To był wspaniały bal. Goście z całego państwa zjechali się, aby świętować narodziny małego księcia. Chociaż nadal panował smutek po stracie króla, ludność królestwa chciała powitać przyszłego władcę. Na uroczystość zaproszono każdego ze szlacheckiej rodziny. Wśród gości byli też władcy zaprzyjaźnionych państw, jak i wróżki.
Każda z wróżek na chwilę pochylała się nad kolebką, aby obdarować czymś księcia. Wśród darów była bystrość, męstwo, sprawiedliość jak i inne chechy, które miały się przydać chłopcu, gdy zostanie królem.
Gdy królowa dała znak do rozpoczęcia zabawy mury zakmu wypełnił chłód i ciemność. Goście byli wystraszeni. Z niepewności otrząsnął ich głos. Należał on do kobiety niegdyś będącej wróżką, lecz zbłądziła ona i upadła stając się czarownicą.
Nie zjawiła się się z pokojowym nastawieniem. Brak zaproszenia na bal rozwsieczył ją. Bez żadnych przeszkód podeszła do kołyski dziecka i podarowała coś od siebie.
Czarownicą rzuciła na księcia urok. Miał nie przeżyć dwudziestych urodzin. W rzeczonym dniu miał umrzeć po tym jak ukłuje się wrzecionem. Kobieta obiecała sama tego dopilnować. Po rzuceniu klątwy znikneła w kłębach gęstego dymu.
Przerażeni goście w pośpiechu opuścili zamek.
Zrozpaczona królowa poprosiła wróżki o pomoc. Zmieniły zaklęcie czarownicy tak, żeby książe uniknął śmierci. Miał go spotkać tem sam los, lecz zakończyć się to miało snem. Jeśli w ciągu jednej pełni księżyca nikt nie zbudzi księcia sen będzie wieczny. Razem z nim zasnąć miało całe królestwo. Jeśli nie znajdzie się nikt, kto zdejnie czar królestwo popadnie w niepamięć.
Mimo iż zdawało się, że książe został ocalony jego matka wydała rozkaz spalenia wszelkich kołowrotków i wrzecion, a jej syn miał dorastać zamknięty w zamku. Jedyną okazją do opuszczenia murów zamku były częste podróże w których towarzyszył matce.
Potrafił wykorzystać każdą okazję, aby móc chociaż na chwilę się wymnknąć. Rożnego rodzaju spotkania z różnymi politykami były dla niego okazją do zaznania wolności. Jego matka wdała się w rozmowę, więc niezauważenie wymknął się z komnaty.
Przez siedemnasie lat, które przeżył, zobaczył już wiele odległych krain, ale tylko Naboo potrafiło go tak zachwycić. Zrezygnował z wyprawy do miasta. Nie chciał sprawiać matce zbyt dużego zawodu. Tym razem musiał zadowolić się spacerem po pałacowych ogrodach.
Niewielka altana, nad brzegiem stawu, była jej ulubionym miejscem. Nigdzie nie czuła się tak dobrze, jak w niewielkiej, drewnianej altance, której ściany porośnięte były różami. Uwielbiała zaciszne otoczenie wypełnione wonnymi zapachani tóż i upiększone ich czarującymi pękami.
Nikt, oprócz niej, nie zaglądał do tej części ogrodu do dnia, aż zawitał tam gość z odległej krainy, będący księciem. Spotkała go, gdy zrywała jedną z róż. Chciała wpiąć sobie we włosy kwiat, lecz gdy się odwróciła zobaczyła wpatrzonego w mią młodzieńca.
- I bez niej wyglądasz pięknie.
- Dziękuję. - powiedziała lekko się rumieniąc - Myślałam, że wszyscy goście, którzy przybyli z Tatooine zajęci są rozmową z moim ojcem.
- Ja się im wymknąłem. - zaśmiał się - I chyba dobrze zrobiłem. Spotkanie z tobą jest ciekawsze od rozmów o polityce.
- Też tak uważam, ale nie mam w zwyczaju rozmawiać z obcymi.
- Ja też, więc się przedstawię Waszej Wysokości. - ukłonił się jej w pas i powiedział - Jestem Anakin.
Roześmiana dziewczyna skineła mu głową.
- Miło mi cię poznać. Ja jestem Padmé.
Owe spotkanie dwójki młodych ludzi z rodzin królewskich było niczym ziarenko z którego z czasem wyrośnie uczucie.
Anakin, do końca swego pobytu, spędzał każdą wolną chwilę w towarzystwie księżniczki Naboo.
