Za historię! ☇ zawieszone

By PowrotyEpoki

3.2K 542 228

❝Jeśli lekcje historii niczego nas nie nauczą, my nie nauczymy się, że historia nas uczy❞ ~ W. Churchill More

Wyjaśnienia
Prehistoria
Starożytność
Krucjaty [ŚREDNIOWIECZE CZ. I]
Rozbicie dzielnicowe [ŚREDNIOWIECZE CZ. II]
Kultura [ŚREDNIOWIECZE CZ. III I OSTATNIA]

Renesans

320 45 20
By PowrotyEpoki

Cześć kochani! Tęskniliście? Jeśli nie, spokojnie, to już mój ostatni tekst. ;) Przygotujcie herbatkę i kocyk, bo post ma 928743 km długości.

Średniowiecze niestety już za nami, a razem z nim najciekawsze etapy w historii (fani późniejszych czasów, nie zabijajcie mnie, proszę). W XV w. ludzie zaczęli myśleć już trochę inaczej, religia powoli zaczynała być uznawana za nieco przereklamowaną, a większość zaczęła skupiać się nieco bardziej na sobie. Witajcie w epoce humanizmu, reformacji i krwawych wojen religijnych - renesans czeka!

Na początku warto przypomnieć coś, co dla niektórych być może okaże się nowością. Renesans - bądź odrodzenie - to nazwa epoki w kontekście kulturowym. Historycznie po średniowieczu rozpoczęła się nowożytność, która trwała aż do początków XIX w. W moim tekście powinnam się więc skupić wyłącznie na kulturze tego wycinka historii, ale spokojnie, nie zostawię Was jednak bez wiedzy na temat podstaw tej epoki. Jeszcze tylko mała dygresyjka - często w historii termin renesans pojawia się w kontekście swoistego przełomu w danej dziedzinie (spójrzcie chociażby na renesans karoliński, czyli znaczące zmiany w państwie Franków ok. VIII w.).

Ustalenie ram czasowych renesansu jest bardzo upierdliwym zajęciem. Ogólnie wpychanie historii w ciasne ramy nie ma zbyt wielkiego sensu, bo procesy na świecie toczyły się bez zwracania uwagi na datację. Renesans trwał w każdym kraju w innych latach (dosłownie, do koloru do wyboru). Jeśli jednak jesteście bardzo uparci, to uznajmy, że odrodzenie obejmowało z grubsza XVI w.

WIELKIE ODKRYCIA GEOGRAFICZNE

Oprócz kultury (którą opiszę zwięźle pod koniec) z renesansem powinny Wam się kojarzyć dwa najważniejsze, rozciągnięte mocno w czasie wydarzenia. Pierwszym z nich są wielkie odkrycia geograficzne. Co prawda ich początek zahacza jeszcze o średniowiecze, jednakże znakomita większość odkryć miała miejsce właśnie w renesansie (zmiana myślenia, ciekawość świata, więcej kasy i te sprawy). Oczywiście pierwszym i najważniejszym odkryciem z tamtych czasów jest odkrycie Ameryki przez Krzysztofa Kolumba w 1492 r. Ale zaraz, skoro odkrył ją Kolumb, to dlaczego nazywa się jakoś dziwacznie, Ameryką, a nie np. Kolumbią? Bo Krzysztofia brzmi słabo, he he. A tak na serio, nazwa pochodzi od innego podróżnika, Ameriga Vespucciego, który kontynent zbadał (dokładniej mówiąc, nazwa pochodzi o tego, że Vespucci kiedyś zostawił u kartografa zarys lądu do poprawienia, a ten, po wykonaniu zlecenia, napisał na szybko „Ziemia Ameriga"; przypadkowa nazwa przyjęła się zaskakująco szybko). Ale wracając do Krzyśka, kim on w sumie był? Ano był żeglarzem a także podróżnikiem. Włoskim, wypadałoby dodać.

