Więzy Krwi||JWS

De JWS_Love

12.5K 927 570

⚠️Pierwsze rozdziały są w trakcie poprawek! Proszę o wyrozumiałość; wraz z czytaniem, jakość rozdziałów wzras... Mais

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Zmiany, zmiany, zmiany
Rozdział 4
Libster Awards
Rozdział 5
Liebster Awards
Q&A❤️
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 12
Rozdział 13 MARATON
Rozdział 14 MARATON
Rozdział 15 MARATON (END)

Rozdział 11

372 26 23
De JWS_Love

           (Czytajcie notkę na dole!)
Tańczące płomyki powoli wygasały. Tak samo jak i słońce, które cichutko chyliło się ku zachodowi. Czerwone promienie świeciły ostatnim blaskiem zza chmur. Ogień strzelał co jakiś czas, przypominając o sobie i nie pozwalając mi się zamyślić na długo. Obok mnie leżała Koral, która równie spokojnie, co Laguna, spała grzejąc się w świetle ogniska. Laguna budziła się parę razy, ale zaraz potem z powrotem zasypiała. Złamanie dawało jej się we znaki. Czułem wielkie poczucie winy, gdy tylko zwracałem na nią wzrok. To uczucie nie opuściło mnie ani na chwilę. Inne smoki także spały. Część nieruchomo, jak kamień, część drgało uszami, łapami czy końcówkami skrzydeł. Jedynie ja i, jak mi się zdawało, Hekate zostaliśmy czujni. Wina nie pozwalała mi zmrużyć oka. Kremowe jak muszla łuski Koral poruszyły się po raz pierwszy od dłuższego czasu. Smoczyca mruknęła coś i zastrzygła uszami. Kilka chwil po tym otworzyła niemrawo oczy i wpatrzyła się w iskierki przed nią. Potem w pełni odzyskała świadomość i uniosła głowę. Nie spojrzała na mnie od razu, najpierw przyglądnęła się trawie i otoczeniu, a dopiero po tym zwróciła na mnie uwagę. Zamrugała, jakby starała sobie przypomnieć gdzie jest, a jej spojrzenie rozjaśniło się. Uśmiechnęła się, chodź nie wiem, czy szczerze. Wstała i pobudziła mięśnie przystępując z nogi na nogę. Wykonała kilka owalnych ruchów skrzydłami i ziewnęła.

– Hekate kazał nam wstać – powiedziała jeszcze nie w pełni przebudzona. – Niedługo wylatujemy.

    Kiwnąłem głową, bo nie za bardzo wiedziałem, co powiedzieć. Koral przejechała językiem po wargach i zrobiła skwaszoną minę. 

– Kiedy ostatnio coś jedliśmy? – zapytała.

    Nie miałem nic w ustach od rana, a może i dłużej. Naraz poczułem ucisk w żołądku. 

– Pójdę to sprawdzić – poinformowała mnie smoczyca i szybkim krokiem przeszła bliżej swoich towarzyszy.

    Z westchnieniem skierowałem wzrok na skaczące iskry. Ile będzie jeszcze tych westchnień? Wątpię, żeby Hekate był na tyle łaskawy, by pozwolić nam zapolować. Zobaczyłem jasną sylwetkę Koral i połyskującego w zmierzchu Hekate, którzy rozmawiali spokojnie, aż w końcu Koral skinęła głową i skłoniła się nieznacznie. Chwilę potem wylądowała obok mnie. 

– Powiedział, że możemy zapolować – oznajmiła łapiąc oddech.

    Uradowany wstałem i cicho stawiając kroki zacząłem iść w stronę zbierającej się już grupy. Zerknąłem na Koral, która nie ruszyła się z miejsca. 

– Ty nie – ucięła chłodno. – Masz pilnować Laguny.

    Znowu poczułem zażenowanie.

– Ach... no tak. – Odwróciłem wzrok i cofnąłem się o krok. Naraz atmosfera stała się gęsta i napięta.

