BIAŁE NOCE

By mdett34

119K 9.1K 739

To nie jest podróż do dalekiej Skandynawii... to w zasadzie historia zza rogu. Deszczowe Seattle i życie giną... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39

Rozdział 40

5.1K 314 70
By mdett34

- Jaka ty chuda jesteś! - swym wrodzonym zwyczajem krytycznie witała się ze mną matka.
- Mówimy tu po angielsku. Karl nie rozumie waszego świergotu... - nieelegancko rozpoczęłam pocałunek od mężczyzny. Docierając do rodziny wymieniłam już tylko chłodne uściski. 
- Powiem ci Patricio, że dom robi wrażenie, a narzeczony jest urzekająco przystojny.
- Tak... - nie za bardzo chciałam brnąć w utworzony przez moją matkę bilans plusów i minusów. - Jak przystojny, tak bogaty. Co was skłoniło do tej nagłej wizyty?
- Chyba nie sądziłaś, że będziemy cierpliwie czekać w hotelu do momentu uroczystości?
- Jesteście gośćmi, więc powinniście korzystać z przedślubnych przyjemności. Zwłaszcza, że wynajęty hotel ma jednocześnie strefę spa.
- Liczyliśmy na miłą kolację w rodzinnej atmosferze. Jeśli o tej porze można jeszcze coś zamówić...
- Spokojnie... mam wszystko w lodówce. Część kateringu do degustacji czeka na pojemne żołądki - ruszyłam w stronę kuchni dokąd bez wyraźnego zaproszenia ruszyła za mną Sophia. Czyżby moja siostra postanowiła nagle nadrobić zaległy czas? - Karl! Obsłuż barek proszę! - Rzuciłam jeszcze do przyjaciela.

