BIAŁE NOCE

By mdett34

119K 9.1K 739

To nie jest podróż do dalekiej Skandynawii... to w zasadzie historia zza rogu. Deszczowe Seattle i życie giną... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40

Rozdział 4

3.2K 248 14
By mdett34

- Jak wczorajsze popołudnie?
- Pełne przygód... - w windzie  odpowiedziałam Camilli, z którą właśnie wjeżdżałam na oddział. Dziś wyjątkowo wcześnie dotarłam do szpitala. Po czterech godzinach snu byłam nietypowo wyspana, choć kubkiem ciepłej kawy bym nie pogardzila.
- Dokładnie?
- Na prośbę Demi trafiliśmy do przepastnej willi, w której Ava zaliczyła scenę topnienia się w kuszacym basenie, doprowadzając do poznania kogoś, kto ją uratował: uprzejmy, uroczy, wysoki mężczyzna. Domownik i syn pacjentki, która na prośbę Demi przyjechałam zbadać.
- Jesteś mistrzynią streszczeń - oceniła zbyt skróconą relację.
- Z Ava wszystko dobrze... - uśmiechnęłam się, choć wiedziałam że to nie był trudny wniosek. Camilla zdecydowanie wyłapała hasło "mężczyzna".
- Imię? - ona potrafiła być doskonałym psychologiem i często rozumiałyśmy się bez słów.
- David.
- Przystojny?
- Jakie to ma znaczenie?
- Uratował ci dziecko. To już nie jest jakiś David, o nijakich rysach twarzy.
- Przystojny jak cholera, jeśli musisz już wiedzieć - czułam, że się uśmiecha w poczuciu niezrozumiałego tryiumfu. Otworzyły się jednak drzwi i obie nas przywitał widok Adama stażysty z moim kubkiem z nazwą ulubionego zespołu w dłoni, znad którego unosiła się aromatyczna para.
- Dzień dobry Pani Doktor... - na Camille nawet nie spojrzał.
- Dzień dobry Adamie... - podeszłam odzyskując swój kubek. Dodatkowe dwa punkty za pyszną kawę, oceniałam po pierwszym łyku.
- Chciałbym porozmawiać.
- Mów... - spojrzałam znad brzegu naczynia unosząc wzrok.
- Tutaj? - nie planował tego miejsca przed windami na swoje wyznania.
- Śmiało... Jesteś dorosły, nie czas na wstyd.
- Dobrze... - zbierał odwagę z podłogi. - Na początek bardzo przepraszam za moje niesmaczne opowieści, choć nie wypieram się, że nie pozostają w strefie moich marzeń...
- Adam... może nie aż tak bezwstydnie... - młody właśnie potwierdzał zaproszenie do łóżka.
- Bardzo Panią lubię i podoba mi się Pani jako kobieta, i słabo sobie z tym radzę... Ale chcę powiedzieć, że moje zachowanie już się nie powtórzy - teraz chłopak zalał się już poważnie rumieńcem.
- Może jednak przejdźmy do mojego gabinetu... - w milczeniu po chwili weszliśmy do pokoju. Wolałam jednak zachować ewentualne wyznania między nami. - Posłuchaj... jesteś stażystą, a ja twoim opiekunem. Przypominam, prawie dziesięć lat starszym. To miłe, że mogę się podobać młodszemu mężczyźnie, ale dotychczasowa relacja nie ulegnie zmianie. Mam też nadzieję, że po tej rozmowie nie liczysz na szczególne traktowanie. Będę wymagająca jak do tej pory i przydzielała asystę przy operacjach sprawiedliwie - odkładając swoje rzeczy mówiłam do stojącego pod drzwiami. - Dziękuję za kawę, ale nie daj się skusić znienawidzonym przeze mnie praktykom podlizywania się.
- Istnieje jakaś szansa, że da się Pani zaprosić kiedyś na kolację?
- Owszem... Z tymi, którzy ukończą staż i otrzymają angaż w Providence.
- Pani mówi o oficjalnej uroczystości, a ja...
- Nie umawiam się ze swoimi uczniami.
- Za pół roku nim nie będę...
- I nie wiadomo czy to ty dostaniesz tu pracę pełnowymiarowego lekarza.
- To jedyny warunek?
- Jeśli to cię zmotywuje do większego wysiłku, to tak... - w duchu śmiałam się z chłopaka, że na tyle wycenia bycie lekarzem.
- Uwielbiam medycynę i to, że tu trafiłem. Znam Panią od ponad pół roku i uważam to za najfajniejszy czas. Wiem też, że będę tu pracował, a wtedy jest mi Pani dłużna spotkanie.
- Nie oczekujesz chyba, że za nie zapłacę... - nadal traktowałam rozmowę jak żart.
- Jestem dojrzałym mężczyzna... - jakbym słyszała wywód własnej córki. Miał on mniej więcej taki wydźwięk.
- Wczoraj nawet byłam świadkiem...
- I jak każdy facet bywam szczeniakiem- skomentował usłyszaną przeze mnie swoją erotyczną prelekcję o mnie na terenie palarni. Oboje się uśmiechnęliśmy.
- Myślę że to dobry moment zacząć pracę... - spojrzałam na zegarek oznajmujac, że pora zająć się pacjentami.
- Za pół roku Pani doktor... - wskazał z uśmiechem na mnie palcem.
- Nie mogę się doczekać - ironicznie odpowiedziałam i usiadłam w fotelu kiedy ten zamknął już za sobą drzwi.

