BIAŁE NOCE

By mdett34

119K 9.1K 739

To nie jest podróż do dalekiej Skandynawii... to w zasadzie historia zza rogu. Deszczowe Seattle i życie giną... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40

Rozdział 36

2.9K 231 6
By mdett34

- Patricia... - rzuciła mi się na szyję Demi, jakbym wróciła co najmniej z wycieczki dookoła świata. - Wszystko dobrze? - gładziła mnie po ramionach.
- Nic nie jest dobrze... - odsunęłam się, przechodząc w głąb domu.
- Ava! - krzyknęłam za swoim dzieckiem. Szybko zbiegła wesoła z piętra z małą Sorpresa drepczącą za jej nóżkami.
- Mami! - wtulona już w moje nogi witała  się jak zwykle. Nie rozumiała mojej szczególnej czułości, a ja jako matka odganiałam najgorsze z możliwych scenariuszy. - David? - zapytała zdziwiona, wychylajac śmiesznie głowę zza mnie wprost na mężczyznę.
- Część Mała...
- Czy wy z Davidem znowu się lubicie? - zadała mi potajemnie pytanie.
- Trochę... - wiedziałam, że słyszy.
- Co byś powiedziała, gdybyśmy razem zamieszkali? - mężczyzna śmiało zapytał dziewczynkę, przyklekajac tuż przy niej.
- U nas?
- Gdziekolwiek...
- U nas nie możemy. Cztery osoby się nie pomieszczą... - właśnie zdałam sobie sprawę, że Ava sprzedaje łatwo moją  tajemnicę.
- Cztery? Raczej trzy... - trzymając dziewczynkę dłonią za usta,  próbowałam zapobiec małej katastrofie. Ta jednak zaprzeczajac ruchem głowy, na paluszkach uniesionej rączki pokazywała wyraźną czwórkę.
- O czym ona mówi? - zaniepokoił się mężczyzna, szukając pewnie w głowie momentu, który przeoczył, a w którym ja wprowadziłam kogoś do naszego życia, do mojego życia.
- Daj spokój... fantazje dziecka....
- Mami jest w ciąży! - krzyknęła, wysuwając się na chwilę spod ręki.
- Ava! - próbowałam nadal uciszyć córkę, dostrzegając jak komicznie to wszystko wygląda.
- No to kop się teraz z tym... -  skomentowała stojąca obok mężczyzny przyjaciółka, zabierając jednocześnie dziewczynkę z moich ramion.
- Z tobą David! - dorzuciło jeszcze moje czekoladowe inteligentne szczęście prawie za rogiem. Widziałam tylko jak Demi daje jej wyraźny znak, że jej rola w tym przedstawieniu dobiegła końca.
- To prawda? - zapytał Hudson, a ja trzymając ręce w kieszeniach oliwkowej szmizjerki, zastanawiałam się jak zawrócić ten moment.
- Nie istotne... - próbowałam odgonić trudne pytanie i już zamierzałam wykonać obrót, ale adwokat zdążył złapać mnie za ramię.
- Pytam, czy to prawda.
- Jestem w ciąży. Tyle... z tobą i nie mam wątpliwości. Przy moim trybie życia pozostawałoby tylko niepokalane poczęcie.
- Ile?
- Jedno.
- Ile czasu?
- Około sześć tygodni.
- Nieźle... - Wsunął obie dłonie w dłuższe włosy, opierając je przez moment na głowie.
- No. To zawsze lepsza reakcja niż "nie wierzę". Nie oczekuję współpracy, gdybyś czuł niepokoj. Jestem świetna w samotnym macierzyństwie. Jeśli potrzebujesz dowodów...
- Możesz przestać!? Od kiedy wiesz?
- Dwa dni...
- Dlaczego...?
- W szpitalu poznałam poziom twojego zaufania do mnie, więc...
- Patricia... - podszedł teraz z czułością, obejmujac mnie w pasie i znów zanurzajac się w moich włosach.
- Hudson... koniecznie muszę pod prysznic i szczoteczką do zębów też nie pogardzę - próbowałam się wydostać z uścisku.
- Poczekaj... Próbuję oswoić się z myślą, że  naprawdę zostanę ojcem.
- W takim razie... - udało mi się wreszcie wyswobodzic i dojść do rzuconej w korytarzu torebki . - Popatrz sobie na to, a ja idę do łazienki..  - wręczyłam mężczyźnie pierwsze zdjęcie usg i wynik z krwi. Z lekkim przerażeniem przejął dwie niewielkie kartki,  odszukując znaczenie zapisanych na nich informacji. Zostawiłam go samego. Cóż... nie tak wyobrażałam sobie tę wielką chwilę, ale przynajmniej o jedna tajemnicę mniej.

