Zakończony || Serce Wybrańca...

By ELfaba93

11.6K 1.1K 181

Na początku była wielka radość, bo Harry Potter pokonał Voldemorta. Zabił go, uwalniając tym samym świat czar... More

PROLOG: Uwierz w bajki
01: Bilans strat
02: Biała sala
03: Ślady na dywanie
04: Insynuacje
05: Trudne decyzje
06: O krok
07: Strach o córkę
09: Dolina Godryka
10: Nocny gość
11: Sprzymierzeniec
12: Zaufanie
13: Sny na jawie
14: List z Hogwartu
15: Wsparcie
16: Niespodziewana wizta
17: Pełnia księżyca
18: Nowe miejsce
19: Najsilniejsze uczucie
20: Serce Wybrańca
21: Droga do przebaczenia
22: Wolność
Epilog: Bajka trwa

08: Niebezpieczeństwo

393 44 10
By ELfaba93

W Muszelce pozbierasz myśli...

Z niewielkiego okna na piętrze roznosił się widok na morze. Ginny siedziała na szerokim parapecie, obejmując nogi rękoma. Ostry wiatr rozwiewał jej rozpuszczone włosy. Słyszała głośny szum fal obijających się o skalisty klif i skrzekot mew. W powietrzu czuć było morską sól.

Bezczynność zaczęła ją przerastać. Tak wiele razy obiecywała sobie, że odnajdzie serce Harry'ego, ale za każdym razem kończyło się to tak samo. Nie miała pojęcia, od czego zacząć. Wpatrywała się beznamiętnie w błękit nieba, mając nadzieję, że gdzieś tam znajdzie wskazówkę.

W końcu odważyła się zejść z parapetu. Rozejrzała się po swoim niewielkim pokoju. Denerwowała ją biel ścian i jasny parkiet. Wszystko wydawało się sterylne i czyste. Jej myśli nie potrafiły się przyzwyczaić. Zrozumiała, że jeśli zostanie tutaj dłużej, to zwariuje. O dziwo, potrzebowała czegoś innego, mroku. Snape sam powiedział, że wycięcie serca ma związek z czarną magią. Skoro tak, to odpowiedzi na pewno nie znajdzie w jasności.

Ginny w pośpiechu dopadła szafy na ubrania i przebrała się w ciemne spodnie i sweter. Włosy związała w ciasny warkocz, aby jej znak rozpoznawczy nie rzucał się zbytnio w oczy, i chwyciła brązową pelerynę z szerokim kapturem. Nie założyła jej, aby nie wzbudzać niepotrzebnych podejrzeń.

Na palcach wyszła z pokoju. Bill od rana był w pracy, ale z parteru usłyszała krzątaninę Fleur. Nie mogła wyjść bez słowa, bo znów podnieśliby niepotrzebny alarm. Na miękkich kolanach zeszła ze schodów i wkroczyła do pięknej kuchni. Widok wychodził na morze i właśnie dlatego jedna ściana była zupełnie oszklona, dając poczucie bliskości z niebezpiecznym żywiołem. Tam również było jasno, a na suficie znajdowała się piękna mozaika z muszli.

Przy kuchennej szafce stała Fleur. Jej uroda idealnie wpasowała się do wnętrza. Długie, jasne włosy sięgały jej pasa, a zgrabne nogi wychodziły spod eleganckiej, niebieskiej sukienki. Stała tyłem, więc w pierwszej chwili nie zauważyła Ginny. Dopiero kiedy odchrząknęła głośno, kobieta odwróciła się i popatrzyła na nią jasnymi oczami. Na jej pełnych wargach pojawił się uśmiech.

Oui? – zapytała.

– Chciałam wyjść na jakiś czas – rzekła szybko Ginny. – Umówiłam się z Luną na Pokątnej – skłamała gładko. Wiedziała, że gdyby miała do czynienia z Billem, to od razu rozpoznałby, że nie mówi prawdy.