Vento: Dzień dobry... Jaki krawat dziś  polecasz?

Ja: Jestem w nastroju na czerwony.

Vento: Złość czy miłość?

Ja: To drugie... Mój stażysta właśnie oznajmił, że mu się podobam i próbował wyciągnąć mnie na randkę.

Vento: Zgodziłaś się?

Ja: Skąd! Za młody i za...

Vento: Brzydki?

Ja: Wręcz przeciwnie... Nie przyciąga mnie do mężczyzn, przy których czuję się silniejsza.

Vento: Jesteś zatem sporym wyzwaniem dla dzisiejszego świata. Stąd te nieudane randki?

Ja: To chyba brak zaufania i oczekiwanie wsparcia.

Vento: Do ludzi w ogóle, czy mężczyzn?

Ja: Mężczyzn...

Vento: Opowiesz mi kiedyś o tym? - albo czuł, że temat jest grząski, albo nie chciał czytać o wadach swojego gatunku.

Ja: Kiedyś...

Vento: Zakładam zatem czerwony... Jak pogoda w NY? - szybko sprawdziłam w telefonie prognozę odległego miasta.

Ja: Słońce... A w Californii?

Vento: Bezchmurnie...

Ja: Uciekam do pracy...

Vento: Zawsze uciekasz... Miłego dnia Bella.

Ja: Tak masz mnie wpisaną?

Vento: Tak... A ty mnie?

Ja: Innym razem ci to zdradzę... - nie chciałam pisać o swoich włoskich korzeniach.

Vento: W takim razie czekam na kolejne tajemnice i do niczego nie zmuszam. Udanego dnia.

Ja: Wzajemnie...

***
Ściągając lateksowe rekawiczki, operacyjny fartuch i czepek, czułam już radosny powiew wolnego weekendu.
- Jesteś świetna Patricia... - skomentował ordynator, który towarzyszył mi przy operacji.
- Daj spokój... ty byś to zrobił z zamkniętymi oczami.
- W moim wieku też to osiągniesz... - teraz oboje myślimy już ręce nad szpitalnymi umywalkami.
- Dlaczego tak nagle mnie chwalisz?
- Wiesz, że ojciec naszego stażysty jest w zarządzie szpitala?
- Jaśniej?
- Ojciec Adama...
- I oczekujesz, że za pół roku będzie pierwszym z szóstki, któremu dam najlepsze rekomendacje - zrozumiałam właśnie, że przed oczami składa mi się jakaś dziwna układanka. Wiedziałam wprawdzie, że nie ma tu zbiegu przypadków co do nazwiska, ale liczyłam, że tej rozmowy nigdy nie będzie. Olśniewająca też stała się scena z rana z udziałem młodego. Był albo tak zuchwały żeby wybadać moją ocenę dla jego obecności tutaj, albo faktycznie liczył na zaliczenie swojej opiekunki. Rozczarowujace, że młodzi z możliwościami tak często korzystają z rodzicielskiego zaplecza.
- Cóż...
- Brad... wyrażę się jasno. Nie bawię się w takie zależności. Jeśli ojciec Adama coś ci obiecał w zamian za coś, a ty temu uległeś, to jest to jedynie twój problem. Adam jest dobry, ale nie najlepszy. Być może coś się zmieni, ale póki co, nie jest na prowadzeniu. Nie licz na moje specjalne względy wobec niego.
- Mimo, że mu się podobasz?
- Tobie też się podobałam, a żoną nie dałam się zrobić- z kwaśnym uśmiechem skomentowałam uszczypliwość ordynatora nawiązując do jego nieudolnych prób podrywu, kiedy to ja zaczynałam tu pracować. Wytarłam ręce w papierowe ręczniki i wyszłam z bloku.

