Rzucił garść kamieni na łąkę przed nami. Gdy uderzyły w kwiaty, miliony małych, żółtych światełek wyleciało w powietrze. Świetliki.
Byłam w szoku. Cała pustą przestrzeń zapełniły swoim blaskiem.
Justin podszedł do mnie, stanął na przeciwko i wyciągnął w moja stronę patyk.
-Weź go i uderz w gałęzie drzewa.
Podeszłam pod pień i pociągnęłam patykiem jak po strunach od gitary. Płatki kolorowych kwiatów zleciały na ziemię. Zaraz potem w powietrze wzbiły się migające światełka.
Uśmiech sam cisnął mi się na twarz. Czułam się jak dziecko- szczęśliwa.
Wyszłam z pod drzewa i podziwiałam świetliki nad naszymi głowami.
-Podoba się?-zapytał z uśmiechem.
Odwróciłam się do niego.
-Oczywiście że tak, jest pięknie.-odpowiedziałam i założyłam ręce pod pachy.
-Zimno Ci?-zapytał.
-Tylko troszkę.
-Weź moja kurtkę.
-Nie, nie trzeba, naprawdę. Przeżyje.-zaprotestowałam.
-Jak Ci oferuje kurtkę to masz ją przyjąć. Co Ty filmów nie oglądasz?- zapytał z rozbawieniem.
Zaśmiałam się i wzięłam kurtkę.
-Dziękuję.
-Nie ma sprawy. Będzie cieplej jak wzejdzie słońce. A teraz zapraszam na ławeczkę.
-Ależ dziękuję bardzo.- odpowiedziałam przedrzeźniając jego dżentelmeńską wypowiedź.
Zawinęłam się jego wielką, ale przede wszystkim CIEPŁĄ kurtką. Właśnie w takich momentach nie umiem być twarda.
Usiedliśmy na ławce obok siebie. Justin dał swoje ramie na oparcie za moimi plecami.
-Słyszysz?-zapytał szeptem.
-Ale co?-zmarszczyłam brwi.
-Wsłuchaj się.
Nie wiedziałam kompletnie o co mu chodzi. Ale zrobiłam jak kazał.
Starałam się usłyszeć. Zamknęłam oczy i spróbowałam się skupić.
-Coś słychać. -powiedziałam cicho.
-A co takiego?
-Ptaki. A dokładnie to pisklaki w jakimś gnieździe.
-Dokładnie, wołają bo są głodne. A zaraz po nich powinny zacząć śpiewać inne ptaki.
-Skąd wiesz co i kiedy. -zapytałam patrząc mu w oczy.
-A czy Ty wiesz ze jak się koncentrujesz to mrużysz nos jak kot?- zapytał z wyraźnym rozbawieniem.
-Eeeej..pierwsza zapytałam. -pokazałam na niego palcem.
-Dobra, dobra. Jestem tu dość często
-Przez całą noc do rana?
-Dokładnie. To jest taki moje miejsce do przemyśleń, jeśli mogę to tak nazwać. Mało oryginalne ale jest.
-Masz dobry gust.
-A dziękuje dziękuje.-powiedział z uśmiechem.
Siedzieliśmy w ciszy kilka minut do momentu gdy pierwsze promyki pojawiły się nad górami, przez co świetliki zaczęły gasnąć.
-Zaczyna się. -szepnął.
Słońce pojawiało się nad widnokręgiem, a las zaczynał się budzić. Ptaki zaczęły śpiewać. Zające i sarny wyszły na łąkę.
Wiedziałam że muszę być cicho i robić wszystko bez gwałtownych ruchów.
-I to wszystko w przeciągu kilku minut. Niesamowite. - powiedziałam cicho.
Zachwycałam się widokiem. Przypomniał mi się wieczór kiedy byłam u babci na wsi i również wyszłam na wzgórze patrząc na słońce, ale wtedy zachód. Tylko ten widok, który mam aktualnie przed sobą, bije resztę na głowę.
Światło słoneczne obejmowało już koronę drzewa za nami i zaraz potem wpadło na nas.
Zmrużyłam oczy i popatrzyłam na Justina, który ciągle siedział cicho.
Patrzył na mnie i się uśmiechał.
-Co nic nie mówisz i tak się patrzysz?- zapytałam.
-Bo byłaś tak pochłonięta patrzeniem na wschód, że nie słyszałaś, że cokolwiek do Ciebie mówię.- odpowiedział z uśmiechem.
-Naprawdę? Przepraszam. Uciekłam myślami, trzeba było mnie szturchnąć przecież. -mówiłam w pośpiechu, lekko zawstydzona.
-Ej spokojnie. Przecież nic się nie stało.
-To co mi mówiłeś?
-Mówiłem o zającach na łące. Opowiedziałem historię jednego z nich.
-No nie...naprawdę? A mógłbyś ją powtórzyć?-powiedziałam lekko przeciągając końcówki słów, żeby go namówić.
-No to tak w skrócie. Znalazłem jednego jak był bardzo mały. Kiedy wybrałem się na wycieczkę przez ten właśnie las, bo chciałem go lepiej poznać.
I kiedy doszedłem do strumyka, to zauważyłem małego zająca, który wpadł w zatrzask myśliwych. Był bardzo spanikowany i obolały. Wydostałem go z potrzasku i zabrałem do siebie. Pojechałem z nim do weterynarza i zajmowałem dopóki nie wyzdrowiał. - opowiedział dumny.
-Wow...- tyle potrafiłam z siebie wydusić.
Patrzyłam na niebo z szeroko otwartymi oczami i ustami. Jestem pełna podziwu.
-Ta... Dzięki.- powiedział z lekkim uśmiechem i trochę speszony.
-To co zrobiłeś było cudowne. Jesteś naprawdę dobrym człowiekiem z wielkim sercem. Cieszę się, że Cię poznałam. -powiedziałam.
-I wzajemnie, mała.
-Mała to wiesz co jest.
-No chyba nie.
-No chyba tak.
-Pffff...
-Nie pff'haj mi tu. - powiedziałam udając złą, mimo że bawiła mnie ta sytuacja.
-Dobra.- powiedział zrezygnowany. - Cho, zbieramy się.
-I teraz dwie godziny wracania.
-Dokładnie.
••••••••••••••••••••••••
Gwiazdki i komentarze dodają motywacji!