***
- Co tam Karl? - włączyłem zestaw głośnomówiący w samochodzie ojca.
- Sprawdziłem kilka rzeczy...
- Mów! - nie chciałem mieć więcej tajemnic przed Patricia.
- Rose faktycznie nie była w ciąży. Wynik z Providence jest nie do podważenia. Osobiście rozmawiałem z lekarzem. Nadmieniłem,  że jestem  pełnomocnikiem firmy ubezpieczeniowej i chodzi o kwestie odszkodowania. Druga kwestia to dlaczego Sandra sfałszowala wyniki. Otóż ciekawostką jest, że dobra koleżanka Rose prowadziła sprawę, w której wypłynęły nielegalne aborcje twojej kuzyneczki. Łatwo o nacisk. Zastanawiające, że ta ciąża wypłynęła właśnie wtedy, jak poznałes Pat, co?
- Demi sugerowala, że Paul... - wtrąciła  odważnie Pat.
- On wiedział o nas... - potwierdziłem, że jest to jakiś trop.
- To by było logiczne. Ale dowiesz się tego tylko od niego. Ruez sprawdzony. Jest w Seattle, ale spotkanie to czysty przypadek. Załatwia swoje biznesy. Pewnie musi się odkuć po tym, co ci przelał Pat. Facet, który podłożył ładunek natomiast jest stąd i właśnie zwijają  go na dołek. Tu dopiero można poznać tajemnicę, kto upatrzył sobie Patricie na cel.
- Dzięki Karl... Teraz powinieneś mi chyba pogratulować - podpuszczałem przyjaciela.
- Tego, że zostaniesz ojcem?
- A ty skąd wiesz?!
- Jestem świetny jeśli chodzi o słuchanie kobiet - zaśmiał się głośniej. - Dokąd teraz się wybieracie?
- Dom na wzgórzu... w czwórkę - śmiałem się bo, właśnie uświadomiłem sobie, że teraz wyglądamy jak nieco zamożniejsza rodzinka ze śpiącym siedmioletnim kreciolkiem na tylnej kanapie i czuwajacym obok puchatym pieskiem. Nie wspomnę, że fakt mojej produkcji w brzuchu Pat dodatkowo łechtał ego.
- Dacie sobie radę sami?
- Dwóch ochroniarzy i pomoc domowa jakoś umilą nam pobyt.
- Dalszy plan?
- Zostaniemy do jutra. Patricia musi ustawić swoje plany, ale chciałbym zjechać do centrum dopiero w poludnie. Małe wagary do dwunastej.
- Dowiem się zatem, czy wypłynęło nazwisko zleceniodawcy wybuchu. Jutro wrócę do NY.
- Jesteś świetnym przyjacielem.
- Ty też... szoda tylko, że czasami glupszym... - kobieta z Karlem wybuchneli tlumionym śmiechem, a ja zakończyłem połączenie.
- Ha, ha, ha... - z ironią podsumowałem.

