BIAŁE NOCE

By mdett34

119K 9.1K 739

To nie jest podróż do dalekiej Skandynawii... to w zasadzie historia zza rogu. Deszczowe Seattle i życie giną... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40

Rozdział 33

2.4K 212 23
By mdett34

- Cześć... - przyciszonym głosem przywitałam się z Paulem, wchodząc do jego pokoju.
- Hej... - odpowiedział nieco ociężale. - Liczyłem na jakiś miły widok. Nie sądziłem, że Providence spełnia tak doskonale marzenia.
- Tani flirciaz... - spojrzeniem ganiłam  Młodego, przysiadajac na chwilę obok na krześle.
- Nigdy bym nie pomyślał, że będę pacjentem tego miejsca.
- Ciesz się, że nie mojego oddziału. Jak się czujesz?
- Teraz już lepiej, jak ciebie widzę.
- Pytam poważnie.
- Cóż... mocno obolały. Modelem też już raczej nie zostanę.
- Daj spokój... wiesz jak blizny działają na kobiety?
- Jak?
- Złote medale, szybkie samochody i luksusowe jachty.
- I ty niby należysz do takich?
- Nie. Ale jest tu sporo ciekawych pielegniarek...
- Chcesz mnie dobić... - udał właśnie śmiertelny ból.
- Wręcz przeciwnie. Mam coś dla ciebie... - wyciągnęłam z kieszeni lekarskiego uniformu iPoda i słuchawki, nachylajac się nad leżącym, włożyłam do obu uszu. W tym dwuznacznym momencie do pokoju wszedł nie kto inny jak David, mocno chyba zmieszany zastałym  widokiem. - Trzymaj się Paul... będę przychodzić. Jestem ci winna za te trzy tygodnie. Poza tym zrobię to z czystą przyjemnością. W wolnej chwili posłuchaj składanki.
- Nie wychodź... - to raczej nie było miłe dla starszego brata.
- Zaczynam dyżur. Jutro rano przyjdę sprawdzić co u ciebie...
- Pomożesz mi jeszcze zmienić pozycję? - ewidentnie droczył się z Davidem.
- Dobrze...
- Ja to zrobię - wtrącił się starszy Hudson, nie dając mi szansy.
- Cóż... trzymaj się Paul... - Tak jak zostałam zignorowana przez nowego gościa, nie otrzymując krótkiego przywitania, tak i ja nie zamierzałem raczyć go uprzejmym pożegnaniem.

- O co ci chodzi?
- Nie wiem o co pytasz... - udawałem, poprawiając nieco poduszkę Młodemu.
- Jesteś niemiły dla Patricii. Po tym co jej wykręciłeś w Nowym Jorku, mógłbyś być nieco bardziej uprzejmy.
- Do momentu kiedy nie wymyśliła, że Rose nie jest i nie była w ciąży, taki miałem zamiar.
- Powiedziała ci to tak po prostu?
- Wczoraj jak byliście operowani.
- Potwierdzałeś?
- Nie będę robił z siebie idioty. Rozmawiałem z Sandrą i w ciąży była napewno, a teraz zwyczajnie jest po wszysykim.
- To znaczy?
- Nie zostanę ojcem póki co.
- Co z wami? Tobą i Rose...
-  Teraz nie mogę jej tak zwyczajnie zostawić... Jak w ogóle doszło do wypadku?
- Rose straciła panowanie i... - Młody właśnie jęknął z bólu, próbując wykonać niekontrolowany ruch. Złamane żebra  zblokowały jego chęci.
- Jak dojedziecie do siebie, będziecie musieli złożyć zeznania.
- Jasne...
- Zajrzę do Rose i jadę do kancelarii... dasz sobie radę?
- W razie czego mam Pat.
- Jak uważasz... - najgłupsze rozwiązanie świata, pomyślałem. Udałem jednak idealną obojętność.

