Aura Jade
Obudziłam się cała mokra od potu i nie mogłam złapać oddechu. Piasek, okropny piasek. Był wszędzie. To nie było straszne, ani przerażające, więc nie wiedziałam, czemu się tak wystraszyłam.
- Jade? Coś się stało? - zapytał Harry zaspanym głosem.
- Nie, nie. Wszystko w porządku. - Położyłam rękę na piersi, jakbym mogła tym gestem uspokoić szybko bijące serce. - Chyba czas wstawać.
- Jeszcze nie - mruknął niezadowolony i przyciągnął mnie do siebie bliżej.
- Nie jestem jakąś maskotką - zachichotałam, przytulając się.
Czułam, jak koszulka lepiła mi się do pleców, co wywołało ogromny dyskomfort.
- Jesteś moją osobistą przytulanką - wyszczerzył się, a w moim brzuchu poderwało się do lotu stado motyli.
Jak on to robił? Wystarczyło głupie słowo, a ja bym skoczyła za nim w ogień.
- Puk, puk, puk! – Drzwi się uchyliły i stanęła w nich uśmiechnięta od ucha do ucha Eleanor. – Przeszkadzam?
- Nie, właściwie już wstawaliśmy – odpowiedziałam szybko i uśmiechnęłam się do przyjaciółki.
Wstałam z łóżka i stanęłam obok komody, szukając jakiś ciuchów na przebranie. Czy rzeczywiście byłam aż tak spocona, jak mi się wydawało?
- Zrobiliśmy śniadanie. Macie ochotę? – zapytała wesoło.
- Umieram z głodu. Już schodzimy – przytaknął Harry, a El opuściła mój pokój, zamykając uprzednio drzwi. – To chodźmy.
- Ty idź, ja jeszcze skoczę pod prysznic – powiedziałam, zabierając kosmetyczkę i ręcznik z szafki.
- Oh, dobrze. Poczekać na ciebie? - spytał, przysiadając na brzegu materaca.
Przyglądał mi się badawczo.
- Nie, nie. Dołączę do ciebie w kuchni. Będę za parę minut – zapewniłam i powędrowałam do łazienki.
Czułam się brudna, wczoraj nie wzięłam prysznica po tym jak wróciliśmy z Liverpoolu. Szybko się rozebrałam i wskoczyłam pod prysznic. Ciepła woda rozluźniła moje napięte mięśnie i pozwoliła mi się zrelaksować. Ogarnęłam się szybko, wytarłam włosy w ręcznik i nałożyłam makijaż tak szybko, jak mogłam. Przebrałam się w wygodne jeansy i czarny podkoszulek, na który zarzuciłam koszulę w kratę.
Zeszłam na dół do kuchni, odnotowując w pamięci, żeby rozłożyć później ręcznik na kaloryferze, by mógł wyschnąć do wieczora.
- Hej, Jade! Jak się spało? – powitał mnie Louis.
- Super. – Uśmiechnęłam się i mimo woli ukradkiem zerknęłam na Harry'ego, który posłał mi równie dyskretny uśmiech. Usiadłam na krześle. – Liam z nami nie je? Angelica? Oh, a co z Niallem? Jejku, zupełnie o nim zapomniałam.
- Liam czuwa przy Angelice, a Niall obudził się dziś rano, jest cały i zdrowy, ale ciągle osłabiony. Do jutra mu przejdzie – uspokoiła mnie Eleanor.
- A gdzie jest?
- Zdrzemnął się jeszcze na chwilę na kanapie.
- Gofra?- Zayn podstawił mi pod nos talerz, a zapach ciasta ożywił moje zmysły.
- Dziękuję. – Poczęstowałam się.
Na swojego gofra położyłam trochę owoców oraz dżem malinowy. Rozmowa toczyła się na przeróżne tematy, ale wszyscy byli w dobrych humorach. Była to miła odmiana po wczorajszym, stresującym dniu oraz nocy. Skończyliśmy jeść, lecz wszyscy siedzieli i po prostu gawędzili w najlepsze.