Krzysiek żył w takich czasach, że dużo się czytało i dużo gadało, szczególnie o chęci odkrycia drogi morskiej do Indii, więc gdy tak czytał i słuchał jak inni rozprawiają, wywnioskował, że hej, przecież skoro Ziemia jest okrągła, to wystarczy dostatecznie długo płynąć na zachód, żeby od drugiej strony dopłynąć do Indii. No genialne, nie? Jako że żeglował dużo, to w pewnym momencie trafił do Portugalii i tam postanowił przekonać kogo trzeba do przekazania mu kasy na wyprawę do Azji. No trochę mu nie pykło, wszyscy go wyśmiali, więc Krzysiek, ani trochę niezrażony, udał się do Hiszpanii. Niestety, kraj korrid toczył akurat walki z Arabami o wyparcie ich z Półwyspu Iberyjskiego. Tzw. rekonkwista zakończyła się w 1492 r. i to jej zakończenie jest główną przyczyną rozpoczęcia wyprawy przez Kolumba. Wtedy bowiem Izabela Kastylijska i jej mąż, Ferdynand Aragoński (dokładnie w tej kolejności, on nie miał w tym małżeństwie nic do gadania), mieli wystarczająco kasy, aby sfinansować wyprawę naszego odkrywcy. Dostał więc trzy statki (Pintę, Niñę i najsłynniejszą Santa Marię) i wyruszył na podbój Indii. Niestety, Krzysiu był takim trochę humanem i nie bardzo umiał liczyć - przez błąd w obliczeniach, kurs przesunął mu się nieco za bardzo na południe, a poza tym zamiast średnicy globu obliczył promień i ten obliczony promień uznał za średnicę. Znacznie skróciło mu to hipotetyczną drogę, więc gdy ta zaczęła się wydłużać zaczął ogarniać, że coś mu nie wyszło. Dlatego gdy pewnego razu ktoś z oka okrętu (nie bocianiego gniazda - to bardzo potoczna i dość żałosna nazwa) zakrzyknął „ziemia na horyzoncie!", Krzysiu był w niebie. W końcu odkrył drogę morską do Indii! Dopłynęli do jakiejś małej wysepki, potem do takiej trochę większej i, zebrawszy znalezione tam złoto i, uwaga, papugi, wrócili do Hiszpanii, ogłaszając swój sukces. Trochę później okazało się, że Kolumb dopłynął na Bahamy i Kubę, ale to taki mały szczególik.

Później Kolumb odbył jeszcze trzy wyprawy, udało mu się odkryć kilka wysp Ameryki Środkowej, ale ostatnia, czwarta podróż, była zupełną klapą. Chciał udowodnić Da Gamie, że z zachodu też da się do Indii dotrzeć, ale podczas podróży poważnie się rozchorował. Do tego doszły jeszcze problemy z prawem. Zmarł w hiszpańskim więzieniu, samotny i rozgoryczony. Powszechnie panuje przekonanie, że Krzysiu do końca życia był przekonany, że dopłynął do Indii, ale ostatnio historycy wyciągają z jego listów wnioski, że wiedział, jakiego tak naprawdę dokonał odkrycia. Warto też wiedzieć, że Krzych był po prostu małą gnidą. Podczas pierwszej wyprawy, zdając sobie sprawę z beznadziejnej długości kursu, ogłosił dla marynarzy konkurs - kto pierwszy zobaczy ląd, ten dostanie złotą monetę. Pewnego ranka Krzysiu obudził się wcześnie i usłyszał czyjś niewyraźny głos z oka okrętu krzyczący „ziemia!". Wybiegł, wytrzeszczył oczęta i rzeczywiście - na horyzoncie majaczył się zarys ziemi. Zaczął się drzeć w niebogłosy, wszyscy się zlecieli i kto odkrył ląd? No oczywiście, że Kolumb! Biednego gostka z oka nikt bowiem nie usłyszał - Krzychu skutecznie go zagłuszył. Inna rzecz - ponoć pierwszymi słowami Kolumba po zobaczeniu Indian było „Hmm, ciekawe za ile sprzedam ich w Europie?" Przyjemniaczek. A dla tych, którzy uważają „No, gdyby nie było Ameryki, to Kolumb przecież opłynąłby Ziemię i dotarł do Indii" - nie, nie dotarłby. Zapasy żywności i słodkiej wody skończyłyby mu się w połowie drogi, na środku oceanu.

