05: Trudne decyzje

453 52 3
                                    

Świat czarodziejów pomału podnosił się po ostatecznej bitwie, która miała miejsce w Hogwarcie. Nauczyciele oraz wielu starszych absolwentów zgodziło się pomóc przy odgruzowaniu szkoły. Wiązali z tym miejscem wiele miłych wspomnień i nie wyobrażali sobie, aby mogli postąpić inaczej.

Również Ministerstwo Magii pomału stawało na nogi. Zaczęto prowadzić pierwsze procesy pojmanych śmierciożerców, szykowano się również do wyboru nowego ministra.

Ludzie odetchnęli, na Ulicę Pokątną wróciły tłumy roześmianych klientów, a witryny sklepowe na powrót cieszyły oczy wszystkimi kolorami tęczy. Wszędzie dało się słyszeć gwar rozmów i muzykę.

Świat znów nabrał barw.

Choć nie dla wszystkich. Wiele kobiet i wielu mężczyzn pogrążonych było w żałobie po stracie kogoś bliskiego. Wydawało się im, że nic nie jest w stanie zapełnić pustki, którą pozostawiły matki, ojcowie, córki, synowie i przyjaciele. Nikt nie chciał nawet słuchać, że czas goi rany, że niedługo wszystko się ułoży. Bo czy te słowa nie brzmiały jak kpina i policzek prosto w twarz?

* * *

Remus stanął przed dość dużym domem położonym miedzy wzgórzami. Z tej odległości mógł dostrzec zarys jeziora malującego się w oddali. Równo przystrzyżony, zielony trawnik mienił się w promieniach popołudniowego słońca. Wokół ścieżki, na idealnie wypielonych grządkach, rosły herbaciane róże.

Na werandę prowadziły dwa niskie stopnie, a na niej znajdował się stół i trzy krzesła. Ciepły wiatr rozwiewał strony starego "Proroka Codziennego". Lupin po chwili namysłu odważył się zapukać. Przełknął ślinę. Poczuł, jak w gardle tworzy mu się niewygodna gula. Drzwi otworzyły się z głuchym skrzypnięciem. Stanął w nich stary skrzat domowy. Spojrzał na niego dużymi, wyłupiastymi oczami.

– Dzień dobry – przywitał się Remus. – Byłem umówiony z panią Andromedą Tonks.

– Proszę, pani czeka w salonie.

Weszli do niewielkiego przedsionka, a później drzwiami do holu. Kroki odbijały się echem, kiedy stąpali po drewnianej posadzce. Ściany utrzymane były w jasnej tonacji, a z sufitu zwisały nieduże żyrandole. Nie było żadnych obrazów, żadnych zdjęć. Lupin czuł się tak, jakby dom stracił duszę.

Skrzat zatrzymał się przed drewnianymi drzwiami, otworzył je, po czym wpuścił go do środka. Oczom Remusa ukazał się duży, dobrze oświetlony salon. Ściany pomalowane były na brązowo. Na środku stały dwie sofy obite kremową tapicerką i stół z wieloma zdobieniami. Po prawej stronie znajdował się ceglany kominek, a na nim bukiet róż.

Na kanapie siedziała kobieta. Ubrana była na czarno, a jej ciemne włosy kontrastowały z bladą cerą. Wygładziła spódnicę, po czym wstała. Podeszła do Remusa, a dywan tłumił odgłos jej stóp odzianych w buty na niewielkim obcasie.

- Dziękuję, Bulpie - zwróciła się w stronę skrzata. - Możesz odejść.

Stworzenie odwróciło się na pięcie i wymaszerowało z pokoju, zamykając za sobą drzwi.

Lupin nie czuł się komfortowo, stojąc naprzeciwko swojej teściowej. Kiedy na nią patrzył, miał wrażenie, że wszystko, co pomału zaczynało układać się w jego głowie, nagle rozpadło się w drobny mak.

– Gdzie jest Ted? – spytał, nie wiedząc, jak inaczej zacząć rozmowę.

– Nie wiesz, że twój syn zawsze śpi o tej porze? – spytała, a jej głos zabrzmiał nieprzyjemnie obco. – Siadaj, chyba najpierw powinniśmy omówić kilka kwestii.

Zakończony || Serce Wybrańca || Ginny Weasley & Remus LupinWhere stories live. Discover now