Can You Be Mine? ( Loki Laufe...

By EvilAngel99

82.9K 5.9K 2.2K

Nie pamiętam swojego taty. Mama nigdy mi o nim nie opowiadała, jedyne co wiem, to to, że zmarł na wojnie. Prz... More

Prolog.
Rozdział 1.
Rozdział 2.
Rozdział 3 + niespodzianka
Rozdział 4.
Rozdział 5.
Rozdział 6.
Rozdział 7.
Rozdział 8
Rozdział 9.
Rainy Town (Tom Hiddleston)
Rozdział 10.
Rozdział 11.
1000 Wyświetleń!
Rozdział 12.
Rozdział 13.
Rozdział 14.
Rozdział 15.
Rozdział 16.
Rozdział 17.
Rozdział 18.
Rozdział 19.
Rozdział 20.
Rozdział 21.
Rozdział 22.
Rozdział 23.
Rozdział 24.
Rozdział 25.
Rozdział 26.
Rozdział 27.
Rozdział 29.
Rozdział 30.
Rozdział 31.
Rozdział 32.
Rozdział 33.
Rozdział 34.
Rozdział 35.
Rozdział 36.
Rozdział 37.
Rozdział 38.
Wesołych Świąt!
I'm A Monster.
Rozdział 39.
Rozdział 40.
Epilog.
Cześć Druga?
Druga Część.
I Will Find You ( Loki Laufeyson)

Rozdział 28.

1.5K 104 24
By EvilAngel99

Całowałam się z Lokim. Jeszcze wczoraj on się do mnie nie odzywał. Uczucie, które mi towarzyszyło było niesamowite. 

Loki powiedział mi, że wcześniej mnie całował, tamtej nocy i nie może o tym zapomnieć. Gdyby nie to, że wtedy byłam pijana to też bym nie zapomniała. Takiego czegoś nie da rady zapomnieć. 

Oderwałam się od niego tylko na chwilę, aby złapać powietrza. 

Po kilku chwilach Loki zakończył pocałunek, przygryzając moją dolną wargę. Przejechałam dłonią po jego policzku. 

- Masz racje... Nie zapomniałabym o tym...- szepnęłam. Spojrzał w moje oczy. Uśmiechnęłam się lekko. Nagle chłopak podniósł głowę do góry, nasłuchując czegoś.- Co?- spytałam, obserwując go uważnie.

- Avengersi wrócili...- mruknął, kładąc się koło mnie. 

- Co? Przecież mieli wyjechać na kilka dni- usiadłam na materacu, patrząc na drzwi. 

- Minęły dwa dni, pewnie załatwili to szybciej- odpowiedział, wstając z łóżka. Dzwi pokoju się otworzyły, a do środka wleciał Stark. Był zsapany, jakby biegł przez całą drogę. 

- Wiesz, że powinienem dać ci szlaban za to, że mnie okłamałaś, prawda?- spytał, rozglądając się dookoła i upewniając się, że wszystko jest na swoim miejscu.

- Serio? Szlaban? Nie bawmy się w relacje tata- córka, bo jesteśmy na to za starzy- mruknęłam, spoglądając na Lokiego. Stał koło mnie z tym swoim tajemniczym uśmiechem.  

- Co on tutaj robi?- spytał, wskazując na chłopaka.

- Stoi? Nie baw się w opiekuńczego ojca, bo na to już za późno- odpowiedziałam. Spojrzał na mnie morderczo po czym wyszedł z mojego pokoju.

- Denerwuje mnie ten człowiek- odezwał się Loki.

- Nie tylko ciebie- odwróciłam się do niego przodem. Spojrzał w moje oczy. Uśmiechnęłam się lekko. Objął mnie w pasie przyciągając do siebie. Mój uśmiech się poszerzył.

- Czy tylko mi się wydaję, czy coś się pali?- spytał, a po chwili w budynku, włączył się alarm. Spojrzałam na Lokiego wystraszona.

- Proszę opuścić budynek, kierując się schodami na dół- odezwał się Jarvis. Złapałam boga za rękę wybiegając z pokoju. Spryskiwacze* lały wodę w całym budynku, a już po kilku krokach byliśmy cali mokrzy.

- Jarvis, gdzie jest Stark?- spytałam, kierując się w stronę schodów.