    Smoczyca spojrzała przez moje ramię na leżącą Lagunę i przytaknęła. Bez słowa dmuchnęła mi powietrzem w pysk, kiedy machnęła skrzydłami by zbić się w powietrze i wylądować obok reszty jej towarzyszy. Eskadra przywitała ją ciepło, jakby nie widzieli się od lat. Otoczyły ją inne smoki i zaczęły poklepywać skrzydłami po ramieniu. Zobaczyłem, jak Koral śmieje się i przytula do Milesa, i jak razem z resztą nurkuje w dół, za komendą Fiorda. 

    Przytuliła się do Milesa. 

    W środku mnie poczułem dziwne uczucie. Mieszankę złości, żalu i smutku. Coś, czego jeszcze nie czułem. Teoretycznie nie powinno mi być przykro, przecież znosiłem gorsze rzeczy. Corvir zrobił mnie odpornym na ból. Ale ten ból był inny. Taki... mniej cielesny. Co Miles miał takiego w sobie, że Koral go lubi? Może chodzi o jego wygląd? Nie jest jakimś specjalnie przystojnym smokiem. Przecież jest tak samo inny, jak ja! Może chodzi o to, że jest wyszkolony i zna się na całych tych walkach i tak dalej? Owszem, ja nie miałem opracowanej jakiejś specjalnej techniki, ale coś potrafię. W dodatku jestem od niego wyższy i silniejszy. 

    Żywy ogień zapłonął w moich oczach. Zdałem sobie sprawę, że czułem zawiść i wściekłość na Milesa. Nie próbowałem tego stłumić, nie tym razem. Dobrze było mi poczuć tę energię napełniającą każdy zakamarek mnie. 

    Zacząłem chodzić tam i z powrotem, myśląc co powiem Milesowi. Mięśnie pracowały szybciej, ciągle spięte, czułem o wiele więcej i wzrok mi się polepszył. Chciałem utrzymać ten stan do czasu powrotu eskadry. Od niechcenia odwróciłem głowę i gdy tylko otworzyłem paszczę od razu wydobył się z niej krótki błysk, a ognisko na nowo wystrzeliło w górę. Musiałem zmrużyć oczy, by przyzwyczaić się do światła. 

    Podobało mi się to. Po raz pierwszy w życiu poczułem się potężny. Może Tygrysica miała rację? Powinienem stać się maszyną do zabijania? To jedyne, w czym mógłbym być dobry. Byłem dziką bestią i nic nie mogło tego zmienić. 

    Zakręciło mi się w głowie. Usłyszałem plask i momentalnie spojrzałem w stronę dźwięku. Moje łapy splamiło coś czerwonego i kleistego. Potrząsnąłem nią, by pozbyć się mazi, ale zrobiło jej się jeszcze więcej. Teraz zamiast wściekłości, poczułem przerażenie. Ziemia uciekała mi spod nóg, świat wirował wokół. Moja głowa miała zaraz wybuchnąć. Syknąłem z bólu, jaki mnie opanował. W moich myślach pojawiły się dwa czerwone, ogromne punkty. Wprawiło mnie to w jeszcze większe zmieszanie; nie wiedziałem co to, ani co oznacza. Ale zdawało mi się, że te punkty są żywe. Zatoczyłem się po raz kolejny, ale tym razem coś mnie zatrzymało. Obraz przestał wirować, a tępe pulsowanie minęło. Spojrzałem w górę i ujrzałem chłodne oczy przywódcy. Odruchowo spuściłem uszy i już miałem bełkotać przeprosiny, lecz powstrzymałem się. 

- Żołnierzu – syknął Hekate, unosząc jeszcze wyżej głowę. Jego jasne oczy odbiły zachodzące słońce.  – Doprowadź się do porządku. Pamiętaj, że zostajesz tu sam. Więc radzę ci – zlustrował mnie od góry do dołu – pozostać trzeźwym.

- Życzę udanej podróży – powiedziałem równie ostro, patrząc na Hekate spode łba.

    Jego pysk drgnął, choć on sam nie. Wiedziałem, że zbiłem go z tropu. Nie wydawał mi się już tak przerażający. Wykrzywił się, ukazując część zębów i odwrócił się. 

- Oby była tak udana, jak twoje zadanie – warknął Hekate, gdy znalazł się dalej.