Równie ciekawą wyprawą była ta, która doprowadziła do odkrycia Przylądka Dobrej Nadziei (dla nieogarniętych - to w RPA). Bartolomeu Dias, bo to on tego dokonał, dostał w 1487 r. zadanie zbadania wybrzeży Afryki. Wyruszył z kilkoma okrętami, ale w pewnym momencie rozpętała się burza i sztorm. Było niewesoło, zwłaszcza, że jak się w końcu rozpogodziło, nikt za bardzo nie wiedział, gdzie się znaleźli. Dias nakazał pożeglować na wschód, bo to wydawało mu się logiczne, skoro chciał dotrzeć na wybrzeże. Ląd jednak się ociągał i nie za bardzo chciał pojawić się na horyzoncie, więc dowódca zarządził zmianę kursu na północ - wszak pewnie już Afrykę ominął, to może do Indii dotrze! Cóż, o Azję nawet nie zahaczył, ale w końcu dotarł do nazwanego tak przez siebie Przylądka Burz (zmieniono nazwę na Przylądek Dobrej Nadziei, bo dawał nadzieję na dopłynięcie do Indii). Bartek chciał iść za ciosem i popłynąć do Azji, ale załoga mu się zbuntowała, zatem musiał wrócić do Portugalii. Podstawy jego wyprawy wykorzystał potem Vasco Da Gama, który w 1498 r. jako pierwszy dotarł przez morze do Indii (nic szczególnie ciekawego się tam nie działo, więc odpuszczę sobie opisywanie).

Ostatnim najważniejszym odkrywcą jest Ferdynand Magellan, który opłynął świat. A właściwie to był blisko, bo zaciukali go mniej więcej w połowie. Jak do tego doszło? Ano tak, że pewnego dnia Ferdziu odkrył mapę, na której zaznaczono jakieś tajemne przejście na Morze Południowe. Miało prowadzić na Wyspy Korzenne, które stanowiły istne zagłębie wypełnione przyprawami (wiecie, tu Kamis, tam Prymat itp.). Ferdziu namówił kolegę, Ruya Faleiro, i razem dostali kasę na wyprawę pod banderą Hiszpanii. Wypłynęli w 1519 r. i płynęli tak sobie, aż w końcu dotarli do cieśniny, którą Ferdek nazwał Cieśniną Wszystkich Świętych (bo odkryli ją pierwszego listopada), a którą potem nazwano Cieśniną Magellana (to na krańcu Argentyny). W tym momencie zostało około stu ludzi. Z dwustu siedemdziesięciu. Część się zbuntowała i ich zabili, część uciekła, a niektórzy poumierali z głodu i na różne choroby, np. szkorbut (gnicie dziąseł). W końcu dopłynęli na wyspę Cebu (Indonezja). Tam część załogi zbuntowała się, a wspaniałomyślny władca Cebu zaoferował Ferdkowi pomoc w rozprawieniu się ze zbuntowanymi. Magellan powiedział jednak „Yyy, no chyba nie, moi ludzie są lepsi od twoich, dzikusie". No ale jednak nie byli, bo buntownicy go zabili. Bywa. Reszta załogi kontynuowała wyprawę i po trzech latach dotarli z powrotem do Hiszpanii. Było ich osiemnastu. Jak już mówiłam, z dwustu siedemdziesięciu. Ale opłynęli świat. Yay!

Wielkie odkrycia geograficzne kończy odkrycie Australii przez Willema Janszoona w 1606 r. (potem oczywiście ludzie też żeglowali i odkrywali nowe ciekawe rzeczy, ale nie w takiej częstotliwości jak wcześniej).

