BIAŁE NOCE

De mdett34

119K 9.1K 739

To nie jest podróż do dalekiej Skandynawii... to w zasadzie historia zza rogu. Deszczowe Seattle i życie giną... Mais

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40

Rozdział 9

2.8K 239 21
De mdett34

- Co ty kurwa odwalasz? - nie bawiłem się w subtelności, niemal wpadając do pokoju młodszego brata, który wygodnie leżąc na łóżku, szykował się do snu.
- Księżniczka Rose opuściła zamek i postanowiłeś o tej porze porozmawiać o Patrici - nie pytał. Doskonale ułożył kolejność zdarzeń.
- Daj jej spokój.
- Co cię martwi?
- To, że potraktujesz ja jak wszystkie.
- Wątpię żeby się dała.
- Rozczaruje cię jeszcze bardziej, nie spała z nikim od siedmiu lat. Tego muru nie przeskoczysz! - Jestem świnią. Zdradziłem właśnie jej tajemnicę, którą z pewnością nie chciałaby się dzielić.
- Tym bardziej jest dla mnie pociągająca.
- Ty siebie nie słyszysz... - szukałem daremne argumentów żeby zniechęcić Paula.
- David... Przypominam ci, że masz narzeczoną i nie wolno ci interesować się inna kobietą.
- To jest troska - tłumaczyłem intencje.
- O kogo? - był zbyt mądry i zbyt zuchwaly.
- Nie chcę żeby cierpiała...
- Było trzeba nie zawracać jej głowy w internecie. Mam nieodparte wrażenie, że jej umysł zbyt cię kusi.
- Przestań... - zignorowałem diagnozę brata. - Właśnie dlatego, że sporo o niej wiem, nie chce żeby twoje łapska zrobiły jej krzywdę. Widziałem was pod domem. Oczarujesz ją, a potem przestaniesz odbierać telefony.
- O tym mówisz... - roześmiał sie zbyt pewnie, rozumiejąc, że byłem świadkiem,  kiedy troskliwie ocierała mi twarz. - Naprawdę mało o mnie wiesz. Słyszałeś, żeby którakolwiek się na mnie żaliła? Jestem dżentelmenem.
- Od kiedy?
- Od urodzenia. Nie zaprzątaj sobie nami głowy, bo to nie powinno cię zajmować.
- Ufam ci... Bądź uczciwy... - Wychodziłem, bo wiedziałem, że więcej nie wynegocjuje. Mogłem tylko się łudzić, że choć raz Paul okaże się porządny.
- A ty jesteś?
- O co pytasz? - odwróciłem się jeszcze przy drzwiach.
- Piszesz do niej?
- Nie twój interes.
- Piszesz?
- Nie! - To kłamstwo bolało mnie najmocniej. Nie robiłem jednak niczego złego. Zwyczajnie nie umiałem odebrać jej tego pocieszenia. Przed bratem nie musiałem się tłumaczyć. Przed nikim nie musiałem. Basen? Chciałem tylko zobaczyć jak pływa... Nie wiem... Teraz wydaje się to głupie. Pół godziny stałem jak idiota, wpatrując się jak pokonuje olimpijskie długości. Czy mi się to podobało? Jak cholera! Ale i tak jestem kredytem! Pakuje się w jakieś złudne historie. Mam Rose, plany związane ze ślubem i pewne szczęście u jej boku. Nie potrzebne mi dodatkowe problemy. To co najwyżej chwilowa fascynacja, która szybko wygaśnie. Jak małemu dziecku tłumaczyłem sobie w myślach, że dwa dodać dwa nie może mieć innego wyniku jak cztery. Pobudzałem usilnie sumienie i rozsądek tłumacząc sobie, że Patricia to tylko chwilowe zawirowanie.