    Złość znalazła ujście, a ja jakoś nie miałem ochoty na nowo jej wywoływać. Owszem, nadal chciałem porozmawiać z Milesem, ale nie w ten sposób. Nie chciałbym go skrzywdzić. I nie chciałbym mieć go za wroga. Chciałem się uspokoić, choć nie wiedziałem jak. Tygrysica nie wpajała nam do głów jak pozbyć się gniewu. Skąd miałem wiedzieć jak to zrobić? Ayumi by wiedział... Co zrobił by Ayumi? 

    Gniew to jedynie uczucie. Ty nad nim panujesz, nie ono nad tobą - mówił młodszy brat. 

     Problem w tym, że mną wręcz targały emocje. 

    Przypomniała mi się sytuacja z mojego dzieciństwa. Amber i ja bawiliśmy się na błotnej części wyspy. Wtedy o tym nie wiedzieliśmy i przypadkowo ugrzęzłem w błocie.

    Spokojnie, Argon. Nie tak, bo pogarszasz sprawę! Opanuj się, jesteś przecież większy ode mnie. Wdech, wydech. Już lepiej?

     Wdech, wydech... Zamknąłem oczy, by odpocząć od ciągłego gapienia się w nicość. Tempo serca stanowczo zwolniło. Powtórzyłem zabieg czując coraz większą ulgę. 

    Właśnie tak, rozluźnij się. No, a teraz wyskakuj bo jeszcze mi zaśniesz. I co, trzeba było się tak denerwować?

     Trzeba było, Amber... Poczułem wielką tęsknotę do rodzeństwa, tylko ich miałem. Żałowałem, że nie zdążyłem się z nimi pożegnać. Uświadomiłem sobie, że to tak naprawdę oni cały czas się mną opiekują. Miałem urodzić się ostatni, dlaczego więc natura zrodziła mnie pierwszego? Muszę dawać przykład, a tak naprawdę sam jestem pouczany. Przez to jestem taki jaki jestem. Jedno oko za szczypało leciutko, a na powierzchnię wypłynęła pojedyncza łezka. Pozwoliłem, by spłynęła po całej długości mojego pyska, aż zawisła na czubku nosa. Zwiesiłem głowę i usłyszałem bardzo, bardzo ciche „plusk" o skały. Podobno nie potrafimy płakać. A może normalne smoki nie umieją? Trwałem w milczeniu i mroku zmierzchu, nie troszcząc się już o wygasły ogień. 

     Lodowaty wiatr powiał czasem, przechylając mnie to w przód, to w tył. Z zamkniętymi oczami wsłuchiwałem się w otoczenie. Mimo, że oczy miałem zasłonięte powiekami, mogłem wyobrazić sobie co jest przede mną, dzięki słuchowi. Na początku słyszałem oddechy moje, Hekate jak i Laguny. Wdechy przywódcy były głębokie, ale brzmiały, jakby odbijały się od dna płuc. W oddechach smoczycy nic się nie zmieniło: nierównomierny, płytki oddech. Ktoś naprawdę powinien się nią zająć. Do wpuszczanego i wypuszczanego powietrza doszło jeszcze wołanie ptaków i szum morza, i fal rozbijanych o skalne słupy. Skupiłem się i usłyszałem coś jeszcze. Coś głośnego, ale niewyraźnego. Coś jakby popiskiwanie gryzoni albo płacz ledwo wyklutych smocząt. Odgłosy były jednak szybkie, przerywane i zastępowane coraz to nowszymi. Pomimo, że nie potrafiłem ich rozszyfrować odróżniałem je. Nie było dwóch takich samych piśnięć. To było niezwykłe, a jednocześnie niepokojące. Ktoś lub coś cały czas się porozumiewa. Z drugiej strony gdzieś chyba słyszałem te dźwięki. Z transu wyrwało mnie żałosne stęknięcie i okropnie głośne szuranie. Otworzyłem oczy, a piski zaniemówiły. To Laguna poruszyła się zmieniając trochę pozę. Nie zachowywała się tak głośno, jak usłyszałem. 

     Długo już śpi, pomyślałem. Może czas ją obudzić. 

     Podszedłem do stękającej smoczycy i szturchnąłem ją mało delikatnie. 