- Zapomniałabym! Mamy z Harrym dla was niespodziankę. – Uśmiechnęłam się tajemniczo i podeszłam do lodówki po nasz deser.
Galaretka wyglądała wspaniale! Prawie jak tęcza. Rozłożyłam każdemu na talerz porcję i podałam.
- Tęcza? Ciekawe, skąd ten pomysł? – zachichotała Leigh-Anne.
- Niall mnie nieco zainspirował. – Pokazałam jej język i się roześmiałyśmy. – Zaniosę mu trochę.
Chwyciłam talerz w obie ręce, a po drodze zahaczyłam do lodówki po dodatkową porcję bitej śmietany dla niego. Weszłam cicho do salonu, sprawdzając czy śpi. Leżał na kanapie z wyciągniętą dłonią.
Zamarłam oniemiała. To wyglądało, jakby obłok w kolorach tęczy wydostawał się z jego dłoni. Delikatny i piękny jak płomyk. Wpatrywał się w niego skupiony, więc nawet mnie nie zauważył.
- Mam coś dla ciebie. Dobrze się czujesz? – zapytałam, siadając na kanapie obok.
Obłok zniknął, a Niall spojrzał na mnie uważnie.
- Tak, już w porządku. Trochę kręci mi się w głowie, ale ogółem jest dobrze. – Uśmiechnął się słabo.
Był jeszcze blady, a oczy miał nieco zamglone.
- Proszę, zrobiłam to z Harrym dla ciebie. – Podałam mu talerz z galaretką- tęczą, ale teraz wyglądało to co najmniej amatorsko w porównaniu z jego magicznym kolorowym obłokiem.
- Jejku, uwielbiam ją! – ucieszył się i zabrał za jedzenie deseru. – Dziękuję.
- Cieszę się, że ci smakuje. Szczerze mówiąc, miałam nadzieję, że ci poprawi humor, ale widzę, że nie trzeba niczego poprawiać – zaśmiałam się.
- Czemu miałbym mieć zły humor? To jest fantastyczne.
- Ale co? - nie rozumiałam.
- Aura. Mogę ją tworzyć dosłownie tak, jak chcę – mówił wesoło.
- Tak, wyglądała przepięknie, ale... to bezpieczne? Jak uderzyłeś nią w Angelicę, to myślałam, że już po niej – parsknełam, przypominając sobie ten moment.
- Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia jakie są konsekwencje, pierwszy raz tego użyłem. Po prostu wiedziałem, że Angelica jest na skraju emocji i postanowiłem coś z tym zrobić. Nie wiedziałem kiedy i jak, aż samo wybuchło. Na początku było super, a potem myślałem, że zemdleję. Nieprzyjemne uczucie, jakby moja dusza gdzieś uciekała, a potem wracała. Okropne. - Wzdrygnął się i wziął do ust łyżeczkę bitej śmietany.
- A teraz jak zrobiłeś to na dłoni? Nie bolało? – zdziwiłam się.
- Nie, właśnie nie. Może to kwestia wprawy? Mogę się tym bawić do woli. Problem jest, kiedy próbuję wypuścić całą aurę na zewnątrz.
- Oh, rozumiem. Czyli wcześniej tego nie umiałeś?
- Nie, wcześniej widziałem tylko aury innych. Z resztą, nadal widzę. To po nich rozpoznaję, kto jest w jakim nastroju. Mogę się bawić kolorami i wprowadzać ludzi w taki nastrój, jaki chcę. Oczywiście, to wymaga koncentracji – wyjaśnił.
- To fascynujące! I widzisz aury non stop? A ja jaki mam teraz kolor? – zapytałam zaciekawiona.