Oui, to nie jest więzienie, możesz iść – powiedziała Fleur, kiwając delikatnie głową.

Ginny podziękowała jej uśmiechem, odwróciła się.

– Poczekaj... – Usłyszała głos kobiety. – Jest bardzo ładna pogoda. Załóż coś cieńszego i nie bierz płaszcza, bo ci się nie przyda.

Ginny popatrzyła na swoje ubranie i zestawiła je z letnią sukienką Fleur. Może i pogoda była ładna, ale dziewczyna wątpiła, aby było na tyle ciepło, aby ubrać coś takiego.

– Wolę mieć ją w razie czego – wytłumaczyła, wskazując pelerynę.

A potem wyszła z domu i zeszła z niewielkiego klifu, aby nie teleportować się z posesji jej brata. Tam nałożyła na siebie pelerynę i naciągnęła kaptur, chowając pod nim rude włosy. Miała trochę czasu, to normalne, że spotkanie z Luną mogłoby się przedłużyć.

* * *

Nie powinna się teleportować. Nie miała jeszcze siedemnastu lat i formalnie nie dostała zaliczenia tej umiejętności. Wiele ryzykowała i trochę się zdziwiła, że Fleur nie poruszyła tego tematu przed wyjściem. Prawdopodobnie w ogóle o tym nie pomyślała.

Ze względu na dużą odległość lądowanie nie było przyjemne. Zachwiała się niebezpiecznie, ale z ulgą stwierdziła, że wszystkie części ciała są na swoim miejscu. Gdyby się rozszczepiła, to mogłaby zapomnieć o samodzielnym opuszczaniu Muszelki.

Rozejrzała się niespokojnie. Znajdowała się w ciemnej, wąskiej uliczce otoczonej rozpadającymi się kamienicami. Poczuła nieprzyjemny zapach zgnilizny, a jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Sama chciała się tu zjawić, a teraz za wszelką cenę powstrzymywała się od ucieczki.

Naciągnęła mocniej kaptur, żałując, że nie spróbowała ukryć jakoś piegów. Wzięła kilka głębokich wdechów i ruszyła przed siebie. Szybko okazało się, że wąska uliczka była jednym z najbezpieczniejszych miejsc na Nokturnie.

Starała się pewnie stawiać kroki, ale i tak miała wrażenie, że drżące kolana za chwilę odmówią jej posłuszeństwa. Zastanawiające było to, że choć niebo było bezchmurne, to ulice pogrążone były w mroku. Podejrzane osobniki w podartych łachmanach mierzyły ją nabrzmiałymi od krwi oczami i szczerzyły niemal zupełnie czarne i połamane zęby. Dziewczyna poczuła się bezpieczniej, kiedy zacisnęła palce na trzonku różdżki.

W powietrzu unosił się nieprzyjemny swąd alkoholu, potu i spalenizny.

Co dalej? – zapytała się w myślach. – Zjawienie się tutaj było czystym szaleństwem.

Rozejrzała się niepewnie. Wiedziała, że aurorzy co jakiś czas robili nalot na to miejsce. Gdyby któryś z nich się tu zjawił i ją zobaczył, to miałaby problemy, o których wolała teraz nie myśleć.

Ginny poczuła, że zaczyna się coraz bardziej denerwować. Zimna strużka potu spłynęła po skroniach, a cała zawartość żołądka podeszła do gardła. I nagle czyjaś dłoń chwyciła ją za ramię. Jęknęła, kiedy szponiaste palce wbiły się w skórę. Nawet gruba peleryna nie dała jej ochrony.

Ze strachem obróciła głowę i spojrzała prosto w czarne oczy starszej kobiety. Czarownica wyglądała przerażająco. Jej ciemne włosy były brudne, a tiarę, którą miała na głowie, pokrywał splot pajęczyn. Wygięła usta w ironicznym uśmiechu, ukazując sznur połamanych zębów.

– Szukasz czegoś, panienko? – spytała, próbując zerwać jej z głowy kaptur.