- Często jej się zdarza spać popołudniami? - pytał David, kładąc Ave na łóżku w jednym z pokoi.
- Zmęczona jest. I pewnie przeżywa piątkowy występ.
- Jaki występ?
- Balet... Inauguracyjne przedstawienie przed przerwą wakacyjną.
- Aaaa... Dobra w tym jest, to trzeba przyznać.
- Skąd możesz to wiedzieć? - pytałam, schodząc przed Hudsonem po schodach.
- Po twojej operacji... byłem na tamtym występie.
- Na Avy występie?
- Tak.
- Brakowało ci zajęć? - spojrzałam na niego, kiedy zrównaliśmy się w salonie.
- Po prostu cały czas mnie do was ciągnęło. Ava, ty... - chwycił mnie za dłoń, zatrzymując w drodze do kuchni. Powoli czekając na moja zgodę, przysunął po chwili do siebie. - Chcę być częścią waszego życia i chce żebyście były moim życiem. Dam wam wszystko, a dziecko które mi urodzisz, dopełni nasze szczęście. Wyjdź za mnie Pat.
- Fajnie... - sarkazm aż piekł mnie w język. - Ale nie - odeszłam od mężczyzny w stronę tym razem magicznego tarasu.
- Właśnie poprosiłem cię o rękę...
- Nie mam problemów ze słuchem, ale nie ożenię się z tobą.
- Dlaczego? - pytał cholernie zdziwiony.
- Po pierwsze nie zerwałeś z Rose, a po drugie nie widzę powodu, dla którego miałabym zmieniać swój stan cywilny.
- Chwila! To ja jestem adwokatem i to ja powinienem wytaczać argumenty. Ale racja... sprawa z Rose. Załatwię wszystko jutro.
- Życzę powodzenia.
- Dlaczego jesteś taka gorzka?
- Bo widzę tę scenę, kiedy ty próbujesz odejść, a ona bierze cię na litość. Nie chcę  nawet zastanawiać się,  jak szybko ulegniesz. Dlatego darujmy sobie bajkowe plany na przyszłe tysiąc lat.
- Znowu ucinasz mój zapał?
- Nie... Wyraźnie nie czuje ani momentu, ani okoliczności.
- Patricia... kochasz mnie, to już ustaliliśmy; zostaniemy rodzicami za kilka miesięcy, czego jeszcze potrzebujesz?
- Pewności.
- Pewności czego?
- Że za moment znów się nie okaże, że zmuszony jesteś podjąć bardziej słuszna niż ja decyzję.
- Auuu... zabolało... - tym razem poważnie skomentował. - Zasłużyłem i teraz rozumiem.
- Nie gryzie cię fakt, że tak szybko zmieniasz kandydatki na żonę? - otulilam się mocniej swetrem od Demi. Jednak David postanowił znów stanąć za mną i wciągnąć w swój męski uścisk.
- Nie, bo znalazłem w końcu właściwą.
- Skąd ta pewność? Przy Rose myślałeś to samo...
- Rose swietnie skupiała się na nas i związku, ale nigdy nie interesowało ją życie domowe. A dla mnie rodzina to coś więcej, niż małżeństwo. To dom, do którego wracasz po pracy, zapach porannej kawy, troska o plamę na świeżej koszuli... mnóstwo drobnostek.
- Ona, pomoc domowa i masz komplet.
- Wiem, że mówisz to specjalnie. Nie zniechęcisz mnie już. Zrobiłem w głowie znaczne porządki.
- Olśnienie... - obróciłam się w jego ramionach tak, by stać teraz na wprost niego.
- Nadal czuje niepokój po tym,  co się stało w Providence. Wiem od ojca, że z młodymi wszystko w porządku, ciebie mam tutaj, a jednak mój mózg wysyła mi ciągle obraz ciebie wsiadajacej do toyoty.
- Na szczęście nic się nie stało...
- Nie mogę liczyć na szczęście. Dostaniesz nowe auto i kierowcę.
- Jasne... jeszcze podaruj mi prywatną klinikę.
- To nawet niezły pomysł.
- Posłuchaj Hudson... doceniam twoja opiekuńczosc, ale auto kupię sobie sama, a pracy nie zmienię. Dowiedz się po prostu kto za tym stoi.
- Nie możesz wykazać więcej ostrożności, zwłaszcza w swoim stanie?
- Gdyby nie Ava...
- Masz szczęście, że wyszło to tak szybko. Później nie upiekło by ci się tak łatwo - droczac się, zaczął obcalowywac moja twarz i wciskać w barierke tarasu zbyt sugestywnie.
- Mam nieodparte wrażenie, że próbujesz coś ugrać.
- Hmmm...
- Nie zaciagniesz mnie Hudson do łóżka.
- Do łóżka? Nie zamierzam... - zsunal swoje pocałunki znacznie poniżej mojej żuchwy.
- To twój sposób na odpedzenie stresów?
- Od tysięcy lat niezawodny... - szybko wrócił do właściwego poziomu chwytając moje wargi i pochlaniajac je znów w piekielny pęd. Tracę przy tym człowieku pion i powściągliwość... A kuchenna wyspa, do której mnie po chwili zaciągnął przejdzie zapewne swój test wytrzymałości.

