BIAŁE NOCE

Oleh mdett34

119K 9.1K 739

To nie jest podróż do dalekiej Skandynawii... to w zasadzie historia zza rogu. Deszczowe Seattle i życie giną... Lebih Banyak

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40

Rozdział 6

2.9K 250 19
Oleh mdett34

- Gdybym cię nie znał, pomyślałabym że to kac.
- Cześć... Dziś twój dowcip mnie nie ruszy - odpowiedziałem niedbale młodszemu.
- Co dziś serwuje nasza cudowna Maria? - ucałował odważnie, stojącą przy kuchni gospodynię.
- Jak zwykle wszystko... - wyprzedziłem jej odpowiedź.
- Co jest? Powrót narzeczonej cię wymęczył? - Paul usiadł na przeciw kuchennej wyspy, nalewając pomarańczowy sok do wzietej wcześniej szklanki.
- Mam problem...
- Już mi się podoba...
- Możesz być czasami poważny?
- W pracy jestem, w domu nie muszę. Ale słucham cię braciszku jak najlepszy terapeuta.
- Opowiadalem ci, że poznałem kogoś w sieci.
- Pamiętam... Zgranie dusz.
- Właśnie...
- I, że to kobieta.
- Poznałem ją...
- Już to mówiłeś.
- Poznałem ją naprawdę.
- O cholera... Ostrzegałem, że nie istnieje przyjaźń między płciami, chyba że któraś ze stron jest homo.
- Sprawa jest mocniej skomplikowana.
- Już jestem całkowicie poważny. Co cię dręczy?
- Zaczęło się niewinnie... Trafiła tu w zastępstwie Demi.
- Z NY?
- Jestem pewien, że to kłamstwo.
- Tak jak twoje o Californii.
- Posłuchaj... Jest onkologiem, pracującym w Providence. Badała naszą matkę w zastępstwie. Wróciłem wcześniej z kancelarii przyszykować się do kolacji i zauważyłem kręcące się dziecko przy naszym basenie. Zdziwiony podszedłem do drzwi, kiedy Mała zaciekawiona pływającym liściem, przechylila się i wpadła do wody. Ruszyłem na ratunek, nadal nie rozumiejąc skąd w naszym ogrodzie wzięła się kilkuletnia dziewczynka. Dopiero reanimujac Małą, pojawiła się obok spanikowana matka. Na nieszczęście, bardzo piękna Matka.
- Nie widzę jeszcze związku...
- Chwilę rozmawialiśmy, nosiłem na rękach Ave... Przecudowna siedmiolatka..
- Do mety brat.
- Wczoraj byłem w jej szpitalu. Wcześniej zdobyłem numer od Demi, żeby dowiedzieć się o jej stan. Okazało się, że ma właśnie atak doskwierajacego już wcześniej kręgosłupa... Odwiozłem ją do mieszkania. Już wcześniej kilka sugestii pasowało mi do dziewczyny z sieci. Kiedy jednak zacytowala Hemingway'a... Niedawno wyjawiła, że ma córkę, wiedziałem że jest lekarzem, że ma problemy z plecami... Przyznała też, że jest ktoś, z kim często rozmawia przez Internet. Całą noc sprawdzałem pozaznaczane w jej książkach cytaty. To jest na sto procent ona.
- Wyczuwam problem, ale czekam aż sam to nazwiesz.
- Nie wie nic o Rose.
- Więc nawet jako tylko David nie wspomniałeś, że gdyby nie choroba twojej matki, już byłbyś żonaty.
- Nie...
- Wszedłeś do mieszkania pięknej kobiety, której uratowałeś dziecko i jej samej mocno pomogłeś, nie zdradzając się ani jednym słowem, że masz już zaplanowany cały ślub.
- Dokładnie.
- Powiedz jej to teraz. Przecież to tylko, jak twierdziłeś, przyjaciółka.
- Nie widzisz w tym niczego więcej? - szukałem w bracie odrobiny wrażliwości.
- Popraw mnie jeśli się mylę... Spotkałes dziewczynę idealną w sieci, która w rzeczywistości może okazać się jeszcze bardziej idealna?
- W punkt... - jednak dostrzegł ten niuans.
- Nie kontaktuj się z nią. Nie dowiesz się tego...i daj mi do niej numer.
- Spadaj! - irytowało mnie zbyt lekkie podejście Paula do kobiet. Podrywał każdą i conajmniej raz musiał zaliczyć gorącą randkę. Jak na dwudziestooasmiolatka był mocno rozwiązły. Czasami miałem wrażenie, że tylko za sterem jachtu nabiera ogłady i jest odpowiedzialny.
- Zostaw to... Masz piękną narzeczoną, która pewnie zaplanowała już waszą przyszłość na najbliższe sto lat.
- Tak powinienem zrobić...
- Nic między wami nie było?
- Skąd...
- Pytam retoryczne. Wiem, że jesteś ten porządny Hudson. Rozumiem, że kontakt w sieci też zakończysz?
- Muszę...
- Nie powinieneś nic jej tłumaczyć. Zwyczajnie napisz, że kogoś spotkałes. To najlepszy straszak.
- Nie chce jej straszyć.
- Domyślam się, czego byś chciał. Za tymi drzwiami może niczego nie być. Jeśli wiesz co mam na myśli.
- Znam ją lekko ponad rok... Wiem o niej prawie wszystko i właściwie nic.
- Podoba ci się wyobrażenie o...
- Patricia... De Luca.
- Ładnie... Faktycznie kusząco.
- Z krwi i kości Włoszka.
- Ooo... Wiesz jak Włoszki się kłócą. Przypomnij sobie Marie i Jackob'a. Zdecydowanie utnij to, co się nie zaczęło.
- Racja... - odsunąłem niezaczętą nawet jajecznicę, ale za to pusty kubek po lawendowej herbacie.
- Jakie pomysły na sobotę?
- Rose postanowiła wyciągnąć mnie na zakupy, włóczenie się po mieście.
- Wszystko to, czego nie lubisz.
- Jachty odpadają.
- Nie rozumiem jak można ciągle rzygać za burtę.
- Nie każda Rose jest tą z Titanica.
- Przynajmniej w tenisa lubi i umie grać.

