BIAŁE NOCE

By mdett34

119K 9.1K 739

To nie jest podróż do dalekiej Skandynawii... to w zasadzie historia zza rogu. Deszczowe Seattle i życie giną... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40

Rozdział 34

2.6K 239 30
By mdett34

- No to stałaś się właśnie pełnoprawną właścicielką kilku ładnych milionów - podsumował Karl, kiedy składałam ostatni podpis ma dokumencie.
- I raz na zawsze uwolniłam od Rueza. Wcale nie jest mi przykro, że nie mogę się do niego zbliżać, bo on do mnie też.
- Wiesz, że twój oprawca zapomniał o jednej rzeczy.
- Mianowicie?
- Kiedy Ava skończy pełnoletność, ta umowa nie będzie jej dotyczyła. Ciebie nadal, ale ona będzie mogła go odnaleźć, jeśli zechce. Oczywiście na roszczenia finansowe już nie będzie sposobności, natomiast fizycznie będzie mogła stanąć z nim twarzą w twarz.
- Wątpię, żeby miała takie chęci.
- W każdym bądź razie pieniądze są wasze.
- Nie wiem czy uznać je za cenę mojego milczenia, pokutę Rueza, który tym samym zmywa z siebie wszystkie winy, czy jasny sygnał, że Ava już nigdy nie będzie miała ojca. Każdy dolar z każdego miliona to wspomnienie tamtej nocy i niesmaczne wrażenie, że na tym zarabiam.
- Nie dramatyzuj... - cisnął Karl odważnie. - One wam się należą. Tak po prostu. Tyle kosztuje przestępstwo. Gdyby poszedł do więzienia, nikomu nie przyniosło by to zysku. A tak dorobił się sporego majątku, oczywiście przy pomocy rodziny, i teraz właśnie zakładasz polisę na życie córce, o którą musisz zadbać sama. Pamiętaj, że to wyjątkowa sytuacja. Urodziłaś dziecko z gwałtu, które miałaś prawo usunąć. Pokochałaś je, stworzyłaś bezpieczny świat. Teraz właśnie zadbalas o jego przyszłość.
- Nawet nie wspominaj o aborcji... Moja babcia straszyła by mnie zza światów.
- Mówię jakie miałaś prawo. Sumienie i ideologia nie idą tu w parze.
- Dziękuję za wszystko Karl. Dobry z ciebie facet.
- I niestety mieszkający w Nowym Jorku.
- No tak...
- Przylecisz z Ava? Wiem o biletach na balet...
- Póki co, raczej zajmę się urządzeniem życia na nowo. Czeka nas szybka przeprowadzka, nowe obowiązki w pracy...
- Co z Davidem?
- Nie silisz się na subtelność - skomentowałam jego bezposrednio śnić. - Koniec. Jest z Rose... Ślub pewnie za kilka miesięcy i będą żyć długo i szczęśliwie.
- Nie rozumiem tego...
- Ja też... Zwłaszcza, że na drodze stało ponoć tylko dziecko, którego nota bene nie było i nie ma.
- Jak to?
- Przed operacją, którą przeszła, robiono dokładne usg. Wyniki z krwi dopełniły diagnozę.
- Hudson o tym wie?
- Osobiście mu to powiedziałam. Uznał, że mszczę się na świętej Rose.
- To pewne?
- Karl... - spojrzałam z grymasem, wyrażającym, że drugi raz nie będę tłumaczyć. - David jednak trzyma się bardziej słów Rose i Sandry, która rzekomo prowadzi jego narzeczoną.
- Sandra?
- Nie wiem kogo konkretnie masz na myśli, ale z wyniku badań, który widziałam w jego mieszkaniu to chyba... Sandra Groves.
- Kojarzę...
- Więc komu ma wierzyć jak nie rodzinie i przyszłej żonie? - zapytałam retorycznie.
- Może komuś kogo kocha...
- Widocznie to za mało.
- Czemu nie walczysz?
- O Davida? Bo jest idiotą, na którego szkoda mi energii. Jak dziecko wciąga to, co mu mówi Rose. Rozumiem jego odpowiedzialność, ale nie głupotę. Nie będę się prosić o jego uwagę. Poza tym szlag mnie trafia, kiedy docierają wszystkie te słowa, które mi mówił, a potem zachowuje się, jak gdyby nigdy nie padły. Wiesz, że poprosiłam go o to, żeby się nie żenił? Przemilczał odpowiedź.
- To jego główna wada. Zawsze próbuje być zbyt porządny za cenę własnego szczęścia.
- Zupełnie beznadziejne.
- Zasługa wychowania... Zawsze odpowiedzialny za młodszego brata i rodzinę. Wiecznie ratujący Paula z opresji i organizujący bezpieczeństwo innym.
- Fantastycznie... Tylko, że mnie już to nie dotyczy... - wstałam, poprawiając zieloną szyfonowa sukienkę i zarzuciłam rozpuszczone włosy na plecy. - Gdybyś zawitał znowu do Seattle zapraszam na drinka - tyle mogłam okazać wdzięczności za pomoc, choć Karl z pewnością zasługiwał na więcej. Teraz jednak miałam już dość relacji, które choćby ocierały się intymne klimaty damsko - męskie. Podałam dłoń mężczyźnie, chwytając jego ciepły uścisk. Ten jednak pozwolił sobie na nieco więcej i przytulił mnie lekko. Nie było w tym nic niewłaściwego. Byłam zaskoczona, ale nie zła.
- Karl... - uciął właśnie moment ktoś, wchodzący do gabinetu. A tak... właściciel biura, którego miało tu nie być.
- David... Cześć... Nie w sądzie?
- Wpadłem po dokumenty... - czułam, jak jego spojrzenie prześlizguje się po mnie i walczy z lekkim zaskoczeniem, że mnie tu widzi. Najwidoczniej albo Karl nie wspomniał z kim się spotyka w jego biurze, albo liczył, że ze mną nie zrobi tego tutaj. Faktycznie... Mało zręcznie.
- Pójdę już. Do widzenia i jeszcze raz dziękuję za wszystko - nieco płochliwie ruszyłam do wyjścia. Chciałam zetrzeć sprzed swoich oczu widok Hudsona. To jeszcze za krótko, żeby radzic sobie z tymi emocjami. Wiedziałam za to, że nic już mnie nie zmusi do spotkania go ponownie.