- Tak, ale muszę się skupić, jeśli chcę wyłapać wszystkie kolory. Na pierwszy rzut oka widać tylko te dominujące. Twoja aura jest różowa. Gdzieniegdzie widzę jasno turkusowe przebłyski – odpowiedział bez namysłu.
- A co to znaczy? – zaśmiałam się.
Nie miałam przecież pojęcia, co to mogło oznaczać.
- Czysta i nieegoistyczna miłość. Turkus oznacza głębokie współczucie oraz sympatię – powiedział spokojnie, a mnie serce się zatrzymało.
O nie, on wiedział. No jasne, że wiedział. Jejku, ale byłam głupia. Nie mogłam tego przed nim ukryć, on by to wszystko wyczytał z mojej aury. Już wiedział, że kochałam Harry'ego. Powie mu? Co teraz będzie? Komu jeszcze mógł powiedzieć?
- Aleś się wystraszyła! Spokojnie, nikomu nie powiem, jeśli o to chodzi. – Uśmiechnął się uspokajająco, a ja wypuściłam wolno powietrze.
- Dzięki - westchnęłam z ulgą.
- W porządku. A więc... to już nie tylko zakochanie, hm? – Poruszył brwiami w górę i dół.
- Niall! – Dałam mu sójkę w bok, a on się roześmiał. Perfidnie sobie ze mnie żartował!
- Co was tak śmieszy? – zapytał Harry, który właśnie wszedł do pokoju.
Zamarłam w bezruchu, a moje serce się ponownie zatrzymało.
- Jade karci mnie za gadanie o jej aurze – zachichotał Niall, a ja miałam ochotę go właśnie w tym momencie udusić.
- Jaką ma aurę? – zaciekawił się Amor, a ja pomyślałam, że zaraz zejdę na zawał. O nie, nie byłam jeszcze gotowa. Nie mógł się dowiedzieć, nie w taki sposób...
Posłałam przerażone spojrzenie Niallowi.
- Jasno szarą. Jest bardzo strachliwa, zauważyłeś? – powiedział, a ja nie wiedziałam już co czułam: ulgę, gniew, zażenowanie czy rzeczywiście po prostu strach.
- Tak, łatwo ją wystraszyć, co nie? – Harry dźgnął mnie palcem w bok, a ja aż podskoczyłam.
Nie wystraszył mnie oczywiście, zdrajca wykorzystał wiedzę o moich łaskotkach. Kumulowały się we mnie teraz wszystkie emocje i miałam ochotę komuś przywalić. Wstałam i spojrzałam groźnie na obydwu roześmianych przyjaciół.
- Idę sobie – mruknęłam i poszłam do góry.
Słyszałam jeszcze ich śmiech, na który wywróciłam oczami. Dzięki Bogu, że Niall przysiągł dochować tajemnicy. Nie wiedziałam, co bym zrobiła, gdyby Harry się od kogoś dowiedział o moich uczuciach.
Gdy wychodziłam na korytarz ze schodów, o mało nie wpadłam na Liama.
- O matko, przepraszam – wybełkotałam.
Powinnam zejść na ziemię i bardziej uważać.
- Nic się nie stało. Gratulacje. – Uśmiechnął się promiennie i wyminął mnie.
- Co? – nie rozumiałam, o co mu chodziło.
- Wieści się szybko rozchodzą – zaśmiał się, pukając się palcem w skroń i zbiegł po schodach na dół.
- Liam! – krzyknęłam tylko za nim z wściekłości.
Co się działo? Czy to "narodowy dzień wkurzania Jade", czy jak? Zaraz naprawdę kogoś uderzę!
- Wszystko dobrze? Ale jesteś wkurzona! – Otworzyła szerzej oczy ze zdumienia Jesy, która właśnie wyszła z pokoju na korytarz.
- Bardzo widać? – zapytałam, wzdychając.
- Jeszcze się pytasz? Jesteś cała czerwona – zaśmiała się. – Co jest?
