BIAŁE NOCE

By mdett34

119K 9.1K 739

To nie jest podróż do dalekiej Skandynawii... to w zasadzie historia zza rogu. Deszczowe Seattle i życie giną... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40

Rozdział 37

3K 233 12
By mdett34

- David... - ospalym głosem przywitała się ze mną Rose.
- Cześć - chłodno odpowiedziałem.
- Nie było ciebie wczoraj... Tak się bałam... - wyciągnęła rękę przywołując mnie do siebie. - Wiesz co tu się działo?
- Tak wiem... - usiadłem obok na krześle powstrzymujac się przed bliskością.
- Co tak cię zajęło?
- Ten ładunek podłożono w aucie Patricii. Musiałem jej pomóc... - właśnie wyjaśniłem swoje zajęcie z wczoraj.
- Znowu ona? Czas najwyższy chyba wykluczyć ja z naszego życia- powiedziała z widoczną złością.
- Muszę z tobą o czymś porozmawiać...
- Tak, wiem... trzeba teraz odłożyć ten ślub. Myślę, że dwa miesiące...
- Nie będzie żadnego ślubu. To znaczy naszego nie będzie.
- O czym ty mówisz?
- Oklamalas mnie... Po co?
- W czym niby?
- Nie sil się. Wiem, że nie byłaś w ciąży. Nie rozumiem tylko w jakim celu posunelas się aż tak daleko.
- David... - ciężko westchnela, a jej oczy niebezpiecznie się zaszklily. - Czułam, że zaczynasz mi się wymykać. Krążyła wokół ciebie ta kobieta, a ty z dobrego serca dawales jej się wciągnąć do tego ciasnego światka. Nawet ta mała fascynacja irytowała mnie jak cholera. Zrobiłam to ze strachu, że cie stracę. Wiem, że nic nie usprawiedliwia kłamstwa... - jej już wyraźnie mokre policzki sprawiły mi przykrość i chwilowa ochotę na objęcie, pocieszenie, oraz okazanie że w zasadzie się nie zloszcze. Musiałem jednak zachować ten powód w głowie, dla którego tu przyszedłem. Nie chciałem ulec...
- Nie wierzę ci... Tak się nie robi komuś z kim jest się tyle lat. Poza tym, kiedy uderzyłas Ave i wyjawilas, że posiadanie dla dzieci jest problemem, już wtedy poczułem jak niewiele nas łączy.
- Nie mów tak... kochamy się, wiemy o sobie wszystko, pasujemy do siebie... - zaczęła nerwowo wymieniać.
- Zrywam nasze zaręczyny. Od tej chwili nie jesteśmy już razem.
- Proszę cie... nie zostawiaj mnie...
- Nie zaufalbym ci nigdy... - kończyłem wstajac.
- To Paul to wymyślił! Nie ja! To nie moja wina! - krzyczała historycznie.
-  Co ty do mnie mówisz?
- Ostrzegł mnie, że się kleisz do tej lekareczki i to jedyny sposób żebyś zszedł mu z drogi. Ja tylko chciałam żeby to zauroczenie minęło... Przecież kiedyś bym ci to dziecko urodzila wkońcu ...
- Paul... - zal ogarnial moje serce. - Kiedyś? To cię rozczaruje. Patricia zrobi to za niecałe osiem miesięcy.
- Ty gnoju... zdradziłes mnie?! - darla się jeszcze głośniej. - Jak mogłeś!!! Ty zdrajco!
- Uspokój się... Tak, zrobiłem to i nie cofne czasu. Tym bardziej wiem, że nie powinniśmy być razem. Nie zasługujemy na siebie.
- Niech cię szlag Hudson! - szloch był już wyraźny. - Zmarnowales mi życie... Poświęciłam tobie tyle lat.  Twoja panienka powinna wsiąść do tego pieprzonego auta i wylecieć w powietrze...
- Chamuj się... - groźnie próbowałem powstrzymać kobietę.
- Ten Nowy Jork... myślałeś, że nie domyślałam się jaki jest główny powód twojego wylotu? Co tam się może zdarzyć? Musiałam zadbać o to, że po powrocie w końcu skutecznie zejdzie ci z oczu. Już bym zadbała o to, że nie rozpaczalbys długo.
- Czy ty właśnie...? Miałaś z tym coś wspólnego?
- Wyjdź!
- Ten wybuch to twój pomysł?
- Zejdź mi z oczu! - Nie zdążyłem już dokończyć swoich dociekań. Do pokoju weszli lekarze z ojcem Rose. Bez przywitania nawet z mezczyzna, wyszedłem wściekły. Jestem kretynem rozczarowanym samym sobą. Czekała mnie jeszcze jedna bardzo ważna rozmowa.