- I jak nowy gabinet? - pytał Brad dumny z niewielkich zmian. Właściwie mocno kosmetycznych.
- Akceptuję.
- Zdrowie?
- Fizyczne nienajgorzej, psychiczne do mocnej poprawki.
- Rozgadana jesteś... nie ma co.
- To ciężki moment w moim życiu i nie pytaj dlaczego.
- Witam koleżankę i kolegę... - Do gabinetu wkroczył uśmiechnięty Steav znów z tajemniczą koperta.
- Zaczynam sie ciebie ostatnio mocno obawiać, a jesteś ponoć tylko ortopedą - wskazałam wzrokiem na zawartość jego rąk.
- Dziś raczej dobre wieści.
- Zdrowa? - zapytał Brad.
- Jak ryba... - usiadł wygodnie młodszy lekarz w fotelu na przeciw mnie przy biurku, dając wyraźnie ordynatorowi znak, że dalsza rozmowa powinna się już odbyć między naszą dwójka.
- Dobra... rozumiem. Chodzi o ludzi po wypadku na twoim oddziale... - zrozumiał mój szef , że tematem mają być Hudsonowie. Chociaż wątpiłam mocno, żeby Steava interesowalo plotkowanie o innych, do póki sama bym nie zapytała. Niemniej Brad opuścił pokój.
- Nie chodzi o Rose i Paula...
- Nie...
- Mam zacząć panikowac?
- Wyniki, kore robiłaś przed wylotem do Nowego Jorku są w porządku... Nie zauważyłaś może ostatnio czegoś dziwnego w swoim samopoczuciu, stanie fizycznym? - zagadkowo dopytywał.
- Raczej nie... Nawet blizny ładnie się goją.
- Twoje wyniki krwi na markery rozszerzyliśmy na wszelki wypadek między innymi na beta HCG.
- I?
- Wszystkie normy zachowane, ale... Sama zobacz... - przesunął papierowy pakunek w moją stronę. Laboratoryjny wynik badań mógł sugerować jedno...
- Ciąża?
- Tak podejrzewam...
- Kurwa... - na wspartych o biurko lokciach schowałam twarz w dłoniach, licząc na to, że ta chwila wcale nie trwa. To musi być zły sen... Chociaż to... Spojrzałam jeszcze raz na wynik... - Nie dostałam okresu, ale myślałam, że to stres.
- Wątpię... Nie muszę ci mówić gdzie jest oddział ginekologiczny.
- Nie zrobię badania tutaj. Wszyscy się dowiedzą.
- Idź do Brooke. Feministka, która facetom nawet dzień dobry nie odpowiada, ale ginekolog świetny.
- Przecież ona jest jak zawodnik rugby.
- I ma mnóstwo pacjentek. Umie dotrzymać tajemnicy nie tylko jako lekarz.
- Zacznę od testu ciążowego.
- Ale gdybyś chciała jednak wiedzieć, w którym momencie swojego aktywnego życia seksualnego zmajstrowałaś  Avie rodzeństwo, to polecam usg u Brooke.
- Oszaleje...
- Tatuś mniej? - bez wyczucia zapytał.
- Jeśli się dowie, to raczej jako ostatni i może mieć problem z uwierzeniem.
- Który z Hudsonow?
- Dlaczego zakładasz, że któryś z nich? - udawałam zirytowaną.
- Mam oczy i uszy. I coś mi się wydaje, że to narzeczony panny Rose... - oznajmił z przekąsem. - Tej samej, która w ciąży nie była i nie jest...
- W co jej przyszły mąż mi nie uwierzył. Mało tego, zarzucił kłamstwo. Teraz jest jej kochającym opiekunem, a mnie ignoruje. Choć niedawno rozpływał się z miłości...
- Czyli klimat na ogłoszenie radosnej nowiny marny.
- Jak sam widzisz...
- Co zrobisz  jak potwierdzisz?  - pytanie było mocno nie na miejscu, zwłaszcza biorąc pod uwagę moje doświadczenia, ale o tym Steav nie mógł wiedzieć.
- Przytyję...
- Coraz ciekawiej w tym twoim życiu. Przynajmniej tu alimenty będziesz miała pokaźne, bo z tego co wiem, Avy ojciec zniknął.
- I bez tego dam sobie radę.
- Dobra... zbieram się. Jakby co, gratuluję i oby tym razem syn - wstał, rzucając gorzki żart.
- Daruj to poczucie humoru...
- Przynajmniej nie płaczesz jak ostatnio.
- Idź już lepiej, bo oberwiesz zszywaczem. - Steav pozwolił mi na chwilę samotności, w której kompletnie nie umiałam poukładać nawet kolejnych działań. Kupić test; umówić się do Booke lub kogoś innego; powiedzieć Demi, Avie... David? Nie pasował do tej wyliczanki. Uwierała mnie jego osoba...