***
- Cześć...
- Mieliśmy się zobaczyć na parkingu- mało serdecznie witałam się z opartym o szpitalną recepcję Paulem.
- Świetnie wyglądasz.
- Skończyłam dwugodzinną operację. Wiem jak wyglądam... - związywałam ciaśniej już zbyt długie włosy.
- Skąd ten nastrój?
- Muszę jechać do szkoły Avy. Czeka mnie spotkanie z wychowawczynią i tłumaczenie, że wcale nie chciała uderzyć kolegi w krocze.
- Serio?! - wybuchł radosnym śmiechem.
- Naprawdę dojrzała reakcja Paul... - Też już powoli zaczynałam się uśmiechać. Moja bardzo ciemna strona szeptała, że gowniarzowi się zwyczajnie należało.
- Bryan?
- Czyli wiesz...
- Jadę z tobą. Nie odmówię sobie zobaczenia tej sceny.
- Gorzej jak pojawią się rodzice małego.
- Tym bardziej potrzebny ci dobry adwokat.
- Zmarnujesz czas.
- Przestań... Poza tym mam słabość do młodych nauczycielek. Ava ma fajną wychowawczynie?
- Ty tak poważnie, czy się zgrywasz?
- Na którą mamy być? - zignorował moje pytanie, spoglądając na zegarek.
- Za pół godziny.
- To lepiej się pośpiesz.
- Jesteś pewny, że chcesz ze mną jechać? - jeszcze raz zapytałam, zbierając się przebrać.
- Oczywiście... Nie tylko David potrafi uratować twoje dziecko - dziwnie to zabrzmiało, ale chyba każde wsparcie było wskazane.
- Daj mi dziesięć minut.
- Nie ruszę się stąd. Opowiem Camilli jak karmiłas mnie wczoraj swoją babeczką - obrócił się do oficjalnie przysłuchującej się tej rozmowie kobiety.
- Już jesteście na "ty"?
- Niezły jestem, co?
- Hudson..  Zadziwiasz mnie, choć wciąż bardziej bawisz... - machnęłam ręką, uśmiechając się jeszcze szerzej i odeszłam do gabinetu.

***
- Dziś nie jeansy?
- Postanowiłam trochę doroślej wyglądać na tym spotkaniu.
- Czyli to nie na naszą randkę?
- My nie mamy zaplanowanej randki.
- W tej sukience, z tymi nogami... To ewidentnie zestaw na gorącą randkę.
- Nie możesz po prostu powiedzieć, że ładnie wyglądam, a nie sypać podtekstami?
- Wyglądasz pięknie i to trochę odbiera mi rozum.
- Dzięki... To też trochę wybór Avy. Uznała, że nie mogę wyglądać ciągle jak jej nieco starsza opiekunka.
- Mądre dziecko.
- I jeśli mam pokonać ojca Bryan'a na argumenty, muszę go trochę osłabić swoim widokiem. Boże... Słucham rad siedmiolatki. Jak to o mnie świadczy? - pytałam głośno sama siebie, oceniając w końcu widok za oknem Paula samochodu.
- Jeśli rady są dobre... Dlaczego tak rzadko to robisz?
- Co?
- Ubierasz się jak dziewczyna.
- Kiedyś tak było... Nadrobilam na kilka stuleci do przodu.
- Zaszkodziło ci to w czymś? - jego tak bliskie prawdy pytanie zabolało. Wiem, że był nieświadomy, ale nawet z sukcesem odbyta terapia, czasami wydawała się nieskuteczna. Nie umiałam jeszcze tym się dzielić. Patrzyłam więc na niego z nieruchomym spojrzeniem, szukając najlepszej zwodzacej dalsze jego dociekania odpowiedzi. Przyszła sama...
- To tutaj... Wjedz tam z boku - głową wskazałam boczny parking i zpłoszona wypięłam się z pasów.
- Hej! Patricia! - dogonił mnie tuż za autem. - Przepraszam, jeśli cię uraziłem. Nie chcesz, nie mów, ale nie każ mi sobie radzić z zachowaniem, którego nie znam - trzymał teraz dłonie na moich ramionach.
- Przepraszam... Wkurza mnie dziś wszystko. Najbardziej to, że znów będę musiała radzić sobie z tłumaczeniem, dlaczego moja córka jest taka, jaka jest, i że to z pewnością nie jest wina tego, że wychowuje ją sama. Świat bywa czasami okrutny...
- Mogę cie chociaż przytulić i poklepać po plecach na pocieszenie? - pytał już kompletnie zdezorientowany.
- Jeśli musisz? - czułam swobodę.
- Chcę... - podszedł bliżej i zamknął mnie w ciepłym uścisku. Miłym, dobrze pachnącym uścisku.
- Glaszczesz moje plecy?
- Yhy...
- To flirt?
- Nie.
- Tak.
- Nie chce wygnieść ci sukienki.
- Może już wystarczy. Stoimy pod szkołą mojej córki.
- Za dobrze pachniesz...
- Paul... - czułam jak jego nos powędrował gdzieś w moje rozpuszczone falowane włosy.
- Już cię puszczam... albo nie... - wycofał się z chwilowego rozluźnienia.
- Chłopczyku, jestem tu żeby załatwić ważne dorosłe sprawy. Odklej się... - uśmiechnęłam się.
- Dobrze, już dobrze... To rodzice małego? - zapytał, zauważając podjezdajacy pickup bliżej wejścia do budynku.
- Dokładnie. Ojciec ma firmę budowlaną, a matka jest Panią domu.
- Nie chce wiedzieć jakiego domu - szybko ocenił wyzywajacy ubiór mojej rówieśniczki.
- Powinnam iść...
- Zrobimy to razem.
- Jaką niby znalazłeś sobie rolę?
- Zobaczysz... - diabelski uśmiech zaniepokoił mnie teraz naprawdę poważnie.