Każdy przypuszczał by, że to zwykłe zauroczenie, lecz to co narodziło się między tą dwójką będzie wieczne i trwałe.
Przed rozstaniem para młodych zakochanych raz jeszcze spotkała się przy różanej altanie.
- Nigdy nie lubiłem powrotów do zamku, dlatego że traciłem wolność, a teraz stracę ciebie.
- Nie mów tak. Nie rozstajemy się za zawsze. Znajdzie się sposób, abym znów mogła cię zobaczyć.
- Ja też ci to obiecuję.
Nie ważne jak piękny byłby zachód słońca, który im towarzyszył, dla zakochanej dwójki nie istniał świat poza nimi. I tym pierwszym pocałumkirm, który podzielili.
Z czasem zamknięcie przestało mu tak przeszkadzać. Po powrocie z podróży jego myśli skupiały się na pewnej osobie, za którą tęsknił. Jego uwadze umknął też fakt częstych nieobecności jego przyjaciela. Chodziły słuchy, że Obi - Wan poznał jakąś intetesującą osobę, którą okazała się córka jednego ze szlachciców o wyjątkowej urodzie zaklętej w jej zielonych oczach.
Zimowe wieczory zawsze ją nużyły.
Czasem jednak wśród zamieci i mrozów pojawiał się dla niej promyk nadzieji i szczęścia. Z pozoru zwykła kartka pergaminu dla niej była podarkiem od ukochanego. Od dnia w któtym się poznali wymieniają listy. Trwało to już dobre dwa lata. Czytając miłosne wyznania przelane na pergamin przez niego jej tęsknota malała, a serce wypełniało ciepło.
Padmé ukryła najnowszy list w swej szkatułce. Zaczeła rozmyślać o przyszłości.
Rodzice obu stron nie sprzeciwili się związkowi, a nawet przyznali, że mieli w planach ich zeswatać.
Już kilka razy słyszała o planach swojego ojca i matki dotyczących jej zaręczyn. Zarówno Padmé jak i Anakin chcieli tego bardzo, lecz na przeszkodzie stała klątwa nałożona na młodzieńca, która straci moc za kilka miesięcy. Księżniczka miała nadzieję, że los przepowiedziany jej ukochanemu się nie spełni.
Księżyc był w pełni, a noc dosyć ciepła jak na tą porę roku. Shmi stała na balkonie wpatrzona w miasto u podnuża zamku zapadające w sen.
Jutro miał nadejść dzień dwudziestych urodzin jej syna. Dzień wypełnienia się słów wiedźmy.
- Moja pani. - jeden ze strażników wszedł do komnaty - Tak jak rozkazałaś zakmnięto wszelkie wejścia do zakmu, a nocną wartę pełnić będzie każdy z moich ludzi.
- Dziękuję ci. Możesz odejść. - powiedziała.
Skoro następny dzień miał zdecydować o losie jej syna i państwa to nie pozwoli nikomu wedrzeć się do zamku. Szczególnie pewnej staruszce, która zapowiedziała swe przybycie dwie dekady wcześniej.
Z nad horyzontu wyjrzało słońce. Pierwsze promienie rozjaśniły okolice. Wśród blasku świtu na krawędzi jednej z wież zakmu przysiadła czarna wrona. Żaden ze strażników nie zwrócił uwagi na ptaka. Wrony nie były czymś niezwykłym. Ptak ten jednak nie przyleciał na darmo aż do siedziby rodziny królewskiej. Wykorzystując okazję wrona wdarła się do środka.
Znikając w ciemnym kącie ptak zaskrzeczał, a po chwili na ziemi leżały czarne pióra i wrona znieniła się w starą jędzę. Klątwa miała się wypełnić.
Zbudziło go skrzypnięcie drzwi. Książe przebudził się. Dopiero świtało. Miał dziwne przeczucie, że ktoś kręci się w pobliżu jego pokoju.
Wstał z łóżka. Nie zważając na chłód panujący na korytarzach, boso opuścił swój pokój, aby sprawdzić czy jego obawy są prawdziwe.
Na końcu korytarza, na schoda prowadzących do jednej z wież zobaczył kobiecą postać okrytą podróżym płaszczem.
- Anakinie... - wyszeptała tajemnicza, kobieca postać.
Znał ten głos. Należał on do tej, którą kochał.
- Padmé? - zapytał niepewnie.
Nadal nie wiedział czy to sen czy jawa. Jej twarz skryta była pod kapturem. Nie miał pojęcia skąd ona wzieła się się w Tatooine bez zapowiedzi.
- To ja. Mam coś dla ciebie... - powiedziała kuszącym głosem i pobiegła w górę schodów.