- Co to było? - zapytałem zdziwiony czułością Pat i Karla, nadal szukając z zapałem dokumentów na biurku i nie patrząc w stronę przyjaciela.
- Pytasz o ten moment, w którym robisz z siebie kretyna i nie potrafisz się przywitać z kobietą, którą kochasz, czy o to, że nie łapiesz wątpliwości w to, co mówi do ciebie przyszła żona? - Spojrzałem groźnie na adwokata, wyraźnie pokazując, że nie życzę sobie takich przemówień.
- Boli, co?
- Masz jakiś większy problem, czy zwyczajnie chcesz się ze mną pokłócić? - zapytałem, opierając się o biurko gdy Karl właśnie podchodził.
- Opowiem ci coś... Martin miał niemal podobna sytuację. Ożenił się z kobietą, dla której i dzięki której pozbył się dawnych demonów. Niestety w momencie kiedy wszystko miało być już dobrze, okazało się że jego wcześniejsza przygoda spodziewa się dziecka. Też chciał być taki szlachetny i odpowiedzialny. W tym czasie Meg uciekła do Rosji i była bardzo blisko związania się z jego biznesowym przeciwnikiem. W między czasie próbując się z nim rozwiesc i jednocześnie ratując mu firmę przed nieuczciwym zagraniem Rosjanina.
- Nie widzę zwiazku...
- Jaki ty głupi jesteś... Ale dobrze. Widocznie twój prawniczy spryt i analityczne myślenie w życiu się nie sprawdza. Przestań myśleć kurwa o innych i zacznij być bardziej asertywny. Poza tym dlaczego Rose miałaby zwyczajnie cię nie okłamać?
- Widzę, że Pat się pożaliła i sprzedała ci swoje słabe rewelacje.
- Sprawdź to, zamiast wartościować, która z nich jest lepsza.
- Rose nigdy mnie nie oszukała.
- A Patricia?
- Za krótko się znamy, żeby tak to oceniać.
- I tylko dlatego wypada w tej układance gorzej?
- Rozmawiałem z Sandra. Rose była w ciąży... byłem na badaniu.
- Posłuchaj... Każdy kłamie. Jeden w drobnych sprawach, drugi w większych. Pomyśl komu by się bardziej opłacało.
- Za bardzo się wczułeś w bycie adwokatem Patricii.
- Jestem przede wszystkim twoim przyjacielem. Może czas najwyższy przestać ratować innym tyłki.
- Co masz na myśli?
- Rose pewnie płaczliwym tonem przywiązała  sobie ciebie na kolejne miesiące.
- Nie sądziłem, że jej nie lubisz.
- Lubię, ale Pat jest dla mnie bardziej... autentyczna.
- To się z nia ożeń - rzuciłem jak dziecinną uszczypliwość.
- Obyś nie żałował tych słów... - Karl zebrał swoje rzeczy i położył w milczeniu dłoń na moim ramieniu. To był znak, że nie chce naruszyć naszej przyjaźni, ale Patricia może znaleźć się w kręgu jego zainteresowań.