- Dzień dobry! - Nie wierzę... Do kuchni wkroczyło właśnie oslepiajace światło w postaci znanych mi czekoladowych loczków.
- Ava... Co tutaj robisz? - podsunalem małej trzeci stołek pomiędzy nami.
- Wpadlysmy z ciocią Demi na chwilę... - z jednej strony poczułem i ulgę i żal, że nie zobaczę jednak Patrici. - Kto to? - wskazała małymi węglowymi oczami na Młodego.
- Wybacz... To mój brat. Paul, to Ava. Opowiadalem ci.
- Cześć... Mieszkasz tu? - bezpośrednio zwróciła się do niego, przebierając w powietrzu nóżkami.
- Owszem. Słyszałem, że topiłaś się w naszym basenie.
- Nooo... Moja Mama była totalnie przerażona. Znasz moją mamę?
- Niestety nie...
- Wujek Drake mówi, że ostra z niej laska. Tak ostatnio rozmawiał ze swoim kolegą przez telefon. Pewnie załatwial jej randkę.
- Randkę? - Czekało ją jakieś spotkanie? Pytałem w myślach.
- Ojjj... On ciągle jej coś załatwia, ale Mami się nie zgadza. Chyba nie chce mieć chłopaka.
- A ja, mógłbym się umówić z twoją mamą? - wtrącił się rozbawiony Paul.
- Jesteś miły dla dziewczyn?
- Oj bardzo... - Mój głupi branciszek malował podtekstami do dziecka, które kompletnie nie rozumiało o czym mówi.
- Twoja mama nie lubi raczej przedszkolaków. Paul jest za młody.
- A wujek David ma narzeczoną - wypalił w najgorszym z możliwych momentów. Niech cię szlag! Kurwa...
- Masz narzeczoną? - smutno pytała dziewczynka.
- Tak... Mam - Nie wiem co było gorsze: że rozczarowuje to prześliczne dziecko, czy poczucie, że przez moment chciałem jej nie mieć.
- Hmmm... Lubisz ją?
- Tak.
- Bardziej niż moją mamę?
- Rose znam kilkanaście lat... - chciałem mało precyzyjnie wybrnąć.
- Kop się z tym braciszku... - skomentował młody, widząc po raz pierwszy, jak sobie z czymś nie radzę.
- Mama mówi, że jak kogoś się lubi najbardziej to się trzeba go trzymać, czyli nie puszczać, nie zostawiać. Ja nie lubię Brayana. On mi ciągle dokucza.
- Dokucza?
- Wyzywa mnie, że jestem kolorowa i podrzucona, albo z tej... probówki. I nie mam taty...
- Dlaczego nie masz taty? - zaciekawił się Paul. Byłem zły, że nie ma wyczucia.
- Mama mówi czasami, że na nas nie zasłużył... Ja myślę, że on nas nie lubi.
- Ava... Czasami kogoś można bardzo lubić, ale nie móc się go trzymać. Co wybrałaś na urodziny? - szybko zmieniłem temat, znając dokładnie odpowiedź.
- Psa, dom z basenem i Disneyland. Chciałabym mieć imprezę z dmuchanym zamkiem i watą cukrową. Mydlane bańki byłyby super... - rozmarzona rysowala przed nami wizje idealnego przyjęcia. - Paul, możesz przyjść na moje urodziny. David będzie.
- Hooo... Szykuje się ciekawe spotkanie... - dokładnie wiem, co miał na myśli.
- Ava... ja nie wiem czy... - próbowałem wykreślić się z listy gości.
- Obiecałeś! Mami mówi, że nie ma nic ważniejszego niż dotrzymywanie obietnic. Ktoś kogo słowo nie jest nic warte, jest frajerem. Jesteś frajerem?
- Nie... - widziałem spojrzenie Paula, który w środku zanosił się śmiechem. Wiedziałem też, jak jego sympatia do Avy szybuje do chmur.
- Czyli będziecie. Super! Mama upiecze ogromny tort - rączkami zakreslila przed sobą wielki okrąg.
- Można kupić - wtrącił Młody.
- Moja Mama jest królową wypieków. Robi zaczarowane torty, desery w małych słoiczkach i pierniki na Boże Narodzenie.
- Masz idealną Mamę.
- Czasami strasznie się kłóci, jest surowa dla swoich uczniów... Sta...
- Stażystów - pomogłem z trudnym słowem.
- Właśnie... Ale kocha mnie nad życie. I jest wystrzalowa. Poza tym jest najładniejsza Mama w mojej klasie.
- Muszę ją koniecznie poznać - podsumował Paul, a ja obok czułem się jak ryba wywalona na brzeg, której brakuje tlenu. Nie umiałem wyjaśnić sobie impasu, w który zabrnalem, a raczej najlepszego rozwiązania. Najlepszego dla mnie...