- Jest poziom wyżej i właśnie zbiega w pani kierunku- poinformował komputer. Złapałam się barierki, puszczając rękę Lokiego. Schody były trochę śliskie, a nie chcę skończyć w szpitalu. Stark nas w końcu dogonił.

- Co się dzieje? Dlaczego włączył się alarm?- spytałam, patrząc jak Stark zbiega w skupieniu po kolejnych schodkach.

- Nie mam pojecia. Pożar wybuchł na parterze, czyli musiał ktoś po prostu wejść- wyjaśnił. Wyciągnął rękę, a po chwili na jego ciele zaczęły pojawiać się kolejne części jego zbroi. Ciekawe.

- Biegnijcie na sam dół i wyjdźcie przed budynek, tam się spotkamy- zakomunikował i odleciał. Na kolejnym piętrze dołączyli do nas reszta Avengers.

- Gdzie jest Pietro i Wanda?- spytałam nie dostrzegając ich w tłumie.

- Nie wrócili z nami, zostali w Sakovii- odpowiedział Steve. No, tak. Rodzinne miasto rodzeństwa.

Czterdzieści pięter w dół to jednak za dużo. Moje płuca już nie nadrabiały, a dym drażnił moje gardło. Dlaczego system przeciwpożarowy tego nie gasi?!

- Przed budynek! Szybko, szybko!- krzyczał Steve, stojąc przed wielkimi drzwiami. Były rozsuwane, a cała instalacja elektryczna została wyłączona. Przytrzymywał nam drzwi, abyśmy mogli bezpiecznie wszyscy opuścić wieżę.

Wyszli wszyscy, oprócz Lokiego. Spojrzałam na niego, próbując unormować oddech.

- Chodź tu Loki!- krzyknęłam. Próbował, ale jakaś niewidzialna bariera nie pozwalała przekroczyć mu progu. Obejrzał dokładnie futrynę, ale nadal nie mógł wyjść.

Zauważyłam błysk na jego nadgarstku.

- To ta bransoleta od Starka!- wskazałam na urządzenie, które świeciło się na czerwono.

- Gdzie jest Tony?! Nie umiem tego zdjąć!- krzyknął Laufeyson. Rozejrzałam się dookoła, a po chwili koło mnie wylądował Iron Man. Nie wylądował tak normalnie, tylko jakby ktoś go wyrzucił przez okno. I po kilku sekundach spadły na bas odłamki szkła. Zasłoniłam głowę rękoma.

- Zdejmij mu to!- wskazałam na chłopaka uwięzionego w budynku. Stark się podniósł i podszedł do drzwi.

- Szybciej, nie wytrzymam dłużej!- stęknął Steve. Chłopak cały czas trzymał te drzwi. Jego mięśnie były wyraźnie napięte, a zęby mocno zaciśnięte.

Tony wyciągnął żelazną dłoń w stronę nadgarstka Lokiego. Pojawił się czerwony laser i przeciął bransoletę.

Loki syknął z bólu i chciał wyjść, gdy Steve nie wytrzymał i puścił drzwi. Brunet uniósł szybko rękę, a z niej wydobył się zielony dym, który powstrzymał drzwi przed zmiażdżeniem go.

Wyszedł na zewnątrz i podszedł od razu do mnie. Złapałam go za dłoń, na której miał urządzenie i obejrzałam ją dokładnie. Na nadgarstku widniała rana po laserze Starka.

- Nic mi nie jest, spokojnie- szepnął, wyrywając swoją rękę z mojego uścisku. Spojrzał do góry, a ja razem z nim.

- Rogers i Barns, potrzebni mi jesteście na górze- zakomunikował Stark. Obydwaj mężczyźni złapali się zbroi Tony'ego, a ten zaraz wleciał na górę.

- Co robimy?- spytałam, spoglądając na Natashę.

- Musimy czekać, dadzą sobie rady- powiedziała i odeszła kilka metrów dalej, siadając na trawie. Wszyscy zrobiliśmy tak jak ona. Siadłam koło Lokiego i przytuliłam się do niego dyskretnie. Siedzieliśmy trochę dalej niż reszta.

- Kto ich zaatakował?- spytałam po chwili. Chłopak objął mnie w pasie.

- Nie wiem, ale ktoś potężny, bo jak Stark nie daje sobie z nim sam rady, to jest kiepsko- odpowiedział. Westchnęłam cicho.