- Dzień dobry... - pewna na zewnątrz, wustraszona w środku, witałam się w klasie z rodzicami ofiary i nauczycielką.
- Dzień dobry Pani De Luca , a to...? - oczywiście, że zauważyła przystojniaka za moimi plecami. Paul też z pewnością doskonale wiedział jakie wywołuje wrażenie. Nawet ignorująca mnie jak zawsze matka Brayana, ożywia się nad wyraz.
- Witam wszystkich serdecznie... Paul Hudson. Wkrótce mąż Pani De Luca i pełno prawny ojciec Avy. Także sami zainywresowani - no to wymyślił... Niech go jasna... I do tego jeszcze swobodnie witał się z całą trójka, podając profesjonalny uścisk dłoni. Nie omieszkal oczywiście powrócić do mnie i złapać mnie zbyt wladczo w pasie.
- Komendiant... - szeptałam do jego ucha.
- Patrz i się ucz... - wyszeptal niemal do moich ust
- Myślę, że oszczędze wszystkim kłopotu jak od razu przejdę do rzeczy. To ja kazałem Avie tak się bronic. Oczywiście nie chodziło mi wcale bezpośrednio o Państwa syna. Zwyczajnie jako troskilwy tato i adwokat, uczyłem ją, że nękanie jest w tym kraju surowo zabronione. Nawet jeśli dopuszcza się tego jakiś maloletni, nie może pozostać bierna. Pewnie reakcja była według Państwa przesadzona i w kwestii fizycznej odpowiedzi mam podobne zdanie, ale niestety dzieci mają takie ciężkie wyczucie proporcji. Niemniej ustaliliśmy, że Ava więcej nie wyrządzi Państwa synowi żadnej krzywdy, przeprosi, a on już nigdy nie użyje wobec niej i innego dziecka stwierdzenia "kolorowa". Jak wiemy rasizm też jest karalny... A! Najlepiej jakby w ogóle się do niej nie odzywał, bo muszę później prostować wszystkie głupoty, które jej opowiada. Choć to zapewne wyłącznie wina telewizji. Sądzę, że właściwie wszystko sobie wyjasnilismy.
- Tak, ale Bryan... On cierpi... - wtrąciła zatroskana matka.
- Lubi Pan futbool... - trafił celnie naprowadzony logo na koszulce ojca, chwilowo ignorując matkę. - Zatem zakładam, że widzi Pan w synu przyszłego zawodnika Seattle Seahawks. W takim razie niech mlody potraktuje to jak zapowiedź tego, jakie kontuzje czekają go w sporcie. Z pewnością jest twardym graczem.
- Z medycznego punktu widzenia... - próbowałam się wtrącić, że nie muszą się martwić o zdrowie juniora.
- Kochanie... Państwo już wszystko wiedzą - uciszył mnie Paul, calujac lubieznie w policzek. - Wszystko ustalone, więc teraz zabieram moja narzeczona na randkę. Pani Bullock, doskonały styl - tym ostatnim aż  klujacym zdaniem dobil przeciwnika, wciskając jego twarz w murawę. Szybkie pożegnanie i zaskakująco przyjemne milczenie Seniora Bullocka.