- Cześć brat... - wszedłem do budzacego się Paula.
- Wiedziałeś o planach Rose? O tym co zamierza zrobić Patricii? - nie podarowałem Młodemu ciepłego "witaj". Nie miałem ochoty na braterskie czułości.
- Tak... - spojrzał zaskoczony tym, że znam już prawdę. - Dowiedziałem się kiedy jechaliśmy autem. Klocilismy się z Rose o to, że tak daleko nie może się posunąć, że Patricia jest dla mnie tak samo ważna, jak ty dla niej. Była w jakimś oblędzie... Sprawdziła, że nocujecie w tym samym hotelu i... Straciła panowanie nad sobą i autem. Potem ten wypadek... Byłem pewny, że to tylko jej zamiary. Głupie pomysły szalonej panny młodej. Nie sądziłem, że zdarzyła kogoś wynająć.
- Druga sprawa. To ty wymyśliłes jej ciążę?
- Cóż... - opuścił wzrok, który dla mnie był jednoznacznym przyznaniem się do winy.
- Pojebalo cie?! Ile ja ci kurwa pomogłem?! Za mało? Chciałeś spieprzyć mi życie, bo własnego nie potrafiles sobie ułożyć? Kim ty kurwa jesteś Paul?
- Wiem jak to wygląda... Ale to wszystko... - skrzuwil się z bólu - ja się też zakochałem. Chciałem być z Patricia. Dlaczego wszystko w życiu ma się należeć tylko tobie? Zawsze we wszystkim musidz być pierwszy, lepszy. Choć raz chciałem mieć coś, kogoś o czym ty mógłbyś tylko pomarzyć.
- Nie zauważyłem żebyśmy cofnęli się do dzieciństwa i brali udział w jakiś szczeniackich zawodach.
- Nigdy bym nie skrzywdził Patricii!
- Ale mnie już tak. Ożenił bym się z kimś kto mnie zawodowo okłamał, a prawdziwa matka mojego prawdziwego dziecka została by sama. Z tobą na pewno by nie była.
- Jak to?
- Właśnie tak... Pat jest ponad miesiąc w ciąży. Ze mną, gdybyś szukał w głowie kandydata.
- O kurwa... - złapał się za głowę jedna ręka.
- W rzeczy samej. Wiesz co by było, gdyby wczoraj...? Nawet nie mogę o tym mówić... - obrocilem się tyłem do łóżka Paula stając przy oknie.
- David... przepraszam. Jestem podłym bratem...
- Jesteś kurwa najgorszym bratem.
- Naprawie wszystko.
- Wiesz który raz to słyszę?
- Wiem... Tym razem będzie inaczej. Jest jeszcze jeden grzech... jakiś czas  temu, gdy byliście już razem, przespałem się Rose. Byliśmy wstawieni... To niczego nie tłumaczy. Niczego więcej nie mam na sumieniu.
- Po co mi to mówisz teraz?
- Żebyś nie miał skrupułów się z nia rozstać.
- To co chciała zrobić Pat wystarczy ma tyle żeby wywalić ja z kancelarii i nigdy więcej na nią nie patrzeć.
- Zrobisz to?
- Z przyjemnością. To samo zrobiłbym z tobą, ale niestety więzy rodzinne trudniej przerwać - Paul mimo, ze nadal byl moim bratem, przestał być moim przyjacielem.
- Przepraszam...
- Dziś nie ma to dla mnie jedzcze znaczenia. Nie wchodź mi po prostu w drogę. Z Rose już się rozstalem... - skończyłem zdanie i wyszedłem zwyczajnie rozczarowany wydawałoby się najbliższymi ludźmi.