Demi: Ava odebrana. Meldujemy przylot do domu cioci i rozpoczęcie smażenia naleśników.

Ja: Kocham Was! Zostanie coś dla mnie?

Demi: Zjemy wszystkie. Obejdź sie smakiem. Jak będziesz mogła, to zadzwoń. Chce znać szczegóły wczorajszych wydarzeń.

Ja: Już Ava ci z pewnością wszystko opowiedziała.

Demi: Wręcz przeciwnie... Niedawno odbyłam ciekawą rozmowę z niejakim Davidem, którego zapewne kojarzysz. Otóż poza zapytaniem o wasz stan, bo przecież nie ma do ciebie nuneru, nie omieszkał wspomnieć, że nie dbasz o swój kręgosłup. Mamy w tym względzie całkowite porozumienie.

Ja: Myślałam, że zapyta się bardziej o datę urodzin Avy... I nie obiecuj sobie zbyt wiele po naszym zapoznaniu. Sama właściwie znasz go zaledwie miesiąc.

Demi: Nie rozumiem?

Ja: Zadzwonię później to pogadamy. Kończę papiery i się odezwę.

Demi: Ok. Dałam mu twój numer.

Ja: Po co?

Demi: Poprosił - Ech..  no dobrze. I tak pewnie nie skorzysta.