***
- Jak tam u mojej ulubionej Pani Doktor Zastępcy Ordynatora? - radośnie zapytała Camilla, widząc zbliżającą mnie do jej centrum dowodzenia.
- Pasmo ciężkich doświadczeń... - oparłam się ramieniem o ladę, wspierając zmęczoną głowę. - Brooke! - dojrzałam właśnie wychodząca z oddziału ginekolog. - Przepraszam, pogadamy później - pożegnałam się szybko z przyjaciółka. Jak na autopilocie pobiegłam do lekarki, która zaskoczona zatrzymała się niedaleko.
- Cześć... - zdziwiona odezwała się.
- Przepraszam, że tak napadam na ciebie. Mam sprawę osobistą, która wynikła dość nagle i przyznam, że sama czuję się dziwnie.
- Jesteś w ciąży - nawet nie pytała. Oznajmiła, jakby wyczytała w spojrzeniu.
- Spóźnia mi się okres, wyniki krwi, które robiłam po zabiegu... bardzo  wysokie hcg...
- Zrób test. Przyjdź jutro o... 04:00, powiem ci, jak jest - mówiła, jakby wydawała wojskową komendę.
- Tak.
- To wszystko... Czy mogłabyś...
- Patricia... O moja dyskrecję się nie martw. Lubię cię, bo z tych wszystkich nadetych lekarek ocierajacych się o ordynatorow na corocznym balu szpitala, ty masz najwięcej asertywności. Nie pozwalasz na to, żeby ich małe fiutki mieszaly nam w karierach. Jeśli to fałszywy alarm pośmiejemy się i opijemy to za miesiąc na imprezie, a jeśli prawda, to najwyżej poszukasz nieco luźniejszej kiecki.
- Dzięki... - westchnęłam głębiej.
- Jako nowa wice ordynator do momentu lekarskiej diagnozy nie chwal się przypuszczeniami.
- Nawet nie myślę...

***
Robić czwarty? - zdawałam w myślach pytanie. Chyba trzy testy różnych firm i wyraźne jak pasy na autostradzie  niebieskie kreski są wystarczającym dowodem, że Hudson zrobił mi dziecko. W dodatku za moja całkowita zgodą. To miał być tylko przyjemny seks i odpędzenie złych demonów, a tu kurwa przede mną dziewięć miesięcy zmagania się z mdlosciami. Choć może tym razem będzie łatwiej niż przy Avie. Nie wierzę...
- Co tam Karl? - zapytałam odbierając połączenie.
- Słaby dzień?
- Od samego rana.
- Pieniądze będziesz miała jutro na koncie. Musimy się spotkać tylko żeby podpisać papiery.
- Pieniądze? Aaaa... Tak, David pisał...
- Macie kontakt?
- Niemal żaden... Dziś rano się widzieliśmy, ale bez płomiennych przywitań. Zarzucił mi kłamstwo w kwestii Rose, wydzierajac się na mnie. Niech zresztą sam sobie z tym radzi...
- Kłamstwo?
- Lekarz, który ją operowal, stwierdził, że nie mogła być w ciąży, więc o poronieniu nie ma mowy.
- On wierzy jednak jej i jakiejś Sandrze.
- Kuzynka...
- Właśnie. Nie wiem czy pytał naszych lekarzy, czy uznał, że sprawy nie ma... A może zrozpaczona narzeczona odetnie kupony od szalonej miłosci do niego i aktualnego stanu, więc ten pewnie wybaczy jej nawet, gdyby kłamstwem chciała go zaprowadzić do ołtarza.
- Mówisz o tym tak...
- Rzeczowo.
- Właśnie.
- Nie chce mi się już na niego czekać i liczyć, że zły los da nam szansę. On albo się wycofuje, albo się wzbrania, albo tłumaczy tymi swoimi: odpowiedzialność, dojrzałość i tak dalej...
- Czyli jest szansa dla nas?
- Jeśli gustujesz w matkach z dziećmi...
- Dzieckiem?
- Tak... dzieckiem - szybko poprawiłam, nie chcąc tłumaczyć i ratować się z przejęzyczenia.
- To jutro możemy się spotkać z podpisaniem papierów?
- Liczysz na mój lot do Nowego Jorku?
- Jestem w Seattle... przyleciałem na ślub, więc...
- No tak... Gdzie?
- Może u Hudsonow w kancelarii w południe. David będzie na sprawie prawie dwie godziny. Nie spotkacie się.
- Przewidziales wszystko - koiłam  wezbrane nerwy. - Dobrze, wyrwę się na chwilę z pracy.
- Super... Trafisz?
- Oczywiście... Tam urządziłam scenę Hudsonowi po otrzymaniu pisma od Rueza.
- No tak... do zobaczenia.
- Do zobaczenia.