REFORMACJA

Możecie być wyznawcą dowolnej religii, ale jeśli nie uznacie reformacji za jedno z najważniejszych wydarzeń w historii Europy, to... współczuję. Ikoną tego ruchu, nie bez przyczyny, stał się Marcin Luter, ale trzeba pamiętać o pewnym gostku, który zaczął wszystko ciut wcześniej i niewykluczone, że zainspirował Lutra do jego spektakularnego sprzeciwu.

Jan Hus był czeskim profesorem, który bardzo nie podobała się ówczesna polityka Kościoła. Księża mieli bowiem wtedy wiele na sumieniu - powszechne były sprzedaże odpustów (dziś w promocji za 19,99!), załatwianie krewnym ciepłych posadek w duchowieństwie czy jakieś kobiety i dzieci na boku, a przy tym nie musieli płacić tyle podatków. No można było się wkurzyć. Do tego w Anglii działał niejaki John Wycliffe (lub Jan Wiklef. Auć), który chciał narodowych języków w liturgii (a nie łaciny) i powrotu księży do ubóstwa, co trochę się im nie spodobało. Jaśka zapuszkowali, ale drugi Jaś, ten czeski, zaczął promować jego zdanie w Czechach, dodając do tego swoje własne postulaty. Z czasem grupa jego followersów wzrastała, a z nimi osoby kręcące na jego widok nosem. Wezwali go więc czym prędzej na sobór w Konstancji, a Zygmunt Luksemburski dał mu list żelazny - nie że był metalowy, tylko gwarantował ochronę jego życia. Kij to dało, bo biskupi uznali, że dokument był świecki, a oskarżenia kościelne, więc w 1415 r. spalili Husa na stosie. Stało się to przyczyną późniejszych wojen husyckich, ale nie o tym będę mówić. Ważne, że Jasiek podjął pierwszą tak poważną próbę oporu wobec duchowieństwa, co mogło bardzo zainspirować Lutra do działania.

Oczywiście działania Husa nie były jednym czynnikiem, który popchnął Marcina do jego kroku. Przyczyn było wiele, kilka najważniejszych warto wymienić:

- zeświecczenie/laicyzacja duchownych, czyli ich coraz większe nadużycia, niepostępowanie zgodnie z duchem chrześcijańskim;

- nepotyzm w Kościele - obsadzanie wysokich stanowisk swoimi krewnymi;

- nikolaizm - łamanie zasad celibatu przez księży (w końcu kimś musieli te stanowiska obsadzać, przecież nie dadzą jakiemuś pierwszemu lepszemu wykształconemu teologowi, tylko swojemu synkowi);

- symonia - handel urzędami kościelnymi (można było sobie kupić np. święcenia biskupie);

- niedoedukowanie księży;

- sodomia - szerzący się homoseksualizm wśród księży (przy czym niektórzy lubowali się szczególnie w młodych chłopcach, więc pedofilia też nikogo nie dziwiła);

- fiskalizm papiestwa, czyli wielość opłat, jakie musiały być płacone. Oprócz tradycyjnej dziesięciny, którą płacił każdy obywatel i świętopietrza, czyli podatku państwa na rzecz Kościoła, zdarzały się dodatkowe, niemałe sumki, np. na budowę nowych kościołów;

- msze po łacinie i w dodatku tyłem do wiernych - czasami nawet homilie były po łacinie, więc taki przeciętny chłop mógł naprawdę dużo z Kościoła wynieść;

- i najsłynniejsza - sprzedaż odpustów. Wyglądało to tak, że jechało się do kościoła - im ważniejszego, tym lepiej - szło się do spowiedzi i dostawało papierek potwierdzający odpuszczenie grzechów (bo na słowo nie zawsze ludzie ludziom wierzyli). Z czasem zaczęło dochodzić do takich paranoi, że jak zbierano kasę na przebudowę kościoła, to odpust dostawało się nawet bez spowiedzi, za to w zamian za odpowiednią sumkę. Muszę tu jednak zaznaczyć, że protestanci nieco rozdmuchali tę sprawę i zrobili Kościołowi bardzo zły pijar.