***

- Wchodź! Wchodź...
- Czesc Brooke...
- Czesć..
- I jak? - zapytała pogodniej, spoglądając znad wypełnionych już dokumentów.
- Chyba nie ma już wątpliwości. Kilka testów... Ciąża... Raczej.
- Pat... Wiem, że ciężko zmienić ginekologa, zwłaszcza jeśli dotychczasowy lekarz mocno się sprawdzał. Gdybyś jednak zechciała zostać moja pacjentką, pomogę ci we wszystkim. Na początek od określenia kiedy mogło dojść do zapłodnienia.
- Pozwól, że decyzje zostawię na później. Póki co, chcę wiedzieć minimum... Reszty nie ogarnę jeszcze.
- Zapraszam na fotel - wskazała dłonią miejsce za parawanem.
- Dziwnie się czuję...
- Bo jestem koleżanka z pracy? - Brooke już z fachowym podejściem zaczęła przygotowywać mnie i sprzęt do badania.
- Też... Ale sam fakt ciąży. Mam trzydzieści pięć lat i kolejne dziecko?
- Doświadczenia raczej ci nie brakuje.
- Nie wiem czy starczy cierpliwości.
- A tatuś?
- A tatuś nie musi o niczym wiedzieć. Zresztą ma swoje zmartwienia.
- Czyli klasyczny gnojek? - czułam jak bierze rozpęd w swoich feministycznych poglądach.
- Raczej definicja idioty i przeciwieństwo walecznego rycerza.
- To co w nim takiego fajnego znalazłaś?
- Przystojny, odpowiedzialny, mądry, cudowny w łóżku, czuły, inteligentny...
- Ale dzieciak w kwestii męskich decyzji.
- Długo by opowiadać...
- Ale jakieś sześć tygodni temu musiało być naprawdę ciekawie...
- Sześć?
- Popatrz... serce i widać już przepływ krwi. Zarodek ma mniej więcej tyle. Nie muszę ci mówić czego masz unikać i co stosować. Pakiet witamin dostaniesz dzisiaj i zaświadczenie o ciąży dla Brada.
- Teraz w ogóle niezręcznie... Dopiero co podpisałam awans.
- Masz z tym jakiś problem? - pytała, kiedy wróciła na swoje miejsce, a ja mogłam się swobodnie ubrać.
- Trochę tak. Jakbym sobie wszystko zaplanowała.
- Nie prosiłas o zmianę stanowiska. Poza tym nie wiedziałaś, że jesteś w ciąży. Możesz pracować do rozwiązania i wystrzegać się pracowni rtg. Potem będziesz bardziej ogarniała dokumentację i płynnie wrócisz do operacji, oraz pacjentów.
- Jak ty to wszystko kolorowo widzisz.
- Wynajmiesz nianię i tyle. Matko, to prawie za rok. Zacznij więcej się teraz relaksować i myśleć o nowym lokatorze.
- Na szczęście jedno...
- Córka będzie miała obiekcje? - pytała, wpisując recepty.
- Trudniej będzie jej wytłumaczyć, kto jest jego ojcem i dlaczego jej nieporadna w tej kwestii matka kolejny raz ląduje sama.
- Mam nadzieję, że przyjemniej o alimentach pomyślisz.
- Teraz ich nie potrzebuje.
- Proszę, to wszystko dla ciebie. Jeśli zechcesz tu wrócić, to za miesiąc chętnie bym się z toba zobaczyła. I nie zostawiaj tematu informacji na później. Tą  odpowiedzialność trzeba podzielić.
- Szybciej pomyślę o luźniejszej sukni. Dziękuję jeszcze raz i z pewnością do zobaczenia. Ściągnę od poprzedniego lekarza moją historię i dostarczę ci przy okazji.
- Tym bardziej mi miło... - Brooke wstała zza biurka i serdecznie pożegnała się usciskiem ręki.