- Nieźle się ustawiłaś... - zaczęła rozmowę kobieta.
- Co dokładnie masz na myśli?
- Dom, David, odszkodowanie...
- Mam niewiele więcej niż ty... - wiedziałam doskonale jak siostra płonie z zazdrości.
- No właśnie... chcieliśmy się z tobą wcześniej zobaczyć, bo jutro już nie będzie na to czasu...
- Nie kręć. Do mety... - nalegałam kładąc na kuchennej wyspie okazały półmisek zimnych przekąsek.
- Rodzice nie są już najmłodsi... Chcą powoli wycofać się z medycznego interesu, a bardziej przekazać prowadzenie komuś innemu...
- Tobie.
- Dokładnie i...
- Mam się zrzec roszczeń.
- Byłoby miło. i tak już nie wrócisz do Włoch, a na brak pieniędzy nie możesz narzekać.
- To chyba tak jak ty... - z premedytacją siałam niepewność w siostrze.
- Nie było ciebie tyle lat...
- Mam ci przypomnieć siostrzyczko dlaczego? Może dodam do tego jeszcze kilka wspomnień o twoim wsparciu... A nie! Czekaj... przez siedem lat nie miałyśmy prawie kontaktu.
- Patricia... ja ci życia nie zaplanowałam, więc do mnie nie masz prawa mieć o nic pretensji.  Ja też mam swoje sprawy i rodzinę. Poza tym nie moim obowiązkiem było niańczenie ciebie.
- A co z Sycylią?
- Przeprowadzamy się z dziećmi i Manuelem do Rzymu. Kupiliśmy dom niedaleko rodziców...
- Czyli już decyzje podjęte.
- Sama rozumiesz, że w tych okolicznościach to formalność.
- A dlaczego niby miałabym ci ułatwiać wszystko? - pytałam stawiając kolejne potrawy i wsadzając kolejne do piekarnika.
- Dostałaś wszystko od Enricii, więc tak by było sprawiedliwie.
- Kto tak uważa poza tobą?
- My wszyscy.
- Brawo... co za ekonomiczna solidarność. Zastanowiło cię kiedyś na ile wystarczył spadek po naszej babci? Oświecę cię. Gdyby nie odszkodowanie od Rueza, nadal zbierałabym na dom. Ale co ciebie może interesować życie młodszej siostry, którą najpierw zgwałcono, potem sama musiała uciekać do obcego kraju gdzie borykała się z pogodzeniem wychowania dziecka i jednocześnie pracą, żeby kilka tygodni temu stanąć przed wizją nowotworu. Tak, miałam operację na kręgosłupie... Taki mały dodatek do mojego idealnego życia.
- Ale już wszystko dobrze?
- Mam nadzieję, ze jeszcze sporo czasu będę targać resztki waszych sumień.
- Pat, co mam robić? - dzielnie przerywając rozmowę do kuchni wkroczył David płosząc jednocześnie Sophi. - Coś nie tak? - szybko wyczuł gęstą atmosferę, która właśnie ulatniała się z tego miejsca.
- Moja kochana rodzina liczy na to, że zrzeknę się udziału w ich majątku, który postanowili przekazać mojej siostrze.
-  Przepastny prezent ślubny... Nie ma co... - stanął obok czekając aż przestanę nerwowo wycierać dłonie w kuchenną ścierkę. Westchnęłam głęboko... - Nie myśl o tym. Przestań się obciążać przeszłością. Chciałbym żebyś koncentrowała się tylko na nas. Jeśli... Jeżeli nie jesteś gotowa na jutrzejszy dzień, możemy odwołać wszystko. Poczekam na ciebie... Każdego dnia będę prosił o wybaczenie... - nienachalnie złapał mnie za ręce przysuwając do siebie i łapiąc w ciepłe przytulenie.
- Rozmowa z Karlem... - wiedziałam kto wywarł na Hudsonie to postanowienie.
- Niezawodny przyjaciel z Nowego Jorku.
- Może to za niego powinnam wyjść... - mówiłam z twarzą przyciśniętą do klatki piersiowej mężczyzny.
- Gdybyś tylko się zgodziła, musiałbym go zabić.
- Zatem szkoda człowieka.
- Co robimy teraz?
- Wyciągniemy zapiekankę, zadzwonisz po swojego brata - ma to być w końcu rodzinna kolacja, zaniesiemy wszystko na stół i spędzimy cholernie cudowny wieczór.
- Wiesz jakie są moje relacje z Paulem.
- Z pewnością lepsze niż moje z Sophią. Czuję zresztą, że to będzie oczyszczające spotkanie. Dzwoń! - z tylnej kieszeni jego spodni wyciągnęłam aparat podając wraz z poleceniem.
- Masz na mnie zbyt duży wpływ - uległ wybierając numer i przykładając słuchawkę do ucha. 
- I zamierzam z tego korzystać bez ograniczeń - wspięłam się jeszcze na palcach i delikatnie ucałowałam Dawida w miękkie usta. Wiem, że w środku tańczył z radości. To był znak, że przynajmniej moje serce dla niego bije nadal w tym samym rytmie. Nie znał wprawdzie myśli, ale przynajmniej co do miłości mógł być spokojny.