- Co to było?! - pytałam jednak pełna podziwu dla aktorskich zdolności Paula.
- Mój debiut w roli ojca. Wiem, jestem świetny - uśmiechał się, odpalając już silnik swojego auta.
- Nie wiedziałam, że tak można.
- Tak trzeba. Gnojkom pastwiacym się nad kobietami trzeba łamać ręce, a nie tylko kopać w jaja.
- Co za słownictwo...
- Sama uznalas mnie za chlopczyka. Więc nim bywam. Najczęściej cholernie pyskatym.
- Dzięki... Pomogles.
- Dlatego teraz ty w ramach całkowitej wdzięczności pójdziesz ze mną na randkę.
- Nie chodzę na randki.
- Co ci się w nich nie podoba?
- Całowanie, seks którym często się kończą i ten tani flirt.
- Oceniasz, że nie mam innych alternatyw?
- Paul... Widzę jaki jesteś i jak działasz na kobiety. Nie pokazujesz im raczej swoich zbiorów znaczków.
- To dobre... - głośno się zasmial.
- Więc pokaże ci, że potrafię też inaczej.
- Po co?
- Bo cie lubię.
- Co to za argument.
- Pewna piękna dziewczyna z czekoladowymi loczkami powiedziała mi ostatnio, że jej mama mówi, że jak się kogoś lubi, to trzeba się go trzymać i nie puszczac. To bardzo mądre słowa i wziąłem je sobie mocno do serca.
- Ava... Znów mnie pokonała.
- Jest jak wiecznie naładowana broń.
- Chciała, żebym się z tobą spotkała.
- Czyli ten strój...
- Tak.
- Opieka załatwiona? - upewnial się.
- Asekuracyjnie tak.
- Czyli na ciebie też działam, wiedziałem! - zażartował głośno, kierując się w stronę portu.
- Momentami mam wrażenie, że jesteście z Ava na tym samym poziomie.
- To doskonały poziom.
- Niech ci będzie... - Nie mówiłam już nic wiecej. Wyciągnęłam z torebki swoje vintage ray-bany, przewinelam włosy na jedno ramię i jeszcze wygodniej wtopilam się w fotel. Nie krepowalo mnie towarzystwo, cel podróży, ani nawet fakt, że za chwilę zostaniemy sami na środku wody. Strój który miałam pod sukienka, zawsze pozwalał ewakuować mi się do wody w razie czego. Pewnie chłodnej, ale i z taka umialabym sobie poradzić.

***
- I jak?
- Pięknie... Nie widziałam nigdy tego miasta z tej perspektywy... - zachwycalam się, siedząc na przodzie jachtu, obserwując jak Paul dzielnie radzi sobie z tą potężną maszyną.
- Samopoczucie w porządku?
- Tak... Czemu pytasz?
- Wolę się upewnić. Rose nie znosi pływania. Rzyga jak kot.
- Po co mi o tym mówisz?
- Nie wiem.
- To nie mow. Nie mam żadnych innych dolegliwości. Nie mdleje na widok krwi, potrafie założyć cewnik i zrobic usg jąder. Nie będziesz miał problemów.
- Poetycki język.
- To jest właśnie ten dobry poziom. Czy jeśli ściągnę sukienkę, żeby móc się opalic i nie odbić sobie jej dekoltu, pomyślisz że cię uwodze?
- Czy jeśli po tym powiem, że pięknie wyglądasz, pomyślisz, że z tobą flirtuje?
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie.
- W takim razie pomyślę, że jest ci za gorąco i chcesz się opalic.
- A ja, że jesteś miły i szczery.
- Więc śmiało.
- Już mi lżej... - Rozwiązałam kopertowa szyfonowa sukienkę, zsuwajac ja następnie z ramion i zwinnym ruchem rzuciłam bliżej wejścia pod poklad. Mój błękitny dwuczęściowy strój w całkiem modnym fasonie pokazywał dokladnie, że lubiłam pływać. Szczupłe ramiona, wąska talia i mocne uda. Jeśli Paul mnie teraz obserwował, miał już pewność, że nie pochłaniam tego co piekę.