Pobiegł za nią do niewielkiego pokoiku na szczycie wieży, lecz jej tam nie było. Wszedł do środka. Stał tam niewielki kołowrotek, a przy nim staruszka.
- Skąd się tu wziełaś? - zapytał wpatrując się w kobietę.
- Czekam na ciebie młody książe.
- Na mnie? - zapytał zaskoczony - Wybaczy pani, ale się raczej nie znamy. Jestem tu, bo szukam pewniej dziewczyny. Wbiegła na wieżę i znikneła.
- A więc szukasz mnie. Wybacz te sztuczki, ale to byłam ja. Chciałam cię jakoś sprowadzić tutaj.
- W jakim celu? - ton jego głosu się zmienił.
Anakin podejżliwie przyjżał się staruszce. Oprócz niej i kołowrotka w pomieszczeniu było też posłanie z licznych kocy z poduszką.
- Chciałam ci coś pokazać młodzieńcze. - wiedźma odsuneła się od swojego przyżądu.
Ranne słońce odbiło się od wrzeciona przy kołowrotku. Było wykonane ze szkła.
- Dotknij proszę wrzeciona. Tylko o to proszę.
- W jakim celu?
- Zobaczysz.
Anakin powoli podszedł do kołowrotka. Wyciągnął rękę, aby dotknąć wrzeciona. Ostry czubek przedmiotu przekłół jego palec.
Niewielka kropla krwi spłyneła po jego palcach.
- Zrobiłem o to co prosiłaś i co teraz? - zapytał.
- Teraz zaśniesz. - zarechotała stara wiedźma.
Zobaczył ciemność, a jego ciało stało się niezwykle lekkie. Powiek opadły, a książe zasnął padając na posłanie przygotowanie przez staruszkę. Razem z nim w sen zapadli jego poddani i matka. Od tamtej chwili sen na wieki miał zawładnąć nad Tatooine, a jego ziemie skazać na zmiszczenie i zapomnienie.
Wiedźma zwyciężyła.
Znów zmieniła się w ptaka i opyściła mury zamku.
Wątpiła w to, że ktokolwiek odważy się zbudzić księcia i tym samym ją pokonać.
Nigdy nie musiała tak długo czekać na list od niego. Zaczeła się niepokoić. Wypytywała się każdego o wieści z Tatooine, lecz nikt nie wiedział nic nowego. Niepokój skłonił ją do rozmyślań. Gdy zdała sobię sprawę, że minął dzień dwudziestych urodzin Anakina, a on nie zjawił się w Naboo wedle obietnicy, ona już wiedziała co się stało. Klątwa się spełniła. Jej ukochany pogrążył się w śnie. Czas mijał, a ona musiała go uratować w porę.
Bez niczyjej wiedzy Padmé opuściła zamek w nocy, tylko z pełną sakiewką i skierowała się do portu. Musiała jak najszybciej znaleść statek, którym dotrze do Tatooine.
Przekupiła jakiegoś statego kapitana. Wypłyneli jeszcze tej samej drogi. Rejs miał trwać dwa dni. Księżniczka co chwilę spoglądała w niebo, jednak kiężyc skrył się za chmurami. Nie wiedziała ile czasu jej zostało.
Wedle umowy dopłyneli do jednego z portów Tatooine. Zchodząc z pokładu od razy wyczuła nienaturalny spokój i ciszę panującą w nadmorskim miasteczku. Rozejrzała się po ulicach i zajrzała do kilku domów. Każdy na kogo się natkneła spał i nie dawał się zbudzić. Padmé czym prędzej znalazła dla siebie konia i miecz. Miała szczęście, że klątwa dotyczyła tylko ludzi, a broń zawsze może się przydać.
Przemierzając królestwo w drodze do zamku królowej zauważyła, że wszystko wygląda tak jakby teren przez który jechała był od lat opuszczony. Pola zarastały chwastami, domy i inne budynki rozpadały się, drogi stawały się niewidoczne wśród drzew.
Pogoda też nie dopisywała. Lato zbliżało się wielkimi krokami, a ona grżała z zimna, siąpił deszcz, a wszystko otulone było gęstą mgłą.
Po dniu jazdy konnej dotarła do wzgórza, na którym znajdował się zamek. Spojrzała w górę, aby lepiej go dostrzeć. Tak jak wszystko i zamek otaczała mgła. Postanowiła zsiąść z rumaka i pokonać wzmiesienie o własnych siłach. W ręku ściskała miecz.