- Laguna? – Starałem się nie patrzeć na zdeformowane skrzydło.

- Co? – warknęła jak naburmuszone smoczę, które nie chce wstawać o świcie na nauki. Zaskoczyło mnie to.

- Eee... Musisz wstać.

- Po co? – Laguna otworzyła jedno oko i skierowała je na mnie. – Ile spałam?

- Pół dnia – odparłem zgodnie z prawdą.

- To po co mnie budzisz? – spytała smoczyca zakrywając łapą oczy.

- Jak się czujesz? – zapytałem, zmuszając się przenieść wzrok na złamanie.

- A jak mam się czuć? – Laguna odpowiedziała pytaniem, nie odsłaniając oczu.

     Jej zachowanie kompletnie zbiło mnie z tropu. Nie przypominało mi to typowych odpowiedzi poszkodowanego. Może Laguna specjalnie chciała wydać się niewzruszona bolącym skrzydłem? 

- No wiesz – przewróciłem oczami szukając odpowiednich słów. – Uderzyłaś o skały... i to dość poważnie.

     Smoczyca tym razem odsłoniła dwoje oczu i spojrzała na mnie z poirytowaniem. 

- Skały? Jakie skały? – pytała, marszcząc nos. – O czym ty w ogóle do mnie mówisz?

     Położyłem uszy z zaskoczenia. 

- Naprawdę nie pamiętasz? – nie dowierzałem.

- Nie – odpowiedziała. – Zresztą nie mam czego, a teraz daj mi spokój...

- Laguna, a-ale...

- Dasz mi spokój, czy mam cię zmusić? – przerwała mi Laguna, gwałtownie unosząc głowę. – Naprawdę, co za...

     Urwała, bo skrzywiła się, jakby zjadła zgniłe warzywo. Powoli odwróciła wzrok na jej złamane skrzydło i wpatrzyła się w nie z wytrzeszczonymi oczami. 

- Laguna...

- Ci – przerwała mi. – Nic nie mów, sama do tego dojdę.

     Zniecierpliwiony postukałem pazurem po kamieniu, dając jej znak że nie mamy zbyt dużo czasu. 

- Nic nie pamiętam – powiedziała po chwili, odwracając głowę od złamania. – Czy możesz mi wyjaśnić, co tu się właściwie dzieje?

- Gdybyś dała mi dojść do słowa, może zrobiłbym to wcześniej – burknąłem. – Wpadłaś na skały i straciłaś przytomność. Zanieśliśmy cię tutaj i do czasu, aż eskadra nie wróci z tej całej misji, ja i ty zostaniemy tutaj.

     Oczy Laguny zamknęły się, a ona sama wyglądała, jakby znowu zasnęła. 

- Laguno? – Znowu trąciłem ją, z powrotem sprowadzając ją na ziemię.

- C-co? – Smoczyca otrząsnęła się i zdezorientowana zaczęła rozglądać się dookoła. – Przepraszam, mógłbyś powtórzyć?

     Uczucie poirytowania wzrosło, gdy wytłumaczyłem jej wszystko jeszcze raz. Smoczyca nie wydawała się tym ani trochę wzruszona, ale na jej pysku nie pojawiła się żadna inna emocja. Zaczynałem się niepokoić o jej stan. 

- I co? – spytałem ją, po objaśnieniu sytuacji. – Nic nie powiesz?

- Ale co? – powiedziała całkiem na poważnie Laguna. Zastanowiłem się, czy nie żartuje.

- No... – z głowy uciekły mi wszystkie słowa – cokolwiek.

- Nie widzę powodu, bym jakoś specjalnie zareagowała na to, co mi powiedziałeś – odparła, przekładając nogę na nogę.

- Do ciebie chyba coś nie dotarło – odpowiedziałem mniej uprzejmie. – Cała eskadra zostawia nas samych. Nie będziesz z nimi leciała i ja też nie.

     Smoczyca zamrugała parę razy, jak gdyby spróbowała się skupić.

- Gdzie są teraz? – dopytała.

- Polują. – Odwróciłem wzrok, by ukryć wyraz żalu. – Niebawem wrócą.