- Ava! Szukam cię wszędzie! - do kuchennej wyspy dołączyła właśnie zdenerwowana ciocia Demi, dobiegając do jej przeciwnej strony.
- Tu jestem.
- Teraz widzę. Miałaś tylko pójść do łazienki.
- Odechciało mi się... - próbowała niepewnie zejść z wysokiego stołka. Odruchowo wziąłem ją na ręce. Zaczynałem chyba to lubić. Pachniała jak jej Mama i całe ich mikroskopijne mieszkanie. Mango zmieszane z marakuja z odrobiną wanilii. Faktycznie w tej małej kuchni musiały dziać się cukiernicze cuda.
- Przepraszam za jej wscibskosc. To zbyt żywe dziecko.
- Nie można być zbyt żywym... - sprostowala dziewczynka ciotke.
- Można za to być bardzo nienajedzonym lodami.
- Wybieracie się na lody? - nagle zainteresował się Młody, jakby nie mógł już uznać, że jego obecność w rozmowie jest zbyteczna.
- Yhy... Lubicie lody?
- Bardzo! - odpowiedzielismy jednocześnie.
- A Mami mówiła, że ktoś taki jak ty David nie lubi cukru.
- Dlaczego?
- Chodziło jej chyba o twoje mięśnie. Muszę jej powiedzieć, że nie miała racji. - Dołączyła już przy drzwiach wyjściowych do doktor, chwytając kobietę za rękę i pomachala nam na pożegnanie. Odezajemnilismy gest.