Dziewczyna odskoczyła nerwowo, wpadając na kolejną postać. Niskiego, garbatego mężczyznę bez nosa. Z jej ust wyrwało się ciche jęknięcie.

– Nie chcemy tu takich jak ty! – wrzasnął, wymachując nerwowo ręką.

– Przepraszam, ja chcę się dostać do sklepu Borgina i Burkesa – powiedziała i dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że nie powinna się tłumaczyć.

Garbaty mężczyzna zaśmiał się głośno, a kobieta znów chwyciła ją za ramię. Ginny zauważyła, że cała scena przyciągała coraz więcej gapiów. Czuła, że jest w potrzasku. Nie miała gdzie uciec, bo przerażający czarodzieje otaczali ją z każdej strony.

– Sklep jest zamknięty – rzekła czarownica, dotykając jej policzka. Poczuła ból, kiedy jej paznokieć wbił się w gładką skórę. Była jednak zbyt przerażona, głos uwiązł jej w gardle.

– W takim razie powinnam już iść – jęknęła, co wywołało jeszcze głośniejszy śmiech jej prześladowców.

– Co taka dziewczynka szuka u Borgina i Burkesa? – dopytywała się dalej kobieta. – Może my jakoś ci pomożemy.

Krąg zaczął się zacieśniać, a ona poczuła, że nogi odmawiają jej posłuszeństwa. Jakie miała szanse, że uda jej się wyciągnąć różdżkę? A nawet jakby, ilu z nich będzie w stanie oszołomić? Dwóch? Góra trzech...

– Zostawcie ją. – Usłyszała po chwili, a kolana się pod nią ugięły.

Głos był jej znany, ale w tamtym momencie nie potrafiła powiedzieć, do kogo należał. Nie miało to większego znaczenia, ktoś stanął w jej obronie i to było najważniejsze. Obrzydliwa czarownica cofnęła rękę, a tłum rozstąpił się, aby ów osobnik mógł przejść.

Dopiero kiedy wysoki czarodziej stanął naprzeciwko niej, zrozumiała, że za wcześnie na radość. W zasadzie powinna bać się jeszcze bardziej. Mężczyzna był wychudzony i przypominał cień dawnego siebie. Jego blond włosy sięgały ramion. Nie były spięte, a każdy sterczał w inną stronę. Uniosła głowę i spojrzała prosto w szare oczy Lucjusza Malfoya. Kiedy ich wzrok się spotkał, na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmiech, a Ginny zrozumiała, że ją poznał.

– No proszę – rzekł i jednym ruchem ściągnął z jej głowy kaptur. – Aurorzy podstawili cię jako przynętę?

Nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciała – powiedziała w myślach, zaciskając mocniej palce na różdżce.

Ktoś się zaśmiał, inny głos wydał z siebie siarczyste przekleństwo pod adresem pracowników Ministerstwa Magii.

– Nie – wydusiła z siebie i szybko pożałowała swoich słów.

Lucjusz zacmokał głośno i dotknął jej twarzy. Poczuła ciarki pod jego dotykiem.

– Masz rację – przyznał. – Artur nie pozwoliłby narażać swojej małej córeczki. Czego więc tu szukasz?

Znów cofnęła się o krok, ale jego dłoń była równie szybka. Złapał ją mocno za nadgarstek i wykręcił rękę. Przez jej głowę przeszła przerażająca myśl – ten mężczyzna nie miał już nic do stracenia.

– Chcesz poznać sposób na uratowanie Pottera? – zapytał, nie podnosząc głosu.

Ginny mechanicznie pokiwała głową, a Lucjusz uśmiechnął się ironicznie.

– Chodź za mną – oświadczył, a potem ruszył przed siebie.

