BIAŁE NOCE

By mdett34

119K 9.1K 739

To nie jest podróż do dalekiej Skandynawii... to w zasadzie historia zza rogu. Deszczowe Seattle i życie giną... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40

Rozdział 5

3.1K 236 26
By mdett34

- Musisz wyciągnąć klucze z torebki.
- Kazesz mi w tym nurkować? - uniósł trzymana w prawej dłoni moją przepastna szoperke.
- Masz jakiś problem z damskimi torebkami?
- To jest raczej jakaś kosmiczna otchłań... - komentował, grzebiąc już w jej zawartości. - Chyba mam... - poczuł wreszcie metaliczny przedmiot i wyciągnął pęk kluczy z czerwonyn puchatym pomponem na końcu. - Wyszukany brelok. - uśmiechnął się szczerze.
- Ava mi go wybrała. Pasuje zresztą do twojego ktawata.
- Mi też go ktoś wybrał.
- Widzisz..  Czasami to co mamy, więcej mówi o tych, których znamy, niż o nas samych.
- Bardzo zawile, ale prawdziwe... - mówił, grzebiąc już w zamku drzwi.
- Zapraszam... - kiwnelam głowa gdy David uchylił drzwi. Czekał jednak aż gospodyni pierwsza przekroczy próg. - Mało zgrabnie wyglądam... Wymarz ten obraz z pamięci.
- Tego z mojej kuchni w przemoczonej  bluzce nic nie przebije - nieudolnie próbował pocieszyc, że moja aktualna poza nie jest totalna tragedią. Odsunelam komentarz w myślach i zamilklam w tej kwestii. Tuż za zamkniętymi drzwiami David nagle wstrzymał ruch.
- Liczyłes na ogromny loft z szklanym wazonem wypełnionym pekiem mieczykow? - uśmiechnęłam się, widząc zaskoczenie, że w tym mieszkaniu to co nazywamy z Ava korytarzem, jest jedynie dwumetrowym wstępem do kuchni.
- Nie... Jestem raczej miło zaskoczony, że można tak praktycznie urządzić taka mała przestrzeń.
- Pocieszasz mnie... - powoli dowloklam się do białej kanapy mojego prowizorycznego saloniku, który często zlewal się z kuchnią w jedno.
- Wręcz przeciwnie... Wszystko masz tu prawie białe, więc wizualnie to prawie penthaus - żartował, odkładając moje rzeczy przy stoliku kawowym obok.
- Niestety dziś nie będę wzorową gospodynią. Jeśli masz ochotę na coś do picia, kuchnia jest...
- Za moimi plecami.
- Świetnie... trafisz.
- Jakieś cztery kroki w tył...  Nie zgubie się... Pomogę ci... - zauważył moje daremne próby ułożenia się w wygodnej pozycji leżącej. Zwinnie pochwycil kilka poduszek z fotela i ułożył wokół mnie i pleców niebezpiecznie nachylajac się tuż nade mną. Pewnie jednak to tylko moje doznania. Choć być może jego lekkie wachanie nad moja twarzą w mimo wszystko bezpiecznej odległości mogło świadczyć, że oboje uznaliśmy sytuację za lekko inttmna. - Co pijemy? - pytał, uwalniając się od marynarki i krawata, rzucając na krzesło przy kuchennym stole. Sprawdził ilość wody w elektrycznym czajniku i bezbłędnie trafił do szafki z harbatami.
- Na prawdę jesteś w tym dobra... - ocenił po zawartości.
- Kilka rzeczy potrafię.
- Poza dbaniem o siebie.
- David milo, że mi pomagasz, ale nie bądź okrutny. Kubki są w szafce obok. - Nie zaproponował wyboru. Do obu wrzucił suszoną lawende i swobodnie zaczął poruszać się po tych kilku metrach, zainteresowany szczególnie rysunkami Avy.
- Zdolna... - przyglądał się teraz upstrzonej lodówce.
- Twórcza.
- Te rysunki są chyba wszystkie o tym samym.