Luter był niemieckim doktorem teologii, który jak na dłoni widział wszystkie te nadużycia. W końcu wyjął z uszu słuchawki, wyłączył Kiedy powiem sobie dość, spisał swoje postulaty (wyszło mu ich 95) i przybił w bardzo widocznym miejscu, bo na drzwiach kościoła w Wittenberdze. Stało się to w 1517 r. i wywróciło wszystko do góry nogami. W 1518 r. dostał pilne wezwanie na sejm, ale przestudiował uważnie historię Husa i stwierdził, że w sumie jeszcze trochę by pożył, więc się nie pojawił (pamiętajcie, jak będziecie chcieli reformować Kościół, to nie przyjmujcie żadnych zaproszeń od ważnych ludzi. Tak na wszelki wypadek). W 1521 r. Lutra ponownie wezwali na sejm, lecz tym razem cesarz Karol V dał mu list żelazny. Luter tylko uśmiechnął się i grzecznie odmówił (uczcie się). Wtedy Karol się wkurzył, ekskomunikował Marcina, a jego zwolenników wywalił z sali obrad. Ci zaczęli przeciw temu protestować i to od nich wzięła się nazwa protestanci (nie od samego Lutra i jego protestu). Marcin tymczasem usiadł sobie na spokojnie pod opieką elektora saskiego Fryderyka III Mądrego i wziął się za tłumaczenie Biblii na język niemiecki i spisywanie zasad swojej wiary takich jak:

- jedynym źródłem wiary była Biblia, odrzucono wszelkie żywoty świętych czy apokryfy (teksty spoza kanonu biblijnego);

- komunia pod dwiema postaciami: chleba i wina;

- ograniczenie ilości sakramentów do dwóch: chrztu i eucharystii;

- uproszczenie liturgii i sprawowanie jej w języku narodowym;

- odrzucenie kultu świętych, relikwii, świętych obrazów;

- zniesienie celibatu;

- odrzucenie zwierzchności władzy papieskiej.

W 1530 r. zasady zostały oficjalnie spisane w tzw. wyznaniu augsburskim (Confessio Augustana). W międzyczasie pojawił się jeszcze pewien pan, nazywał się Thomas Münzer. Spodobały mu się reformy Lutra, ale jego zdaniem były wciąż za mało radykalne. Zapoczątkował więc anabaptyzm, który zachowywał wszystkie postulaty Marcina, ale dodawał do tego chrzest dorosłych, a nie dzieci - zakładał też pewne kwestie społeczne, takie jak zniesienie podziału stanowego, własności prywatnej i powiązań feudalnych (komuno, [nie] przybywaj). Między 1525 a 1526 r. toczyła się tzw. wojna chłopska, zapoczątkowana przez Münzera, jednak nie przyniosła spodziewanych przez niego rezultatów - została krwawo stłumiona, a samego Tomka ścięto.

W 1531 r. powstał Związek Szmalkaldzki, mający bronić praw protestantów, a w latach 1546-1555 brał czynny udział w dwóch wojnach - szmalkaldzkich, rzecz jasna. Ich skutkiem był pokój w Augsburgu, na którym uchwalono zasadę Cuius regio, eius religio, czyli czyja władza, tego religia. Oznaczało to, że jeśli władca danego landu był katolikiem, jego poddani tez musieli nimi być, jeśli zaś rządził luteranin, ludzie mieli postępować jak on.

To tyle, jeśli chodzi o protestantyzm w Niemczech. Warto jeszcze wspomnieć o Szwajcarii, bo pojawił się tam niejaki Ulrich Zwingli. Natchniony ideami Lutra stworzył swoją własną religię (w myśl zasady „I ty możesz stworzyć swój własny kult!") - zwinglizm. Zakładał m.in., że powinno się wrócić do wiary pierwszych chrześcijan, a co za tym idzie odrzucić większość tekstów, będących podstawami wiary, postulował zniesienie celibatu oraz praktycznie zlikwidował msze, ograniczając je do nabożeństwa z przyjęciem komunii. Skutkiem tych reform były tzw. dwie wojny kappelskie, z których pierwsza zakończyła się bez żadnych działań militarnych - obie strony wypowiedziały sobie wojnę, ale z powodu niechęci obu armii do walki, nie stoczono żadnej bitwy. Druga wojna była już ciut bardziej krwawa i zakończyła się przegraną protestantów.