Przez kilka sekund dziewczyna nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Lucjusz nawet się nie obejrzał, ale czy aby na pewno mogła uciec? Czarodzieje i czarownice w obdartych strojach zagradzali jej drogę. W każdej chwili któryś z nich mógł ją złapać. Tak naprawdę nie miała innego wyjścia. Poza tym jeśli będzie sama z Malfoyem, to istnieje większe prawdopodobieństwo, że sobie z nim poradzi.

Ktoś popchnął ją agresywnie, przez co omal nie straciła równowagi. Nie miała innego wyjścia. Szybkim krokiem ruszyła za jednym z największych wrogów jej ojca, marząc o tym, aby jakiś auror postanowił jednak się tu zjawić.

Szli labiryntem wąskich uliczek, w pewnym momencie dziewczyna miała wrażenie, że kręcą się w kółko. A potem Lucjusz się nachylił i otworzył właz prowadzący do podziemnego korytarza. Ginny rozejrzała się nerwowo. W okolicy nie dostrzegła żywej duszy. Mogła go zaatakować i spróbować uciec, ale wtedy mogłaby stracić okazję do zrobienia kroku w stronę rozwiązania zagadki Harry'ego. Przecież Ron wspominał, że byli więzieni w domu Malfoyów... a jeśli to tam wycięto serce jej ukochanego? Nie miała wyjścia, musiała postawić wszystko na jedną kartę.

– Zamknij za sobą właz. – Usłyszała.

Bez słowa weszła do tunelu, kiedy wykonała jego polecenie, w korytarzu zapanowała zupełna ciemność. Chwyciła się ściany, czując że serce przyspiesza w jej piersi. Nie odważyła się wyciągnąć różdżki i oświetlić sobie drogi. Cały czas słyszała przed sobą kroki Lucjusza i starała się podążać jego śladem.

Po kilku minutach, które zdawały się trwać wieczność, zatrzymał się. Usłyszała brzdęk zamka i skrzypnięcie drzwi.

I nagle zrobiło się jasno.

Wkroczyli do sporego, okrągłego pomieszczenia o niskim sklepieniu. Było to miejsce wypełnione po brzegi książkami, flakonami z dziwnymi substancjami, słoikami, z których spoglądały gałki oczne i mnóstwem innych przedmiotów, które nie przywoływały na myśl niczego dobrego.

Na środku stał obszerny stół, a na jego blacie leżała spora księga oprawiona w skórę. Lucjusz od razu zauważył, co przykuło jej uwagę.

– Tam znajdziesz odpowiedź – oświadczył, podchodząc do woluminu i dotykając okładki. – Ale nie sądzę, że to dobra lektura dla ciebie.

Ginny zacisnęła dłonie w pięść i nagryzła wargę. Od stołu dzieliło ją kilka kroków, ale miała wrażenie, że jej nogi są z ołowiu. Nie była w stanie oderwać stopy. Dlaczego, będąc na górze, nie zawiadomiłam nikogo z Zakonu? – przeszło jej przez myśl.

– Dlaczego te wszystkie rzeczy są tutaj? – zapytała, czując, jak atmosfera zaczyna gęstnieć. Miała wrażenie, że za chwilę nie będzie miała czym oddychać.

– A jak myślisz?

– Ukrywacie je przed ministerstwem i Zakonem – odpowiedziała, rozglądając się po półkach. – Więc dlaczego mi je pokazujesz?

Lucjusz uniósł wzrok i uśmiechnął się krzywo. W jego oczach dostrzegła coś, czego nigdy nie chciała widzieć. Chory błysk pożądania. Cofnęła się i jednym ruchem wyjęła różdżkę. Mężczyzna zaśmiał się głośno.

– Naprawdę nie mogę uwierzyć, że poszło mi tak samo łatwo jak z jedenastoletnią dziewczynką.

Lucjusz również wyciągnął różdżkę. Machnął nią nieznacznie, a w pierwszej chwili Ginny miała wrażenie, że nic się nie wydarzyło. Dopiero po sekundzie usłyszała świst przy swoim lewym uchu. W ostatniej chwili uchyliła się przed nadlatującym z zawrotną szybkością nożem.