- Może ich jest kilku?- zadałam kolejne pytanie. Po chwili przez okno wyleciał przepołowiony robot. Odskoczyłam lekko do tyłu.

- Nie, nie. Ja tam idę- wstałam gwałtownie z miejsca i chciałam już użyć magii, aby wzlecieć do góry, ale powstrzymała mnie czyjaś ręką, zaciskająca się na moim nadgarstku.

- Nie możesz tam iść. Chłopaki dadzą sobie rady!- warknął Loki. Obróciłam się do niego przodem.

- Loki, to są roboty! Pewnie ich jest dużo, a oni nie dają sobie rady, muszę im pomóc!- krzyknęłam.

- W takim razie idę z tobą- powiedział stanowczo.

- Nie. Pójdę sama...

- Żadno z was nie idzie! Stark kazał nam tu czekać!- odezwał się Clint. Spojrzałam na niego.

- Nie odzywaj się. Nie widzisz co się dzieje? Przegrywają!- krzyknęłam.

- Spokojnie, nie denerwuj się- szepnął Loki. Przeniosłam spojrzenie na niego.


- Teleportuj mnie tam, chcę im pomóc- poprosiłam. Nabrał powietrza z płuca i spojrzał na resztę. Przyciągnął mnie w pasie i zniknęliśmy.

Stanęłam w jednym z pokoi. Wybiegłam z niego szybko, słysząc odgłosy walki. Korytarz był zniszczony, a pod ścianami leżały rozwalone roboty.

- Bucky!- krzyknęłam i przyśpieszyłam. Klęknęłam koło chłopaka.- Bucky, nic ci nie jest?- spytałam, odgarniając jego włosy, tak, aby mógł normalnie widzieć.

- Nie licząc urwanej ręki, to nic- odpowiedział, a ja dopiero teraz zauważyłam, że nie ma swojego metalowego ramienia. Zostało tylko kawałek, z połową gwiazdy.

- Gdzie jest reszta?- spytałam, patrząc w jego oczy.

- Piętro wyżej- wskazał ręką w górę.

- Loki, zabierz go i wyprowadź przed budynek, a weź Bartona- spojrzałam na bruneta, który stał koło mnie i wszystkiemu się przyglądał.

Pomógł wstać dla Barnsa i zniknął. Czekałam chwilę i pojawił się wraz z Clintem, który dzierżył swój łuk w dłoni. Ruszyłam schodami piętro wyżej. Na każdym kroku leżały jakieś części robotów.

- Steve!- krzyknęłam przerażona gdy zauważyłam blondyna leżącego na ziemi. Podbiegłam do niego szybko.- Przyrzekam, że zabiję Starka!- dodałam.- Loki- spojrzałam na bruneta. Klęknął obok Rogersa i teleportował się. Po kilku sekundach stał obok z Parkerem. Chłopak się przyda.

Ruszyliśmy biegiem w stronę co raz głośniejszych odgłosów walki. Weszliśmy do salonu.

Stark walczył z kilkoma robotami, ale ewidentnie było widać, że przegrywa. Było ich zbyt wielu.

Hawkeye wycelował strzałą i strzelił. Wbiła się w jednego z robota i po chwili wybuchła. Parker chodził po ścianach i strzelał z pajęczyny w kolejne blaszaki.

- Idź pomóż dla Tony' ego- krzyknął Loki. Tak uczyniłam. Z moich palców unosił się zielony dym... Zaraz, co? Zielony? Przecież on był niebieski!

- Sam!- usłyszałam krzyk Lokiego. Ocknęłam się i strzeliłam wiązką magii w robota, który szedł na mnie.

Teraz jest mniej ważny kolor mojej mocy, trzeba uporać się z wrogiem.

- Jest ich więcej?- spytałam gdy oswobodziłam Starka z połowy maszyn. Jego zbroja była zniszczona.

- Są w całym budynku! Nie wiem skąd oni się biorą!- odpowiedział niszcząc kolejne roboty, swoimi miotaczami na rękach.

Rozejrzałam się dookoła. Loki radził sobie używając magii tak jak ja, a Peter rozbijał kolejne roboty, łapiąc ich na pajęczynę i obijając jeden o drugiego. Clint strzelał strzałami, co chwila wysadzając kolejne roboty.

- Uważaj!- usłyszałam. Ledwo zdążyłam się uchylić, jednak i tak dostałam w ramię, które zaczęło krwawić. Pięknie.