- Demi nie wie o Rose?
- Nie miała okazji jej widzieć. Nie opowiadam przecież pracującym dla nas o swoim życiu osobistym - wróciliśmy do tego samego miejsca, przeciągając czas śniadania jeszcze bardziej.
- Bądź pewny, że ta Mała wygada to każdemu, kogo napotka na swojej drodze w ciągu najbliższej godziny.
- Co radzisz?
- Wywin się z spaceru po sklepach i załatw sprawę z Patricia. Na wszelki wypadek gdyby miała się jeszcze pojawić kiedyś w pobliżu. Unikniesz kwasów.
- Masz rację...
- Możesz powtórzyć? - wyciągnął z kieszeni telefon udając, że chce to wyznanie nagrać.
- Kocham cie Młody, ale czasami mam ochotę skopać ci tyłek.
- Nie masz za dużo czasu.
- Fakt. Lecę...

Wpadłem do pokoju jak po ogień mając pewność, że Rose jeszcze smacznie śpi. Dwutygodniowe rozstanie przelozylo sie na mocne, trzykrotne przywitanie w nocy. Ciężko pracowała w NY na kontrakt z nowym klientem kancelarii, dla którego będziemy wyłącznym partnerem prawnym obsługującym jego firmy w Seattle. Zasluzyla zatem na ocean relaksu.
Rozsypane kruczoczarne włosy na białej pościeli odsłaniające jej nagie ciało, przypomniałoy mi dlaczego przez tyle lat było mi już z nią dobrze. Nie chodzi tylko o uwielbienie cielesne, które do niej żywilem. Podobała się niemal każdemu, więc tym bardziej schlebialo mi to, że jest tylko moja. Rose to taki typ hollywodzkiej gwiazdy. Co jednak ważniejsze dla mnie, jest świetnym kompanem w perypetiach prawniczych. Do tego zabawna, inteligentna, nieprzeciętnie pracowita i zdolna. Daje mi poczucie stabilności i dostęp do świetnego seksu. Oczywiście, że ją kocham. Przez myśl nie przeszłoby mi, że mógłby ja zastąpić ktokolwiek inny. Co jednak nie staje w sprzeczności z tym, że powinienem być uczciwy wobec każdej kobiety. Tak należy zachować się właśnie teraz w sytuacji z Patricia. Wiem, że pisanie z obcą kobieta kiedy twoje serce należy do innej, co pieczetujesz dodatkowo polyskujacyn diamentem, jest całkowicie niewłaściwe. Dlatego tym bardziej wszystko wymaga szybkiego uporządkowania.