***
- Kiedy Drake przekaże klucze? - pytałam prowadząc swoje nowe czarne audi SQ7.
- Za dwa tygodnie powinno być już wszystko gotowe. Muszę przyznać, że jest świetny w swojej branży.
- Pewnie to prawda widząc ich zamożnośc. Dlaczego nie mogliśmy w zasadzie po prostu kupić tego domu i się wprowadzić?
- Bo wymagał sporo poprawek.
- Mówiłeś, że to kosmetyka.
- Same twoje zmiany w kuchni i dodatkowy sprzęt to zajęcie na tydzień.
- Swoją drogą nie sądziłam, że Drake nawet potrafi ekipę remontowa zorganizować.
- Zagrozilem mu pozwem...- rozesmial się David.
- To takie dziwne wszystko...
- Dokładniej?
- Ten wybuch kilka dni temu, w środę już wybraliśmy dom, dziś przedstawienie Avy... Nie za szybko?
- Zapomniałaś wspomnieć o ciąży.
- No tak...
- Powtarzam się, ale nie mamy na co czekać. Poza tym skończyły się w twoim życiu czasy pt. " wszystko robię sama".
- To dlatego upierales się na zapłacenie za połowę domu?
- Tylko dlatego, że za cały byś nie pozwoliła, a miałem nauczyć się nie decydować za ciebie.
- Jak klimat rodzinny? - zmieniłam swobodny temat na znacznie drazliwy.
- Ojciec mnie nie poznaje, ale chyba podziwia; matka jest uradowana, choć przerażona tym co się stało; do Paula nie chodzę...
- To twój brat...
- Trudno zapomnieć - odpowiedział gorzko.
- Wybaczysz mu.
- Jeśli nawet, to nie będzie łatwe.
- A jeżeli ja zrobię to pierwsza?
- Pat...
- Byłam u niego. On naprawdę żałuję... Myślał, że do będzie tylko wyścig do mojego serca. Nie sądził, że
Rose posunie się tak daleko.
- Ale kłamstwo o jej ciąży i ich wspólna przygoda lozkowa.... trochę za dużo tego.
- A jeśli ja cię o to poproszę? - spojrzał niedowierzajac.
- To może hurtowo jeszcze z Rose zaczniemy spotykać się na obiadki?
- Daruj sobie ten sarkazm. Rose wolę wyciągnąć poza nawias, ale Paul to rodzina.
- Wobec swojej też będziesz tak wyrozumiała?
- Wredny jesteś dzisiaj... - podjechałam już pod budynek szkoły i wyłączyłam silnik auta.
- Przepraszam. To nerwy...
- Tobie nikt dzisiaj nie będzie kazał robić piruetow w tiulowej spodniczce.
- Na szczęście - uśmiechnął się wreszcie.
- Pomyślisz cieplej o bracie?
- Może za jakiś czas...
- Oj Hudson... ja to się chyba jednak zastanowię nad tym wspólnym mieszkaniem.
- Nie możesz. Jestem wspolwlascicielem.
- Mam wrażenie, że za szybko ze wszystkim ci ulegam. Zabieraj kwiaty z tylnego siedzenia i idziemy - wydałam polecenie mężczyźnie i sama opuściłam auto.
- Ciekawe czy Ava się stresuje?
- Opiekunka dowiozla ja tu dwie godziny temu, więc miała czas się oswoić. Zresztą jej nauczycielka tańca to cudowna kobieta. Chyba od dziesięciu już lat jej uczennice wystawiają przedstawienia w tej szkole. Te starsze trafiają później do profesjonalnych szkół.
- Nie wiem czy chciał bym żeby została baletnica. Dla małej dziewczynki to fajna zabawa, ale chyba mało stabilny zawód - David nie mógł wiedzieć jak dziwnie brzmi to wyznanie. Dziwnie przyjemnie...
- Obawiam się, że Ava sama będzie o tym decydować.
- Ale będę mógł trochę pomóc?
- O matko... byleby nie adwokat - spojrzałam z przerażeniem.
- Mam kilka fajniejszych pomysłów.
- Ona ma siedem lat Hudson. Nie wybieramy jeszcze collegu.
- Kocham cię De Luca... - nie wiem co wpłynęło nagle na jego wyznanie przed drzwiami budynku, do którego sporo ludzi już zaczęło wchodzić. Zakończenie roku dla najmłodszych klas to zawsze bylo spore wydarzenie dla tej szkoły. Występy, gratulacje i okazały piknik dla rodzin był momentem, na który czekali chyba wszyscy przez cały rok. Tym razem cieszyło mnie dodatkowo to, że po raz pierwszy nie byłam  tu sama. Towarzystwo Davida radowalo mnie szczególnie.
- Ja ciebie też... - wspinajac się na palcach szybko ucalowalam go w rzuchwe. Przygotuj się jednak na osaczajace cię mamuśki.
- A to niby czego?
- Bo będziesz zapewne jedynym w tak eleganckim grafitowym garniturze i amarantiwej koszuli. Poza tym nie za spory bukiet  jak dla dziecka? - spojrzałam na poręcze ciemnoniebieskich hortensji, które niósł idąc obok mnie szkolnym korytarzem.
- Wszystko jest jak należy.
- Jaki ty stanowczy się zrobiłeś - zasmialam się głośniej.
- Gdzie siadamy? - zapytał kiedy weszliśmy na wypełnioną już prawie salę.
- Rodzice najmłodszych dzieci siadają z przodu.
- Czyli my.
- Czyli tak... - jak drażniąco przyjemnie bylo słyszeć znów to śmiałe wyznanie z ust mężczyzny.