     Kiedy nie usłyszałem odpowiedzi odwróciłem oczy i ze zdumieniem stwierdziłem, że Laguna po raz kolejny przysnęła. Tym razem nie zamierzałem jej obudzić, widząc w jakim jest stanie. Obejrzałem się na zasnuty czernią krajobraz wysepki, chcąc odnaleźć Hekate. Ryzykując, że zostawię Lagunę samą przez chwilę, poszedłem w głąb. Ciemność nie przeszkadzała mi w patrzeniu, bo nasz wzrok był do tego przystosowany. Jednak znając Hekate wiedziałem, że trudno będzie go zobaczyć. Z twardniała ziemia nie zostawiała żadnych odcisków, słuch też odpadał. Hekate na pewno zachowywał się ciszej, niż jakiekolwiek inne stworzenie. Pozostał mi węch i wzrok. Po chwili szukania, po tej z pozoru małej skale, zastanowiło mnie dlaczego Hekate znikł. Chował się? Czy ktoś taki jak nasz przywódca mógł się przed kimś chować? Pogrążony w rozmyślaniach, ogromne zaskoczenie wywołało nagłe pojawienie się ogromnego smoka. Jego świecące ślepia pojawiły się znikąd i spojrzały wprost na mnie, gdy ze stłumionym wrzaskiem odskoczyłem od niego. W głowie znów zabłysły dwa czerwone, przerażające światła, ale tylko na chwileczkę.

- Argon? – Rozległ się głos przywódcy. – Czy to coś ważnego?

- Tak myślę – odpowiedziałem, gdy już otrząsnąłem się z szoku. Mój głos zabrzmiał śmiesznie piskliwie, w porównaniu z kamiennym głosem Hekate. – Laguna się obudziła. Niestety nie wygląda najlepiej.

- Laguna? – Smok wynurzył się trochę bardziej z mroku. – Aaa, Laguna! Precz mi z drogi, muszę ją postawić do pionu.

     Hekate przepchnął się, zmuszając mnie do gwałtownego złapania równowagi. Zanim dotarły do mnie słowa zielonego smoka, ten już szedł w jej stronę. 

- Hekate...to znaczy przywódco – zacząłem, gdy dogoniłem już zdecydowanego smoka. – Ona jest zbyt słaba. Nie może nawet myśleć.

- Nie może pozwolić sobie na słabości – powiedział niewzruszony Hekate.

- Ona... Nie możesz tak jej traktować!

     Po raz kolejny wpadłem na dumnego przywódcę i znaleźliśmy się tylko kilka odstępów od siebie. Jasne oczy drugiego smoka pochwyciły moje spojrzenie. Nie mogłem odwrócić teraz wzroku. 

- Jeśli zaraz nie zamilkniesz – zaczął bardzo powoli. – Skończysz, jak ta smoczyca, o którą tak bardzo dbasz. – Jego oczy tylko na chwilę zeszły w dół, a potem z drwiną spotkały się z moimi. – W końcu i tak już jesteś zepsuty.

     Moje nogi drgnęły, jednak ja sam aż kipiałem ze złości. Hekate to wyczuł. 

- Pamiętaj, jeden fałszywy ruch... – Niepokojący odgłos głośnego ocierania dwóch skał przerwał to, co mówił. Oboje skierowaliśmy głowy w tamtym kierunku. Z przerażeniem zobaczyłem, jak kawałek skały traci przyczepność i osuwa się na dół. Zaraz potem zorientowałem się, że tam leży Laguna. Bez zastanowienia rzuciłem się, by ją ratować.

     Hekate mnie nie powstrzymał, ale też nie ruszył za mną. Musiałem to zrobić sam. Wszechobecny mrok i chmury kompletnie zasłoniły widoczność, co mnie zdziwiło, bo nie miałem problemów z widzeniem w ciemnościach. Wbiegając na drgające skały przeszył mnie pierwszy dreszcz niepokoju, choć nie zawahałem się. Przystanąłem, by złapać oddech i rozejrzałem się dookoła. Czerwona sylwetka Laguny powinna rzucić się w oczy. Dopadła mnie straszna myśl, że Laguna mogła być już w dole... Strach obleciał mnie całego i rzuciłem się na skraj spadających głazów. Wyciągnąłem szyję, ale jedyne co widziałem to mętna woda i odłamki. 