***
Stałem na wprost jej drzwi wiedząc, że za chwilę znów znajdę się w magicznym miejscu. W zwykłym t- shircie, jasnych jeansach i białych snakersach składałem wywód w najlepszym adwokackim wydaniu. Miało być rzeczowo, jasno, ale bez melodramatu i nacięcia. Chciałem być miły, ale i szanujący ewentualne mylne wrażenia kobiety. Coś na zasadzie: Jesteś świetna, musisz koniecznie z kimś się umówić... Powinnaś kogoś poznac, zabawić się...  Ja? Och... ja dziękuję. Nie mogę. Mam cudowną narzeczoną. Ślub? Niedługo." Wreszcie odważnie zapukalem przeczesujac jeszcze włosy i gladzac lekki zarost. Otworzyła... O kurwa... Tego nie zaplanował nikt... W nieznanym tanecznym plasie, który mój widok na pewno przerwał, stała w cienkim na ramiączkach białym topie, stanowczo za krótkich jeansowych spodenkach i upietych niedbale długich włosach obsypanych mąka. Przybrudzony zadarty nosek i policzki akcentowaly malinowy kolor dużych ust. Zobaczyłem coś jeszcze... nie miała biustonosza. Chłód z korytarza szybko uwydatnil jej sutki. To był obraz, którego nie stworzyłyby moje najbrudniejsze myśli.
- David?! - w tym pytaniu było wszystko: zaskoczenie, radość i chyba złość za swoje nieprzygotowanie.
- Cześć...
- Cześć...
- Mogę?
- Proszę... Piekę właśnie czekoladowe muffiny dzieciakom na jutro jak pojadę po Ave... - tłumaczyła szybko swój wygląd, zamykając za mną drzwi. Faktycznie jej kuchnia była polem walki tysiąca składników. Kolorowe cukierki do ozdoby masy kremowej chrupaly mi juz pod podeszwami. - Nie sądziłam, że jeszcze się zjawisz... to znaczy, że w ogóle się zobaczymy.
- Właśnie...
- Spróbujesz? - podsunela mi na drobnej dłoni ciemne ciastko z niebieską polewą i srebrnymi groszkami. - Jeszcze ciepła... - Nie wiem dlaczego się skusilem. Ugryzlem, czując jak delikatna czekolada ze środka rozlewa się w moich ustach. Nie byłem szczególnym fanem tego typu pokus, ale to było fenomenalne.
- Masz dar... pyszne.
- Teraz nie możesz być już dla mnie niemiły - nie musiała tego mówić. Choć nie miała pojęcia z czym przychodzę. To jak wyglądała i jak moje myśli próbowaly obrać grzeszny kierunek, były największą przeszkodą dla mojego rozsądku. Wszystkie zawodowe umiejętności z pewnością zostały za drzwiami. Cóż.. nie czas na łzy.
- Patricia... Mam narzeczoną. Niedługo się żenie. - Patrzyłem jak jej ruchy zamieraja. Nie oczekiwała, że to mnie tu sprowadza.
- Rozumiem. W porządku... - powiedziała to tak spokojnje, że aż  zrobiło mi się przykro. - Nic w naszej znajomości ci na to nie pozwala. To dobrze, że jest ktoś kogo kochasz i kto kocha ciebie. Ludzie powinni być szczęśliwi. Chcesz kilka? - uciekła od tematu, oferując świeże muffiny wyciągane wlasnie z piekarnika, w stronę którego szybko się obrocila.
- Nie...
- Przepraszam... - wyszła nagle z kuchni i wróciła po chwili z papierową torbą. - To twoje, dziękuję w imieniu swoim i Avy. - Nie  patrzyła na mnie. Dlaczego nie patrzyła? Czy to był moment na oddawanie moich rzeczy?
- Mam sobie iść?
- Chyba tak... Mam sporo nieciekawych zajęć.
- Jak plecy? - nie chciałem jej zostawiać.
- W porządku.
- Mogę czasami napisać?
- Nie powinieneś. Żadna narzeczona nie chce, żeby jej ukochany myślał o innej. Nawet w relacji przyjaźni.
- Rozumiem... Oddam książki Demi.
- Dziękuję.
- Jesteś... - chciałem jeszcze coś powiedzieć, pozostawić lepsze wrażenie, sam nie miałem pojęcia właściwie o co mi chodziło.
- Nie kończ. Nie trzeba... Wszystkiego dobrego David. Cieszę się, że byłeś tam wtedy - dodała zamykając delikatnie drzwi, posyłając jeszcze delikatny uśmiech. Okej... sprawa załatwiona. Wracam do swoich spraw... - mówiłem do siebie bez przekonania, klepiac się w ramach falszywego uznania po ramieniu. Zniknalem wreszcie za drzwiami windy na dobre, odchodząc z tego zaczarowanego miejsca.

Lanjutkan Membaca

Kamu Akan Menyukai Ini

111K 3.4K 55
"You want me to sketch you that bad?" I caressed her thin necklace, playfully tugging on it. "Yes." The whisper entered my ear, the woman's lips ling...
131K 1.9K 27
Rajveer is not in love with Prachi and wants to take revenge from her . He knows she is a virgin and is very peculiar that nobody touches her. Prachi...
223K 16.2K 20
"YOU ARE MINE TO KEEP OR TO KILL" ~~~ Kiaan and Izna are like completely two different poles. They both belong to two different RIVAL FAMILIES. It's...
543K 46.5K 31
"Excuse me!! How dare you to talk to me like this?? Do you know who I am?" He roared at Vanika in loud voice pointing his index finger towards her. "...