***
- Hej...
- Cześć - z cierpiącym wyrazem twarzy przywitał się Paul.
- Mam coś dla ciebie...
- Wystarczy, że przyszłaś.
- Skończyłam dyżur. Proszę... - postawiłam na kolanach mężczyzny tekturowe pudełko przewiązanie  sznurkiem.
- Co to?
- Otwórz i sam sprawdź... - zachęcałam, siadając na skraju.
- Poważnie?
- Piekłam w nocy.
- Mogę to zjeść?
- Spokojnie... na moja odpowiedzialność - mrugnęłam okiem.
- Tiramisu... najlepsze... - ocenił  przegryzając kolejny kęs.
- To jest prawdziwe włoskie ciasto.
- Jesteś idealna... Gdybyś jeszcze chciała mi ulec.
- Paul... ja mam teraz sporo spraw kompletnie nie związanych z mężczyznami. Nie rób sobie nadziei.
- A to? - spojrzał na prezent.
- Miało być zabawnie - skomentowałam. - Po szpitalu raczej nie nawiążemy bliskiej przyjaźni.
- Bo przeszkadza ci David?
- Nic mnie z nim nie łączy, jeśli to cię ciekawi - moje sumienie przewracało się właśnie w niebezpiecznym fikolku. - Niech układa sobie życie z Rose, do której tak dobrze pasuje. Ja po prostu nie poczuję do ciebie tego, co zakładam, oczekujesz...
- Tego, co do mojego brata.
- Właśnie...
- Przynajmniej się nie wypierasz.
- Bo mam świadomość. Ale on wybrał i zostaje mi to uszanować. Zresztą nie powinnam była, nigdy liczyć, że zrobi inaczej.
- Powinnaś dać nam szansę. Lubimy się, rozumiemy...
- Czasami to za mało. Jesteś cudowny, ale nie jesteśmy spasowani.
- Mówisz to wszystko, żebym odpuścił.
- Nam, sobie...
- A ja jestem pewien, że się zakochasz we mnie.
- Ty na prawdę musiałeś mocno uderzyć się w głowę - zaśmiałam  się lekko.
- Nie zaprzeczam.
- Wiesz przynajmniej dlaczego Rose wjechała pod prąd?
- Klóciliśmy się i... nie ważne. Wypadek, tyle.
- Rozumiem. Nie chcesz o tym mówić.
- W Nowym Jorku wszystko się udało?
- Nawet bardzo. Stałam się bogatsza o kilka milionów.
- Czyli mój brat się spisał.
- To zasługa Karla. Davidowi uratowałam prawniczy tyłek, ale chyba o tym zapomniał.
- Karl... wierny jak pies.
- To chyba twój kolega ze studiów...? - zdziwiła mnie ta dygresja Młodego.
- Ale przyjaciel Davida, który zawsze mu na mnie donosił.
- Miał rację? - próbowałam wytrącić Paulowi argument do awersji względem Nowojorczyka.
- Może tak, może nie. Nie lubię, jak ktoś się wtrąca w moje życie.
- Nawet jeśli pomaga?
- I mówi to ta, którą interwencja Davida zmusiła do spotkania z ojcem Avy.
- Racja... Nikt nie lubi nieproszonych gości w swoich sprawach.
- Czyli myślimy tak samo - uśmiechnął się lekko.
- Tylko ja się chyba tak nie zrażam do ludzi.
- Ja wręcz przeciwnie.
- W takim razie leż  sobie tu zgorzkniały  człowieku i zajadaj się słodkim ciastem - z sarkazmem żegnalam się z Młodym. - Jadę do domu... Trzymaj się... - już z uśmiechem ucałowałam  mężczyznę w policzek.