- To lista wymarzonych prezentów.
- Chcesz tu stworzyć psiarnie? - głównym motywem wszystkiego był mały biały piesek.
- To coś o czym marzy odkąd zaczęła mówić, ale sam rozumiesz, że to kompletnie nierealne.
- Dlaczego?
- Pies? Tu?
- To jedyny powód?
- A jaki miałby być inny?
- Taki, że może nie lubisz zwierząt, alergia...
- Uwielbiam zwierzęta i mała ma to niestety po mnie...
- Tworzycie zabawny duet.
- Klasyczny... Zapracowana samotna matka z dzieckiem, któremu chce przychylic nieba.
- Zawsze bylyście same? - pytał zalewając wrzątkiem herbatę.
- Zawsze.
- Ava nie zna ojca...
- Sama ci to powiedziała. Nie chce o tym mówić.
- Dlaczego?
- Bo to nic przyjemnego, a poza tym jesteś dla mnie obcy.
- Uratowalem ci dziecko, więc chce odcinać od tego kupony - uśmiechnął się mgliście licząc, że to dobry argument.
- Mogę ci coś wyciąć, zrobić przeswietlenie, usg... Ale życie osobiste raczej nie jest czymś, o czym opowiadam.
- Powiedz tyle ile możesz.
- Nie. Lepiej ty pochwal się dlaczego dorosły mezczyzna mieszka nadal z rodzicami.
- Mieszkam tymczasowo... Mam swoje mieszkanie, ale postanowiłem z bratem na czas choroby Mamy znów wprowadzić się do rodziców.
- To szlachetne...
- Zrobilabys to samo pewnie dla swojej.
- Wątpię...
- Dlaczego.
- Mamy bardzo chłodne relacje. W ciągu ponad siedmiu lat mieszkania w stanach, do Włoch poleciałam tylko raz. I raczej długo tego nie powtórzę.
- Przykre...
- Tak bywa, kiedy własna rodzina cię zawodzi. Dawne dzieje...
- Co robią twoi rodzice, zawodowo?
- Zgadnij?
- Lekarze?
- Matka kardiolog, ojciec chirurg.
- Nieźle...
- Starsza siostra stomatolog, choć moja babcia zawsze robiła z tego faktu używanie.
- Nie rozumiem?
- Laura traktowała i traktuje swoją profesje conajmniej jak transplantologie i powszechnie głośno nadaje temu mistyczny charakter. Babcie irytował jej brak pokory i koncentracja na pieniądzach.
- Odwrotnie jak z tobą.
- Moja babcia Enrica była internistka i widziała w swoim zawodzie o wiele więcej niż bycie madrzejsza od innych. Uważała, że miała tylko lepsze możliwości, a nie że sama była doskonalsza od ludzi. To bardzo niemodne dzisiaj, ale trzymam się tego, że trzeba mieć zdrowe odniesienie. Dzięki niej jestem tutaj, dzięki niej mam Ave i dzięki niej jestem trochę taka, jaka jestem. Czasami ja idealizuje, ale to jest mi bardzo potrzebne w sytuacji, kiedy własną matka średnio wypada. Poza tym to jej mądrości podnosily mnie z kolan. Uwielbiala powtarzać:
"Człowiek nie jest stworzony do klęski. Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać." (Ernest Hemingway – Światło życia i inne opowiadania).
- Hemingway...
- Znasz? - zaskoczona zapytałam.
- Poznałem sporo cytatów... ostatnio.
- Jeśli masz ochotę poczytać, a nie znać kilka skrawkow, to polecam wszystko co jest na tamtym regale... - wskazałam palcem regał z książkami na pseudo korytarzu, który właściwie zajmował cała ścianę, prowadzącą do łazienki i pokoju Avy. Wstał od razu i dziwnie zaciekawiony skierował się w stronę książek. Po chwili wrócił z czterema, choć to tylko skrawek kolekcji, z wypisana na twarzy niezrozumiala konsternacja. Zapewne nie rozumiał setek kolorowych fiszek poprzyklejanych pomiędzy stronami.