- Jak się spało? - zapytałem zbiegajaca dziewczynkę.
- Dziwnie długo... - Ava ziewając  przecierala zasypane oczka.
- Śniadanie gotowe. Nie wiem co jadasz, więc chyba jest wszystko - zapraszalem ręka do stołu kończąc nalewac gorące kakao.
- Gdzie Mami?
- Bierze prysznic. Masz ochotę coś zobaczyć? - zaproponowałem widząc jak dziecko już zaczęło lustrowac ten niezwykły dom.
- Yhy... - pokiwala niesfornymi lokami.
- W takim razie zapraszam... - podałem dziecku dłoń i ruszyliśmy w stronę tarasu.
- David?
- Tak?
- Ozenisz się z moją mamą?
- Chciałbym, ale Patricia mi nie ufa.
- Przez Rose?
- Przeze mnie.
- A jak się kiedyś zgodzi... to kim będziesz dla mnie wtedy?
- Jaka masz propozycję?
- Fajnie by było mówić tato, ale to mój braciszek tylko będzie mógł... - zamyslila się dziwnie.
- Zanim twój braciszek się pojawi... - przykleknalem przy przeszklonej scianie zrownujac się z dziewczynka, - mam nadzieję, że wszyscy będziemy mieli na nazwisko Hudson. I wtedy raczej nie chciał bym żebyś mówiła do mnie David.
- Na prawdę? - już widziałem tą odpalajaca się flare.
- Jestem bardzo poważny- próbowałam się nie uśmiechać.
- Wiedziałam, że moja Mama cię wybierze! - rzuciła mi się radośnie na szyję sciskając cała sobą.
- Miejmy taka nadzieję, bo wczoraj odrzuciła moje oświadczyny.
- Jak to? Nie chciała pierścionka?
- Nie miałem pierścionka. Zapytałem po prostu...
- Oh mio Dio! - zrozumiałem, choć mała rączka przylozona do czoła sugerowała, że Ava będzie doradzać.
- Wy dorośli wszystko robicie nie tak. Pierścionek, kwiaty, muzyka, klekanie na kolano... bez tych rzeczy nic się nie może udać. Nie czytałeś Pięknej i Bestii, Kopciuszka  Spiacej Królewny?
- To bajki przecież...
- A my kobiety wszystkie chcemy być ksiezniczkami - wysunięte bioderko, podpórka z jednej reki i dłoń dziwnie wygieta jak u egipskiej boginii mówiła tylko tyle, że Oprah ma poważna konkurencję.
- No tak... muszę chyba popracować nad sobą i swoją wiedzą o was.
- Koniecznie. Mami to twardy zawodnik.
- Ha! A skąd ty znasz takie słowa?
- Wujek Drake... mój fan.
- Chyba idol?
- Nie, fan! Tak mi powtarza...
- Ja też nim jestem... Z każdym dniem coraz większym - otwarcie śmiałem się już z tego teatrzyku, choć pewnie dla Małej była to bardzo poważna dyskusja. Zbyt mądre dziecko, ze zbyt zabawna gestykulacja. - To co? Mogę ci już pokazać coś fajnego?
- Jasne...
- To chodź... - Chwyciłem dziewczynkę w dziwnym pizamowym zestawie na ręce i wyszliśmy na taras by dac ukraść jej serce widokiem, który rozciągal się tuż poniżej.
- O cholerka! - pierwsza reakcja była dla mnie mimo wszystko dziwna, ale dziecko rączka przymknelo niesforna buzie i szeroko otwartymi oczami pochlanialo urzekający krajobraz. Dobrze było też mi. Trzymałem na rękach siedmioletnia dziewczynkę, dla której  chciałem stać się kimś ważnym i od ktorej usłyszeć kiedyś magiczne "Tato". Mała tęcza nad kończąca się właśnie krótka burzą...

Stałam w salonie przyglądając się jak dorosły mężczyzna zamienia się właśnie w opiekunkę roku. Ale to było coś szczególnie miłego. David trzymający moja Ave na silnych rękach i ona obejmująca go za szyję. Zupełnie jakby innego układu "przed" nigdy nie było. Zwyczajny obrazek kochających się ludzi. To była moja odpowiedź na wątpliwości - doskonalej już się nie da. Tylko gdy rozwiążemy  wszystkie zawiłości, a Hudson powtórzy pytanie, zgodzę się... dla siebie, dla Avy i...syna? Tego ostatniego nie wie przecież nikt.

Continue Reading

You'll Also Like

2.7M 150K 43
"Stop trying to act like my fiancée because I don't give a damn about you!" His words echoed through the room breaking my remaining hopes - Alizeh (...
439K 24.2K 17
𝐒𝐡𝐢𝐯𝐚𝐧𝐲𝐚 𝐑𝐚𝐣𝐩𝐮𝐭 𝐱 𝐑𝐮𝐝𝐫𝐚𝐤𝐬𝐡 𝐑𝐚𝐣𝐩𝐮𝐭 ~By 𝐊𝐚𝐣𝐮ꨄ︎...
119K 1.8K 27
Rajveer is not in love with Prachi and wants to take revenge from her . He knows she is a virgin and is very peculiar that nobody touches her. Prachi...
211K 14.9K 19
"YOU ARE MINE TO KEEP OR TO KILL" ~~~ Kiaan and Izna are like completely two different poles. They both belong to two different RIVAL FAMILIES. It's...