- Muszę jakoś odreagować. Przejdziemy się? Może chodźmy na rower. Poćwiczmy! Tak, to świetny pomysł! – mówiłam już bardziej do siebie niż do niej. Wybiegłam myślami do momentu, gdy zakładam rękawice bokserskie i mogę wyładować napięcie na worku treningowym.
- Ćwiczyć? Co? - nie nadążała za mną.
- Na siłowni! Będzie fajnie, co ty na to? - przekonywałam ją.
- Zgoda. Zawołam dziewczyny i idziemy – przytaknęła mi z uśmiechem.
- Dziękuję, naprawdę dziękuję! – Uściskałam ją.
Jesy poszła na dół, do kuchni, gdzie przebywała właśnie Perrie i Eleanor, a ja udałam się po Leigh-Anne do jej pokoju.
- Leigh idziemy do siłowni, pójdziesz z nami? – zapukałam i weszłam do jej pokoju.
Leigh-Anne siedziała po turecku na dywanie z książką na kolanach. Wokół niej było mnóstwo jeszcze innych starych ksiąg.
- Do siłowni? W sumie czemu nie. Kiedy? – Odłożyła książkę na bok i wyprostowała plecy. Usłyszałam jak strzelają jej kości, na co się wzdrygnęłam. Nienawidziłam tego dźwięku.
- Zbiórka na dole za pięć minut! – zawołałam i pobiegłam do swojego pokoju po torbę.
Spakowałam do niej ciuchy na zmianę, ręcznik i kosmetyczkę ze szczotką. Zbiegłam na dół do kuchni i chwyciłam butelkę wody mineralnej, po czym schowałam ją do torby.
- Gotowe? – zapytałam radośnie.
Chciałam trochę odreagować, ale i mieć okazje, by z nimi pogadać na osobności. One mnie rozumiały, jak nikt inny.
- Tak, idziemy. – Machnęła ręką Perrie.
- Czekaj, a Eleanor nie idzie z nami? – zauważyłam brak szatynki.
- Nie, wolała zostać przy Niallu i Angelice, bo mogą jej potrzebować. Wciąż są słabi - wyjaśniła Jesy.
- Oh, okej. – A więc z El będę musiała pogadać później.
Po drodze do siłowni śmiałyśmy się i gadałyśmy na różne tematy. Gdy zbliżałyśmy się już do naszego celu Perrie zapytała:
- Jade, chcesz z nami pogadać i dlatego wyciągnęłaś nas z domu, prawda?
Skinęłam głową.
- Muszę się was poradzić, ale najpierw potrzebuję na czymś rozładować napięcie, a taki mały trening to dobry sposób. Poza tym, strasznie długo siedzimy w domu – zaśmiałam się, a dziewczyny razem ze mną.
- To tutaj – poinformowała nas Jesy, która prowadziła.
Weszłyśmy do dużego budynku, zakupiłyśmy karnety i udałyśmy się do szatni. Każda z nas się przebierała w swoje stroje do ćwiczeń.
- Słyszycie tą piosenkę? Uwielbiam ją! – zawołała Perrie i wybiegła z przebieralni, tańcząc.
Zaczęłam się z niej śmiać, bo robiła zabawne miny.
- Znam tę piosenkę! To „Word Up"! – powiedziała Jesy, dołączając się do naszych "dzikich" tańców.
-Yo pretty ladies around the world... – Perrie poruszyła brwiami w górę i w dół, śpiewając w dziwny sposób.
Już wiedziałam, że nie powstrzymam się przed zaśpiewaniem następnej zwrotki.
_________________________________________________
Hej hej hej!
Przychodzę do Was z rozdziałem, gdyż iż mam taką małą "tradycję" od jakiś czterech lat :D W urodziny dostaje się prezenty, a ja po prostu bardzo lubię je dawać. Tak więc pomyślałam, że zrobię Wam taki mały maraton ^^ Może być?
♥