Muszę napisać co nieco o Francji i na początek wypadałoby wiedzieć, że protestantów we Francji nazywało się hugenotami - od przywódcy Besançon Huguesa. Najpopularniejszą formą protestantyzmu we Francji stał się kalwinizm, pochodzący od Jana Kalwina (nie wiem, co jest z tym imieniem, jest bardzo rewolucyjne). Był dość radykalny i zakładał tzw. Izbę Napomnień - jeśli kobieta miała np. rozpuszczone włosy, otrzymywała napomnienie. Za drugie szła na stos. Jak możecie się domyślić, w dość dużej ilości osób ta religia rozpaliła entuzjazm. Najważniejszym postulatem kalwinizmu była jednak predestynacja, czyli przeznaczenie człowieka do zbawienia lub potępienia. Wbrew pozorom miało to nawet sens - wszak jeśli Bóg jest wszechmogący, to jak może nie znać dokładnie życia każdego człowieka i na jego podstawie przeznaczyć go do Nieba lub Piekła? Skutkiem reformacji we Francji była tzw. wojna trzech Henryków (bo bili się tam Henryk III - nasz Henryk Walezy, Henryk de Burbon i Henryk Gwizjusz) oraz dwie rzezie hugenotów - pierwsza w Wassy w 1562 i druga w Paryżu w 1572 (znana jako noc św. Bartłomieja). Stamtąd pochodzi powiedzenie „Paryż wart jest mszy". Słowa te wypowiedział Henryk de Burbon, gdy porzucił wiarę protestancką, przyjmując katolicyzm i koronując się na króla Francji.

I jeszcze tylko króciutko Anglia - przesławny Henryk VIII (ten od sześciu żon) zażądał od papieża rozwodu z Katarzyną Aragońską (nie mylić z Aragornem). Papież powiedział „Co ty dajesz?", więc Heniek zmusił biskupów do uznania go za głowę Kościoła, rozwiódł się i ożenił z Anną Boleyn. Papież go ekskomunikował, ale król za bardzo się nie przejął i w 1534 r. ogłosił Akt supremacji, gdzie ustanowił Kościół anglikański i powiedział papieżowi sayonara. Jego syn, Edward VI, próbował rozpowszechniać kalwinizm, ale królowa po nim, Maria Tudor, zaczęła bardzo radykalnie promować powrót do katolicyzmu. Na tyle radykalnie, że zarobiła sobie przydomek Krwawa Mary. Jej następczyni, Elżbieta I, na dobre zaprowadziła jednak anglikanizm, który rządzi w Anglii do dziś.

No i na koniec (reformacji) parę słów o reakcji Kościoła, bo zareagował on tzw. kontrreformacją (kreatywna nazwa, nie ma co). W 1545 r. zwołano sobór trydencki, którego najważniejsze postanowienia macie tu:

- jako źródło wiary podtrzymano Biblię i inne pisma, postanowienia soborów, teksty świętych itp.;

- umocniono pozycję wszystkich siedmiu sakramentów;

- drogą do zbawienia nadal miały być dobre uczynki, ale też jałmużna i odpusty;

- potępiono predestynację;

- stworzono seminaria duchowne, mające kształcić przyszłych duchownych;

- księża mieli nosić jednolite sutanny oraz przestrzegać celibatu; - powołano Święte Oficjum, walczące z wszelką herezją;

- założono Towarzystwo Jezusowe, czyli zakon jezuitów, mający szerzyć wiarę katolicką, nawracać protestantów i tworzyć szkoły;

- ogłoszono przesławny Indeks ksiąg zakazanych, czyli listę pism, których ludzie nie mieli prawa posiadać. Co ciekawe, znalazła się na niej Biblia, a to dlatego, że gdy czytacie ją samemu, możecie ją zinterpretować nieprawidłowo.

