Rozdział 30

2.6K 217 13
                                    

- Ja już chyba mam dość... - faktycznie zmęczona, usiadłam na najbliższej ławce w Cetral Parku jako naszym ostatnim przystanku wycieczki.
- Podobało ci się chociaż?
- Cudownie opowiadasz... - chwaliłam przysiadajacego się Davida tuż obok, uwalniając zmęczone stopy z sandałkow. W gruncie głównie za to, że była to faktycznie podróż po mieście, a nie po naszych ostatnich doświadczeniach.
- Ty na szczęście umiesz słuchać. Daj... - wskazał gestem ręki moje bose stopy.
- Nie ma potrzeby... - odrzuciłam dla mnie niejasną jednak propozycje.
- Daj... Pomogę. - Niepewnie obrocilam się bokiem, zakładając stopy na uda mężczyzny.
- Mam nadzieję, że nie należysz do tych, którzy uważają, iż masaż rzuca nas na kolana? - Szybko chciałam ustalić, czy próbuje zrobić coś więcej, niż ulżyć mi w bólu.
- Pat... powiedz mi dlaczego nie mogło nam się udać?
- Wiesz dlaczego. Nic odkrywczego ci tutaj nie wyjawie. Czeka cię ślub z kobietą, którą  kochasz, i która urodzi ci dziecko.
- Nie kocham już Rose... Lubię ją, szanuję, ale miłość odeszła.
- Nie chce tego słuchać - próbowałam zabrać stopy, ale Hudson szybko zatrzymał je nieruchomo w tym samym miejscu.
- Dlaczego?
- Bo boję się twoich wyjaśnień. Nie chce się dowiedzieć, że zepsułam właśnie komuś ważne plany na przyszłość, lub co gorsze - że jesteś mocno niestały w uczuciach i być może porzucanie narzeczonych należy do twoich ulubionych zajęć.
- Patricia...Czy ty siebie słyszysz?
- Wiem co czuję... - Udało mi się w końcu zabrać stopy. - A jak sie udała wizyta u ginekologa? - postanowiłam uderzyć w czuły punkt.
- W porządku...
- Co za poetycka odpowiedź.
- Sandra poprosiła mnie po wszysykim. Dostałem zdjęcie usg do ręki i tyle wiem.
- Sandra? Nie Rose?
- Moja kuzynka. Jest lekarzem Rose.
- Czyli to już rodzinne przedsięwzięcie - usiadłam wygodniej, wpatrując się usilnie w widok na wprost, by nie musieć spoglądać na mężczyznę.
- Gdybym mógł wybierać, życzyłbym sobie, żebyś to ty urodziła mi dziecko i na pewno nie zwlekalbym tak długo ze ślubem.
- Fantastycznie... Czuje się zajebiscie wyjątkowo - odpowiedziałam z bolesną ironią. - Już prawie ze sobą mieszkaliśmy, a teraz prawie byliśmy małżeństwem. Nieźle jak na kilka tygodni znajomości.
- Pat... Przestań udawać podłą, bo kompletnie ci to nie wychodzi.
- Jaka mam być?
- Chce, żebyś mnie zrozumiała.
- David... Nasze rozmowy są dla mnie coraz trudniejsze. Twoja obecność bardzo mi ciąży, a ty oczekujesz współczucia? Nie możesz tego ode mnie oczekiwać. Ja chcę  raz pomyśleć o sobie i przestać marzyć o rzeczach niemożliwych. Muszę docenić to, co mam.
- Mam się nie żenić? - rzucił bez przekonania.
- Brawo. W końcu doszedłeś do tego sam.
- Tego chcesz?
- Choć znam odpowiedź, nie usłyszysz jej. To już nie pora i czas - wstałam powoli i ruszyłam powolnym spacerem.
- Patricia... - ruszył za mną, zatrzymując i zamykając znów w zbyt grzesznym uscisku. - Przepraszam, że moje poczucie odpowiedzialności jest silniejsze.
- Silniejsze niż miłość? Bo to być może nie jest miłość... - wysunęłam się lekko i zamykając ręce na krzyż, znów wyprzedziłam Davida. Wiedziałam, że ruszył, ale zostawił mi moją małą  przestrzeń i aż do momentu dojścia do postoju taksówek, nie zamienił ze mną słowa.

David: Śpisz?
Ja: Nie... Nie mogę zasnąć... - Czekałam chyba aż się odezwie. Dzieliło nas zaledwie kilka pokoi, ale nie miałam odwagi tak po prostu pójść i podzielić się strachem przed jutrzejszym spotkaniem. Nasze milczenie po powrocie z Central Parku też utrudniało inicjatywę. Osobna kolacja i kilka godzin w samotności znów ciągnęło mnie niebezpiecznie do choćby przebywania w jego towarzystwie. Wiedziałam, że wielkimi krokami kończy się nasz epizod i po Nowym Jorku będę przed nim już tylko sukcesywnie uciekać, ale jeszcze dziś chciałam pokonać własne sumienie i nacieszyć się tym, że tu jest. Z tymi wszystkimi niedopowiedzeniami, dylematami i zbliżającym się coraz większym smutkiem. Bo ponoć to co dzieje się w Nowym Jorku, zostaje w Nowym Jorku.
David: Porozmawiamy?
Ja: Do rana? - żartobliwie nawiązalam do naszej znajomości w sieci.
David: U ciebie, czy u mnie? - zapytał bezpośrednio.
Ja: Zapraszam... - chyba nie chciałam dostrzec jak bardzo niewłaściwe było to, co odpisałam. I w zaledwie parę minut później już uslyszalam lekkie płukanie do drzwi.

BIAŁE NOCEWhere stories live. Discover now