Ostrze z głuchym brzdękiem opadło na podłogę. A ona popełniła karygodny błąd. Straciła z oczu Malfoya.

Crucio. – Usłyszała jego spokojny głos.

Zaklęcie ugodziło ją w pierś. Przez ułamek sekundy nie czuła nic. Osunęła się na kamienną podłogę, nie mogąc złapać tchu. Nawet nie zauważyła, kiedy różdżka wypadła jej z dłoni. Pierwsza fala bólu przyszła niespodziewanie powoli. Najpierw objęła jej głowę. Wbijała cienkie szpilki w skronie. Bała się tego, co za chwile miało się wydarzyć.

Krzyknęła.

W jej mięśniach i kościach zapłonął ogień. Krew zaczęła się buzować i gotować w żyłach. We wnętrzności wbiło się tysiące noży. Jej ciało wiło się w spazmach bólu, a głowa uderzała o twardą posadzkę.

I nagle, zupełnie niespodziewanie wszystko ustało. Ginny czuła, że jest cała mokra od potu. Włosy przykleiły się do twarzy. Nie mogła złapać tchu. I wtedy zdała sobie sprawę, że Lucjusz stoi przy niej.

Chwycił ją za nadgarstki i postawił na nogach, cały czas podtrzymując. Gdyby puścił, pewnie znów by upadła. Jednym ruchem odpiął jej pelerynę i rzucił na podłogę, a ją pchnął w kierunku stołu.

Ginny oparła się o chłodny blat, czując w ustach smak krwi. Była tak przerażona, że nie potrafiła racjonalnie myśleć. Jej wzrok padł na grubą księgę. Zmrużyła oczy, aby w słabym świetle odczytać jej tytuł.

Jak oszukać śmierć – wyszeptała.

– Co tam mruczysz?

Usłyszała kolejny świt, a potem poczuła ostry ból z tyłu uda. Krzyknęła, bojąc się odwrócić. Oparła czoło na zimnym blacie i dopiero po chwili zdała sobie sprawę, jak wielki popełnia błąd. Lucjusz się zbliżył i złapał ją za ręce. Z całej siły wykręcił do tyłu jej nadgarstki, a potem nachylił się nad jej uchem.

– Jak sądzisz, czego by nie chciał tatuś dla swojej ukochanej córeczki? – zapytał, a ona poczuła ostry odór alkoholu. Jak to możliwe, że wcześniej umknęło to jej uwadze?

Wzdrygnęła się, a oczy zaszły jej łzami, kiedy jego język dotknął jej ucha. Próbowała się poruszyć, ale nie miała siły wyrwać się z jego uścisku. Położył dłoń na pośladku. A potem zszedł coraz niżej, aż dotknął miejsca, które nadal przeszywał ogromny ból. Palce Lucjusza zacisnęły się na świeżej ranie.

Ginny wrzasnęła tak głośno, że rozbolała ją krtań.

– Jak będziesz grzeczna, to postaram się, aby blizna nie była zbyt widoczna – powiedział, a potem uniósł jej ciało i posadził na brzegu stołu.

Uniósł jej twarz i zmusił, aby spojrzała w oczy.

– Nie bierz tego do siebie – rzekł, a potem pchnął tak mocno, że uderzyła plecami w blat stołu. Straciła nadzieję, kiedy jego dłonie zaczęły siłować się z guzikiem jej spodni.

Ty byś mnie uratował – pomyślała.

I wtedy wydarzyło się coś, czego nie potrafiła racjonalnie wytłumaczyć.

* * *

Ginny zapomniała, jak się oddycha. W rękach trzymała opasłe tomisko w skórzanej oprawie, które dodatkowo owinęła znalezionym w magazynie materiałem. Miała wrażenie, że krew jest wszędzie. Na rękach, swetrze i spodniach tworzyły się szkarłatne plamy.