Rozwaliłam robota, który mnie zranił i ruszyłam dalej.

- Muszę zmienić zbroję!- krzyknął Stark.

- Chyba sobie żartujesz! Dasz rady w tej!- odkrzyknęłam. Uchroniłam się od ciosu, wytwarzając zieloną tarczę przed sobą, po czym robot stracił życie. Jeśli w ogóle takowe posiadał.

Po kilku minutach w pokoju leżały tylko szczątki metalu. Spojrzałam po wszystkich, próbując złapać oddech.

- Od dzisiaj jesteś w grupie Avengers, a teraz idziemy na kolejne piętra- oznajmił Stark i uniósł się lekko w górę po czym wszyscy ruszyliśmy schodami. Po drodze napatoczyło się kilka robotów, ale poradziliśmy sobie z nimi.

W niektórych pokojach było czysto, ale w innych aż roiło się od metalu.

Wyszliśmy na dach. Tam to dopiero się działo. Było ich mnóstwo. Nie powiem ile, bo jest ich za dużo, nie zdołałabym policzyć.

Zaczęliśmy kolejną walkę. Loki trzymał się blisko mnie i nie raz ratował mnie przed jakimś robotem lub ja jego, za co zamiast usłyszeć "dziękuję" to słyszałam, że poradziłby sobie z nim sam. Wierzyłam w to, ale wolałam mu pomóc zamiast zbierać go z podłogi rannego.

- Za dużo ich, nie damy rady!- krzyknął łucznik. Miał rację. Zbyt wiele ich jest, a ja co raz bardziej opadam z sił.

Wyciągnęłam dłonie przed siebie. Duża wiązka magii uderzyła w grupkę robotów, przesunęłam lekko dłonie w bok i kolejni padli na ziemię.

- Kilkudziesięciu mniej- wzruszyłam ramionami.

- Gdybym miał swoje berło, już dawno by ich nie było!- Loki stanął koło mnie, patrząc na Starka.

- Nie dam ci go! Jest niebezpieczne w twoich rękach!- krzyknął Iron Man.

- Laufeyson ma rację! To może pomóc!- odezwał się Clint. Nie wiem o jakie berło im chodziło, więc nie mieszałam się do tego.

- Gdzie jest Thor?- spytałam. Mógłby załatwić ich swoimi piorunami.

- U Jane w Londynie, więc tu nie przybędzie!- odpowiedział Peter, kucając koło mnie. Westchnęłam cicho, rozglądając się dookoła.

- Twoja zabawka jest w laboratorium!- krzyknął Stark. Loki uśmiechnął się przebiegle i zniknął.

Walczyłam gdy pojawił się Loki. Ubrany był w swoją zbroję, ale do tego była jeszcze długa, zielona peleryna powiewająca na wietrze i zloty hełm z dwoma rogami. To dlatego Stark nazywa go jelonkiem...

W ręku trzymał długie, złote berło z niebieskim kamieniem na czubku.

Uśmiechnął się w mym kierunku i wycelował w roboty. Z kamieni wyleciał niebieski promień, który zamienił je w kawałki złomu.

Walka rozpoczęła się na nowo.

Po kilkunastu długich minutach walka się skończyła. Opadłam zmęczona na ziemię, siadając. Rozejrzałam się dookoła. Mnóstwo złomu. Peter ma rozerwany w kilku miejscach strój, Clint nie ma większych obrażeń niż zadrapania, Stark ma całą zniszczoną zbroję, a Loki stoi patrząc na wszystko dookoła.

- Nic ci nie jest, Sam?- spytał Stark. Machnęłam ręką, aby się nie martwił. Jestem tylko trochę zmęczona. Oparłam głowę o swoje ręce, patrząc w dół. W pewnym momencie zauważyłam przed sobą czarne buty, kawałek zielonej peleryny i złotego berła. Loki. Uniosłam wzrok do góry i napotkałam jego wyciągniętą w moją stronę dłoń. Chwyciłam za nią i wstałam.

- Nie mówiłeś, że masz poroże- mruknęłam, wskazując palcem na jego hełm. Wykręcił oczami i objął mnie w pasie w tym samym momencie, w którym podszedł do nas Stark.

- Dobra, możesz już oddać swoją zabawkę- wyciągnął w jego stronę żelazną dłoń. Loki popatrzył na niego z uśmiechem.