Po godzinie występów wszystkich grup klasowych oraz solistów przecinanych żartami dyrektora przyszedł czas na moja różowa chmurę waty cukrowej. Z uśmiechem i wzruszeniem znów patrzyłam na jej dziecięce ruchu ubrane w przekonanie o tym, że jej poziom to już balet Bolszoj. Fontanna wielu talentów. Gdy występ właściwie się już skończył, a widownia bila gromkie brawa dziewczynki eleganckim uklonem trzymając się za rączki, schodziły ze sceny.
- Hmmm! - na scenie znów pojawiło się dziecko. Raczej poza scenariuszem przedstawienia. Ava? Stała po środku z mikrofonem w ręku. O co chodzi? Wszyscy za nami ciekawi niespodzianki przysiedli w szumiących szeptach. Popatrzylam jeszcze na Davida szukając odpowiedzi na odgrywajaca się sytuację. Jego mina była chyba również wyrazem zaskoczenia. - Zajmę tylko chwilę... dziś ktoś poprosił mnie o rękę. No i się zgodziłam... - rozbawiony tłum zaczął znów bic brawo.
- A! Nie, nie! Nie ja! - próbowała coś tłumaczyć, ale na pomoc dziewczynce  ruszył Hudson przejmując mikrofon.
- To nasz wspólny spisek. To ja zapytałem się dzisiaj tej młodej damy, czy będę mógł się ożenić z jej mamą. Niestety w innych okolicznościach odmówiła by mi drugi raz, więc mam nadzieję, że przy tylu świadkach będzie jej po prostu wstyd. No i Ava udzieliła wielu cennych wskazówek jak ma to wyglądać. Tak więc do brzegu... Patricio De Luca...czy zostaniesz moja żona?
- Zabije cię Hudson... -  powiedziałam sama do siebie i schowałam twarz w dłoniach licząc, że się ukryję i nikt nie pomyśli, że może chodzić o mnie.
- Niech Pani nie dręczy tego młodego człowieka - klepiąc mnie po plecach nawowywała jakaś starsza kobieta. Niechętnie kierowana przerażeniem i totalnym zażenowaniem, weszłam powoli na scenę myśleć, że zwyczajnie zgrane to dwójkę szaleńców za kulisy. Obróciłam się jeszcze w stronę publiczności kłaniając się lekko i uznając to za nasze pożegnanie. Niestety David ciągnięty przez dziewczynkę za mankiet uznał to za znak i przyklęknął na jedno kolano.  - Co za wstyd... - mówiłam już do mężczyzny stojąc bardzo blisko.