- Laguna! – krzyknąłem przerażony. Kompletnie straciłem głowę.

     Strach sparaliżował nawet moje nogi, ale zadziałały dopiero, gdy podłoże pod nimi również straciło przyczepność. Odskoczyłem do tyłu, tuż przed tym, jak skały, na których przed chwilą stałem, runęły w dół. Zacząłem nawoływać i biegać w około, jakby miało mi to coś dać. Nagle wśród ogromnego hałasu, pluskającej wody i świszczącego wiatru usłyszałem... wołanie. Wołanie w postaci ciągłego, przewiercającego uszy pisku. Jakimś cudem wiedziałem, że ktoś woła, pomimo że nie rozumiałem słów. Pobiegłem w stronę dźwięku głęboko wierząc, że to głos Laguny. Rzeczywiście! Czerwona skóra smoczycy błysnęła na horyzoncie. Rozłożyłem skrzydła, dając się ponieść wiatrowi i chwilę potem byłem obok niej. To, co zobaczyłem - zmroziło mi krew w żyłach. Ledwo żywa Laguna była cała we krwi, a jej skrzydło było tak powyginane, że przypominało zwiędły liść. Zatrząsłem się, bo wiedziałem, że nie da jej uleczyć. Bez słów wziąłem ją w szpony i z całej siły machnąłem skrzydłami. Laguna uniosła się nad ziemią, a zaraz potem skały spadły w ocean, zostawiając pustą przestrzeń. Zacisnąłem zęby i wbiłem pazury w ciało jeszcze żywej smoczycy. Bardzo, bardzo delikatnie położyłem Lagunę na pewnym gruncie, choć łapy trzęsły się od wysiłku. Ze stęknięciem wylądowałem obok niej. 

     Tak szybko, jak się zaczęło – wszystko ucichło. Ostatni głaz stoczył się w morze, zostawiając wielką przepaść i zmniejszając wyspę o połowę. Już miałem pochylić się nad ranną, gdy usłyszałem trzepot. Jakaś sylwetka wzbiła się do góry, prawie nie widoczna. Zmrużyłem oczy i wytężyłem zmysły. Naraz tuż przede mną rozbłysły dwa, upiorne punkty w kolorze świeżej krwi. Ślepia były większe niż moja głowa, a ja już nawet nie starałem się ukrywać zdenerwowania. Skierowały się na mnie i przez jedną bardzo długą chwilę patrzyłem w nie. Patrzyłem czując, jak całkowicie mnie pochłaniają, jak zapadam się w nich. Potem punkty znikły i rozległ się odległy szelest. 

     Osunąłem się na ziemię. Oddychałem wręcz histerycznie, ale miałem powody. Zobaczyłem coś wstrząsającego, coś co już wcześniej widziałem. Gdy za mną rozległy się odgłosy przecinanego powietrza, myślałem że nie wytrzymam. Skulony ze strachu na pewno nie wyglądałem na odważnego wybawcę. 

- Argonie. – Twardy jak kamień głos wypowiedział moje imię. – Argonie – powtórzył, gdy nie zareagowałem. – Wstań, gdy do ciebie mówię!

     Nieśmiało pokręciłem głową, nawet nie odwracając się do całej reszty. Przyczołgałem się bliżej smoczycy, której klatka piersiowa unosiła się coraz wolniej. Wyciągnąłem łapę w jej stronę. 

- Żołnierzu! – wykrzyknął ktoś tak głośno, że zdawało się że i ziemia zadrgała. – Nakazuję ci wstać.

     Kolejna łza pojawiła się na moim policzku, gdy zobaczyłem rany smoczycy. Świeża krew zmieszała się ze starą, z poprzednich ran.

     Westchnienie. Okazuje bezradność?

- Podnieście go – rozkazał.

     Poczułem, jak pazury dwóch smoków gwałtownie wbijają się w moje łuski i zmuszają mnie do dźwignięcia się na nogi. Stłumiony okrzyk wyrwał się kilku paszczom, gdy odsłoniłem im widok półumarłej Laguny. Nie miałem odwagi unieść głowy i zmierzyć się spojrzeniami. 