Pilnie i skrupulatnie wypełniłam dokumenty pooperacyjne w międzyczasie przyjmując jeszcze dwóch pacjentów i mogłam spokojnie szykować się do wyjścia. Ubrana już w sportową oliwkowa parkę, białe trampki i jeansy sięgnęłam po lekarską torbę i nastał właśnie koniec mojej dobrej passy. Pozycja w której utknę łam wrożyła, że szybko się z niej nie podniosę. Miałam dwa wyjscia: zadzwonić do Demi i Dreyka po pomoc psując jednocześnie weekend własnemu dziecku, albo na oddział do Steav'a po kolejny doraźny ratunek w postaci zastrzyku przeciwbólowego. Ktoś jednak najwyraźniej pchał się sporo wcześniej, sygnalizujac to dźwiękiem telefonu w mojej kieszeni. Postanowiłam niezdarnym ruchem odebrać ściągając być może posiłki.
- Tak? - odebrałam z bólem w głosie, z trudem kładąc na kozektę.
- Zły moment?
- Z kim rozmawiam? - układałam się w najmniej dolegliwej pozycji.
- David...
- Masz niebywałe szczęście znów uratować komus życie...
- Co się dzieje? - zapytał nieco zaniepokojony.
- Twoje argumenty właśnie mnie zablokowaly. Leżę wpół wygięta na kozetce, zwijajac się z bólu. Muszę zadzwonić po kolegę z niższego oddziału, ale potrzebuje chociaż pomocy żeby dotrzeć do domu.
- Który oddział?
- Mój, czy znajomego?
- Twój znam...
- Steav Moore, oddział ortopedii - wypowiadając ostatnie słowo, usłyszałam tylko jak ktoś wchodzi do pomieszczenia.
- Cześć... - przykucnął ktoś tuż obok.
- Odchyliłam lekko głowę chcąc dojrzeć gościa.
- David? Co tu robisz?
- Mam klienta, który leży w tym szpitalu. Chciałem zrobić ci niespodziankę, zapytać o wasze zdrowie i właśnie wjeżdżałem na twoje piętro.... - Nie był do końca szczery, bo wszystkiego dowiedział się już od Demi.
- Średnio chyba wyszlo... - wskazywałam swoje położenie w pozycji już lekko embrionalnej. - Zadzwoń proszę... - podałam mu swój aparat z wybranym numerem. Wzmagający się ból utrudniał coraz bardziej normalną rozmowę. Słyszałam już po chwili tylko, jak płynnie radzi sobie z lekarzem po drugiej stronie. Gdzieś też mignął mi jego jedwabny czerwony krawat. Cóż... Jednym mężczyznom trzeba doradzać, drudzy mają zwyczajnie świetne poczucie gustu.
- Pati! - wkroczyła zapewne Camilla zdziwiona, że potencjalny pacjent zbyt długo nie wychodzi. - O cholera! Co się stalo? - zaskoczona podeszła do mnie.
- Odcięło mnie... - mówiłam z łzami w oczach, gdy David w tle kończył połączenie.
- Twój kolega za chwilę będzie. Wytrzymasz?
- Myslalam, że po porodzie Avy nie spotka mnie większy ból. Myliłam się... - głaszcząca mnie po głowie recepcjonistka i David kucajacy w garniturze przy mnie, musiał być naprawdę komicznym obrazkiem.
- To będziesz miała cudowny weekend... - próbował mnie rozbawić.
- Już jestem! - wpadł do pokoju ortopeda. Pozostała dwójka odsunęła  się od łóżka, a lekarz bez skrępowania zaczął rozpinać mi spodnie, żeby dostać  się do odcinka lędźwiowego.
- Tak chcesz to zrobić? - przez łzy żartowałam do kolegi.
- Twój chłopak mógłby mieć obiekcje - wskazał gestem głowy na Davida, stojącego za plecami.
- To znajomy. Camilla pomożesz... Nie chce żeby Steav dobierał mi się do majtek - kobieta nadal oceniając adwokata i pewnie zastanawiając się kim może być, podeszła do nas.
- Jasne... - kobieta odsunęła moje ubranie, a lekarz precyzyjnie wstrzyknal lekarstwo.
- Za chwilę podziała. Tylko to nadal tymczasowe. Zrób prześwietlenie i przyjdź z wynikami. Za chwilę do domu i odpoczywasz do poniedziałku - rozkazał rudawy Moore.
- Uwierz..  Jak się do niego dostanę, nigdzie nie wyjdę przez ten czas.
- Rozumiem, że ma kto cię odwieźć? - popatrzył na Hudson'a.
- Nie bądź zazdrosny... Pomyślę, że właśnie przestałes być gejem.
- Wiesz, że wystarczy twoje jedno słowo. - Uwielbiałam te nasze żarty. Steav był już w kilkuletnim szczęśliwym związku ze swoim narzeczonym i zabawnie udawał, że tylko ja jestem dla niego konkurencją. Nie ufał też żadnemu mężczyźnie w moim towarzystwie. Był trochę jak starszy brat i pies ogrodnika w jednym. A może zwyczajnie bal się, że nagle straci powiernika swoich problemów, bo ten nagle mógłby sobie zacząć organizować własne sercowe życie. Bez obaw Steav.
- Spróbuję się podnieść... David pomożesz? - wciągnęłam mężczyznę w to zadanie, wyrażając wdzięczność za kolejną pomoc.
- David? - głośno zapytała Camilla.
- Ten sam, który wczoraj uratował Ave. - Już widziałam jak kobieta wypuszcza z siebie wszystkie pokłady uprzejmosci. Mężczyzna jednak nie złapał już tych niewidzialnych motyli. Podszedł pomóc wstać. Powoli udało mi się obrać przynajmniej pozycję zgarbionej staruszki. - Pomóż mi proszę dostać się do mieszkania i nie zawracam ci więcej głowy.
- Daj spokój...
Wsparta na twardym ramieniu dreptałam po szpitalnym korytarzu, dochodząc w żółwim tempie do windy, której drzwi zamknęły się z delikatnym dzwonkiem.
