17: Pełnia księżyca

356 41 1
                                    

Ginny znów była w Muszelce. Biały pokój nie zmienił się nawet o jotę. Siedziała wyprostowana na miękkim łóżku i przyglądała się mozaice z muszelek, która wisiała nad komodą. Remus mówił, że wróci tu tylko na czas pełni, ale ona nie była pewna, czy może mu wierzyć. Szczególnie po tym, co wydarzyło się zeszłej nocy. Wszystko się posypało. Dziewczyna miała wrażenie, że życie ucieka jej między palcami. Przelewało się, jak śliska maź, która nie potrafiła utrzymać się w jednym miejscu, w jednym kształcie.

Westchnęła.

Sen nie chciał przyjść. Siedziała na szerokim parapecie, obserwując jasną tarczę księżyca. Nie miała już sił. Na początku była pewna, że Remus powie o wszystkim rodzicom. On jednak zachował to dla siebie, tłumacząc, że musi dokładnie przeanalizować jej przypadek. Dokładnie tak ją nazwał, przypadkiem.

Niewygodna gula stanęła jej w gardle. Oparła czoło o zimną szybę, mając nadzieję, że da jej to choć trochę ukojenia. Niestety.

– Chcę być dzielna – szepnęła, a morskie fale zagłuszyły jej głos. – Naprawdę chcę być dzielna.

I wtedy go dostrzegła. Znajoma postać przechadzała się po złotym piasku, a woda obmywała mu nogi. Ginny nie zastanawiała się, jak to możliwe, że poznała go z tak dużej odległości, to nie miało znaczenia, ona podświadomie czuła, kto to.

Jej nogi same ją poprowadziły. Powoli wyszła z pokoju, a potem bezszelestnie opuściła Muszelkę. Noc była chłodna, a morska bryza wyczuwalna w powietrzu. Księżyc oświetlał jej drogę, kiedy jak w tranie szła wzdłuż wąskiej ścieżki i powoli schodziła ze stromego klifu.

Nie powinno go tu być, to tylko sen – myślała gorączkowo.

Nie zdjęła butów, kiedy puściła się biegiem przez złoty piasek. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego tak niewielki wysiłek fizyczny sprawiał, że czuła się tak strasznie zmęczona. Serce przyspieszyło, a ona z trudem łapała powietrze.

Rozejrzała się nerwowo. Przecież cię widziałam – pomyślała.

– Gdzie się chowasz?! – krzyknęła, a głos jej się załamał.

Spienione fale uderzały o brzeg, wyrzucały na piasek garście połamanych muszli i małe kamienie. Tarcza księżyca odbijała się w tafli wody, a ostry wiatr rozwiewał włosy.

Ginny poczuła paraliż i narastającą bezsilność. Była sama, choć stała w dokładnie tym samym miejscu, w którym go dostrzegła. Uniosła głowę i spojrzała na Muszelkę rysującą się na tle nocnego nieba. We wszystkich oknach było ciemno.

Dziewczyna nachyliła się powoli, zdjęła wiązane buty. Odłożyła je na bok, a potem zrzuciła gruby sweter i spodnie. Stała w samej bieliźnie, drżąc z zimna i nerwów.

Powoli, nie panując nad ruchami, zamoczyła stopy w lodowatej wodzie. Zrobiła krok do przodu, a spieniona fala podmyła jej łydki i ochlapała nagi brzuch. Jęknęła.

– Co ty wyprawiasz? – Usłyszała za plecami znajomy, lekko zachrypnięty głos.

– Idę się utopić – powiedziała, choć szczerość zadziwiła nawet ją. – Wiem, że wtedy wyjdziesz z ukrycia i mnie uratujesz.

– Wyjdź z wody, proszę.

Ginny zaśmiała się cierpko. Proszę... to słowo zabrzmiało naprawdę dziwnie z jego ust. A potem poczuła znajomy dotyk na karku. Długie, chude palce odrzuciły jej włosy na piersi, odsłaniając plecy. A potem wargi, których najbardziej w życiu pragnęła, zaczęły muskać jej ramiona.

– Dlaczego umarłeś? – zapytała.

A wtedy on przerwał pieszczoty. Ginny odwróciła się mechanicznie, bojąc się, że jej słowa sprawiły, że zniknął. Ale on był tam dalej. Stał tak blisko, że czuła na twarzy jego oddech. Nigdy nie wyglądał tak pięknie i tak smutno.

Zakończony || Serce Wybrańca || Ginny Weasley & Remus Lupinحيث تعيش القصص. اكتشف الآن