- To już kolejny akt twojej niesubordynacji – monologował Hekate. – W normalnych warunkach dawno wywaliłbym cię na zbity pysk. Nie myśl, że ci się upiecze. O wszystkim informuję Alfę, na bieżąco. Za pierwszym razem okazał swą litość wobec ciebie i dał ci szansę na poprawę.

     Alfa dał mi szansę? Szansę, pod którą Hekate się podpisał? 

     Hekate kontynuował:

- Owszem, miałeś na swoje usprawiedliwienie brak szkolenia i... wynaturzenie, ale nie zwalnia cię to z wykonywania zrozumiałych poleceń. Nie będę dłużej tolerował ciebie w moich szeregach. Zostajesz...

- Przywódco – przerwał inny głos. Z nadzieją uniosłem bezsilnie oczy. Miles wystąpił z szeregu i z szacunkiem ukłonił się przed nim i Fiordem. – Argon nie miał szans na odpowiednie zachowanie, gdyż nie był tego nauczony. Poza tym sam widziałem, jak doglądał smoczycy. Może jeszcze raz przemyślisz swoją decyzję?

     Hekate spojrzał na śmiesznie małego smoka w porównaniu z nim i obnażył zęby.  

- Nikt nie prosił cię o głos, szeregowy! – warknął na niego. – Od ciebie oczekuję wyjątkowego szacunku.

- Miles mówi prawdę – powiedziała odważnie Koral, która stanęła obok niego. – Argon rzeczywiście starał się pomóc... nam wszystkim, ale na pewne rzeczy nie ma wpływu. Może spaczenie wpłynęło też na jego czucie?

     Fiord uspokoił Hekate wzrokiem, jednak na dwoje podopiecznych popatrzył z niekrytym zgorszeniem. 

- Bierzecie stronę tego smoka? – syknął równie twardo. – O was Alfa też się dowie, nie martwcie się o to.

- A ty, żółtodziób? – zwrócił się Hekate. – Powiesz coś, czy pozwolisz by inni stali w twojej obronie?

     Nie podniosłem głowy, nie miałem też co powiedzieć. 

- Chcę tylko przeprosić – wyrwało mi się.

- Twoje przeprosiny mają marną wartość – odparł Fiord. – Splunąłeś na swój honor, młody smoku.

- Jak myślisz, Fiordzie. Co z nim zrobimy? Zostawimy samego na pastwę losu, czy od razu zabierzemy go do Alfy?

     Poczułem, jak w moim ciele dzieje się coś dziwnego. Nabrałem nowych sił, jakby rany które odniosłem zniknęły za jednym dotknięciem. Spojrzałem w kałużę i nie ujrzałem tego samego Argona. Moje ciało rzeczywiście troszeczkę świeciło, a w oczach pojawił się dziwny błysk. Głuche warknięcie ni stąd, ni zowąd rozbrzmiało w mojej piersi. 

- Laguna. – Odepchnąłem dwa smoki i przypadłem do niej. Jeszcze oddycha! – Szybko, pomóżcie!

     Smoki poruszyły się niepewnie. Nawet sam Hekate nie wiedział, co powiedzieć. Nie zwracałem na to teraz uwagi, za bardzo skupiłem się na smoczycy. Dotknąłem jej skrzydła, jednak nie zobaczyłem żadnej reakcji. Nie byłem medykiem, miałem pustkę w głowie. 

- Pomóżcie jej! – krzyknąłem bezradnie. Serce Laguny biło ostatkiem sił.

- Fiordzie – powiedziała niewzruszona Koral – tylko ty znasz się na leczeniu. Laguna czekała dość czasu, by udzielić jej leczenia.

     Fiord westchnął, wypuszczając parę z nozdrzy. 

- Argon miał się nią zająć – przypomniał już mniej lodowatym głosem. – Lecz wiadomo, że i tak nie uratował by jej życia, szczególnie teraz.

     Szaro-niebieskie łuski zastępcy pojawiły się obok mnie i Laguny. Fiord przyłożył ucho do klatki piersiowej smoczycy i nasłuchiwał. Dwoje ze stojących smoków skinęło głowami i odleciało gdzieś. Pewnie Fiord rozkazał im coś za pomocą tych sygnałów dźwiękowych. 