- A jeśli nie to co?- spytał. Prychnęłam cicho pod nosem i jednym ruchem zabrałam mu przedmiot z ręki.

- Teleportuj nas do reszty- mruknęłam. Stark wzleciał do góry, a później opadł w dół za krawędzią budynku, Peter użył swojej sieci, a ja z Bartonem i Lokim teleportowaliśmy się na dół. Nie wyobrażam sobie, aby ponownie zbiegać po tych schodach.

Gdy tylko stanęłam na trawie, spojrzałam na resztę. Bucky siedział oparty o drzewo, Bruce siedział koło niego. Natasha siedziała wraz z Steve'm, trzymając jego głowę na swoich kolanach i przeczesując mu włosy. Chłopak ledwo oddychał, a mina kobiety mówiła sama za siebie. Było źle.

Podbiegłam do blondyna, tym samym wyrywając się z uścisku Lokiego. Oddałam berło dla Starka i uklękłam obok głowy blondyna i objęłam jego twarz dłońmi.

- Steve- szepnęłam, widząc jego bladą twarz.- Co mu się stało?- spytałam, spoglądając w jego niebieskie oczy.

- Głęboka rana brzucha- odpowiedziała rudowłosa. Spojrzałam na jego brzuch. Jego koszulka była cała czerwona od krwi. Podciągnęłam ją do góry.

- Nie uda mi się tego zregenerować w pełni, ale uda mi się na tyle, aby przeżył- wyjaśniłam, przykładając rękę do rany.- Będzie boleć, Steve- ostrzegłam po czym z mojej dłoni wydobył się zielony dym, wnikając w ciało chłopaka. Zacisnął zęby, ale nie krzyczał. Wytrwały jest.

- Jak można być tak głupim i zostawić umierającą osobę?- spytałam gdy skończyłam. Spojrzałam na Starka, który stał nade mną, trzymając złoty przedmiot w ręku.

- Ja tak chciałem. Nie mógł zostawić wieży i zająć się nami. Musiał walczyć- odezwał się Steve. Spojrzałam na niego. Patrzył na mnie smutnymi oczami.

- Ty się już nie odzywaj- nachyliłam się i musnęłam ustami jego brudne czoło. Zawsze jak Loki mi to robi, czuję się lepiej. Uśmiechnęłam się lekko.

- Dziękuję Loki za to, że mi pomogłeś- te słowa skierował do skołowanego bruneta. Zaśmiałam się cicho, widząc jego minę. Po sekundzie się opanował i wyprostował dumnie.

- Prosiła mnie o to Samantha, więc to zrobiłem- odpowiedział, uśmiechając się do mnie. Pokręciłam głową na boki, widząc jak Steve wykręca oczami.



------

Ta, nie ma to jak zwalić opis walki... 😁

Jak mówiłam rozdział pojawił się w sobotę.

Dziękuję, że was tyle czyta!

Nigdy nie myślałam, że będzie was aż tak dużo!

Dziękuję!

A teraz zrobię chamską reklamę!

NIGHT SHADOWS!

By:rihannasgal

Jeśli lubicie Issac'a (a wiem, że połowa z was go uwielbia), to zapraszam do przeczytania tego opowiadania. 

Dziewczyna dopiero zaczyna pisać i ciężko byłoby gdyby taki talent nie został zauważony!

ZAPRASZAM!

I jeszcze raz dziękuję za wyświetlenia i gwiazdki, oraz komentarze oczywiście! 

Do zobaczenia w piątek!

Continue Reading

You'll Also Like

6.9K 393 14
"Przeciwieństwa mogą ciągle ze sobą walczyć, ale także dopasować się, tworząc połączoną całość.." ____ Rose Weasley była niczym słońce, częstujące ka...
22.2K 2K 50
W powieści występują brutalne sceny przemocy seksualnej, przemocy fizycznej oraz plastyczne opisy morderstw. Jeśli nie lubisz mocnych książek, to pro...
416K 12.7K 37
Treść książki może być nieodpowiednia dla niektórych użytkowników. Cała fabuła opowiada o chorym związku między nastolatką a gościem po trzydziestce...
24.2K 1.2K 20
Trochę czasu minęło, odkąd Młodzi Tytani pokonali Slayda. U Raven i Bestii rodzi się coś, co nigdy u nich się nie pojawiło. Każdy z nas, zawsze wierz...