- I kto to wszystko zje? - kolejny przemiły komentarz mojej matki był już nieco irytujący. Widziałam jednak jak z ogromną przyjemnością wszyscy jedzą.
- Najwyżej zaprosimy trochę biedoty z okolicy - odpowiedziałam z pewnością w głosie. Widziałam uśmiech Davida, który wysłał jak ciche uniesienie kciuków do góry z informacją "Moja Dziewczyna!".
- Pat... mamy dla was wyjątkowy prezent - emocjonowala się matka licząc na to, że już szykujemy największe pokłady zachwytu.
- Sophia nawet wspomniała. Nie musicie się martwić. Zrozumiałam, której z waszych córek należy się więcej - zwazone miny rodziny De Luca były nieocenione.
- Źle to odbierasz... - nagle uaktywnil się ojciec.
- Objasnij mi zatem tato co powinnam czuć.
- To tylko interesy. Ciebie nie ma we Włoszech, a my najmłodsi nie jesteśmy.
- I to jest powód, dla którego pomija się młodsza córkę. Ale zanim zaczniesz dalej probowac mnie czarować, odpisuje się od waszego dorobku z całkiem dobrym samopoczuciem.
- Mamy w takim razie nadzieję, że dwutygodniowa wycieczka po Europie dla całej rodziny choć trochę przypadnie wam do gustu - radośnie klasnela w dłonie kobieta kończąc ujawnianie niespodzianki roku.
- Cóż...
- Jeśli tylko lekarz ci pozwoli Pat - dodał David.
- Lekarz? - zainteresowała się matka.
- Jestem w ciąży, a niedawno przeszłam operację kręgosłupa. Myślę jednak, że kiedyś zdążę wykorzystać ten bilet. Dziękujemy.
- W ciąży? - zdziwiona wtraciła Sophia.
- David żeni i się ze mną z powodu dziecka, a ja z nim dla pieniędzy. Czysty układ...
- Żart? - zapytał ojciec, ale cisza która nastała w towarzystwie nadal nie ściągala z twarzy gości zdziwienia.
- Oczywiście... - odczarował wszystkich Hudson. Kochamy się z Pat i z pewnością czek z nas długie wspólne szczęśliwe życie. Co do ślubu...
- To mój przyjaciel poza plastikowym pierścionkiem nadal nie wręczył swojej wybrance prawdziwego pierścionka - ratował adwokata Karl.
- Właściwie to prawda... - rozesmialam się lekko. W wirze przygotowań i wyboru obrączek mój pierścionek zaręczynowy odszedł w zapomnienie.
- Nie do końca... - David otarł usta z resztek jedzenia i z tajemnica pod rękę odszedł z pola widzenia. Zdezorientowani czekaliśmy na powrót kompletnie nie wiedzac czego się spodziewać. Gdy pojawił się wreszcie, z poważna mina podszedł do mnie odsuwajac krzesło gdy mimowolnie wstałam. Trzymane w dłoniach czerwone pudełko jasno wskazywało na to, że Hudson zdarzył się przygotować, ale być może wiele dobrych okazji wciąż przetrwały złe chochliki. - Patricia... chciałbym żeby to był jedyny i właściwy moment kiedy cie o to proszę. Z tą wiedzą o nas, z tymi doświadczeniami... moje pragnienie znasz, ale zapytam jeszcze raz: czy zostaniesz moja żona? Pierwszą, która kocham i ostatnia jaką chcę mieć... - pochylił wieko opakowania rażąc spojrzenia ciekawskich. Kanarkowy spory diament wyróżniający się w szeregu białych mniejszych, mocno krzyczał o euforyczne "Tak! tak! tak!".
- Hudson...
- To nie jest odpowiedź... - wtrącił ktoś spoza towarzystwa przy stole. Paul... Stojący w progu młodszy brat z tym swoim cudownie uleczajacym uśmiechem.
- Myślisz, że taki kamyczek kupi moje serce? - zabawnie witalam nowego gościa.
- Widziałem rachunek. Bierz!
- Możecie pogadać sobie później? Walczę właśnie o swoje życie - denerwował się David stojąc na wprost mnie.
- Zgadzam się... wyjdę za ciebie - oznajmilam głośno wyciagajac dlugi palec - ale jeśli kiedykolwiek jeszcze mnie zawiedziesz obiecuje, że wstrzykne ci coś mocno paralizujacego - wyszeptalam do ucha Hudsona. Nie przejął się szczególnie, bo w szczeniackim porywie uniósł mnie wysoko kręcąc jak maleńka dziewczynką.
- To teraz możemy przynajmniej się spic.. - oznajmił Karl ciesząc się chyba i z naszego finału, i faktu że Paul wraca w łaski Davida.