Chyba przysnelam... Poczułam, że lódź stoi w miejscu.
- Nie bój się... - uspokoił mezczyzna, przysiadając obok ze schlodzonymi napojami. - Popatrz tam... - wskazał ręka jakiś widok na horyzoncie.
- Cudowny... - zachwyciłam się właśnie wzgórzem porośniętym zielonymi drzewami.
- Tam, po prawej...
- Jeleń...
- Dokładnie.
- Wow... - powiedziałam cicho. Majestatyczne zwierzę patrzylo w dal, jakby chciało wołać płynących o cume w naszym porcie.
- Czy to udana randka?
- Najlepsza.. - uśmiechnęłam się szczerze. - Paul... Widzę jak na mnie patrzysz - złapałam jego spojrzenie.
- Więc masz świadomość tego, jak wyglądasz.
- Powinnam teraz uciekać?
- Przede mną nie musisz. Zaskakujesz mnie po prostu...
- Mianowicie?
- Za dużo w tobie skromności jak na to, co masz.
- To dobra cecha.
- Dobre jest też to, kiedy umie się docenić sama siebie.
- Doceniam się w szpitalu.
- Powinnaś w życiu w ogóle...
- Bo pomyślę, że jesteś wrażliwy.
- Nie masz pojęcia jak bardzo.
- Chyba zanosi się na deszcz- oceniłam chmurzace się niebo i wzmagający się wiatr.
- Pewnie tak... Wracamy... - podniósł się energicznie, podając mi dłoń.
- O cholera! - dojrzalam właśnie, jak moją sukienkę wywiewa za burtę
- Podnioslem ją i ułożyłem na siedzeniu... - Obserwowaliśmy teraz moja stratę, pochłanianą przez wodę, a Paul, że nie wszystkie dobre uczynki, są w rezultacie słuszne.
- Mam jakieś rzeczy w środku.
- To chyba  wasza rodzinna tradycja...
- Nie rozumiem?
- Twój brat ubrał nas z Ava po basenowej przygodzie.
- Jak dla mnie możesz zostać w tym co masz na sobie.
- Wycofuje komentarz i proszę o coś cieplejszego.
- W takim razie pospieszmy się.

- Szybciej!
- Staram się... - mówiłam schodząc na brzeg już niemal cała przemoczona.
- Teraz jesteś prawdziwa mokra Wloszka.
- Hudson zamknij się... - Bieglismy, trzymając się za ręce w kierunku parkingu, robiąc szybki wypad do czarnego Jeepa.
- Aaaaa... - trzeslismy się już zapakowani do środka.
- Juz włączam ogrzewanie...
- Wiesz, że nie możemy się przeziebic.
- Wiem, urodziny Avy.
- I moi pacjenci... brrrr.... - próbowałam uspokoić trzesacy się podbródek.
- Jedziemy do mnie.
- Chooo... odważnie, ale dziękuję.
- Do mojego mieszkania, a nie domu rodziców.
- Też nie mieszkasz na stałe z nimi?
- Nie zakładałas, że moge być aż tak dorosły, co?
- Nie.
- To praktyczne po prostu. To chwila stąd.
- Mam nadzieję, że to nie wygląda, jakby udawało ci się właśnie zaciągnąć dziewczynę do swojego...
- Grzesznego przytulku.
- Właśnie.
- Jak ty się ciągle bronisz...
- Paul...
- Tak wiem... Chce być miły, dac ci suchy ręcznik i chociaż bluzę. To trochę przeze mnie jesteś teraz w takim stanie. Gdybyś nieco więcej zaufania wykrzesala z siebie, zaproponowalbym coś ciepłego do picia.
- I tak elegancko byś ze mną gawiedzil i oprowadzal po pokojach?
- Tyle ile byś chciała.
- No dobrze... Dam ci wykorzystać moja fatalna sytuację.
- Uwielbiam, kiedy przestajesz być taka przezorna.
- Apsik! - to był zły omen.
- Jednak przyspiesze... - Dodał gazu, słysząc zbliżająca się u mnie chorobę, choć pogoda nie sprzyjała ewidentnie ulicznym popisom. Zatrzymałam  jednak matczyne przestrogi dla siebie.

Continue lendo

Você também vai gostar

172K 13.7K 22
"Why the fuck you let him touch you!!!"he growled while punching the wall behind me 'I am so scared right now what if he hit me like my father did to...
1.9M 141K 63
"ရှင်သန်ခြင်းနဲ့သေဆုံးခြင်းကြား အလွှာပါးပါးလေးကိုဖြတ်ကျော်ခါနီးမှာမှ ငါမောင့်ကိုစွန့်လွှတ်တတ်ဖို့ သင်ယူနိုင်ခဲ့တယ်၊ လူတွေက သံသရာမှာ ရေစက်ရယ်၊ဝဋ်ကြွေး...
691K 15.7K 51
"Real lifeမှာ စကေးကြမ်းလွန်းတဲ့ စနိုက်ကြော်ဆိုတာမရှိဘူး ပျော်ဝင်သွားတဲ့ယောကျာ်းဆိုတာပဲရှိတယ်" "ခေါင်းလေးပဲညိတ်ပေး Bae မင်းငြီးငွေ့ရလောက်အောင်အထိ ငါချ...
319K 25.6K 15
MY Creditor Side Story ပါ။ Parallel Universe သဘောမျိုးပြန်ပြီး Creation လုပ်ထားတာမို့ main story နဲ့ မသက်ဆိုင်ပဲ အရင် character ကို ရသအသစ် တစ်မျိုးနဲ...