, kapiszonie. — starł pot z czoła i wezwał następną osobę: — MAX JAKIŚ TAM, ZAPRASZAM DO MNIE. 

— Nie skorzystam z pana zaproszenia. Zabrzmiał pan nadto dziwnie i sprawił nieomylne wrażenie, iż jest pan mną zainteresowany. Podchodzi to pod molestowanie seksualne, zwracając uwagę na to, że chce mnie pan gościć u swojego boku, jakobym był pańskim kochankiem. Prawo mówi, że mogę odmówić. 

— Jesteś moim uczniem, dzieciaku. I kto by cię chciał?

— Wchodząc do pokoju nauczycielskiego nie staję się nauczycielem, więc wchodząc do klasy uczniowskiej, nie muszę uznawać się za ucznia, panie Agreste. — prawił, jak pod wpływem czaru. 

— Stary, zamilcz. Właśnie się pogrążasz — szturchnął go w bok Kim. 

— Skoro nie masz zamiaru tu przyjść, to równie dobrze mogę cię zaprosić do sali samobójców. 

— A jest tam WI-FI? 

Załamany czterdziestolatek złapał się za głowę. 

— Następny... — odparł bezsilnie. — Nathanael Kurtzberg.

Zawstydzony tym, iż przód jego spodni był ubrudzony kurczakiem i przesiąknięty dziwnym sosem Ivana, zakrył dłońmi swoje krocze, mając nadzieję, że nie będzie zmuszony tam iść. 

— Uhm... To obecnie niemożliwe. Czy mogę do pana iść pod koniec lekcji? 

— Podejdź teraz. Jako jedynego mam zamiar cię pochwalić. — zachęcał go. 

Rudowłosy zrozpaczony stanem sytuacji, zasłonił się swoim notatnikiem, modląc się w duchu, aby trwało to dużo krócej, niż u innych. Zażenowany wyszedł na środek klasy, czekając na to, aż ta durnowata godzina wreszcie się skończy. Tymczasem nikt się nim nie interesował. Kim wstawiał na instagrama swoje porąbane zdjęcia, ukazując na jednym z nich piękną ocenę otrzymaną od sławnego Gabriela Agreste. Max zajumał Nino telefon, by dokończyć oglądanie My Little Pony, Luka sms'ował z Marinette, uśmiechawszy się urzekająco, Adrien powoli dostawał depresji na wspomnienie przypałów, których dokonał na oczach Biedronki, a Ivan ubolewał nad jedzeniem znajdującym się w tamtym momencie na dolnej części ubioru Natha. 

  — A więc, pomidorku, ty otrzymałeś ocenę najwyższą ze wszystkich. Widać, że skupiłeś się nad zadanymi przeze mnie pytaniami i głęboko zainteresowałeś się tematami, jakie dotychczas wam wykładałem. — oparł się łokciem o biurko, w drugiej ręce trzymał jego test. — Dobrze się spisałeś, dziecko. Masz u mnie plusa. A z kartkówki dostałeś czwórkę. — uzmysławiając sobie, że chłopak wcale się nie cieszy, a gotuje do ponownego zasiedzenia w ławce, pogratulował mu po raz ostatni i wezwał do siebie Nino. 

— Co dostałem?

— Tróję, jak byk. — odrzekł. — A teraz pora na ostatnią osobę, na której zawiodłem się najbardziej. Adrienie Agreste, pomimo twojego nalegania, abyś co tydzień przychodził na moje wykłady, na kartkówce nie napisałeś nic. Nic a nic. Powoduje to u mnie lekki dyskomfort, albowiem jesteś moim synem i oczekuję od ciebie więcej niż od innych. Jakie jest twoje wytłumaczenie?

— Prze pana, on w tej chwili jest niedysponowany, więc za niego odpowiem — zgłosił się mulat. — Adrien...

— Adrien...?

— ADRIEN WPADŁ W SIDŁA MIŁOŚCI.

— CO?! 

Ożywiony niebywałym faktem, wstał jak oparzony, niezdolny do wypowiedzenia słowa.

— Niech pan na niego spojrzy. Buja w obłokach, uśmiecha się z byle powodu, ponadto ciągle gapi się na Marinette-

— Dokładnie! — zgodził się Kim. — Ma takie same symptomy, co ja kiedyś, jeszcze przed uświadomieniem sobie, że jestem zabujany w Alix.

— Marinette? Marinette Dupain-Cheng? — zagaił projektant. 

— Zna pan ją?

— Tak, oczywiście. To dziewczyna, która wygrała utworzony przeze mnie konkurs, jak mógłbym o niej zapomnieć? —  nie kryjąc szczęścia, uśmiechnął się szeroko, przypominając sobie o tym, że mowa tu o Biedronce. O jej miraculum, o jakim marzył tyle lat. — ŚWIETNIE, CUDOWNIE, HAHA! WRESZCIE WSZYSTKO IDZIE W DOBRYM KIERUNKU, HA!

Po tymże ewenemencie, opamiętał się odrobinę i otoczył radosnym spojrzeniem ową klasę. 

— Wiem, iż nie chciało się wam przychodzić tu co tydzień i vice versa, ale prawda jest taka, wy debilne smarki, że to, czego was teraz uczę... To nie głupie dyrdymały. To sztuka podrywu. Sztuka... KTÓREJ KOMPLETNIE NIE ROZUMIEM. — wyznał na jednym wdechu.