- Chyba już nie wiele masz z Wloszki... - powiedział Paul wchodząc do kuchni z ostatnimi pustymi kieliszkami.
- Dlaczego?
- Bo pozwalasz czasami odzywać się mojemu bratu. Twoja matka i siostra to męskie pogromczynie.
- To raczej kwestia charakteru niż narodowości.
- Cieszę się, że wybaczylas Davidowi.
- Skąd wiesz?
- Rose.
- Przyjaznicie się?
- Nie. Nie omieszkala jednak zadzwonić jakby news o moim bracie miał nagle zawrócić nurt rzeki. Obawiam się tylko, że może pójść z tym dalej.
- Hudson sobie poradzi.
- Pat... chętnie cofnalbym czas żeby nie znaleźć się w sytuacji, w której na każdym kroku będę musiał udowadniać, że nie jestem waszym wrogiem. Moje uczucia do ciebie kiedyś wygasna, ale nie chciał bym stracić was z mojego życia. Myślę, że ostatecznie to cała historia z tobą oczyścila nasze braterskie relacje, a Davida ocaliła przed związaniem się z kimś na prawdę złym.
- Paul... A mi tak smutno, że moja siostra nie ma w sobie tyle mądrości. Nie wyobrażam sobie żeby nie było ciebie przy nas. No wiesz... czasami zamarzy nam się kino, wtedy ty... dzieci. Rozumiesz?
- Oooo... odwazylabys się?
- Ava cie uwielbia, a małżeństwo pewnie szybko skradnie twoje serce.
- Gdyby nie ta luźna koszula...
- Wiem. Ale popatrz... - unioslam błękitny materiał ukazując kilkumiesieczna piłkę.
- Nieźle cie wzdelo. Znacie płeć?
- Ja znam... - triumfalnie spojrzałam na Młodego.
- O cholera... David nic nie wie...
- Czego nie wiem? - mój osobisty mistrz wyczucia sytuacji wkroczył między nas ciągnąc za sobą znurzonego Karla i przy okazji braterskim gestem klepiac Młodego w plecy.
- Takie ślubne tajemnice...
- Miało ponoc nie byc tajemnic...
- Hmmm... no dobrze. Które imię zatem wolisz: Fabio, czy Giacomo?
- Nie rozumiem... - podszedł do mnie obejmując w obszerniejszym pasie.
- Pytam o to, jak powinien mieć na imię twój syn.
- Syn?
- Ten sam, którego nie omieszkales splodzic ponad cztery miesiące temu.
- Syn?! Będę miał Syna?! - napływająca radość szybko wylala się pomiędzy męską trójka. Zupełnie jakbym ja stojąca obok nie miała w tym swojego udziału. Cóż... może jednak faktycznie szczęście jest mi pisane, a wszystko zle co do tej pory się wydarzyło, miało spełnić tylko rolę kontrastu.
- Kocham, kocham, kocham... - dopadł wreszcie do mnie narzeczony boleśnie obcalowujac.
- Hej..  A z córki byś się nie cieszył?
- Córkę już mam. Teraz będzie Hudson Junior, Dominiq Hudson Junior.
- Miło, że pytasz o zdanie - zasmialam się wyciągając mężczyznom czyste szklanki gdy Karl dostarczył butelkę z whisky.
- Przy trzecim dziecku nawet nie pisne - gestem zasuwanych ust śmiało oznajmił, że nie zamierza zakończyć powiększenia rodziny.
- Skoncentruj się jednak na drugim... - wyciągnęłam palec ostrzegawczo w jego kierunku. Pierwsza nad ranem była dla całej trójki nadal doskonałą pora na pogawędke, picie i zakopywanie pozostałych jeszcze sporów. Zostawiłam towarzystwo już wyraźnie zmęczona, ale wreszcie spokojna i szczęśliwa. Wchodząc po schodach pomyślałam już tylko "chwilo trwaj...".

KONIEC:-***

Continue Reading

You'll Also Like

161K 12.8K 21
"Why the fuck you let him touch you!!!"he growled while punching the wall behind me 'I am so scared right now what if he hit me like my father did to...
1M 15.3K 38
Ivy Williams had always aspired to complete her university journey without any interruptions or complications. However, not even two months into her...
620K 64.4K 25
في وسط دهليز معتم يولد شخصًا قاتم قوي جبارً بارد يوجد بداخل قلبهُ شرارةًُ مُنيرة هل ستصبح الشرارة نارًا تحرق الجميع أم ستبرد وتنطفئ ماذا لو تلون الأ...
205K 14.6K 19
"YOU ARE MINE TO KEEP OR TO KILL" ~~~ Kiaan and Izna are like completely two different poles. They both belong to two different RIVAL FAMILIES. It's...