- Tego skrzydła nie da się już odratować – rzekł, gdy wszyscy skupili się wokół niego. – Ale będzie żyła. Jakimś cudem – dodał cicho i w tym momencie wrócili dwaj żołnierze.

     Upuścili to, co mieli w pyskach. Większość odskoczyła z przerażeniem. Węgorze wiły się w konwulsjach, a wzory na ich oślizgłych cielskach przyprawiały o zawroty głowy. Fiord wziął w zęby jednego z nich i ścisnął go tuż nad ranami smoczycy. Akompaniament kilku obrzydliwych dźwięków skwierczenia, charczenia i syku zmusił mnie do cofnięcia. Fiord wypluł o połowę mniejsze ciało małego stworzenia i wziął następne. Powtórzył tę czynność, cały czas zachowując stały wyraz pyska. Nie wiedziałem czy udawał, czy rzeczywiście nic nie czuł. Po skończonych zabiegach, Laguna zaczęła trochę głośniej oddychać. 

     Pozwoliłem sobie na pełen ulgi wydech. Zbyt dużo zadziało się w przeciągu zaledwie dwóch dni. 

     Chrobotanie przerwało moje myśli. Fiord wyprostował zgniecione skrzydło, aby zobaczyć złamania. Zacisnąłem zęby, by nie wydać żadnego stęknięcia. Wyciągnął jeden szpon i zrobił nim kilka nacięć. Już wiedziałem co chce zrobić... 

     Odwróciłem wzrok, ale nie odszedłem. Nie mógłbym tego zrobić. Trzask, mlaśnięcie i już było po wszystkim. Jednym ruchem zatamował krwawienie dzięki długim liściom, które także przyniosły smoki. 

     Skąd oni to wzięli?, zastanowiłem się. 

     Zastępca wstał, bez okazywania choćby zmęczenia. Skinął głową w stronę Hekate, a ten przeniósł wzrok na wyprostowaną eskadrę. 

- Ruszamy – powiedział cicho. Rozwinął skrzydła i bez słowa ruszył w powietrze.

     Eskadra jeden po drugim wzbijali się w powietrze, aż zostali tylko Miles i Koral. 

- Zaopiekuj się nią – powiedział na odchodne mniejszy smok i rozłożył skrzydła.

     Koral przytaknęła i w milczeniu podążyli za resztą, zostawiając mnie kompletnie samego. Po raz pierwszy zdobyłem się na uniesienie oczu. Świecące w mroku sylwetki znikły w czarnych chmurach, zostawiając za sobą księżyc i nas. Zobaczyłem gwiazdy, których tak dawno nie widziałem. Przypomniały mi, że nigdy nie jestem do końca sam.


---------------------------------------------------

Jakby to ująć... Bardzo, bardzo, baaardzo przepraszam, że musieliście tak długo czekać. Już nawet nie będę się tłumaczyć, bo wyjdzie więcej niż ma rozdział xd.

Chciałam wam się jakoś odwdzięczyć, bo jest nas coraz więcej z (chyba ponad 50!) i dlatego pytam się czy macie jakieś specjalne prośby, życzenia, może chcecie po prostu coś powiedzieć. Wysłucham wszystkiego poczynając od Watt i kończąc na życiowych sprawach. (Oczywiście mam nadzieję, że będziecie to robić w granicach rozsądku :p) .

Co sądzicie o Argonie? O Lagunie?

Całuski, Mary

Continue lendo

Você também vai gostar

7K 282 26
Życie Hailie z rówieśnikami w szkole układa się wspaniale, ma ona kochającą mame i babcie u których zawsze może liczyć na wsparcie. Pewnego dnia wszy...
52.6K 1.9K 114
⚠️!!‼️Zaburzenia odżywiania, przekleństwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ ‼️!!⚠️ Siostra Karola, o której praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...
44.1K 1.7K 40
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...
299K 6.3K 35
21-letnia Veronica Smith rozpoczyna praktykę jako psycholog w więzieniu, w którym przebywa jeden z najniebezpieczniejszych przestępców w całym USA, L...