KULTURA

Jak możecie się domyślić, kultura renesansu jak najbardziej dystansowała się od średniowiecza, a zaczęła wracać do wzorców ze starożytności. Dlatego nastąpił prawdziwy boom, jeśli chodzi o wszelkiego rodzaju łuki, arkady (rzędy połączonych kolumn), portyki (takie kamienne daszki nad wejściem oparte na kolumnach), loggie (wnęki w budowlach) czy kopuły, dużo kopuł. Dość łatwo pomylić renesans z klasycyzmem, jest jednak jedna zasadnicza różnica - pierwsza epoka była bogata, występowało dużo zdobień i różnych dodatkowych kolorów, a w przypadku tej drugiej zdecydowanie dominowała biel i prostota. Duża rolę odgrywały plany miast, miały być idealne pod względem proporcji i symetryczności (dlatego tak rozkosznie patrzy się na budowle renesansowe). Najsłynniejszymi przykładami budowli z tego okresu są rzymska bazylika św. Piotra, Krzywa Wieża w Pizie albo ratusze w Zamościu i Poznaniu, w których jestem absolutnie zakochana.

Co do literatury, największą rolę odegrał Gutenberg ze swoją prasą, którą opisałam w zeszłym wpisie. Mole książkowe w końcu mogły się czytelniczo rozwijać, a i autorów znacznie przybyło. Twórcy przestali też pisać te moralizatorskie bajeczki - skupiali się na polityce, religii, zaczęli się też interesować zależnościami społecznymi. Powinniście kojarzyć Niccolò Machiavelliego i jego Księcia ze wskazówkami dla rządzących i tą przeklętą zasadą dążenia do dobra państwa za wszelką cenę (zwaną po tatusiu makiawelizmem). Po drugiej stronie barykady stanął Tomasz Morus ze swoją Utopią, którą nazywam czasami premanifestem, bo jego społeczeństwo było bez żadnych podziałów i własności prywatnej, co nigdy nie przynosiło dobrych skutków. Te i inne dzieła polityczne tworzono oczywiście po łacinie, ale takie bardziej „masowe" książki nierzadko pisano w językach narodowych. Za przykład podajmy chociażby włoską Boską komedię Dantego Alighieri czy hiszpańskiego Don Kichota z La Manchy Miguela Cervantesa (która była także parodią etosu rycerskiego).

Prawdziwym przełomem w sztuce renesansowej, a konkretniej w malarstwie, okazało się odkrycie perspektywy liniowej, czyli takiej, która pozwala przedstawiać wszystko trójwymiarowo, dając wrażenie głębi. W średniowieczu malowano dwuwymiarowo, dlatego wszystkie te Maryje i Jezusy byli płascy jak kartki. Oprócz sposobu zmieniła się tez tematyka prac - motywy biblijne oczywiście nadal się pojawiały (freski w Kaplicy Sykstyńskiej Michała Anioła), ale coraz częściej sięgano też do miologii (Narodziny Wenus Sandro Botticellego - swoją drogą to nazwisko to tak naprawdę szyderczy pseudonim, oznaczający otyły albo niski) i malowano portrety nie świętych, tylko zwykłych ludzi, którzy mieli oczywiście dość kasy. Niektórzy robili też sobie selfie, czyli autoportrety - w średniowieczu chyba by zeszli na zawał widząc taką praktykę. Znaczenie miało też tło, najczęściej jakiś pejzażyk, podkreślający odejście od średniowiecza, gdzie tła po prostu nie było.