- Pisałaś jakaś pracę z Hemingway'a?
- Skąd... To mój ulubiony pisarz. To są pozaznaczane cytaty. Lubię po prostu wplatac czasami mądre myśli w dialogi. To taki nawyk odziedziczony po Enrice.
- Mogę pożyczyć?
- Oczywiście, jeśli oddasz... - uśmiechnęłam się. Usiadł, dziwnie nadal przyglądając się książkom.
- Byłaś kiedyś w Nowym Jorku?
- Dlaczego pytasz?
- Bo to piękne miasto. Studiowałem tam...
- Nie... Nigdy. Tylko Seattle i Rzym, plus kilka włoskich miast.
- Jak w ogóle znalazłaś się tutaj?
- Mówiłam... Enrica.
- Siedem lat temu babcia wygoniła cię z kraju?
- W uproszczonej wersji.
- Ciężko od ciebie czegoś się dowiedzieć.
- Mogę za to ci wyjawic, że twoje rzeczy są wyprane i poukładane na suszarce w łazience. Więc jeśli byłbyś tak miły i je sobie sam wziął, to byłoby latwiej. Ja pewnie jeszcze tu z godzinę poleżę, zanim całkowicie wrócę do żywych.
- Skąd znacie się z Demi? Ona jest Amerykanka.
- Dużo tych pytań... Studiowalysmy w Rzymie razem. Przyjechała na drugim roku na wymianę i została do końca studiów. Później kontakt się nieco rozluźnil. Kiedy tu przyleciałam, była druga osoba, z którą się skontaktowałam. Nie wiedziałam, że poznała kogoś stąd i właściwie przeprowadziła się do tego miasta dla przyszłego męża. Odkrylysmy się na nowo i przyjaznimy jeszcze bardziej niż przedtem. Tak więc trafiłam tu na krótko przed ślubem dawnej i obecnej przyjaciółki, która rok później została szczęśliwa mama bliźniaków. Niezwykła historia, co?
- Ona ci pomogła się tu urządzić?
- Wychodzi z ciebie zawodowy adwokat... Przepytujesz jak na przesluchaniu.
- Ciekawisz mnie, to coś złego?
- Nie przywyklam...
- Ale czasami chyba z kimś rozmawiasz o swoich sprawach?
- Z Demi.
- Tylko...
- Powiedzmy, że dzielę się myślami z kimś... To taki znajomy z Californii. Wymieniamy się czasami spostrzeżeniami, ale w gruncie rzeczy niczym bardzo osobistym.
- Masz faceta w sieci?
- Coś ty... To takie kameralne forum dyskusyjne. Nie wiem po co ci o tym mówię.
- Bo jestem adwokatem... To trochę jak psycholog.
- Uważasz, że potrzebuje psychologa?
- Każdemu by się przydał.
- W takim razie... Dlaczego jesteś sam?
- Nie jestem sam.
- Wiesz o co pytam.
- Nie wiem.
- Masz kogoś?
- Każdy ma.... Powinienem się zbierać. Robi się późno, a ty musisz odpocząć. Zabieram książki... - trzymając w ręce cenny zbiór, wycofywal się z mojej przestrzeni.
- W porządku. Nie mam prawa cię przetrzymać. Dziękuję za pomoc jeszcze raz. Pozwól, że cię nie odprowadze...
- Jeśli będziesz czegoś potrzebować...
- Kurtuazja, czy szczera serdeczność?
- Oceniasz, że uciekam?
- Też potrafię być dobrym psychologiem.
- Nie chce żeby tak to wyglądało.
- Domyślam się. Spokojnie... Rób swoje. Nie uraziłeś mnie.
- Patricia...
- Tylko mi nie slodz... proszę.
- Nie miałem zamiaru. Zadzwonię...
- Pozyczam ci książki, mam twoje ciuchy... znajdziemy pretekst, albo przekażemy przez Demi. Dzięki za Ave... Gdybyśmy już się nie zobaczyli, masz dar przekonywania do siebie ludzi. - Nic już nie odpowiedział. Jak mgła rozplynal się za drzwiami. Na szczęście leżący obok telefon był jedynym dobrym ratunkiem na dziwny nastrój w mojej głowie.