***
- David... nie jestem w ciąży... zostawisz mnie teraz, wiem to... - patrzyłem na rozpaczajaca kobietę  zastanawiając się ile w tym jest faktycznego bólu wywołanego stratą dziecka, a ile wizją, że nasz  związek może się rozpaść.
- Nie zostawię cię... - miałem głównie na myśli nas jako przyjaciół.
- I będziesz kochał nadal jak do tej pory? Nie dam sobie rady z tym wszystkim... - moja słabość do kobiecych łez i jednak sporo uczuć do Rose, nie pozwalały mi na bycie okrutnym.
- Nic się między nami nie zmieniło... Zaopiekuję się tobą. Wszystko się ułoży.
- Ten wypadek... przez moment myślałam, że to koniec... że już nigdy cię nie zobaczę, że nie wyjdę za mąż...
- Nie mów tak... - złapałem ją za ciepłą dłoń,  calując lekko w sam środek. - Za kilka miesięcy to będzie tylko wspomnienie. Poradzimy sobie ze wszystkim.
- Jesteś najlepszym człowiekiem, jakiego znam David.
- A ty najpiękniejszą kobietą z siniakiem na policzku jaką znam - uśmiechnąłem się, lekko kciukiem gładząc ranę. Rose przytuliła się do mojej ręki, przymykajac na chwilę oczy. - Najważniejsze, że nie stało się wam nic gorszego.
- Jak Paul?
- Trzyma się, choć żebra mu dokuczają. Oboje pewnie trochę tu polezycie. Nasz dom stanie się już kompletnym szpitalem - wizja chorego w każdym z pokoi była jednak jedyna  słuszna w tej sytuacji.
- Moi rodzice chcą mnie zabrać do siebie.
- A ty? Jakie wolisz rozwiązanie.
- Chcę mieć ciebie obok siebie, ale twoja matka i Paul to sporo jak na jedne dom. Wybiorę swoje mieszkanie, a ty będziesz do mnie wracał...
- Co z opieką?
- Mam swoją pomoc domową, a dodatkowa pielęgniarka będzie wystarczająca. Ciebie jednak nie zastąpi nikt...
- Musisz teraz myśleć o samych przyjemnych rzeczach... - ucałowałem narzeczoną w czoło i właściwie żegnałem się. - Muszę iść... zaczynam za godzinę sprawę. Carey zarządal dodatkowych ekspertyz, ale jak dla mnie to łapanie się brzytwy w trakcie tonięcia .
- Herper ma szansę na te pięć milionów?
- Firmy farmaceutyczne nie są skore do płacenia, bo to ciągnie zawsze lawinę kolejnych pozwów. Mogli zwyczajnie się nie upierać i pójść na ugodę. Ale jak się oddaje prezesure młodemu walecznemu synkowi, który nie zna realiów, to tak się może skończyć.
- As w rękawie? - zapytała Rose, znając moją  adwokacką taktykę.
- Owszem. Zostawiłem na koniec kilka kąsków.
- Jak wrzucisz to do dowodów?
- Świadkowi, ktory pracowal przy produkcji leku wygasła umowa poufności. Nikt nie dopilnował przedłużenia. Może teraz wszystko ujawnić. Zresztą...opowiem po sprawie. Muszę jeszcze zajechać na chwilę do firmy. Zostawiłem dokumenty dla Pattisona.
- Pro bono?
- Mamy tego za dużo.
- Już bym chętnie wróciła...
- Przyjdzie twój czas. Teraz wracaj do zdrowia - ucałowałem jeszcze raz narzeczoną i wyszedłem na dobre. Gdyby pozostałe sprawy jak w prawie można było rozwiązać paragrafami. Jakoś zagadki kryminalne lepiej mi się układają, niż ostatnie relacje z kobietami. I tak... kurwa! Wiedziałem, że nie chce ślubu. Liczyłem, że historia z Pat będzie miała w końcu swój dobry początek, ale jej próba zdyskredytowania Rose i ten nieszczęsny wypadek... Boże... Coraz bardziej uwiera to wszystko. Może najlepszym rozwiązaniem będzie odpuścić sobie obie relacje. Tylko kiedy zobaczyłem ją u Paula... Jeśli poradzę sobie z zazdrością, poradzę sobie z uczuciami. Z ostatnimi przemyśleniami wsiadłem do auta i ruszyłem w stronę kancelarii Hudson&Sons.

Continue Reading

You'll Also Like

3.6M 229K 95
What will happen when an innocent girl gets trapped in the clutches of a devil mafia? This is the story of Rishabh and Anokhi. Anokhi's life is as...
2.1M 124K 44
"You all must have heard that a ray of light is definitely visible in the darkness which takes us towards light. But what if instead of light the dev...
625K 48.8K 34
"Why the fuck you let him touch you!!!"he growled while punching the wall behind me 'I am so scared right now what if he hit me like my father did to...
377K 1.1K 10
Fun wlw sex. Different kinks and stuff, all about trying things. May even include potential plot lines and will definitely include some form after ca...