Założył ręce na piersi i wstał z dumnym wyrazem twarzy. 

— Za pięć minut mój koszmar dobiegnie końca — oznajmił. — Ale skoro edukacja dotycząca zdobywania kobiet została zakończona, pozwolę wam zadać mojej osobie pytania dotyczące poprzednich lekcji. Czy męczy was coś, na co nie znacie odpowiedzi?

Le Chien podniósł rękę z szybkością pantery. 

— Czy jest pan gejem?

— Nie, nie jestem.

Nino omal nie zachłysnął się wodą na odważny ruch ze strony kolegi, a więc także postanowił rozkręcić imprezę. 

— Ile ma pan rurek w szafie?

— Pięćdziesiąt o różnym kroju — zaintonował, po czym zamilczał. — Chwila, miały być inne pytania!

Po dzwonku, nim wszyscy wyszli z klasy, Gabriel wydukał coś w stylu "Jeśli któraś kobieta naprawdę was pokocha, to przewiduję koniec świata." Na odchodne Luka powiedział, że już dawno powinna nastąpić ta apokalipsa, albowiem mężczyzna pałał miłością do swojej żony. 

Gdy w pomieszczeniu nie było już ani jednej żywej duszy, Agreste zaśmiał się jak diabeł, uświadamiając sobie, że Biedronka faktycznie któregoś dnia może stać się jego synową.

— Idealnie, synu, idealnie.

***

15:59

Le Chien: JAKIM CUDEM WINOGRONA TO RODZYNKI, CZUJE SIE OSZUKANY

Couffaine: JAKIM CUDEM JESTEŚ TAKIM IDIOTĄ

Lahiffe: Jeez, z kim ja się zadaję
Lahiffe: Wzięło mnie na refleksje... Ciekawe jak tam Adrien

Couffaine: On serio dzisiaj wyglądał jak naćpany, ech, mam następnego rywala

Kurtzberg: Rywala?

Couffaine: No, tak, Adrienek też się interesuje Marinette, nie tak jest?

Kurtzberg: Naprawdę? Cóż... W takim razie musimy się bardziej o nią postarać!

***

Adrien Agreste: Cześć, Mari...

Wyświetlone, 16:04.

Marinette Dupain-Cheng: OMÓJBOŻE ALYA, ADRIEN DO MNIE NAPISAŁ
Marinette Dupain-Cheng: POSYŁKA
Marinette Dupain-Cheng: POMYDSFŁKA*
Marinette Dupain-Cheng: POMYŁKA* 

Marinette Dupain-Cheng: E, NIE CHODZIŁO MI O CIEBIE, OKEJ

Adrien Agreste:
Adrien Agreste: Okej?

Marinette Dupain-Cheng: No. W takim razie, o co chodzi?

Adrien Agreste: Chciałbym się z tobą spotkać.
Adrien Agreste: Czy pójdziesz ze mną w poniedziałek do kina?

Wyświetlone, 16:06.

Marinette Dupain-Cheng: JEZSUS MARA TYAK

Marinette Dupain-Cheng: Znaczy, w porządku, niech będzie. Skoro nalegasz.

Adrien Agreste: 18, pod pobliskim kinem. Będę tam na ciebie czekać. Chciałbym ci coś powiedzieć...

Marinette Dupain-Cheng: W PARYŻU?

Adrien Agreste: No... A gdzie?

Marinette Dupain-Cheng: Nieważne, uhm. W takim razie... do zobaczenia.

Adrien Agreste: Tak, do zobaczenia.

_____________________________________________________________________

Yep, Marinetka ma downa, Gabryś ma downa, wszyscy mają downa.

No, a ja mam lenia. 
Pamiętam, jak wstawiałam nowy rozdział co tydzień, a teraz, eheh, NIE CHCE MI SIĘ, OKEJ. No, ale teraz się za to porządnie wzięłam i mam nadzieję, że rozdział jest w miarę okej i nie wyszedł jakoś bardzo cringe.

JAK SIĘ PODOBAŁO, TO MOŻESZ NAPISAĆ KOMENTARZ I DAĆ GWIAZDKĘ. JEŚLI CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO Z TYM FF, TO DODAJ JE DO BIBLIOTEKI, A WATTPAD CIE POINFORMUJE O NOWYM ROZDZIALE.

Enjoy!

Maiaren

Continue Reading

You'll Also Like

11.9K 158 24
W świecie baśni i legend historie toczą się niezmiennie tym samym torem od pokoleń. Coraz częściej jednak postacie buntują się i chcą stać się kowala...
8.8K 368 10
Powiedzenie, że jest się kimś zainteresowanym nie zawsze może być dobre. Pewna dziewczyna ma przyjaciółkę w szeregach creepypast i wie, że Slender mu...
979 105 7
Ogólnie rzecz biorąc, będę tutaj pisała swoje opinie na temat rzeczy, które bardzo denerwują mnie, wręcz doprowadzają do furii na wattpadowej społecz...
32.8K 2.1K 6
Po przygodzie z Mrożownikiem Czarny Kot wręcza pewną różę Biedronce. Czy ktoś zastanawiał się kiedyś, co mogło wydarzyć się potem? Uwaga - spoilery :...