Ja: Wystraszyłam kolejnego faceta. Ten jednak w odróżnieniu od tych dotychczasowych wydawał się fajny. Cóż... wracam do rzeczywistości. Jak dzisiejszy zasób sukcesów?

Vento: Sądzisz, że wystraszylas? Sukcesów brak - odpisał wyjątkowo szybko.

Ja: Sploszyl się jak gołąb, choć pewnie sądzi, że zachował wszelkie zasady ostrożności.

Vento: Spodobał ci się?

Ja: Fizycznie... bardzo. Ma coś w sobie jednak znajomego. Coś, co dziwnie przyciąga. Nie wiem... Za krótko żeby ocenić. Poza tym trudno stwierdzić czy to moja doskwierajaca samotność, czy obiektywny osąd.

Vento: Czyli nieudana randka?

Ja: Nasze drugie spotkanie było dalekie od tego, co pewnie uznajesz za randkę. Żadnych miłosnych uniesień, intymnych zblizen i czułych gestów. Zwyczajna rozmowa... Tyle i aż tyle.

Vento: Jak plecy?

Ja: Dziś okazały się właśnie powodem naszego spotkania. Owy ON dzielnie pomógł dotrzeć mi do mieszkania.

Vento: Wypuściłaś faceta do mieszkania i żadnych iskier?

Ja: To, że jest dopiero drugim po mężu przyjaciółki, nie ma takiego znaczenia jakbyś sądził. Byłam zmuszona okolicznościami, a mój stan raczej nie czynił ze mnie mistrzyni flirtu. Zresztą już chyba nie wiem nawet jak to się robi.

Vento: Nauczyć cię?

Ja: Po californijsku?

Vento: Po ludzku.

Ja: Chcesz nasze rozmowy zamienić w soft porno?

Vento: Umialabys?

Ja: Jeśli ostatni seks z moim udziałem był siedem lat temu, to zgadnij?

Vento: Żartujesz????

Ja: Wyznałam ci właśnie najbardziej wstydliwy, żenujący i okrutnie słaby fakt z mojego życia. Jestem bardzo daleka od żartowania.

Vento: Nie wierzę...

Ja: Ja też... To się nazywa życie.

Vento: Na pewno miałaś okazję.

Ja: To nieco bardziej skomplikowane.  Jednak okazje były mało kuszące.

Vento: A ta sprzed chwili?

Ja: Raczej nie jestem w jego targecie. Nie ma znaków. W ogóle mało wiem...

Vento: A ty... On jest w twoim?

Ja: Nie każ mi odpowiadać czy po dwóch dniach znajomości, mam ochotę znaleźć się z kims w łóżku.

Vento: Nie chcesz mówić, bo się wstydzisz?

Ja: Nie... Jestem raczej na etapie poszukiwania czułości, a nie cielesnych wariacji.

Vento: To ładne...

Ja: Teraz już na pewno przekonałeś się, że nie jestem Bella, skoro mam tyle dziwactw w tej materii.

Vento: ?

Ja: No wiesz... Brak faceta, nieudane randki, uciekający potencjalny ktoś, kilka lat bez seksu i ochota na subtelne gesty. Klasyczny zestaw brzyduli.

Vento: Mam zupełnie odmienne zdanie.

Ja: Miły jak zawsze...

Vento: Przepraszam... Muszę kończyć.

Ja: Uciekasz...

Vento: Odbieram kogoś z lotniska.

Ja: Kogoś, czy Jakąś?

Vento: Odpoczywaj... Molto Bella.