- Pytam po raz kolejny... Patricio De Luca, czy wyjdziesz za mnie? - przemawianie do mikrofonu zdecydowanie bardzo mu się spodobało. 

- Idziemy stąd... - szeptałam do mężczyzny.

- Odpowiadaj... - uśmiechał się bezczelnie. - A! pierścionek - spojrzał porozumiewawczo na moją córkę. Z bocznej kieszeni wydobył aksamitne czerwone pudełko, a następnie z wielką ostrożnością otworzył wieczko. Gdy ujrzałam jego zawartość moje serce rozsypało się jak tłuczony kryształ. Tysiące najdrobniejszych kawałeczków moich myśli i pragnień wykrzykiwało w mojej głowie tylko jedną odpowiedź. Plastikowy pomalowany na złoto pierścionek z wesołego miasteczka, który kiedyś wygrałam Avie w darta, był najlepszym klejnotem jaki mogłam sobie wymarzyć. Ten widok błyszczącej się zabawki, która miała w sobie więcej znaczenia  niż zakup od Cartiera wzruszył mnie na tyle, że śmiejąc się jednocześnie zalałam się łzami.

- Zgadzam się... - odpowiedziałam wreszcie potakując głową i odbierając moją nową biżuterię oraz ogromny bukiet kwiatów. Hudson w tym czasie wstał z  kolan i uścisnął mnie całując następnie zbyt namiętnie jak na imprezę dla dzieci. Gromkie brawa rozlegające się w tle i nawet gwizdy nie interesowały mnie już tak bardzo. Dostałam właśnie swoje małe niebo. Ja, on i moje czekoladowe szczęście wciskające się pomiędzy nas. Po raz pierwszy w życiu do mojej głowy nie dobijało się klasyczne "ale..".

- Kocham cię De Luca... Kocham całą waszą trójkę... - tulił teraz nas obie wzruszając się nawet lekko.

- Obmyśliłeś plan doskonały... - śmiałam się głośniej, a sala powoli pustoszała.

- Bez Avy nic by się nie udało.

- No tak...

- Mówiłam ci David, ja się znam na tych sprawach - wtrąciła dziewczynka.

- I nie szkoda ci było oddać swój pierścionek? - zapytałam córeczkę.

- Nie... David obiecał, że kupi prawdziwe nam obu, więc...

- Aaaa... to taki z niego romantyk...

- Cóż... Jest królowa, jest księżniczka. Tu trzeba mieć gest - wzniosłym tonem tłumaczył się Hudson.

- Ale ten mogę zatrzymać? - uśmiechałam się gdy już trzymając się za ręce schodziliśmy za kulisy.

- Oczywiście... - ucałował mnie jeszcze ciepło i puścił dziecko przodem do garderoby, a my już wolno ruszyliśmy w jej kierunku.



Continue Reading

You'll Also Like

1.2M 28.5K 45
When young Diovanna is framed for something she didn't do and is sent off to a "boarding school" she feels abandoned and betrayed. But one thing was...
236K 16.3K 19
#2 IN HIS SERIES 𝐕𝐢𝐤𝐫𝐚𝐦 𝐒𝐢𝐧𝐠𝐡 𝐑𝐚𝐭𝐡𝐨𝐫𝐞 The elder son of the Rathore family and the future King of Rajasthan, he was cold, arrogant...
662K 68.6K 26
في وسط دهليز معتم يولد شخصًا قاتم قوي جبارً بارد يوجد بداخل قلبهُ شرارةًُ مُنيرة هل ستصبح الشرارة نارًا تحرق الجميع أم ستبرد وتنطفئ ماذا لو تلون الأ...
122K 1.8K 27
Rajveer is not in love with Prachi and wants to take revenge from her . He knows she is a virgin and is very peculiar that nobody touches her. Prachi...