Brama jak i każde wejście było zamknięte. Musiała się bardzo wysilić, aby znaleść jedną z mniejszych, bocznych bram, z których korzystała służba. Tłukąc mieczem we wrota zrobiła dla siebie niewielkie wejścia. Skoro dostała się do zamku musiała znaleść Anakina.
Rozglądała się do okoła, gdy na jej dłoni przysiadły trzy, różne motyle.
- Chcecie mi pomóc? - zapytała rozbawiona.
Kolorowe owady wydawały się jej jedynymi pomocnikami.
Padmé zdała się na los. Poruszyła dłoną, a motyle poderwały się do lotu i poleciały w kierunku jednej z wież, wskazując jej miejsce do którego powinna iść.
Sala balowa bardzo się znieniła. Kilka szyb w oknach było wybite. Wszystko pokrywał kurz. Różnego rodzaju pnącza pokryły ściany i meble.
Kilka razy zbłądziła szukając odpowiedniej wieży, aż w końcu ją znalazła.
Drzwi były uchylone. Najpierw do środka wsunął się miecz, a potem księżniczka Naboo. Zauważając, że niebezbieczeństwo nie istnieje rzuciła broń i podbiegła do swojego ukochanego. Pochyliła się nad nim szepcząc jego imię i prosząc o to, aby się zbudził.
Prośby na nic się nie zdawały. Klączała nad nim, ściskając jego dłoń zimną jak lód. Łzy zaczeły spływać po jej twarzy. Nie znała sposobu na zbudzenie go i uratowanie.
- Wybacz mi Anakinie. Nie potrafię cię ocalić. - zapłakała i dotkneła jego policzka.
Wpatrując się w jego uśpione oblicze przypomniała sobie jedną z opowieści jaką opowiadała jej matka przed snem. Istniały nieliczne sposoby na zdjęcie czaru. Była to śmierć przeklętej osoby lub poświącenid się kogoś innego, interwencja kogoś wracającego magią i pocałunek.
Nigdy nie wierzyła w opowieści matki, lecz tylko to co od niej usłyszała mogło pomóc.
Pochyliła się nad śpiącym ukochanym i delikatnie pocałowała, zamykając oczy.
Nie chciała ich otwierać. Zapewne pocałunek nie zadziałał. Zareagowała dopiero, gdy poczuła jak ktoś ściska jej dłoń i usłyszała przyśpieszony oddech. Otworzyła oczy i usiadła prosto. Kolejne łzy, tym razem szczęścia, spłyneły po jej policzkach.
Anakin zbudził się i pierwsze co zobaczył to twarz swojej ukochanej. Tej prawdziwej. Płakała i uśmiechała się do niego. Powoli usiadł, podpierając się łokciami.
- Co się stało? Pamiętam tylko staruszkę, która udawała ciebie i to, że zasnąłem.
- Nie martw się tym. Teraz musimy sprawdzić czy inni się obudzili.
Pomogła mu wstać i razem poszli zobaczyć co z pozostałymi śpiącymi.
Wszystko wyglądało jakby ktoś cofnął czas. Nikt już mie spał, domy wyglądały tak jak przedtem. Pola porastały zboża. Mgła się rozpłyneła i ustał deszcz, robiąc miejsce słońcu.
Shmi przytuliła go mocno dziękując za to, że nic mu się nie stało. Co prawda nie uchroniła syna przed klątwą, ale cieszyła się, że Padmé dotarła na czas i uratowała wszystkich.
Wspomnienia i przeżycia związane z zaśnięciem uleciały z pamięci mieszkańców królestwa. Wszyscu żyli nadcjodzącą uroczystością. Następca trony ich państwa miał pojąć za żonę księżniczkę z krainy zza morza.
¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤
Opowiadanie to jest mocno spóźnionym prezentem na urodziny dla dwóch wspaniałych dziewczyn: MadelineMarieLucy & Darth_Arbuzik .
Wszystkiego najlepszego moje kochane !
❤🎁💐😘😍😊🌟🎀🎊🎉🎈🎂🍰
Chcę was prosić też o wybaczenie.
Zaniedbałam was ostatnio.
Spowodowane to było moim " kryzysem twórczym " jak określiła to moja psycholog - amator Julka.
Jest ona świadkiem tego, że ten shot był pisany z dzisięć razy. Fabułę zmieniałam z siedem razy. Nawet zaczełam pisać do pioseki.
Ale kryzys zażegnany 😄
A teraz się z wami żegnam.
Potrzeba mi małej przerwy od internetów, bo zauważyłam, że nawet YouTube jest fanem Obikina 😂
Nie pytajcie jak do tego doszłam 😂😂