Ja: Bo pomyślę, że uczysz się włoskiego.

Vento: Mocno kusi mnie żeby zacząć. Pa!

Ja: Pa! Kolejny uciekający mezczyzno.

Próbowałam sprawdzić na ile ból kręgosłupa odpuścił i powoli zaczęłam zmieniać pozycję do siedzącej. Udało się już właściwie bez problemu wstać. Więcej w ruchach było ostrożności niż ograniczeń. Zatem to dobry sygnał na prysznic, dresowe spodnie i przeglądanie rynku nieruchomości. Oczywiście zakup domu byk jeszcze nieco odległy, ale lubiłam mieć rękę na pulsie. Lubię wiedzieć co, gdzie i za ile. I może faktycznie skorzystam z rady Avy żeby wzbogacić swoją szafę o kilka innych pozycji niż dżinsy, koszulki i trampki. Odległe czasy studenckie kiedy byłam mocno modną dziewczyna zamieniły się nieoczekiwanie pod skrywana praktyczność i szarość. O! Przepraszam... światłem w tunelu są dwie sukienki od Diora, które Demi podarowała mi niemal ze łzami w oczach, kiedy jej rozmiar przeskoczył po ciąży o dwa numery w górę.

- Si? - bez entuzjazmu odebrałam z idealnym włoskim akcentem, wracając po telefon do kawowego stolika, gdy byłam już niemal poza kuchnią.
- Czy Ava już zdecydowała, co chce na urodziny?
- Jak co roku psa i dom z basenem.
- Mogłaby mieć jedno i drugie gdyby jej uparta matka wróciła do Rzymu - slyszac sarkazm westchnelam głęboko przywołując ulatujacy spokój.
- Kup jej co zechcesz. Cieszy się ze wszystkiego od dziadków.
- Wybieracie się do Włoch? - nie do nas, nie do mnie, do Włoch. Potrafię czytać z własnej matki jak z podręcznika medycznego.
- Byłyśmy w tamtym roku. Na długo mi wystarczy.
- Nie uważasz, że to nieuczciwe pozbawiać dziecko kontaktu z rodzina?
- Poczekaj... mówisz o tej samej rodzinie, która siedem lat temu namawiala mnie do aborcji? - to był nóż wbity wprost w jej serce. Ale bolesnej prawdy nigdy nie słucha się przyjemnie.
- Przeprosilam już za to... - nadal surowy ton.
- Myślę, że mam wiele więcej spraw wam do wybaczenia.
- Dzwonię w sprawie Avy, a nie rozgrzebywania przeszłości.
- Zostawiam wolny wybór. Jak zwykle trafisz doskonale - odpuściłam zniżając głos.
- Twoja siostra otwiera kolejny gabinet - ocho! Czas na przechwalanie.
- A ja nie. Wybacz, muszę kończyć. Zaczynam operację - doskonałe kłamstwo z doskonałym działaniem.
- Rozumiem. Wszystkiego dobrego. Prezent wyślemy jutro.
- Na pewno dotrze na czas. Pa!
- Pa!

Ja: Gdybyś pytał, plecy już w porządku. Wszystko w świetnym porządku. Rzeczy przekaże Demi. Trzymaj się...

David: To dobrze...

No tak... I to tyle z nowej znajomości... - pomyślałam wchodząc już do łazienki.

Continue Reading

You'll Also Like

3M 202K 52
" Do not be mistaken little flower, you are mine and mine alone. Any man who looks at you longer than three seconds will be dealt in a manner I find...
689K 26.8K 75
Lilly found an egg on a hiking trip. Nothing abnormal on that, right? Except the egg was four times bigger than supposedly the biggest egg in the wor...
1.7M 104K 40
"You all must have heard that a ray of light is definitely visible in the darkness which takes us towards light. But what if instead of light the dev...
3.1M 201K 90
What will happen when an innocent girl gets trapped in the clutches of a devil mafia? This is the story of Rishabh and Anokhi. Anokhi's life is as...