***
- Ava...? - próbowałam rozpocząć jakoś trudny temat.
- Jak tak Mami mówisz, to chyba coś przeskrobałam...
- Tym razem raczej ja.
- Zrobiłaś coś głupiego i teraz żałujesz?
- Głupiego... Ale nie wiem czy żałuję. Opowiem ci bajkę, a ty mi powiesz, co powinna zrobić królowa.
- Piękna?
- Całkiem..
- To słucham.
- W takim razie... W malutkim jak łupinka od orzecha królestwie mieszkała królowa ze swoją córką  księżniczką.
- To tak jak my!
- Prawie... Królowa bardzo kochała swoją córkę, ale jej serce było bardzo smutne, bo tęskniło za królem. I pewnego dnia pojawił się w ich życiu ten idealny.
- Na białym koniu?
- Nie... , ale z bogactwem, za które mógłby sobie kupić pewnie całe stado. Niemniej zmierzam do tego, że król i królowa bardzo się w sobie zakochali. Ich uczucie było tak silne, że nie zaczekali do ślubu i królowa zaszła w ciążę. Niestety w między czasie okazało się, że król obiecał ślub innej i...
- Będę miała braciszka?
- Dlaczego braciszka?
- Bo nie chce siostry.
- Ale...
- Mami... wiem, że to o nas, a królem jest David.
- Jesteś zła? - pytałam, już chyba bardziej pogrążona niż na początku, myśląc właśnie, jak za chwilę będzie wyglądać nasze życie.
- Trochę smutno mi.
- Dlaczego? Między nami nic się nie zmieni.
- On będzie miał swojego tatę, nawet jeśli David będzie mężem Rose, a ja nie.
- Słonko... Za to ty będziesz miała mnie o tę  połowę więcej, bo będę dla ciebie jednym i drugim. Zresztą może to będzie siostra. W ogóle to ty większości rzeczy ją nauczysz, no a ja w tym czasie będę zarabiać na te wszystkie tiulowe spódniczki - pogilgotalam dziewczynkę, rozmieszając ją nieco.
- No tak... A jak my się tu pomieścimy teraz? - popatrzyła na nasz kuchnio-salon.
- Pamiętasz jak mówiłam o karze dla twojego taty?
- Tak.
- Zapłacił nam dużo pieniędzy i właściwie możemy juz kupić dom. Musiałam się zgodzić, że nie będę mu wtrącać się do życia i niepokoić. On nie chce mieć z nami do czynienia, a my nie musimy widzieć sie z nim. Ale jak dorosniesz i postanowisz go poznać...
- Będzie ci smutno wtedy?
- To nie ma znaczenia.
- Nie chce Mami. Chce dom! - uśmiechnęła się szeroko, sciskając mnie mocno za szyję, odbierając tlen, a Sorpresa uznając to za zaproszenie do zabawy, wyskoczyła na łóżko, obskakując nas obie.

Od Autorki:
Dostrzegacie linie horyzontu? Coraz bliżej końca... Nie krepujcie się w komentarzach😁😉ps. Próbuje pobudzić szczególnie milczących czytelników😁😂🤣Etatowe Opiniujace pozdrawiam ciepło!😍😘🤩

Continue Reading

You'll Also Like

1.1M 28.4K 45
When young Diovanna is framed for something she didn't do and is sent off to a "boarding school" she feels abandoned and betrayed. But one thing was...
210K 14.8K 19
"YOU ARE MINE TO KEEP OR TO KILL" ~~~ Kiaan and Izna are like completely two different poles. They both belong to two different RIVAL FAMILIES. It's...
3M 196K 89
What will happen when an innocent girl gets trapped in the clutches of a devil mafia? This is the story of Rishabh and Anokhi. Anokhi's life is as...
117K 1.7K 27
Rajveer is not in love with Prachi and wants to take revenge from her . He knows she is a virgin and is very peculiar that nobody touches her. Prachi...