Przy każdym kroku umierała z bólu. Udo paliło ją tak bardzo, jakby ktoś dotykał je rozgrzanym do czerwoności żelazem. Dziewczyna oparła się plecami o ścianę starej kamienicy. Dyszała, a po jej twarzy płynęły łzy.

Nie wiedziała, co dalej robić. Jeśli ktoś się dowie o tym, co się stało, to do końca życia będzie musiała za to pokutować.

Wyciągnęła z kieszeni różdżkę. Na jedną chwilę skupiła wszystkie myśli, a potem teleportowała się w pobliże Muszelki. Tym razem nie utrzymała równowagi i upadła na ciepły piasek. Nie powstrzymała krzyku, który wyrwał się z jej piersi.

Robiło jej się ciemno przed oczami, ale dała radę wstać. Nie miała pojęcia, która jest godzina, nie widziała, czy Bill wrócił już z pracy. To nie miało znaczenia. Szła przed siebie aż do niewielkiego domku na klifie.

Cicho otworzyła drzwi. Usłyszała kroki i brzdęk naczyń dobiegający z kuchni. Nagryzła wargę i doszła do schodów. Oparła się o balustradę i z trudem zrobiła pierwszy krok.

– Bill, to ty? – Usłyszała pytanie Fleur.

– Nie – odpowiedziała, a głos jej zadrżał. – To ja, Ginny.

– Tak szybko wróciłaś? Jesteś głodna, czy poczekamy na Billa z obiadem?

– Poczekamy – rzekła krótko, dziękując w duchu, że kobieta nie wynurzyła nosa z kuchni.

Dziewczyna zmusiła swoje ciało do heroicznego wysiłku i najpierw udała się do pokoju. Wsunęła pod łóżko owiniętą w materiał książkę i poszła do łazienki, zamykając za sobą drzwi. W pośpiechu zdjęła brudne ubranie. Musiała je spalić, nie miała innego wyjścia.

Ginny spojrzała w lustro i zadrżała. Była cała brudna, po jej nogach spływała krew. Odwróciła się, aby spojrzeć na ranę na udzie i omal nie pisnęła. Namoczyła ręcznik i zaciskając zęby, udało jej się obmyć ślad. Miała tylko chwilę, aby przyjrzeć się głębokiej szramie i czarnej obwódce wokół niej. Nie wyglądała na zwykłe cięcie.

Dziewczyna poszukała w apteczce maść na szybkie krzepnięcie krwi i mając nadzieję, że nie zrobi sobie większej krzywdy, nałożyła specyfik. W pierwszej chwili miała wrażenie, że popuści z bólu. Potem chwyciła bandaż i zaczarowała go, aby nie przykleił się do rany oraz nie zmoczył i ciasno zawiązała wokół uda. Zdrowy rozsądek podpowiadał jej, że powinien to obejrzeć uzdrowiciel, ale jak wytłumaczyłaby, skąd to się wzięło.

Czuła się słaba i zmęczona. Straciła zbyt dużo krwi, aby teraz racjonalnie myśleć. Chwyciła się umywalki i zapłakała nad tym, co przed chwilą zrobiła.

Continue Reading

You'll Also Like

26.9K 1.4K 47
Faktem było to, że Synowie Garmadona stanowili prawdziwe niebezpieczeństwo dla Ninjago i jego mieszkańców. Choć Ninja robili wszystko, żeby powstrzym...
2.9K 604 27
Będę tutaj pokazywała co jeszcze robię w wolnym czasie oprócz czytania i pisania. Kocham rysować i wkładam w to dużo pracy. Mam nadzieje, że będzie s...
23.2K 3.8K 23
Czarodzieje z Wielkiej Brytanii rzadko nawiązywali kontakt z innymi krajami. Nie interesowało ich zbytnio, co działo się za ich granicami, ale to się...
24.1K 1.5K 39
Edgar ma 15 lat, zmaga sie z problemami rodzinnymi jak i prywatnymi, do tego sie jeszcze wyprowadza z domu w którym mieszkał cale swoje życie, ma też...