Co do rzeźby, znacznie rozwinęła się umiejętność obserwowania ludzkiego ciała, co przełożyło się na zadziwiającą dokładność w proporcjach i detalach (patrz: Dawid Michała Anioła). Zaczęto też ubierać postaci w strój Adama, zresztą nie tylko w rzeźbie, lecz też na obrazach. Trendem były także pomniki konne, których powstało wtedy naprawdę sporo. Warto pamiętać o tzw. pozie sansovinowskiej, która obeznanym jednoznacznie kojarzy się z renesansem, a mniej obeznanym z... luzactwem. Są to bowiem posągi nagrobne o bardzo charakterystycznym kształcie - człowiek podpiera tułów na łokciu, jedną nogę ma ugiętą w kolanie, a druga leży swobodnie wyprostowana. No to przyznajcie się, ile razy leżeliście w pozie sansovinowskiej? ;)

Powinnam powiedzieć parę słów o filozofii, bo idealnie odzwierciedlała ideały epoki. Najpopularniejszym nurtem stał się humanizm, zakładający antropocentryzm (postawienie ludzi, nie Boga, w centrum uwagi) i indywidualizm. Wykształciło się też pojęcie człowieka renesansu, które zresztą przetrwało do dziś i nie oznacza kogoś, kto przeniósł się w czasie, tylko kogoś, kto interesuje się wieloma, często odległymi od siebie rzeczami. Powszechne były też arystotelizm i platonizm - jak sama nazwa wskazuje wracały do starożytnych, czyli Arystotelesa i Platona - oraz filozofie wprost ze starożytnej Grecji, np. stoicyzm, sceptycyzm czy epikureizm.

WOJNA POLSKO-GDAŃSKA

To były najważniejsze wydarzenia renesansu, ale nie mogę nie wspomnieć o jednym, mało znanym incydencie. Jest bowiem jedno przekozackie miasto, które wytoczyło wojnę Polsce. Tak, przeczytaliście dobrze - jedno samotne miasto (nie związek miast, jak np. Hanza) wypowiedziało wojnę całemu państwu. Tym miastem jest Gdańsk. Za króla Batorego leżało ono bowiem normalnie w granicach Rzeczypospolitej Obojga Narodów, ale cieszyło się dość dużą autonomią.

Królowi nie było to zbytnio w smak, bo przez to mniej kasy z handlu morskiego leciało do skarbu Rzeczypospolitej. Nie będę tu opisywać wszystkich przyczyn i całego przebiegu walk, bo post rozrośnie się horrendalnie - powiem tylko, że Batory oblegał Gdańsk ponad pół roku i totalnie mu to nie wychodziło, bo miasto bez trudu dawało sobie radę. W końcu obie strony uległy i władze miejskie dogadały się z Batorym, że zapłacą kontrybucje (które praktycznie wcale nie uderzyły w dobro miasta), a w zamian dostaną z powrotem pełnię praw i wolności, wynoszące na bardzo uprzywilejowaną pozycję. Także tego. Są tu jacyś gdańszczanie? Kochani, możemy być dumni z naszego cudownego miasta (co prawda potem z Leszczyńskim poszło nam ciut gorzej, ale ćś)!

I dotarliśmy do końca. Gratuluję Wam wytrwałości, ale jednocześnie nie mogę nie wspomnieć, że to tylko skrawek tego, co się w renesansie działo. Żądnych dalszych fascynujących historii zapraszam w odwiedziny do mojego nowego dziecka - na moim profilu (PuchatyRosomak) znajdziecie Historię z pazurem.

Mam nadzieję, że zobaczę Was jeszcze u mnie. ;)

PuchatyRosomak

Continue Reading

You'll Also Like

56.9K 1.1K 41
Metody ✅ Dodatki do skryptów ✅ Odpowiedzi na dręczące Cię pytania ✅ Bezpieczeństwo w skrypcie ✅ Wytłumaczenie rzeczy wspomagających shifting ✅ Już ni...
17.5K 1K 23
Myślę że tytuł mówi sam za siebie.
669K 61.5K 99
Zwycięzca Wattonators 2017 w kategoriach "Wujcio dobra rada" i "Świetny pomysł". Napaliłeś się na pisanie własnego opowiadania, jednak wciąż masz pro...
176K 23.9K 133
Chyba każdy z nas zastanawiał się kiedyś, jak pisać, żeby było dobrze. Spoiler: tu nie znajdziecie odpowiedzi. Jeszcze większy spoiler: nie znajdziec...