- Przepraszam, że cię tak angażuje w swoje problemy. Nie znamy się, a obciążam cię pomocą. Nie chce psuć Avie weekendu u Demi. Mam wąskie grono przyjaciół, więc...
- Cieszę się, że znów mogę się przydać...
- Obiecuje, że Demi nie policzy za wczorajszą wizytę - ból przemijał, ale momentami jeszcze uderzał kłując.
- Nie myślę o pieniądzach...
- No tak...
- Dojdziesz do auta?  - zapytał, kiedy znaleźliśmy się w podziemnym parkingu.
- O ile nie zaparkowales na drugim końcu Seattle - wysunęłam się z windy  i oparłam o ścianę.
- Poczekaj... Podjadę za moment. - Odszedł za pewne po swoje auto. Po chwili właściwe już wysiadal z czarnego suva, wrzucając w pierwszej kolejności moje rzeczy na jego tył. - Pomogę ci. - Traktując jak małe dziecko prawie wsadził na siedzenie i zapial pasy. Wyglądał dobrze i pachniał dobrze. Ja mogłam co najwyżej pochwalić sie rozwianymi włosami i zapachem środka dezynfekujacego narzędzia chirurgiczne. 
- Mocno psuje ci piątkowe plany? - zapytałam tuż po podaniu adresu.
- Dziś jeszcze miał być czas na sprawy zawodowe. Jutro na osobiste. Więc możesz poczucie winy spokojnie odłożyć.
- Osobiste... Co w takim razie robisz kiedy nie jesteś adwokatem?
- Zapomniałaś dodać adwokatem bufonem.
- Auuu... Krzywdzisz cierpiąca kobietę - ironicznie sugerowałam, żeby nie przypominał o uwadze mojej córki i zdradzie przez nią mojego niedawnego zdania o tym zawodzie.
- Uprawiam sport, spotykam się ze znajomymi, zegluje...
- Poważnie?
- Bardzo. Mamy z ojcem dwa jachty. Zapraszam z Ava jak byście miały kiedyś ochotę...
- Nie prowokuj... Moja córka gotowa jest pomyśleć, że jesteś księciem z bajki.
- Pewnie jestem... - zasmial się głośno.
- W takim razie rozczaruje cię, bo w krolewskich komnatach cię nie przyjmę. Nasze mieszkanie to zaledwie wielkość twojej kuchni.
- Lekarze w tym kraju tak mało zarabiają?
- To zależy... My zresztą odkładamy na dom. Póki co, tkwimy w wynajętym mieszkaniu, ale cel jest.
- Dlaczego nie pracujesz jak Demi?
- Cóż.. Pomijając chęć służenia zwykłym ludziom, praktyka prywatna to całkowite oddanie i poświęcenie; to stracone weekendy i ciągła gotowość na telefon od pacjenta. Jako samotna matka z małym dzieckiem... Wszystko to stoi w sprzeczności z tym, czego potrzebuje. Demi jest już wprawdzie na etapie swoich pracowników, ale ja musiałabym zacząć od początku, żeby zdobyć klientów.
- Dobra jesteś w tym co robisz?
- Trudno mówić o sobie... Ale myślę, że niezła, skoro pojawiają się pacjenci z innych miast skierowani przez znajomych bezpośrednio do mnie. A ty jesteś dobry w tym co robisz?
- Najlepszy - pewnie odpowiedział.
- Ile masz lat w ogóle?
- To chyba nie wypada pytać...
- Kobiety. Ja ciebie mogę.
- 38
- Gdzie żona i dzieci?
- Ty też nie masz męża... - zepchnął odpowiedź na mnie. To musiał być niewygodny temat.
- Dobrze... To nie moja sprawa. Zrozumiałam.
- To nie tak miało zabrzmiec. Przepraszam. Po prostu jeszcze nie mam.
- Ok... - Nie drążylam, ale uwaga o moim mężu nie była łatwa do zapomnienia. - To tutaj! - Wskazałam wolne parkingowe miejsce czując, że wyciągnięta zbyt energicznie ręka jeszcze wyłania cmiacy ból.
- Doskwiera?
- Trochę... Poradzę sobie.
- Splawiasz mnie.
- Trochę tak - wypielam się z pasów. - Nie wiem... Może tak łatwiej.
- Za uwagę o mężu? - był zbyt doskonałym obserwatorem.
- Tak... - mogłam być szczera. Nie było między nami żadnych zależności.
- Moja zawodowa bezposredniosc czasami mnie pogrąża. Nie zapytam o to więcej. Powiesz sama jak zechcesz.
- Pomóż mi tylko wejść i wracaj do rzeczy ważnych - uśmiechnęłam się.
- Łatwo cię urazić. Wiesz, że to dlatego bo mało o sobie mówisz.
- W mojej historii nie ma nic ciekawego.
- W każdego jest... - dodał już otwierając mi drzwi i podając rękę.
- David... Bądź księciem i wdrap się ze mną na piąte piętro.
- To będzie ogromna przyjemność - złapał zabawny ton i młodzieńczy uśmiech, ściągając pomiędzy nami znów swobodne ruchy.

Continue Reading

You'll Also Like

186K 14.5K 22
"Why the fuck you let him touch you!!!"he growled while punching the wall behind me 'I am so scared right now what if he hit me like my father did to...
3.1M 257K 96
RANKED #1 CUTE #1 COMEDY-ROMANCE #2 YOUNG ADULT #2 BOLLYWOOD #2 LOVE AT FIRST SIGHT #3 PASSION #7 COMEDY-DRAMA #9 LOVE P.S - Do let me know if you...
1.2M 28.5K 45
When young Diovanna is framed for something she didn't do and is sent off to a "boarding school" she feels abandoned and betrayed. But one thing was...
3.5M 149K 61
The story of Abeer Singh Rathore and Chandni Sharma continue.............. when Destiny bond two strangers in holy bond accidentally ❣️ Cover credit...